24-06-1819

Pragnę rozpocząc notowanie moich niesamowitych rzeczy z życia pewnym snem, jaki ostatnio wyśniłam. Był to sen na tyle zaskakujący i groteskowy, że zasługuję na to, aby znaleźć się w pierwszym wpisie. Na początek chciałabym podkreślić, że jest to marzenie senne oparte na "Bezpańskich Literatach" i nie wszyscy są w stanie to pojąć. Myślę, że jeśli nie jesteś zainteresowany tym fandomem możesz pominąć ten wpis. W końcu nikogo nie zmuszam do czytania moich zmąconych wiecznie myśli.

A więc zaczynając zabawę! 

Sen zaczyna się dość hucznie i niespodziewanie. Większość bohaterów z mangi Kafki jedzie na wyciczkę w jak się zdaję dalekie strony. Na ów podróży nie mogło zabraknąć alkoholu i mnie samej. Zajmowałam miejsce na samym tyle pojazdu obok Fiodora przy oknie. Zabawa rozwijała się jak piękny, abstrakcyjny kwiat. Rosjanin proponuję mi więcej swojej wódki, czego o dziwo nie jestem w stanie odmówić (a zazwyczaj unikam alkoholu w zbyt wielkim otoczeniu). Sen jest w tym dziwny,  że wszystkie postacie nie dażą się nienawiścią (na przykład taki Fiodor polewa Dazaiowi i opowiadają sobie żarty). A pomiędzy tym wszystkim ja. Szara pani Naukowiec pragnąca odzyskać swoje laboratorium i spokój. 

Na następny dzień, po nosej zabawie docieramy na miejsce wycieczki. Co zastajemy po wyjściu z pojazdu? Kontrolę trzeźwości! Nie, nie tylko kierowcy, ale także pasażerów! Większość ludzi nie podejmuje próby ucieczki. Większość. Stojąc tak w miejscu i odczuwając skutki całonocnej zabawy nagle odczuwał dziwnie znajome zimno na dłoni. Spoglądam na nią i widzę inną, bledszą dłoń. Podążam wzrokiem w góre i widzę Dostojewskiego uśmiechającego się leniwie.

"Uciekamy stąd. Szybko" - oczywiście, że się nie sprzeciwiam kiedy korzystając z chaosu dookoła i tłumu uciekamy w głąb miasta. Naszym towarzyszem w ucieczce okazał się Akutagawa. Podążał za nami cały ten czas, aż dotarliśmy do starej części miasta, gdzie budynki popadały w ruinę i tworzyły zmyślne konstrukcję ze swoich szkieletów. Zmęczeni biegiem przysiadamy na kamieniu uspokajając oddech. Siedząc tak pomiędzy nimi jestem świadkiem sytuacji normalnej a jednak okropnie nowej dla mnie. W jednej chwili Ryunosuke przechyla się i daje upóst swoim torsją. Podczas tego bezlitosnego odruchu żołądka musiałam klepać jego plecy pocieszająco i zapewniać, że wkrótce mu przejcie. 

Po tym ochydnym zdarzeniu razem z Rosjaninem postanowiliśmy dalej uciekać zostawiając wycieńczonego Japończyka tam, gdzie spoczą po wszystkim. Nie wiem ile tak biegliśmy. Prawdopodobnie długo, ponieważ następne co pamiętam ze snu to wiejski krajobraz z łąkami i starodawnymi chałupami gdzieś u ich podnórzy. Zatrzymaliśmy się na jednym ze wzgórz. Przez moment podziwialiśmy widoki, ale potem stała się rzecz jeszcze bardziej niespotykana i na której wspomnienie zaczynam wzdychać rozmarzona jak mogłaby się dalej potoczyć. Dalej trzymając moją dłoń Fiodor rzucił się do przodu popychając mnie za sobą w dół wzgórza. Najzwyczajniej w świecie turlaliśmy się z góry w dół. Trawa, kwiaty i zboże na naszej drodze kończyło albo w naszych włosach, albo ubraniu. Raz ja lądowałam na nim a raz on na mnie. Gdybyście widzieli jego wyraz twarzy! Taki spokojny, rozpromieniony i wesoły... Ach!

Następne co pamiętam wydarzyło się na drgi dzień wycieczki. Prawdopodobnie, bo ciężko to stwierdzić. Razem z Dazaiem i Fiodorem wędrowaliśmy po miasteczku rozmawiając o niczym ciekawym. Wreszcie dotarliśmy do sklepu i kupiliśmy dwie butelki jakiegoś alkoholu. Po zakupach poszliśmy w stronę lasu, gdzie o dziwno bez problemów trafiliśmy do opuszczonego domku. Chcieliśmy tam wypić nasze zdobycze, jednak nieoczekiwanie dołączyło do nas dwóch gości. 

Znałam ich. Jeden z nich był bratem członka Skazki (gangu do którego kiedyś należałam, jednak z bliskich mi powodów otrułam wszystkich członków podczas uczty po udanej misji), drugi to zapewne jego przyjaciel. Wtargnęli do środka domku zaskakując nas. Mieli broń. Jeden z nich ogłuszył stojącego przy wejściu Fiodora i wycelował we mnie. Do tej pory był pewny siebie, jednak kiedy zobaczył mnie... Zwątpił w swoje siły i opanował go strach. Nagle jakby moja depresja i wszystkie nieszczęścia wbiły się do mojego umysłu. Opętana przez nie podeszłam bliżej lufy i wycelowałam ją w swoje czoło. 

"Strzelaj. Ulżyj sobie." - odparłam chłodnym jak nigdy wcześniej głosem. Wtedy akcja jeszcze bardziej przyspieszyła. Osamu wkroczył do akcji. Odchylił pistolet, który wystrzelił i trafił w moje ucho. Uderzył napastnika butelką z alkoholem przez co uzyskałam broń mojego oprawcy. Wymierzyłam w brata zmarłego gangstera, jednak w całej szamotaninie z Dazaiem trudno było go namierzyć. Zauważyłam również, że towarzysz napastnika również mierzył ze swojej broni, jednak w Dazaia. Przytrzymałam spust gotowa do strzału w odpowiednim dla mnie momencie. 

Bam! Bam!

Rozbrzmiały dwa strzały. Opuściłam broń czekając na roztrzygnięcie pojedynku. Niechętnie dla moich oczu wyobraźni plecy samobójcy zaczęły przesiąkać krwią w dwóch miejscach. Dostał kule ode mnie i od tamtego łajdaka. Opadł na ziemię zaskakująco szybko umierając. Poroszona, bądź bardziej zdezorientowana bez problemu tym razem pozbyłam się dwóch gości. Sen kończy się fatalnym widokiem. Stoję nad trzema martwymi trupami i jednym nieprzytomnym. Sama. W szoku i braku słów. 

Sen zaliczam do największej groteski jaką mogłam kiedykolwiek wyśnić. Po szczęśliwego Fiodora turlającego się ze mną ze wzgórza po śmierć Dazaia z moich rąk. Definicja czystej groteski, moi mili. A wy co o tym sądzicie? Może wy kiedyś mieliście podobne, gorzko - słodkie sny? Podzielcie się swoimi niezwykłymi snami jakie kiedykolwiek mieliście i pamiętacie.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top