ODCINEK 18
Szaletą telepało na lewo i prawo. Bąki i stęknięcie niemłodego już Gastona było słychać nawet przy stole; podobnie było również z jego głośnymi komentarzami w stylu ,,Co ja do jasnej anielki zjadłem?"
— Wiecie co?! — przytłoczony wszystkim wcześniej Julien zerwał się z ławki, o mały włos nie zrzucając mnie i gadatliwego wujka z siedziska. — Nie rozumiem was! — zwrócił się donośnym głosem w stronę matki. — Oddajecie rękę własnej córki jakiemuś obcemu facetowi, którego a ni wy, a ni tym bardziej ona nie zna!
— Co ty wygadujesz syneczku?— spytała go zdziwiona jego pytaniem kobieta. — Ona go przecież bardzo dobrze zna i do tego go kocha. — Chwile później zwróciła się do córki. — Co nie Rebbeca, że bardzo dobrze znasz Marcelka? — uśmiechnęła się pojednawczo.
— Tak, tak. — Przerwał damską dyskusję i postawił nogę na ławce, ponownie cudem nie wywracając nas wszystkich do tyłu. — Odpierdalacie jedynie jakąś szopkę — Chwilę później na nią wszedł.
— Co ty odpierdalasz? — szepnąłem w jego stronę; ten jednak nawet nie odwrócił w moją stronę głowy.
— Czemu do jasnej cholery nie powiecie nikomu, że tu chodzi tylko o pieniądz, a nie miłość?!
— Upadłeś na łeb?! — z kibla wykrzyknął podenerwowany ojciec Juliena.
— Ojcze! — Wskoczył na stół; rozbijając przy okazji kilka rzeczy. — Mówię, jak jest!!
— Ty wiesz, że ja cię przez tę dziurkę w kiblu widzę?! — spytał oburzony, wypuszczając z siebie przy okazji porcję gazów. — Chcesz wesele własnej siostry zepsuć?!!!
— Nie! — odkrzyknął i poklepał się po pasie. — Chciałem po prostu jej coś wyznać. — odparł teatralnie i powolnym krokiem, zaczął zbliżać się w jej stronę.
— No to zrób to kurwa jak cywilizowany człowiek i zejdź do jasnej cholery ze stołu. — Stęknięcia i gazy ponownie złapały Gastona w swoje objęcia. — Boże zmiłuj się, kto takie jedzenie gotuje? — Klną pod nosem.
— O co ci chodzi Julien? — spytała Rebbeca, gdy ten stanął już centralnie nad nią.
Młody w pewnym momencie wyciągnął spluwę za spodni; za cholerę nie wiedziałem, skąd w jego rękąch wziął się jednak niemiecki Luger. Przerażony wstałem z krzesła i sprawdziłem swoją marynarkę. Była pusta.
— Nie rozumiem, dlaczego wolałaś się podporządkować rodzicom! — Wymierzył pistoletem w stronę inwalidy. — I wyjść za kogoś takiego!
— Jak to zrobisz, to cię kurwa jego mać wydziedziczę! — darł się wniebogłosy Gaston ze swojego wygodnego siedziska w przerwie między stęknięciami i bąkami.
— Kocham cię. — uśmiechnął się głupkowato do siostry. — A teraz kochanie; proszę: zamknij oczy. — Pociągnął za spust. Umysł francuskiego arystokraty rozprysł się po wszystkich blisko siedzących gościach i części potraw.
Wszyscy blisko siedzący; zaczęli piszczeć. Wujaszek Mathias (ku mojej nie uwadze) złapał się za serce i zleciał z ławki; uderzając głową twardo o ziemię.
...
— Synek! — rzucił Gaston, wycierając już swój zad, żeby wyjść z kibla. — Ty pamiętasz, że ja byłem w wojsku?! — Krzyknął, gdy ten stojąc na stole, machał w stronę gości moim pistoletem.
— No i co mi niby zrobisz? — roześmiał się Julien. — Swoją drewnianą laską mi wpierdolisz jak za dzieciaka?!
— Masz moją broń — rzuciłem cicho pod nosem, łapiąc miskę z sałatką i rzucając w jego stronę.
Miska przeleciała tuż nad głową Juliena. Rozbiła się tuż za stołem, cudem nie uderzając nikogo (nieplanowanego)w głowę. Rozproszony Mężczyzna odwrócił się do tyłu. Ja tymczasem złapałem pierwszy lepszy nóż ze stołu i wskoczyłem na blat. Usłyszał mnie. Odwrócił się i przeładował broń. Wycelował w moją stronę i pociągnął spust. Zrobiłem unik, po czym rzuciłem mu nożem między nogi. Rozkraczył się i cudem nie utracił pisiora. Nie zwrócił jednak uwagi na to, że coraz szybciej zbliżałem się w jego stronę. Wycelowałem mu sierpowego prosto w twarz i powaliłem na deski.
— Zejdźcie ze stołu na litość boską! — krzyczała Gertruda, widząc, jak przewracamy się na blacie.
Julien próbował mnie, z siebie zepchnąć; ja tymczasem uderzałem go po twarzy raz za razem.
W pewnym momencie próbował we mnie wycelować moim lugerem. Pod wpływem emocji; wyrwałem mu moją broń i przyłożyłem do skroni. Nie pamiętam jednak kiedy pociągnąłem za spust...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top