21 || Umysły upite winem i zmęczeniem
— Próbowałem jakoś to przemyśleć, jednak z marnym skutkiem… — westchnął.
Laura zastanowiła się na momencik.
— Tamtego wieczoru, szczerze mówiąc, nie uważałam, że faktycznie zaistnieje taka możliwość.
Jacob spojrzał na nią kątem oka.
— Co prawda są przypadki zaręczyn w tak młodym wieku, nawet moja koleżanka wyszła za mężczyznę, z którym zaręczona była praktycznie od kołyski, lecz w głębi serca wątpiłam, że…
— „Wszystko może się wydarzyć wcześniej, niż sobie nawet wyobrażasz” — przerwał jej.
Laura popatrzyła się na niego pytająco, a on uśmiechnął się słabo.
— To twoje słowa. Doprawdy wziąłem je sobie do serca.
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Tamtego wieczora (a właściwie to nocy) bardziej cicho śmiała się z całej tej sytuacji niż mówiła na poważnie, jednakże postawa Jacoba kompletnie wybiła ją z toru wcześniejszego myślenia.
— Wspominałeś, że ten Trancy kontaktował się z tobą, czy Lena nie mogłaby zostać u niego dłużej, dodatkowo po rozmowie z nią, to chyba oznacza, iż się lubią — stwierdziła Laura po chwili ciszy.
— Na to wygląda — westchnął.
Laura wstała z fotela, a Jacob śledził wzrokiem jej każdy ruch. Podeszła do barku i wyciągnęła z niego butelkę czerwonego wina, korkociąg oraz dwa kieliszki, które bezceremonialnie położyła na ławie.
— Czyń honory — powiedziała z nutą zmęczenia w głosie, wyciągając ku Jacobowi korkociąg. On popatrzył się na nią zdziwiony. — Jak mówią, pijany umysł wypowiada trzeźwe myśli — odrzekła z dumą w głosie.
Zaśmiał się pod nosem z wyraźną aprobatą dla jej pomysłu i wręcz uroczyście otworzył butelkę.
— Twoje zdrowie — odrzekła Laura, unosząc kieliszek.
— I za mądre decyzje — dodał.
— I mądre decyzje… — powtórzyła pod nosem.
Z elegancją — tak charakterystyczną dla klasy wyższej — stuknęli się kieliszkami, a cichy brzdęk rozszedł się po salonie.
To wino można było opisać tylko za pomocą jednego słowa — wyborne. Przyrządzone z jakiejś tam odmiany winogron, uprawianych gdzieś tam, rocznika któregoś tam… Czy to naprawdę ważne? Najistotniejsze w tym winie był fakt, iż zawierało alkohol, który już od pierwszego łyka zdawała się koić nerwy Jacoba.
— Zatem, skoro już jesteśmy wstępnie pijani…
— Wstępnie pijani? — przerwał jej, śmiejąc się.
— …możemy mówić wstępnie trzeźwe myśli — dokończyła, nie zważając na jego uwagę.
— To będzie długa noc… — odparł zmęczony.
— Zdecydowanie — przyznała mu rację i napiła się jeszcze trochę wina.
~*~
Umysły stawały się coraz bardziej pijane, ale trzeźwych myśli, jak nie było, tak nie przyszły nawet po otwarciu kolejnego wina.
— A gdyby tak… — zaczął Jacob, gdy już druga butelka stała pusta — po prostu zostawić decyzje Lenie?
Laura popatrzyła na niego sennym wzrokiem — powoli dochodziła druga i jej mózg powoli przestawał działać.
— Tak po prostu? — Ziewnęła i naciągnęła się.
— Skoro wygląda na to, że się lubią, to niech będzie szczęśliwa — mruknął równie zmęczony co Laura, wzruszając ramionami.
— To po co my myślimy nad tym tyle godzin? — jęknęła i wypiła do końca zawartość kieliszka.
— Też się dziwie. — Przetarł twarz dłońmi.
— Ale chyba masz racje — odparła, opierając głowę na ręce wspartej na podramienniku fotela.
— Niech ją nawet przed ołtarz weźmie. Grunt, by była szczęśliwa.
— Prawdę mówiąc, na razie nie dałby rady tego zrobić, lecz za parę lat…
— On jest młody, jednak nie taki głupi.
