Odcinek 43
Szczerze? No nie takiej reakcji się spodziewałem. Naprawdę. Miałem na myśli, że wpadnie w moje ramiona. Uściskam ją i powiem ,,jestem kochanie", a ta wyskakuje z pytaniem ,,kim jest ten pan?". Proszę mi wierzyć lub nie ale czułem się załamany. Opuściłem ręce i patrzyłem chwilę na nią, dopóki nie odezwał się Marian.
— Synu. — Położył mi rękę na ramieniu. — Idź, umyj się, odpocznij.
— Ale.... — Chciałem coś dodać, ale ten jedynie poklepał mnie po plecach i pognał do domu, jakby nie chciał słyszeć sprzeciwu.
— Dziadku! Dziadku, powiedz kto to. — dopytywała się ciągle mała, gdy ja już stałem na progu domu państwa Dunkiewicz.
Miskę z wodą zaniosłem do pokoju, który z tego, co mi kiedyś opowiadała Ewka, należał do jej brata. Zamknąłem za sobą drzwi i ściągnąłem z siebie wierzchnią część munduru. Biały (pff... żółty) podkoszulek lepił mi się do ciała. Nie dałem rady go ściągnąć, więc zerwałem. I tak wszystko, co miałem na sobie nie nadawało się do prania, a jedynie do spalenia. Z drugiej strony...
To była w końcu pora by spalić ten nazistowski mundur. Zbyt długo służyłem dla Niemiec. Kaburę odpiąłem od spodni i rzuciłem wraz z pistoletem na łóżko. Powoli ściągnąłem spodnie i majtki i wszedłem do miski z wodą. Była zimna jak cholera; ale naprawdę musiałem w końcu się umyć. Naprawdę.
Potrzebowałem tej kąpieli jak głodny jedzenia (choć to drugie też by się przydało). Po kilkuminutowej kąpieli; udało mi się zdrapać ze skóry zaschnięty bród. Zacząłem powoli czuć się jak człowiek.Jeszcze tylko rach ciach i pozbyć się tego zarostu... wtedy to będę normalnie czuł się jak młody bóg.
Przeszukałem szafę mojego byłego towarzysza broni i znalazłem tam białą flanelową koszulę i brązowe spodnie wyjściowe. Stwierdziłem, że zawsze lepsze to niż latanie z chujem na wierzchu, więc po chwili byłem już elegancko ubrany. Zmęczony położyłem się na łóżku. Zanim jednak przyłożyłem głowę do poduszki; postanowiłem schować pod nią mojego lugera. Tak dla własnego bezpieczeństwa. Zanim jednak zasnąłem; moim uszom obiła się ciekawa dyskusja tocząca się pod moimi drzwiami.
— Mało masz problemów?!
— To mój zięć!
— I co z tego? Przez niego zginęła twoja córka!
— Pamiętaj, że to ty z nią jechałeś! A ja ciebie tu wpuściłem!
— Ale gdyby on z nią był...— Nie dokończył, a jedynie usłyszałem trzask. — Ała!Kurwa! Jedynkę mi wybiłeś!
— Napluj mi tu tylko gdzieś krwią na podłogę, a będziesz szorował zębami.
Dalszej części dyskusji niestety nie słyszałem, gdyż moje oczy zaczęły się kleić, a ja zasnąłem. Obudziło mnie dopiero pukanie do moich drzwi i wołanie na obiad.
— Ale żeś się wystroił. — Padł komentarz ze strony Mariana. — Ale siadaj, siadaj. — Wskazał mi miejsce przy stole.
Julka, która przyszła chwilę po mnie; usiadła obok Jana. Dwa krzesła dalej ode mnie. Można powiedzieć, że przy stole siedziała cała ,,rodzina''.
Marian na środku stołu położył kociołek z chochlą i powoli każdemu zaczął nalewać.
—Dzisiaj na obiad mamy rosół. Nie jest może tak dobry, jak ten od mojej żony, ale mam nadzieję, że będzie wam smakował. — uśmiechnął się.
— Julciu. — Nieśmiało zwróciłem się w stronę córki, której Marian jako pierwszej nalał rosół i położył przed nosem. — Dziadek powiedział ci już kim jestem?
— Ty naprawdę jesteś moim tatą? — zaciekawiła się; bełtając łyżką makaron w talerzu.
