Rozdział Piąty
Uroczysta kolacja z okazji święta duchów trwała już ponad godzinę. Na stołach cały czas pojawiały się kolejne porcje pasztecików a szklanki napełniały się sokiem z dyni. Alice uznała, że to odpowiedni moment, aby rozpocząć operację "piżmowół".
-Mam okres, idę już do pokoju - powiedziała do ucha Dave'a i przepychając się między stołami wyszła z Wielkiej Sali.
Po drodze minęło ją tylko kilka duchów. Skręciła korytarzem w prawo w stronę biblioteki. Po cichu przyłożyła ucho do drzwi. Nagle poczuła jak obraz za nią spada na ziemię z głuchym dźwiękiem.
Odwróciła się gwałtownie z duszą na ramieniu, jednak nie miała czasu szukać winowajcy, gdyż zza drzwi usłyszała kroki. W ostatniej chwili schowała się za gobelinem wiszącym na ścianie. Nie był to może najlepszy pomysł, ponieważ było ją widać od kolan w dół, jednak postanowiła zaufać ciemnością.
Z biblioteki wychylił się Nick, rozejrzał się po korytarzu i wzruszył ramionami.
-Nikogo nie ma, rzuciłem zaklęcie ochronne, więc nawet gdyby delikwenci byli pod drzwiami i tak nic by nie usłyszeli - powiedział po czym wrócił do tłumaczenia strategii swojej drużynie Ouidditcha - niestety w tym roku większość naszych zawodników skończyła szkołę, więc nasze szeregi znacznie się uszczupliły. Na szczęście wasz mega przystojny, charyzmatyczny, zabawny, boski i wielkoduszny kapitan znalazł zastępstwo.
W tym momencie Nick wskazał na Leo, Eddiego, jakąś dziewczynę i dwóch chłopaków ze starszych klas.
-Jest dość późno na tłumaczenie strategii a ja chcę jeszcze zjeść ciasto więc przybliżę wam rozkład treningów i meczy na to półrocze.
Zebranie składu Puchonów trwało jeszcze piętnaście minut. Kiedy Nick uznał, że wszystko jest już wyjaśnione wyprowadził wszystkich z biblioteki.
Leo szedł ramię w ramię z Eddiem i Nickiem, który tłumaczył właśnie zielonowłosemu, że wszystkie taktyki jakie zaplanował grożą życiu składu drużyny przeciwnej.
-O tak, kilka plam krwi na boisku zawsze wzbudza we mnie adrenalinę - mały psychopata zatarł ręce i spojrzał wysoko na Nicka. Ten tylko rozczochrał mu włosy, jakby takie nastawienie do przemocy było wręcz urocze u tego niziutkiego i słodkiego dziecka.
-Na brodę Merlina - zaklął Leo - zostawiłem szatę i zeszyty w bibliotece, spotkamy się w pokoju - powiedział odbiegając od przyjaciół.
Szybko pokonał dystans kilku korytarzy, jednak przed drzwiami biblioteki zatrzymała go Profesor Hooch.
-Leon! I jak spotkanie? Jesteś w drużynie? - spytała, na co chłopak tylko pokiwał głową - to świetne, mógłbyś coś dla mnie zrobić i odeskortować tego chłopaka do pokoju? Tego co skręcił kostkę na treningu?
-Juliana? Pewnie - zgodził się, jednak nie było to zbyt bezinteresowne, ponieważ liczył na jakieś dodatkowe punkty.
Alice poczekała aż grupa Puchonów odejdzie na bezpieczną odległość. Wyszła zza gobelinu i podniosła obraz który tak ją wystraszył.
-Dzięki ci, wielmożna Pani! - rycerz na biały koniu skłonił się nisko w siodle.
-Iiiiiii, hi, hu, hi, hu, hi tra, la, la, la, la głupia Krukonka posrała się na widok obrazu iiiiii hi, hi, hi!
Alice zrozumiała, że to Irytek był przyczyną tego, że omalże nie dostała zawału serca. Spróbowała jeszcze uderzyć ducha, jednak jej ręka przeszła przez niego na wylot.
-Głupia Krukonka ha, ha, ha! - zawył po czym zniknął wlatując w sufit.
-Gdybym tutaj nie tkwił, już dawno bym go rozszarpał - rycerz wyjął miecz z pochwy.