Jacob spiął się, co nie uszło uwadze Laury.
— Nie lubisz go, prawda?
— Hm? — Zmarszczył brwi. — Skąd ten pomysł?
— Nie kłam, bo wszystko widzę. Aby kłamać, trzeba mieć siłę. — Założyła nogę na nogę i spojrzała na niego wyczekująco.
— I tu mnie masz. — Uśmiechnął się, jak dzieciak przyłapany przy barku ojca. — Nie, nie lubię go. — Wzruszył ramionami.
— Dlaczego?
— Nie podoba mi się on i tyle.
— Niemniej…
— Niemniej nie będę stawał na drodze jego i Leny — dokończył za nią.
— Jaki z ciebie kochany brat. — Uśmiechnęła się rozczulona Laura.
— Wiele ostatnio się wydarzyło — ściszył swój głos — a Lena nie jest temu niczego winna. Trancy pomógł jej w uporać się z tym wszystkim, więc, jakby na to nie patrzeć, mam u niego dług.
— Dług powiadasz?
— Może gdyby nie ten przeklęty wyjazd, ojciec i matka żyliby — na twarzy Jacoba pojawił się nostalgiczny uśmiech pełen bólu, a oczy wypełnił żal — ale on nie jest temu winny. Chciał pomóc i mi, i Lenie. Choć mu odmówiłem, bardzo doceniam jego chęci.
— Nawet pomimo niechęci do jego osoby?
Jacob skinął głową.
— I skoro z nim jest szczęśliwa…
— A masz taką pewność? — przerwała mu.
— Cholera, gdybyś ty ją widziała. Wyglądała, jak chodzący trup, ledwo co jadła. Nawet głos jej osłab. I nagle — puf! Jak ręką odjął.
— Przecież się z nią nie widziałeś, więc…
— Ale rozmawiałem z nią. Nawet przez zakłócenia z telefonu słyszałem, jak się zmieniła — wypowiedział ostatnie słowa z dozą trudności przez zaciśnięte gardło. — Nie chcę, by przez moją osobistą niechęć do niego, znowu była nieszczęśliwa.
— Zatem postanowione? — Laura uśmiechnęła się lekko.
— Jeśli masz na myśli moje stanowisko — tak. A co do Leny…
— Pożyjemy, zobaczymy.
— Zobaczymy… — powtórzył pod nosem.
~*~
Nie będzie sobie z nią tak brat pogrywał. Co to, to nie. Ależ cóż ona mogła zrobić? Aktualnie jak i w przyszłości to w sumie nic, więc pozostało jej tylko czekać na powrót Jacoba.
Usiadła w swoim pokoju i oddała się swojemu ukochanemu zajęciu, czyli haftowaniu. Jednak zanim po raz pierwszy przebiła igłą materiał, chwyciła chyba drugą najcenniejszą rzecz, jaką posiadała — pozytywkę. Nakręciła ją, a po chwili podniosła wieczko.
Walc minutowy miał jedną bardzo charakterystyczną cechę — szybkie tempo. Aż zaśmiała się sama do siebie na wspomnienie pierwszego, i jak dotychczas jedynego, wspólnego tańca z Aloisem. W tamtej chwili myślała, iż niechybnie upadnie na ziemię, wypijając przy tym sobie zęby. Nogi plątały jej się niesamowicie, ale nawet gdyby się potknęła, jego pewny chwyt uratowałby ją przez bolesną konfrontacją z podłogą.
Ilekroć przypominała sobie o tamtym wieczorze, odkąd Alois po raz pierwszy nazwał ją po imieniu, wypełniał ją spokój i pewnego rodzaju błogość. Melodia wydobywająca się z pozytywki stała się dla Leny niczym najpiękniejsza kołysanka — kiedy ogarniał ją niepokój, do serca wkradał się smutek czy też żal, uniemożliwiający zaśnięcie, zawsze słuchała jednego utworu.
Z szuflady wyciągnęła mały koszyczek z nićmi oraz igłami. Chwile się zastanawiała, co by tu wyhaftować, lecz po chwili sięgnęła po atlas kwiatów. Już wiedziała — potrzebowała tylko niebieskiej i fioletowej nici.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top