— Tak kochanie. Popatrz, chociażby na nasze włosy. — Przeczesałem ręką swoją blond czuprynę i już chciałem sięgnąć do jej długich falistych włosów, ale była za daleko...
— Mama mówiła, że pojechałeś na wojnę. — odparła, nabierając na łyżkę trochę zupy.
—Dmuchaj, bo gorące. — zwrócił jej uwagę Marian, zanim rosół podał mi. — Uważaj kochanie, żebyś nie poparzyła.
— Wróciłem. — wstałem i wziąłem talerz z rąk Teścia.
— A wrócisz znowu na wojnę? Znowu będziesz walczył? — zaciekawiła się, dmuchając przy okazji na łyżkę.
— Nie chcę już tam wracać. — odparłem zgodnie z prawdą. — chcę zostać z tobą. — Zanurzyłem łyżkę w zupie pełnej makaronu i również powoli zabrałem się za jedzenie.
— Nie zostawisz mnie już więcej? — przekręciła głowę na bok.
— Jedz, jedz. — zwrócił jej uwagę Jan, który również miał już nalany rosół.
— Postaram się nie.
— Wierz mu, wierz. — Kochanowski wtrącił się ponownie, biorąc łyżkę rosołu do ust. — Kurwa jego mać!
— Nie klnij tak przy dziecku. — Marian zwrócił mu uwagę.
—Jęzor poparzyłem. — rzucił Jan z bólem.
— To było tyle nie gadać.
Kochanowski wstał na chwilę od stołu. Poszedł sobie nalać zimnej wody do kubka.
— Od razu lepiej. — uśmiechnął się.
— Dobrze wiedzieć, ale lepiej tak nie szczerz tej japy tak panie idealny, bo i tak widać, że masz braki w uzębieniu. — rzucił w jego stronę teść.
— Gdybyś mnie tak nie strzelił przedtem, to bym tych braków nie miał. — popatrzył na niego z wilka.
Julka odsunęła lekko swój talerz od Jana i przesiadła się o jedno krzesło bliżej mnie. Chyba nie za bardzo chciała siedzieć koło tego raptusa.
— Gdyby nie ja.— zwrócił uwagę mu Marian.— To byś dawno wyleciał stąd w podskokach.
— Gdyby nie ja to twoja wnuczka również by zginęła.
— Gdyby nie ty...— chciał mu powiedzieć coś jeszcze teść, ale wtrąciłem się ja.
— Dacie spokojnie zjeść czy będziecie się licytować?
— Dobra.— ochłonął Marian i również zabrał się za jedzenie. Sam sobie nalał dopiero na końcu. — Mam do ciebie jednak pytanie.— zabełtał łyżką rosół.— Co się stało z moim synem?
— Pff.— Cudem nie zakrztusiłem się kluskiem.— Nie żyję. Zginął na froncie. Był dzielnym żołnierzem.
— Aha. — Marian przytaknął głową. — Czyli tylko tyle masz do powiedzenia człowiekowi, który stracił wszystko? Córkę, Syna, żonę?
— Dostał kulkę. Nie pamiętam więcej. — próbowałem mu to jakoś wszystko wytłumaczyć; pomijając niezbyt przyjemny wątek z kanibalami; który był po prostu niesmaczny. — Jak to pan stracił żonę? Co się stało? — Nagle oprzytomniałem.
— No wyjechała kilka tygodni temu i tego czasu nie wróciła. — odparł.
— Bardzo ci współczuje. — opuściłem na chwilę głowę. Po chwili w mojej głowie zaczęła kotłować pewna myśl. — Julciu. — zwróciłem się do córki. — Pamiętasz, jak była twoja mama?
— Tak! — uśmiechnęła się.
— Chłopie. — zwrócił mi uwagę Jan. — Nie gadaj z nią teraz o tym. To jest za wcześnie na to. Chcesz, żeby ci się przy jedzeniu poryczała?— To jest moja córka. — zwróciłem mu uwagę.
Julka słysząc to, przesunęła talerze jeszcze bliżej mnie i ponownie zmieniła krzesło. Tym razem siedziała już obok mnie. Przytuliła się do mnie i poprosiła, bym lekko schylił głowę.
— Mama nie zrobiła sobie sama bubu. — wyszeptała mi na ucho. — To ten pan zrobił jej krzywdę. — wskazała łyżką na Kochanowskiego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top