𝓡ozdział III
Noc zmieniała świat, a sen zmieniał ludzi, niebezpiecznie zawieszając ich na granicy śmierci, a za te wszystkie przemiany odpowiadała Nadris. Była mistrzynią władania nieoczywistym i nieuchwytnym, co prawdopodobnie wyjaśniało jej nienaruszalną pozycję w Shedralu i fakt, że właśnie ją wybrał Vaarian na swoją partnerkę. Byli jednak i tacy, którzy powiadali, że moc Pani Nocy jest jeszcze większa, a ona rozsądnie trzyma to w sekrecie. Obserwując relację rodziców Ekkaris też nie mogła czasem oprzeć się wnioskowi, że istotnie, nie ojciec wybrał matkę, lecz to ona zdecydowała się z nim związać. Powodów takiej decyzji mogła się jednak tylko domyślać, bo Nadris była równie tajemnicza, co domena, którą władała – niemniej zawsze wiedziała, kiedy się pojawić.
– Dziękuję – powiedziała dziewczyna, gdy odeszły na bezpieczną odległość. – Zaczynało się robić... gorąco.
Nadris spojrzała nad nią spod półprzymkniętych powiek i odgarnęła pasmo włosów tak czarnych, że zdawały się pochłaniać światło.
„Gorąco". Łagodnie to ujęłaś, moja droga.
Była jedną z dwóch istot w Shedralu, która posiadała wyjątkową umiejętność mówienia bez otwierania ust – choć niektórzy twierdzili, że jest to przekleństwo.
– Przy tobie zawsze staram się panować nad językiem. Jakoś mi tak... niezręcznie.
Matka zaśmiała się bezgłośnie i przystanęła, przepuszczając służebnego demona, swojego nieodłącznego towarzysza. Ta mała, ruchliwa istota nieznanego gatunku zawsze upierała się, by sprawdzić, czy korytarz, którym chce iść jego pani, jest bezpieczny – nawet jeśli chodziło o wejście do jej własnych komnat. W tej krótkiej chwili Ekkaris przelotnie zerknęła na wiszące nieopodal zwierciadło. Zapewne przez migotliwy blask świec stojących nieopodal wydawało się, że coś przemykało tuż pod jego powierzchnią.
– Co cię zaalarmowało? – zapytała, powoli odrywając wzrok od lustra i ruszając za matką. – Moc Pustki czy to wstrzymanie czasu?
Iluzja wstrzymania czasu. A Vaarian rzadko korzysta z iluzji. Nigdy ich nie lubił.
Nadris uśmiechnęła się do swoich myśli i wykonała łagodny ruch dłonią przed pustą ścianą naprzeciwko. Powietrze zafalowało, a ich oczom ukazały się eleganckie, ozdobne drzwi.
Wejdź, proszę.
Wkraczając do komnat matki, Ekkaris jak zawsze poczuła dreszcz przebiegający jej po kręgosłupie. Zapachy były tak ciasno ze sobą splątane, że nie potrafiła powiedzieć, co z tego było prawdziwą wonią, a co efektem jej dziwacznego daru.
Nadris miała kilka komnat i sama wybierała miejsce, do którego chce zaprowadzić gościa – dlatego dziewczyna zdziwiła się, gdy zamiast niewielkiego, ciemnego, ale bardzo wygodnego saloniku znalazły się w pracowni alchemicznej, miejsca, które prawdopodobnie było właścicielce najbliższe. Domeną matki była noc, stanowiąca metaforę przemiany – a trudno było o bardziej wyraźną manifestację przemiany niż tajemna sztuka alchemii. Pani Nocy była prawdziwą pasjonatką tej dziedziny, a jej umiejętności i osiągnięcia zadziwiały nawet samego Vaariana.
Ekkaris powiodła wzrokiem po imponującym stole alchemicznym, zastawionym przyrządami, alembikami, koszyczkami, skrzyneczkami i całym mnóstwem innych tajemnych utensyliów, których zastosowanie znała prawdopodobnie wyłącznie sama Nadris. Ze zdumieniem zobaczyła kilka otwartych buteleczek i otwartą księgę.
