03.10.
No, dobra. Czas teraz na opisanie kolejnego dziwnego wydarzenia w moim życiu. Miało miejsce na zakupach z moją mamą.
Chyba powinnam lepiej opisać moją mamę, skoro będzie brała udział w wydarzeniach.
Zacznę może od wyglądu. To bardzo piękna, wysoka i wysportowana kobieta. Tego dnia miała na sobie dżinsy oraz biały podkoszulek bez rękawów, ukazujący jej muskularne ramiona. Lśniące, czarne włosy, tak podobne do moich, ale dłuższe, upięła w koka - jak zresztą zwykle. Jej duże oczy w nietypowym kolorze bursztynu błyszczały.
Jeśli chodzi o jej charakter - nie dziwię się, że zakochał się w niej sam Ares, bóg wojny. Cassandra Granger stanowiła odpowiednie połączenie siły i zdrowego rozsądku. Niewątpliwie mój ojciec potrzebował kogoś takiego jak ona, aby móc czasami hamować trochę emocje.
Wracałyśmy już z mamą z zakupów. Zaciskałam palce na torbie załadowanej towarami ze spożywczyka, nie mogąc przestać myśleć o Williamsie.
To przecież było, delikatnie mówiąc, niesprawiedliwe. Nienawidziłam go, ale nie mogłam go tknąć, nie splamiając mojego półboskiego honoru. On natomiast, jako śmiertelnik, ciągle mnie zaczepiał. I nic go nie ograniczało.
No dobra, niezupełnie nic. Jego nauczyciele i rodzice ciągle go ganili. Ale ten chłopak się tym nijak nie przejmował.
Myślałam też o ogromnym cieniu, jaki zobaczyłam. Z biegiem czasu zaczął on wydawać mi się iluzją. Lecz teraz, gdy byłam z mamą sam na sam, zastanawiałam się, czy nie powinnam jej o tym poinformować.
- Odrobiłaś lekcje? - spytała mama.
Och, no tak. Przy całym swoim oryginalnym i buntowniczym podejściu do życia zdarzały jej się momenty, w których zachowywała się jak typowa mama. "Odrobiłaś lekcje?", "Jak było w szkole?" czy też "Dostałaś coś dzisiaj?" - nigdy nie udało mi się uniknąć tych pytań.
Kopnęłam leżący na chodniku kamyk. Poleciał kawałek, a potem skręcił na ulicę i po niej potoczył się dalej.
- Ta. W miarę.
Pomyślałam o rozbudowanym zadaniu z historii, jakie mi zostało do odrobienia. Na szczęście, następnego dnia przed historią mieliśmy mieć plastykę. Wystarczy, że potajemnie napiszę wszystko na tej luźniejszej lekcji. Liczyłam też na pomoc mojej koleżanki, Astrid.
Mama uniosła brew.
- W miarę? Co to znaczy?
Spojrzała na mnie przenikliwymi złotymi oczami w taki magiczny sposób, że kąciki moich ust mimowolnie powędrowały lekko w górę. Odwróciłam wzrok i je opuściłam.
- Mamo, naprawdę. Poza tym, niedługo chciałabym wyjechać...
- A zamierzasz być całoroczna?
- No... nie - przyznałam, ponieważ naprawdę nie chciałam zostawiać mamy samej.
Zdawałam sobie sprawę, co to oznacza.
- Więc będziesz musiała chodzić do szkoły - oświadczyła dobitnie Cassandra Granger.
Jęknęłam.
- Mamo...
- Co?
Zacisnęłam usta. Przez chwilę zastanawiałam się, jak to wszystko ubrać w słowa.
Po dłuższej chwili wydusiłam z siebie niezwykle rozbudowane wypowiedzenie, ukazujące w pełni wysoki poziom mojej elokwencji:
- Ja... No, nudne to.
Mama się roześmiała i poklepała mnie lekko po plecach.
- Nie martw się, Diano. Rozumiem.
Podniosłam na nią niechętnie wzrok. Zobaczyłam, że oczy mamy błyszczą. Jak można tak się ekscytować, opowiadając o szkole?
- Nie twierdzę, że wszystko, czego was uczą, się przydaje - powiedziała mama pewnym siebie, wesołym głosem. - Ale warto samemu wybrać to, co użyteczne. I się tego nauczyć. Byleby przebrnąć przez podstawówkę, kochanie, a potem liceum. Dalej... chciałabyś studiować?
To pytanie mnie zaskoczyło. Nie wiedziałam nawet, do jakiej szkoły średniej iść, nie wspominając już, co będzie po niej. W głębi duszy wizja mnie samej na jakimś uniwersytecie była bardzo kusząca. Pytanie tylko, co bym studiowała. Nie mogłam się zdecydować.