Alice jeszcze raz przeprosiła za strącenie obrazu i weszła do biblioteki.
Leo szedł razem z utykającym Julianem korytarzem. Praktycznie nie znał chłopaka, więc obaj szli w dość krępującej ciszy.
-Chodź na chwilę tędy - wskazał korytarz w lewo.
-Ale dormitoria są w prawo - zdziwił się Julian.
-Wiem, zostawiłem rzeczy w bibliotece - powiedział, po czym szarpnął kolegę ze sobą.
Po chwili oboje byli na miejscu. W tej części zamku nie było już słychać muzyki i śmiechów dochodzących z Wielkiej Sali. Leo wszedł pierwszy mocno naciskając klamkę a Julian kuśtykał za nim kawałek dalej. Przebywanie samemu w ciemnej bibliotece napawało go delikatnym lękiem, przez co przyśpieszył kroku, aby jak najszybciej dotrzeć do stołu przy którym siedzieli.
-A czego ty tutaj szukasz? - usłyszał za sobą dziewczęcy głos.
Odruchowo odwrócił się w jego stronę podnosząc gardę, jednak nikogo z nim nie było. Szybko zgarnął zeszyty i narzucił na siebie szatę.
-Ja? Nic... potrzebowałam tylko... - tym razem odezwał się drugi, również dziewczęcy. Brzmiał dość piskliwie, jakby właścicielka próbowała się z czegoś wytłumaczyć jednak była winna.
Leo powoli wyszedł zza półki i spojrzał na dwie dziewczyny stojące przy jakiejś kracie.
-Chyba nie chciałaś grzebać w Księgach Zakazanych, co? - spytała podejrzliwie brunetka i wycelowała palec w dziewczynę o oliwkowej cerze, jednak po chwili przeniosła go na Leo - ile was tu jeszcze jest? I czemu nie jesteście na uczcie? - spytała.
-To samo pytanie możemy zadać tobie - zza pleców Leo wyszedł Julian, jednak zaraz palił buraka gdy dziewczyna spojrzała na niego gniewnie.
Wszyscy mierzyli się wrogim wzrokiem. Donoszenie Profesorom nie miało sensu, ponieważ ucierpiałby każdy dom. A nikomu nie paliło się do odbywania kar razem z Filchem, który narzekałby tylko na to, że nie może powiesić dzieci pod sufitem.
Brunetka podniosła ręce w obronnym geście odkładając różdżkę na podłogę, aby pokazać pokojowe nastawienie.
-Niech wam będzie. Mam na imię Emma, potrzebuję dostać się do Ksiąg Zakazanych a konkretniej do tych o eliksirach.
-Po co? - zdziwił się Leo.
-Pokażę Snape'owi, że na pierwszym roku też można uwarzyć eliksir uodparniający na ugryzienie wilkołaka! - powiedziała ambitna Ślizgonka.
-Właściwie to ja potrzebuję się dostać do łóżka - powiedział Leo którego eliksiry zupełnie o tej godzinie nie podniecały. Przeniósł wzrok na drugą dziewczynę o oliwkowej skórze i kręconych włosach.
-Dobra... ale przyrzekacie, że nikomu nie powiecie? - spytała.
-Na mały palec - powiedziała Emma godnie podnosząc rękę z wyciągniętym w górę palcem.
Leo powtórzył ten gest z uśmiechem a Julian nadal schowany trochę za regalem delikatnie machną ręką.
-No dobra, jestem Alice - dziewczyna pokazała, aby cała trójka do niej podeszła.
Szybko streściła im historię o tym co mówiły duchy, że w Noc Duchów może stać się coś strasznego. Leo od razu się rozbudził. Robienie czegoś nielegalnego zawsze było fajne!
-Trzeba było tak od razu! - krzyknął i szarpnął za drzwi, jednak kraty stawiały duży opór.
-Czekajcie - wstrzymała ich Emma której łamanie zasad nie bardzo pasowało - Księgi Zakazane na pewno są strzeżone jakimiś potężnymi zaklęciami i nie otworzymy ich tak po...
-Alohomora! - Leo wyciągnął różdżkę.
Nagle cała czwórka poczuła jak traci grunt pod nogami i spada w dół.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top