– Pracujesz nad czymś nowym? – zapytała.
Matka klasnęła w dłonie, aż zabrzęczały bransolety na jej nadgarstkach. Ciężki kamienny moździerz posłusznie uniósł się w powietrze i zaczął łagodnie coś ucierać, kołysząc się lekko.
To tylko Esselinium. Tylko lub aż. Dzisiaj przyszedł do mnie Kedath i zużył ostatnią buteleczkę, dlatego szykuję nowe. Pomyślałam tylko, że spróbuję stworzyć trochę mocniejszą wersję, więc prowadzę eksperymenty.
Esselinium, magiczny dekokt życia w świecie zmarłych i jedna z nielicznych rzeczy z Niebiańskiego Królestwa, która była w stanie przetrwać w Piekielnych Krainach. Pomagał odzyskać siły i dbał też o to, by nie oszaleć w tym trudnym momencie, gdy nowe wspomnienia zderzały się z przebłyskami sprzed śmierci, ale nie zawsze był potrzebny. Kedath nie używał go prawie wcale, ale skoro teraz sam się po niego zgłosił... Ekkaris poczuła ukłucie niepokoju.
Wiesz coś o tym, prawda? – Nadris patrzyła na nią poważnie. – Widziałaś się z nim po wskrzeszeniu.
Nie było sensu kryć prawdy.
– Tak. Prosiłam, żeby odpoczął, bo... coś było nie tak. Nadal jest.
A więc mów, córko. Co wyczułaś?
Tym razem dziewczyna się zawahała. Z jakiegoś powodu Kedath powiedział o wszystkim tylko jej. Nie chciała opowiadać szczegółów wszystkim dookoła, ale jeśli naprawdę miała zamiar dowiedzieć się, o co chodziło na Równinie Zagubionych Dusz, musiała grać w otwarte karty. Skoro ojciec jej nie pomógł, ratunkiem pozostawała matka. Kto wie, możliwe, że był to nawet lepszy wybór.
Patrzyła, jak tłuczek posłusznie opada na blat, tuż obok dłoni Nadris, i podejmując ostateczną decyzję streściła swoją rozmowę z Kedathem.
– Dlatego spóźniłam się na Sąd Dusz – zakończyła. – I dlatego chciałam porozmawiać z ojcem. Nie rozumiem, jak on może czegoś nie wyczuwać. Przecież kiedy przy Grobowych Skałach pojawił się ten dziwny upiór, jako pierwszy podniósł alarm, a Równina jest o wiele bliżej. Chyba że coś ignoruje... Ale jeśli tak to dlaczego?
Nadris zmrużyła oczy. Od niechcenia machnęła dłonią w kierunku alembiku, a niewielkie palenisko pod spodem rozjarzyło się blaskiem wulkanicznych kamieni, ogrzewających szybciej i mocniej niż ogień.
To jest bardzo trafna uwaga – mruknęła. – Coś, co mu umyka, coś, nad czym nie panuje...
– Nie, nie nazwałabym tego w ten sposób. Matko, on panuje nad całym Alhanzul. Wszystko działa, jak powinno tylko dzięki jego mocy. Dlatego ta Równina... Nie wiem. Może faktycznie Kedath się mylił? Tak czy siak, chcę to sprawdzić. Muszę to sprawdzić.
Nadris przekrzywiła głowę.
Bardzo cię tam ciągnie.
Dziewczyna westchnęła.
– Zaczynasz mówić jak on. Tak, ciągnie mnie, bo dzieje się coś niebezpiecznego i...
Nie o to mi chodzi, Ekkaris. Ciągnie nas do spraw, które nas ciekawią, ale czasem to nie takie zwykłe zaciekawienie. To coś w rodzaju... wezwania. A ty masz w sobie więcej wrażliwości, niż ci się wydaje. Powtarzam ci to od dawna. Gdybyś tylko chciała rozwijać swój dar...