Taką też odpowiedź przedstawiłam mojej mamie. A ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe.
- No, dobra. Trochę wybiegłam do przodu, prawda? Chodzi mi jednak o to, żebyś przebrnęła jakoś przez te niesprawiedliwe zasady, by potem móc je zmienić.
To brzmiało mądrze. A jednak mnie irytowało. To całe przechodzenie było okropne i miałam wątpliwości, czy wytrwam do końca - do zmieniania.
Westchnęłam.
- No jasne.
Mama nie odpowiedziała. Szłyśmy chwilę w milczeniu.
W końcu się przełamałam.
- Mamo?
- Hmm?
- Widziałam ostatnio coś bardzo dziwnego. Na wuefie.
Te słowa wyszły z moich ust, zanim zdążyłam je powstrzymać. Zbyt późno zdałam sobie sprawę, że będę zmuszona opowiedzieć teraz wszystko ze szczegółami.
Upewniłam się w tym przekonaniu, kiedy napotkałam poważny wzrok mamy.
- Tak? - zapytała.
W czasie, gdy zdążyłam wszystko opowiedzieć, dotarłyśmy już do domu. Mama przygryzła wargę i kazała mi wejść do środka. Odstawiłam torby do kuchni, a Cassandra Granger udała się do łazienki.
Siedząc na krześle przy kuchennym stole, machając nogami i popijając zwykłą wodę niegazowaną, czułam, że ręce mi się pocą, a serce mocno wali. Kiedy opowiedziałam o wszystkim mamie, wizja ogromnego cienia stała się wyraźniejsza i bardziej realistyczna. Gwoli prawdy, stresowałam się teraz bardziej niż przy zobaczeniu kształtu na ścianie. Dotarło już do mnie, że nie zostało mi wiele czasu do mojej podróży do obozu. Ta myśl była niepokojąca i fascynująca jednocześnie.
Chwilę później mama wróciła. Kok najwyraźniej jej się rozplątał, bo czarny koński ogon oplatał jej ramiona niczym bicz.
Usiadła obok mnie, oparła łokcie o blat i splotła palce. A potem podciągnęła je pod podbródek.
- Diano - zaczęła.
I zamilkła na dłuższy czas. Poruszyłam się niespokojnie. Mama nadal się nie odzywała.
Zaplotłam stopy za nogi krzesełka.
- Mamo, tworzysz między nami napięcie.
Kącik jej ust drgnął. To było niesamowite, jak często moja rodzicielka się uśmiechała.
- Och, no tak, wybacz. Trochę się zamyśliłam. Chcę ci po prostu powiedzieć, kochanie, że nie jestem półboginią jak ty, ale zwykłą śmiertelniczką, obdarzoną jedynie umiejętnościom widzenia przez Mgłę. Nie będę mogła być przy tobie fizycznie. Ale wiedz, że duchowo będę wspierała cię zawsze. Jesteś dzielną dziewczynką, córką Aresa. Zostaniesz znakomitą bohaterką.
Słowa mamy trafiały prosto do mojego serca. Czułam, że ona chce być ze mnie dumna. "Nie mogę jej zawieść" - pomyślałam.
- Także - ciągnęła - niezależnie od tego, kiedy i gdzie zacznie się twoja przygoda z bogami, przeżyj ją całą sobą. I nie daj się zabić.
Posłała mi ciepłe spojrzenie, po czym przysunęła torbę i zaczęła wykładać kolejne przedmioty na blat, nucąc pod nosem. Spuściłam głowę, zastanawiając się nad jej słowami, kiedy nagle... wyrwano mnie z rozmyślań.
- No nie! - jęknęła mama. - Zapomniałam kupić cukru! Jak mogłam być tak nieuważna?
Westchnęła, poirytowana.
- Mogę skoczyć do sklepu - zaoferowałam się. - Zrobię to szybko.
Mama się rozpromieniła.
- Naprawdę? Dobrze, idź. Wrócisz za chwilę?
- Jasne.
Chwilę później szybkim krokiem szłam chodnikiem do najbliższego sklepu spożywczego. Byłam przekonana, że zajmie mi to chwilę, jak powiedziałam mamie.
Oczywiście, moje nadzieje okazały się złudne.
Zamierzałam już położyć rękę na klamce i wejść do sklepu, gdy tuż za moimi plecami rozległ się głośny, mrożący krew w żyłach ryk.
___
Nie sprawdzałam tego rozdziału.
(Haha. Nie sprawdzam NIGDY rozdziałów przed publikacją, więc co się dziwić).
Ave!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top