Czego nie widać


Adam ostrożnie zapukał w drzwi do pokoju żony. Poczekał kilka chwil, zanim rozległ się słaby głos: ,Wejdź". Jak przez mgłę przypominał sobie czasy po ślubie. Wtedy dzielili jedną sypialnię i nie wyobrażali sobie, by mogło być inaczej. Nocami nie mogli się nacieszyć swoją obecnością i swoimi ciałami. Zastanawiał się, czy żona czasem za tym tęskni.

Potrząsnął głową. Lepiej było za wiele o tym nie myśleć, bo to zwiększało ból. Każdy człowiek miał swój krzyż, a jemu najwidoczniej było pisane opiekowanie się chorą umysłowo kobietą. Przysięgał jej przed Bogiem i niezależnie od tego, co się działo, miał zamiar dotrzymać słowa.

Wszedł do pokoju. Jego małżonka siedziała na łóżku i wpatrywała się w ścianę pustym wzrokiem. Poczuł ucisk w sercu. Od lat starał się wywołać na jej twarzy przynajmniej lekki uśmiech, ale jej już nic nie sprawiało radości. Nawet towarzystwo własnego męża.

— Konstancjo, dzisiaj urodziny Michała — przypomniał łagodnie. — Wezwać pokojówkę, żeby cię przygotowała?

— Możesz — odparła obojętnie kobieta.

Adam przyjrzał się jej uważnie. Była naprawdę bardzo piękna. Miała śniadą cerę, odziedziczoną po prababce, która przyjechała za mężem z Włoch w trakcie kampanii napoleońskiej. Jej włosy były czarne jak skrzydła kruka, a ciemne oczy kojarzyły mu się kiedyś z obrazami Madonny. Nawet po latach, gdy na skutek złego stanu zdrowia mocno schudła, wciąż budziła w nim podziw. Mimo że życie z nią przyniosło mu wiele smutku i chwilami zastanawiał się, czy nadal ją kochał.

— Muszę powiedzieć ci jeszcze coś — dodał. — Coś ważnego.

— Co takiego? — zapytała Konstancja. Wciąż jej głos nie wyrażał żadnych emocji.

— Zuzanna znowu spodziewa się dziecka. Ma już widoczny brzuch.

Konstancja spuściła głowę. Zaciskała ręce i zgrzytała zębami.

— Oczywiście — prychnęła gorzko. — Ona jest płodna jak królica.

Adam nie odpowiedział. Konstancja i Zuzanna od początku się nie lubiły, obie miały chyba zbyt silne osobowości. Z czasem niechęć jego żony nasilała się jeszcze bardziej. Zuzanna starała się rozumieć jej stan i być milsza, ale Konstancja za bardzo zazdrościła jej dzieci.

— Chciałem, żebyś wiedziała wcześniej i mogła się przygotować. Zuzanna i Michał z pewnością w żaden sposób nie będą wobec ciebie niedelikatni.

— Nie potrzebuję ich łaski — stwierdziła Konstancja. Adam chyba wolałby, żeby płakała i krzyczała. Wtedy umiał ją pocieszać. Jednak nadal nie nauczył się, jak dobrze reagować na te dziwne oschłe stany.

Kiedy wchodzili do domu Michała, zazwyczaj w pierwszej kolejności uderzał ich hałas. Teraz ich dwaj synowie, Tomaszek i Zbyszek, bawili się na dywanie, a właściwie krzyczeli i wyrywali sobie zabawki. Było to trochę irytujące, ale Adam starał się przymykać oko, to w końcu tylko dzieci. Ale Konstancja z miejsca zaczęła się krzywić i prychać. Od dawna wszelki hałas bardzo jej przeszkadzał.

— Chłopcy, uspokójcie się, bo ciocię boli głowa — skarcił ich ojciec. — Panno Krysiu, proszę ich zabrać do pokoju — zwrócił się do bony.