Ekkaris wypuściła powietrze przez usta. A więc znów wracały na stare, do bólu znajome ścieżki. Nadris od dawna upierała się, że córka odziedziczyła po niej część mocy Pradawnych Bogów i nosi w sobie jakiś pierwiastek tamtej zaginionej magii, który celowo usypia, bo nie pasuje jej do wizerunku. Dziewczyna nie wierzyła to ani przez chwilę. Nigdy nie czuła w sobie niczego szczególnego, magią władała tylko w bardzo prostym stopniu i właściwie wolała starą, dobrą walkę mieczem.
– To pewnie jakieś zawirowania mocy – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – W dodatku niewielkie, skoro nawet ojciec ich nie wyczuł. Ale lepiej, żebyśmy o tym wiedzieli, zanim wykryją to szpiedzy z Ognistych Ziem albo... no nie wiem, szpiedzy z Królestwa Niebios.
Ekkaris...
– Tak, wiem, to akurat było głupie. Ale po prostu sądzę, że trzeba to sprawdzić i już, choćby dla tak zwanego spokoju sumienia. Nie martw się, pójdziemy tam razem z Kedathem, gdy tylko poczuje się lepiej.
Nadris zmierzyła ją wzrokiem, jakby jeszcze na coś czekała – a gdy żadne słowa nie nastąpiły, zwyczajnie odwróciła się do swojego warsztatu, ruchem dłoni poruszając cieczą bulgoczącą w maleńkim kociołku zawieszonym nad ogniskiem. Kamienie wulkaniczne rzucały na jej bladą twarz upiorne, krwawe cienie i blask, który sprawiał, że tatuaż z fazami księżyca biegnący od czoła po szpiczasty podbródek zdawał się lśnić jak świeży malunek plemienny. Wbrew temu upiornemu wizerunkowi na twarzy Pani Nocy malował się głęboki namysł.
– Bo z Kedathem wszystko dobrze, prawda? Wrócił do siebie? – zapytała Ekkaris, próbując odpędzić od siebie niepokój. Matka nie miała w zwyczaju zamyślać się nad błahymi sprawami. Była zbyt starą boginią, by przejmować się drobnostkami.
Tak mi się zdaje. Jeśli go spotkasz, upewnij się, proszę, czy wszystko w porządku. Szczególnie jeśli masz zamiar gdzieś go zabierać. Nie jestem pewna, czy Esselinium pomogło mu tak, jak sobie wyobrażał. Nie wyglądał na zadowolonego, gdy wychodził.
Ekkaris skinęła głową i ruszyła ku wyjściu, zastanawiając się, po co właściwie była cała ta rozmowa – i czemu przeprowadziły ją w takim sekrecie. Już wyciągała rękę do klamki, gdy usłyszała jeszcze głos matki:
Bądź ostrożna, Ekkaris. Ostrożna, ale i czujna. Wbrew temu, co o sobie myślisz, w twoich żyłach płynie magia. Masz w sobie potęgę, która kiedyś może się odezwać. Może ten czas się zbliża. Może Piekielne Krainy mają już dość ładu, który wymusza na nich Vaarian.
Dziewczyna odwróciła się.
– „Wymusza"? Przecież to on opanował chaos, jaki panował na tych ziemiach. Bez urazy, Pradawni Bogowie oczywiście byli potężni, ale gdyby nie ojciec, pożarłaby nas Pustka.
Matka spojrzała na nią kątem oka.
Dla tych, którzy przynoszą własny ład, dawny porządek zawsze jest chaosem. Twojemu ojcu może wydawać się, że poskromił siły, jakie zastał, ale tylko się oszukuje. One nie zniknęły... i nie pozwolą mu wierzyć, że jest niepokonany.
Tym razem to Ekkaris czekała w osłupieniu, aż matka powie coś jeszcze – ale Pani Nocy odwróciła się z powrotem i pogrążyła w pracy, jakby zupełnie zapomniała o obecności córki. Dziewczyna wyszła więc cicho na korytarz i ruszyła w kierunku pokoju, który przydzielono Kedathowi. Słowa Nadris świdrowały jej w głowie – również dlatego, że poruszyły w jej sercu jakąś dziwną, nieznaną do tej pory strunę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top