Rozdział Trzeci
Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Żyło raz czworo czarodziejów,
Niezrównanych w magii i sławie.
Śmiały Gryffindor z wrzosowisk,
Piękna Ravenclaw z górskich hal,
Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,
Słodka Hufflepuff z dolin dna.
Jedno wielkie dzielili marzenie,
Jedną nadzieję, śmiały plan:
Wychować nowe pokolenie,
Czarodziejów potężnych klan.
Takie są początki, tego co tu się dzieje,
Witajcie młodzi Czarodzieje ja dom wam przydzielę!
Przez salę przeszła fala oklasków. Julian czuł jak trzęsą się pod nim nogi. Nie był zbyt wysoki, więc nie widział za wiele. Wszyscy byli wywoływani do przydziału alfabetycznie.
-Badstake Julian! - krzyknęła McGonagall.
Julian poczuł jak jego nogi robią się jak z waty. Ruszył powoli zachęcany oklaskami ze strony widowni. Poczuł jak wielka Tiara zostaje nakładana mu na głowę.
-Julian! - wzdrygnął się kiedy Tiara wymówiła jego imię, miał nadzieję, że nie mówi za głośno i tylko on to słyszy - pierwszy czarodziej w twojej rodzinie, tak? Masz mało pewności siebie, wiesz co to oznacza?
Julian siedział cicho lekko podnosząc oczy na Tiarę.
-Powinieneś coś z tym zrobić! GRYFFINDOR! - krzyknęła a cała sala znowu zaczęła klaskać.
Julian oddychając ciężko wstał z krzesła. Czuł jak obraz mu się rozmywa, nie wiedział, który ze stołów to jego dom. Poczuł popchnięcie na plecach i o mało nie przewrócił się na schodach. W końcu usiadł razem z innymi Gryfonami i uśmiechał się blado do wszystkich którzy poklepywali go po plecach.
Kilka osób późnej McGonagall wykrzyknęła imię i nazwisko Alice. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyprostowana ruszyła w stronę Tiary.
-Alice Cullen - Tiara zamruczała z poważaniem - krew czysta, pewna siebie. Rodzina w Slytherinie, tak? Też chciała byś tam trafić?
Alice pokiwała energicznie głową. Spojrzała na stół po prawej stronie, zielona barwa dominowała na jego obrusie.
-Wiesz co... nie wydaje mi się RAVENCLAW!
Alice zamurowało. Przełknęła głośno ślinę i przeniosła wzrok na niebieski stół bijących brawo czarodziejów. Poczuła jak jej tętno przyśpiesza.
-Co? - zdążyła tylko jęknąć - ale...
Poczuła jak McGonagall delikatnie poklepuje ją po plecach. Wstała nadal marszcząc brwi. Ruszyła w dół po schodach patrząc gdzieś daleko w przestrzeń... Nie to, że nie chciała być w Ravenclawie, znaczy... czuła się trochę zawiedziona. Uważała, że nie pasuje do tego domu.
-To musi być jakaś pomyłka - myślała.
Jednak wiedziała, że wszystko już przepadło. To się stało tak szybko. Z lekką odrazą popatrzyła na orła pojawiającego się w postaci herbu jej domu na szacie. Skrzywiona usiadła przy stole. Nie chciała trafić tutaj. Uderzyła ręką w stół.
- Twaretty Leo! - usłyszała krzyk starszej czarownicy. Na podest wszedł przystojny blond włosy chłopak. Alice czekała na rozwój wydarzeń. Rozejrzała się jeszcze po swoim stole. Wszyscy wyglądali sympatycznie, jednak miała wrażenie, że tutaj nie pasuje.
Leo poczuł jak Tiara nasuwa mu się na głowę.
-Ciężko, ciężko, odwaga... umysł też dość tęgi - zaczęła gadać do siebie - to będzie ciężka decyzja -powiedziała Tiara.
Leo miał wrażenie, że siedzi tutaj znacznie dłużej niż wszyscy. Nerwowo zaczął rozglądać się po sali a do jego głowy przyszedł pomysł, czy można nie pasować do żadnego z domów. Nadal czekał, Tiara co jakiś czas pomrukiwała niezrozumiałe dla niego słowa. Czuł na obie wzrok wszystkich osób na sali, zaczął się zastanawiać, czy od wyboru tej czapki zależy jego przyszłość. Delikatnie podniósł głowę, jakby na rąbku miała znajdować się odpowiedź.
-HUFFLEPUFF! - Tiara krzyknęła tak pewnie i głośno, że Leo aż się wzdrygnął.
Zszedł ze stołka i usiadł przy stole swojego domu. Uśmiechał się do wszystkich i z dumą spojrzał na pięknego borsuka znajdującego się na herbie jego szaty. Poczuł niesamowitą ulgę.
-Wiedziałem, że jesteś gość - mocne poklepywanie po plecach wyrwało go z zamyśleń i oderwło od pokrzykiwań innych osób gratulujących mu- witamy w najlepszym domu - Nick ścisnął go za ramię.
Czarnoskóry dyskretnie pokazał Erykowi środkowy palec. Usiadł obok Leo i zaprezentował technikę rzucania groszkiem w stół Gryffindoru, tak aby myśleli, że to Ślizgoni.
-Wiseowl Emma - McGonagall wyczytała już jedno z ostatnich nazwisk.