Panna Krystyna wzięła chłopców za ręce i wyprowadziła z pokoju. Adam był wdzięczny kuzynowi za tak szybką reakcję. Lubił stryjecznych bratanków i uważał ich obecność za zabawną, ale wiedział, że Konstancja bardzo źle znosi towarzystwo cudzego potomstwa. Niektóre bezdzietne kobiety uwielbiały towarzystwo cudzych dzieci i zapełniały tym pustkę, ale jego żona do nich nie należała.

— Siadajcie, proszę. — Michał wskazał im krzesła. — Kucharka zaraz poda zupę, a potem pieczeń.

Atmosfera była napięta. Brzuch Zuzanny rzeczywiście był już widoczny i mimo że kobieta miała na sobie luźną, szeroką suknię, która nieco tuszowała ten stan, ale Konstancja i tak co chwila zerkała na tę sylwetkę. Zuzanna musiała to wyczuwać, bo ani słowem nie wspominała o ciąży, ani nawet nie dotykała swojego brzucha. Adam był jej wdzięczny, szczególnie że nie przepadała za jego żoną, ale zarazem ta świadomość budziła w nim niepokój.

Wiedział, że w niektórych wiejskich, ubogich rodzinach zdarza się, że wielodzietne kobiety oddawały nowonarodzone dziecko sąsiadkom lub krewnym i mógłby zacząć podejrzewać Konstancję o podobne chęci, ale już po odkryciu prawdy o jej niepłodności zaproponował żonie przygarnięcie sieroty z przytułku, ale ona stanowczo odmówiła. Twierdziła, że przez kilka miesięcy była pewna, że nosi w sobie dziecko, które stanowiło jej część, nie potrafiłaby więc pokochać cudzego. Adam początkowo przyjął to ze spokojem. Pragnął zostać ojcem, ale wierzył, że samo życie z małżonką także da mu dużo szczęścia. Dopiero potem uświadomił sobie, że rozpacz Konstancji nie jest chwilową reakcją na wieści o rzekomej ciąży.

— Czytam właśnie piękną powieść, nazywa się ,,Nad Niemnem" i napisała ją pani Eliza Orzeszkowa — odezwała się w końcu Zuzanna. — Ma przepiękny wątek miłosny.

— Nie czytałam, nie mam czasu — odparła sucho Konstancja. Prawda była taka, że od dawna nie zajmowała się niczym, co mogłoby uprzyjemnić jej czas. Zdarzało się jej nawet zapomnieć o myciu się.

— Moja żona jest bardzo sentymentalna. W głowie jej tylko miłości i łamanie konwenansów. — Michał próbował zażartować. — A przecież to mat... matrona — poprawił się w ostatniej chwili. Konstancja na szczęście nie zwróciła na to uwagi.

Jedli, od czasu do czasu wymieniając jakieś uwagi. Konstancja prawie się nie odzywała i jedynie co chwila obrzucała Zuzannę smutnym spojrzeniem. Adam żałował, że nie zostawił jej w domu ze służbą. Zepsuł wieczór kuzynowi i jego żonie, a własną naraził na ból i nerwy. Wyczekiwał wyjścia, gdy do jadalni wbiegła sześcioletnia dziewczynka w różowej sukience.

— Stryjku, przyszłam się przywitać! — zawołała wesoło, tupiąc nóżkami.

— Żanusia, prosiłam, żebyś została z panną Krystyną — upomniała ją matka, ale Żanetka nie zwróciła na to uwagi i podbiegła do Adama.

— Witaj, skarbie — powiedział Bogacki i ujął małe rączki. — Jak się masz?

— Dobrze. Panna Krysia uczy mnie czytać. A mama ma w brzuchu dzidziusia. Może w końcu będzie siostrzyczka.

— Muszę wyjść. — Konstancja wstała od stołu. Do tej pory udawało jej się ignorować małą Żanetę, ale wzmianka o błogosławionym stanie Zuzanny musiała jej boleśnie przypomnieć o tym, czego sama nie zazna.

— Idź do pokoju, dziecko, zaraz ktoś do ciebie przyjdzie — nakazał Michał córce, gdy Konstancja zmierzała w stronę drzwi. Adam podejrzewał, że sama nie wie, gdzie ma zamiar iść.

