Rozdział jedensty

Julian przeniósł się z pokoju wspólnego Gryffidnoru do biblioteki, aby nadrobić zaległości z eliksirów. Czuł, że mógłby być lepszy z niektórych przedmiotów jednak czasami jego nieśmiałość brała górę i za bardzo bał się dopytać o coś na lekcji. Mimo wszystko nie tęsknił za mugolskim światem, uwielbiał lekcje zielarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami. Zwłaszcza opieki. Na razie zajmowali się tylko teorią, czekał aż Hagrid przyniesie na zajęcia jakieś zwierzę. Chociażby niuchacza.

Położył na stole swój zeszyt i książkę od eliksirów i skierował się w stronę regałów poświęconych eliksirom dla pierwszorocznych. Przez swój niski wzrost nie mógł dosięgnąć do półki z odpowiednim tomem więc musiał przesunąć stół, wejść na niego i następnie zdjąć księgę. Dopiero w połowie tej czynności przypomniał dobie, że mógłby użyć zaklęcia. Nadal czasami o tym zapominał. Do odrobienia pracy domowej wykorzystał mniejszy tom Libacjusza Borage w którym bardzo ładnie zostały zapisane najważniejsze informacje jakich wymagał Snape. 

Obecnie uczniowie mieli teraz czas wony aż do kolacji, więc co jakiś czas słyszał tylko dźwięk otwieranych drzwi i ciche szepty innych uczniów między półkami. Julian chciał przełożyć stronę książki jednak rękawem zahaczył o kałamarz z atramentem i wszystko zaczęło się powoli wylewać na jego zeszyt i biurko. Chłopak przyzwyczajony do swojej niezdarności jęknął i szybko zaczął zbierać rzeczy. Kucnął pod ławkę, aby podnieść buteleczkę.

-Ładnie rysujesz smoki - usłyszał nagle za sobą. Niespodziewany dźwięk tak go przestraszył, że uderzył się głową o róg stołu. 

Kiedy się podniósł zobaczył przed sobą Alice.

-A... ak, yy znaczy tak - jąkał nieświadomie rozmasowując sobie obolałe miejsce zostawiając na głosach i czole grubą smugę atramentu.

Alice zaśmiała się na ten widok. Oparła się o biurko i zaczęła przeglądać zeszyt, gdzie Julian czasami rysował, gdy odpływał na lekcji. Gdyby był bardziej asertywny powiedziałby, żeby dziewczyna nie grzebała mu w rzeczach jednak nieśmiałość była zbyt duża. Zawłaszcza, że stał sam na sam z  d z i e w c z y n ą. Miał nadzieje, że ciemny atrament nie kontrastuje aż tak bardzo z wypiekami na jego twarzy.  

-Masz talent, chodziłeś na zajęcia plastyczne? - spytała.

-Tak, znaczy nie! - nie wiedział czy dziewczyna chodziła wcześniej do mugolskiej szkoły i wiedziała, że miało się tam plastykę.

Alice pokiwała głową i zamknęła zeszyt a następnie rzuciła zaklęcie dzięki któremu stół znowu był czysty.

-Zaraz kolacja? Idziesz? - spytała zarzucając sobie torbę na ramię którą wcześniej położyła na ziemi - jak chcesz możesz mi pomóc zabrać trochę jedzenia dla Grubcia.

Julian na chwile zmrużył oczy przypominając sobie kogo dziewczyna ma na myśli. W końcu kiwnął głową i ruszył do drzwi. 

Przez całą drogę starał się coś powiedzieć, jednak wyszło jak zawsze. Dziewczyna za to opowiadała mu o różnych technikach rysunków jakie mógłby zastosować do swoich prac.



Emma podczas kolacji doczytywała jeszcze ostatnie rozdziały książki o Historii Magi. Zależało jej, aby zaliczyć ten przedmiot jak najlepiej umiała. Bo wiedziała, że potrafi. Do końca roku zostały jakieś dwa miesiące jednak ona uważała, że teraz jest najważniejszy czas na naukę i poprawę ocen. Do tego dochodziły czasy pisania SUM-ów i OWUTEM-ów przez starsze roczniki. Ostatnio na lekcjach zdobywała dla Slytherinu dużo punktów a wygrana jej domu w pucharze Quidditcha jeszcze bardziej przybliżyło dom do zdobycia pucharu domów. Jak powiedziała jej koleżanka z wyższego roku, która jest prefektem dzięki ambicji Ślizgonów często właśnie jej dom zdobywa puchar.

Tym czasem do stołu Ravenclawu doleciała poczta. Zwykle sowy wlatywały tylko podczas śniadania, więc musiała to być priorytetowa przesyłka od jednego z rodziców. Mały pakunek spadł w ręce Nicka.

-Co to - spytał Nick, który siedział przy stole Hufflepuffu plecami do Eryka- ojej, mamusia przysyła syneczkowi ubranka?

-To rękawiczki ze smoczej skóry frajerze, ostatnie zjadł mi Hardodziob podczas opieki nad magicznymi zwierzętami.

-Co, tak się obsrałeś jak go zobaczyłeś i uciekłeś zostawiając rękawice.

-Obsrać to ja się mogę jak zobaczę twój ryj - odpowiedział Eryk Nickowi.

-Profesorze! Prefekt mnie obraża! - Nick podniósł rękę udając płacz.

Eryk już chciał jakoś mu odpowiedzieć, jednak ich kłótnię przerwał Dumbledore, który stanął przy ambonie i czekał aż zapanuje cisza.

Uczniowie zrozumieli, że czeka ich długie kazanie o nauce i kończącym się roku szkolnym, przez salę przeszedł jęk. 








halko czarodzieje co to czytają jakie są wasze patronusy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top