V
Krzyknął do mnie. Po raz kolejny dzisiaj, ale słowa już do mnie nie docierały... Byłam zbyt przerażona. Łzy ciekły po moich policzkach strumieniami. Nie umiałam się odezwać. Nie umiałam spojrzeć Mu w oczy, więc wbiłam wzrok w podłogę.
-Śmiesz mi się sprzeciwiać!?- to do mnie dotarło i uderzyło jak rozpędzony pociąg. Zaczęłam się trząść, zauważyłam że wpadł na jakiś pomysł. To się źle skończy...
-Idź za mną!- wahałam się i niepewnie postawiłam pół kroku.
- Wierz mi ogólnie lepiej, żebyś mi się nie sprzeciwiała, a dziś jestem bardzo zły. Nie skończy się to dla Ciebie dobrze!
Doskonale sobie zdawałam z tego sprawę, więc ruszyłam za Nim. O nie... Las .. Zwalniałam coraz bardziej wiedząc co chce zrobić. Zaczęłam mocniej płakać.
Rozkazał mi tam wejść. Nie wiedziałam już co jest gorsze... Być Ukaraną czy iść.... Tam... Z przerażeniem upadłam na kolana.
-Błagam... Nie każ mi tego robić... Błagam...
-Zrobisz co ci każę! Rozumiesz?! - Postawił mnie na nogi, zostawiając rany na moich rękach. Odwróciłam się. Las, las i jeszcze raz las. Nie miałam innego wyjścia, ruszyłam przed siebie.
///////////////////////////////////
Już niedługo poznamy imię bohaterki! Ktoś się cieszy?
Nie? Trudno.
Do następnego
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top