— Jeśli... źle się czujesz... — Podszedł do żony i złapał ją za rękę. — To możemy już wrócić do domu.

— Ja chcę wracać. Ty możesz zostać — odpowiedziała Konstancja. Jej głos był chłodny, ale z oczu biła rozpacz.

— Ja będę ci towarzyszył — zapewnił Adam. Jego żona nie zareagowała.

Gdy wrócili do domu, praktycznie zmusił Konstancję, by pozwoliła umyć się i przebrać służącej. Zdarzały się dni, gdy jego żona nie miała sił nawet na podstawowe czynności, ale on zawsze starał się, by pozostawała czysta i najedzona. Wierzył, że w jakiś sposób poprawi to jej nastrój i przypomni o tym, że trzeba żyć.

— Jak się czujesz? — spytał, gdy Konstancja siedziała już na swoim łóżku w koszuli nocnej.

— Źle — odparła z bezwzględną szczerością kobieta.

Bywały dni, gdy Adam gniewał się na nią. Irytowały go jej nastroje i myślał, że jest egoistką, skoro przysięgała mu miłość, a potem uznała, że ich uczucie nie ma już znaczenia, skoro nie mają dzieci. Ale teraz czuł, że to on zawinił. Konstancja nie przyjaźniła się z Ostrowskimi, nie musiała jechać na te urodziny. Mógł zostawić ją ze służbą i pojechać sam. Jednak naraził ją na zdenerwowanie i ból. Zawinił.

— Przepraszam — powiedział i usiadł obok niej. — Chciałem, żebyśmy spędzili czas rodzinnie, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tak to się skończy. Byłem ślepy i głupi.

— Nie jesteśmy rodziną — burknęła Konstancja.

Adama znów ogarnął żal na żonę. Czasem zastanawiał się, czy gdyby to on nie mógł mieć dzieci, Konstancja trwałaby przy nim i pogodziła się z losem, czy byłaby zdolna porzucić go dla kogoś, z kim dałaby radę począć. Szybko jednak zdusił to w sobie. Tym razem jej złość była uzasadniona.

— Bardzo mi przykro i nie mam zamiaru się tłumaczyć. Nigdy nie chciałem cię zranić. Tyle musisz wiedzieć.

Spodziewał się milczenia albo dalszych wyrzutów, ale Konstancja uniosła głowę i spojrzała na niego łagodnie. Dawno jej takiej nie widział.

— Wiem. Nie obwiniam cię. Ja tylko... czasami tak brzmię. Wybacz mi.

— Nie gniewam się, moja kochana. Nie śmiałbym.

Konstancja uśmiechnęła się lekko, a uśmiech na jej twarzy był naprawdę rzadkością. Teraz w świetle świecy wyglądała prawie tak niewinnie i młodzieńczo jak wtedy, gdy ją poznał i uznał za najbardziej czarującą kobietę na świecie. Tęsknił za tamtymi dniami, za przyśpieszonym biciem serca i zapatrzeniem w jedną istotę. Czasami myślał, że oddałby wszystko, aby chociaż na jeden dzień do tego wrócić.

I może to nie było głupie i naiwne. Może uda im się jeszcze odbudować dawną miłość i być szczęśliwymi. Przez chwilę trzymał dłoń żony i głaskał ją delikatnie. Gdy nie protestowała, odważył się wsunąć drugą rękę pod jej koszulę nocną i przesunąć czule po nodze.

— Odejdź. — Konstancja odsunęła się i popatrzyła na niego z czymś na kształt wstrętu. — To nic nie da.

— Kochanie, to, że nie możemy mieć dziecka, nie znaczy, że nie mamy prawa okazywać sobie miłości. Nie jesteś dla mnie tylko łonem.

Miał nadzieję, że uda mu się zaapelować do serca żony, skoro już zdobyła się na przyznanie do błędu. W pierwszych tygodniach po ślubie często śmiała się z tradycyjnych pań domu, które uznawały tylko przykre obowiązki małżeńskie po ciemku i w koszulach nocnych. Nie potrafił zrozumieć, jak mogła tak się zmienić.