Emma mocniej ścisnęła swoją różdżkę z brzozy i rdzenia sproszkowanej mandragory i powoli weszła na podest. Zamknęła oczy i pozwoliła nałożyć na siebie Tiarę.
-Widzę duża ambicji u ciebie - zaczęła Tiara - chyba nie masz dużych problemów z nauką... Krukonka była by z ciebie idealne ale... SLYTHERIN!
Na twarz dziewczyny wpłyną uśmiech a jednocześnie w życiu nie czuła takiego szoku co teraz. Zwykle do Salazara trafiając czarodzieje z czystą krwią! W podskokach znalazła się przy stole swojego domu i zajęła jedno miejsce. Podczas przydzielania ostatnich kilku dzieci rozglądała się po osobach najbliżej niej. Rozpoznała jedną dziewczynę z którą jechała w przedziale i pomachała w jej stronę.
Uczta trwała jeszcze półtorej godziny. Leo patrzył jak Gruby Mnich przelatuje przez ich stół i co jakiś czas rzuca babeczkami w Krwawego Barona. Po skończeniu jedzenia wszyscy zostali zaprowadzeni do swoich dormitoriów. Pokój Wspólny Hufflepuffu był ogromny, znajdował się w piwnicy zamku niedaleko kuchni. Prefekt wytłumaczył im, że należy należy zastukać w beczkę znajdującą się pośrodku drugiego rzędu od dołu w rytm ''Helga Hufflepuff''.
Kominek i wygodne fotele aż zachęcały do spędzania czasu w tym miejscu, a żółć i czerń nadawały temu jeszcze cieplejszy charakter. Prefekci dość sprawnie rozdzielili pokoje i przestrzegli jeszcze, aby nie wychodzić w nocy z Pokoju Wspólnego i obiecali, że każdy kto to zrobi zostanie rzucony kałamarnicy na pożarcie.
Leo trafił do pokoju z trójką innych chłopców z jego rocznika. Byli to Richie który był z nich najwyższy, miał rude włosy i nosił okulary. Niziutki zielonowłosy Eddie, który tylko sprawiał wrażenie milutkiego i bezbronnego. Kiedy Ben, również mieszkaniec ich pokoju spytał się go czy nie jest za mały jak na pierwszą klasę zagroził mu obcinaczem do paznokci, przez co od raz zdobył szacunek czarnowłosego.
-Panowie - zaczął Richie przeczesując swoje rude włosy - to będzie dobre życie.
O Richie nie można było powiedzieć, że jest egoistyczny. Należał do tych ludzi, których nie da się nie lubić i swoją charyzmą uwodził wszystkich. Ben miał krótkie czarne włosy lekko opadające na czoło i dużą masę ciała.
Wszyscy byli pod takim wrażeniem dzisiejszego dnia, że do późnej nocy nie mogli zasnąć cały czas rozmawiając. Leo wpadł na pomysł, że skoro nie wolno wychodzić z Pokoju Wspólnego, to może można wyjść oknem? Postanowili sprawdzić to innym razem i nie ustanawiać rekordu wyrzucenia ze szkoły po zaledwie kilku godzinach.
***
Alice nieśmiało weszła do pokoju. W środku stały trzy łóżka, przed każdym kufer, kilka półek i małe szafki nocne.
-Cześć - przywitała się z nią jedna z dziewczyn siedzących na łóżku zanim Alice zdążyła dokładnie przyjrzeć się pokojowi - Jestem Emily - przedstawiła się niziutka dziewczynka z dwoma warkoczykami jak mysie ogonki.
-Alice - odpowiedziała jej spoglądając na drugą.
-Mów mi Dave - przedstawiła się dziewczyna o pięknych blond włosach, ładnej, gładkiej skórze i niebieskich oczach.
Alice zaśmiała się.
-Nie chce powiedzieć mi swojego prawdziwego imienia - poskarżyła się Emily.
-Bo go nienawidzę - skwitowała poważnie dziewczyna - Al, śpisz pod oknem - Dave wskazała na ostatnie wolne łóżko.
Alice rzuciła różdżkę na prześcieradło i uchylał okno. Z Wieży Ravenclawu rozchodził się piękny widok na cały Zakazany Las, błonia Hogwartu i Jezioro.
-Dave, właściwie to co charakteryzuje nasz dom? -spytała nagle patrząc na herb na szacie.
-Podobno mądrość i bystrość, ale mam dwóch starszych braci i obaj to tacy debile, że nie wierzę, że jeszcze żyją - odpowiedziała.
-Też Krukoni - spytała Alice.
-Dowaleni jak nic - zaśmiała się - nie przejmuj się tym, to tylko plakietka na szacie. Sama reprezentujesz to kim jesteś.
-Po za tym ładnie rysujesz - dodała nagle Emily na co dziewczyny odwróciły się w je stronę.
Dziewczynka przeglądała jeden ze szkicowników jaki zabrała ze sobą Alice. Rysunki były tak bardzo realistyczne, że trudno uwierzyć, że zrobiła je jedenastoletnia dziewczynka.
Dave zaśmiała się kiedy ropucha Alice wskoczyła małej Emily na kolana tak, że ta pisnęła.
-Co to jest?!
-To jest Grubcio, twój współlokator - odpowiedziała na co obie dziewczyny się zaśmiały.
Teraz właściwie dom nie miał dla niej znaczenia. Postanowiła być sobą jako Krukonka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top