— Ale ja nie chcę! — zaprotestowała Konstancja. Adam miał nadzieję, że nikt jej nie usłyszy. Dobrze wiedział, że w okolicy plotkują, jak to rzekomo przetrzymuje swoją żonę i dręczy tak, że próbowała zdobyć się na coś przerażającego. — Cały czas będę myśleć, że i tak nie będziemy mieli dzieci. To mnie unieszczęśliwi.

Adam wstał z łóżka i odwrócił od niej głowę. Codziennie powtarzał sobie, że Konstancja nie chce go złościć, że nie panuje nad sobą i że jej melancholia jest chorobą, jak gruźlica. Ale w takich chwilach prawie tracił cierpliwość. Żaden normalny mężczyzna nie chce, by żona wzdrygała się na jego dotyk i mówiła, że obcowanie z nim jest dla niej cierpieniem.

A przynajmniej on tak sądził. Wiedział, że byli mężowie, którzy wykorzystaliby słabość małżonki i zmusili ją do oddania się im, nawet gdyby płakała i krzyczała. On nigdy nie podniósłby ręki na kobietę, nie wspominając o czymś innym.

— Dobrze. Śpij spokojnie — powiedział i skierował się ku drzwiom.

— Czekaj! — Konstancja zawołała za nim. Gdy zerknął na nią, zobaczył, jak drży niczym w malignie. — Nie chodzi o to, że cię nienawidzę czy brzydzę się tobą... Ja tylko... nie umiem być szczęśliwa... — wykrztusiła i zalała się łzami.

Adam podszedł do niej i przycisnął do siebie. Stali chwilę przytuleni, ale wiedział, że nie ma w tym nic romantycznego. Byli teraz bardziej jak brat i siostra.

— Popełniłeś błąd, żeniąc się ze mną — mówiła przez łzy Konstancja. — Jeśli umrę, ożeń się z kimś innym. Kimś, kto cię uszczęśliwi i będzie cię bardzo kochał.

,,Zatem ty mnie nie kochasz albo kochasz mało" chciał skomentować Adam, ale to tylko pogorszyłoby sprawę.

— Nie myśl tak. Nie jesteś temu winna. Przykro mi tylko, że nie umiem ci pomóc — westchnął i pocałował ją w czoło. — Chcesz spać? — Konstancja pokiwała głową. — Dobranoc.

Nie dodał, że w pokoju obok będzie spać pokojówka, aby mieć na nią oko. Nie wybaczyłby sobie, gdyby zostawił swoją umęczoną żonę samą sobie.

Wiedział, że on teraz nie zaśnie, więc usiadł w fotelu i wziął pierwszą z brzegu książkę. Okazało się, że to ,,Eugeniusz Oniegin". Porzucił lekturę po dwóch stronach, ponieważ ostatnie, na co miał ochotę to czytanie o wielkich namiętnościach. Jemu zdecydowanie bliżej było do poczciwego, ale niekochanego męża Tatiany, a swoją historię mógłby skwitować słowami Mickiewicza:

Gdy na dziewczynę zawołają: żono!

Już ją żywcem pogrzebiono!

Sam nigdy nie był przesadnie romantyczny. Nie miał wielu okazji, by uwierzyć w wielką miłość. Jego matka w młodości była wrażliwą i uczuciową dziewczyną, podobno szczerze cieszyła się z małżeństwa, ale jego ojciec szybko uświadomił jej, że potrzebuje żony do prowadzenia domu i rodzenia dzieci, a jej wiara w szczęście jest mrzonką. Zdawał sobie sprawę, że większość par pobierała się z rozsądku i próbowała mniej lub bardziej towarzyszyć sobie w codzienności. Uważał, że złapał Pana Boga za nogi, gdy zakochał się szczerze i mógł poślubić wymarzoną kobietę. Ale po kilku latach to wszystko okazało się ułudą. Może gorąca, piękna miłość istniała gdzieś na świecie, ale nie dla niego.

Aby oderwać się od tych myśli, sięgnął po ostatni egzemplarz ,,Czasu", gdzie właśnie ukazywała się kolejna część powieści Sienkiewicza z XVII wieku. Bardzo lubił przygody Wołodyjowskiego, Kmicica i Zagłoby i dobrze się przy nich bawił, ale teraz akcja stawała się coraz bardziej smutna. Rozdział opowiadał o życiu polskich dziewcząt porwanych w tatarski jasyr. Jedna z nich była już brzemienna i opis jej zbolałego ciała noszącego dziecko powstałe w okrutny sposób głęboko nim wstrząsnął. Może to tylko powieść, ale dobrze wiedział, że takie rzeczy dzieją się każdego dnia. Kiedy ostatnio wychodził z kościoła, słyszał, jak jedna z chłopek żaliła się sąsiadce, że spodziewa się już ósmego dziecka i bardzo się boi, ale nie może odmawiać mężowi. Wiele maleństw rodziło się tam, gdzie nikt ich nie chciał, a jemu Bóg odmówił ojcostwa, chociaż bardzo by tego pragnął i starałby się zapewnić dzieciom to, co najlepsze.

Odłożył gazetę po ostatnim zdaniu informującym, że jedna z uprowadzonych dziewcząt poślubiła Turka i żyła z nim do śmierci. Miał szczerą nadzieję, że zaznała chociaż odrobiny szczęścia i miłości, bo świat wydawał mu się dziś tak ponury i pozbawiony nadziei, że pragnął czegoś dobrego nawet dla dziewczyny żyjącej jedynie w wyobraźni polskiego pisarza.

Cześć, kochani. Jak widzicie, nie oszukuję i pojawił się kolejny fragmencik. Tym razem temat zaproponowała Hon-Moon i dedykacja leci do niej.

Rozdział był trudny i wymagający, więc będę wdzięczna za Wasze opinie.

Jeśli chodzi o tło tego rozdziału, to:

1. ,,Eugeniusz Oniegin" to poemat Aleksandra Puszkina porównywany do ,,Pana Tadeusza". Główny bohater jest początkowo nieodpowiedzialnym kobieciarzem, który ignoruje miłość szlachetnej Tatiany i flirtuje z narzeczoną przyjaciela. Gdy po kilku latach ponownie spotyka Tatianę, uświadamia sobie, że to ona jest jego miłością. Kobieta jednak jest już zamężna i mimo miłości do Oniegina nie zdradzi męża, więc para ponownie się rozstaje i ich miłość znów wpasowuje się w ideał niespełnionego uczucia.

2. Akcja dzieje się w 1888 roku, kiedy w czasopismach ukazywało się, min. ,,Nad Niemnem" Orzeszkowej i ,,Pan Wołodyjowski" Sienkiewicza. Ta druga powieść ukazywała się na początku w warszawskim czasopiśmie ,,Słowo", ale prawie równocześnie w krakowskim ,,Czasie". Akcja dzieje się w czasach wojny polsko-tureckiej, więc poza losami tytułowego bohatera drugoplanowo obserwujemy losy dwóch dziewczyn, które zostały porwane w niewolę tatarską - Ewy i Zosi. Ewa zostaje oddana na nałożnicę jednemu z Tatarów i zachodzi w ciążę, ten jednak w późniejszym czasie sprzedaje ją do Turcji, a jej dalszy los jest nieznany. Jej stan jest opisany jako pełen cierpienia i słabości, co ma oddawać... okoliczności poczęcia (AI, nie prześladuj mnie) - polecam w tym kontekście książkę ,,Ciała Sienkiewicza. Studium o płci i przemocy". Zosia zostaje kupiona przez tureckiego kupca dla jego syna, który zakochuje się w niej i bierze z nią ślub.

I tutaj jest miejsce na autoreklamę, bo w czasach pandemii napisałam fanficka o dalszych losach tych bohaterek, pod tytułem ,,Kołysanka Ewy" i zapraszam Was do niej, nawet jeśli nie czytaliście oryginału.

A teraz się żegnam i do zobaczenia :)



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top