Pavor x Penelopa
Penelopa małą rączką dotknęła owiniętego bandażami czoła, na środku którego miała przylepią nalepkę z napisem „odważny pacjent". Dumnie spojrzała w lustro, po czym przeniosła wzrok na stojącego za nią Pavora. Jej drobne ciałko zadrżało.
Zrobiła kroczek w kierunku wyjścia, czując, że pragnie wrócić do tatusia i Kornelii. Jednak jej drogę zaraz zastawił Pavor, kucając przed nią. Obejrzał dziecko ze wszystkich stron, dotykając jej włosów i pyzatych policzków. W końcu podniósł się i rzekł:
— Nic wielkiego...
W oczach dziecka pojawiły się łzy i zaraz zaczęła krzyczeć na całe mieszkanie:
— Ja chcę do domu!
— Uspokój się, uspokój, nic ci nie zrobię — mówił, próbując zaradzić trudnej sytuacji, ale nigdy wcześniej nie miał styczności z ludzkimi dziećmi na tak długo.
Westchnął, zastanawiając się, czy nie lepiej będzie wezwać Eleonorę, lecz ostatecznie zrezygnował z tak niedorzecznego pomysłu. Złapał się rękoma za tył głowy, gdy zrobił piątką rundkę wokół przedpokoju. Sądził, że w końcu Penelopa znudzi się ciągłym krzykiem, ewentualnie zmęczy, ale tak się nie stało.
— Przepraszam — powiedział z niesmakiem w ustach. Wystawił język w obrzydzeniu, że musiał przeprosić tak mało znaczącą istotę tylko po to, by ta ucichła.
Penelopa zaśmiała się, ocierając mokre policzki rękawem od nowej bluzeczki w kwiatki.
— Gratuluję — rozłożył ręce ku niebiosom — w końcu zamilkłaś. Czy „przepraszam" to jakaś modlitwa, zaklęcie do mojej rodzinki?
— „Przepraszam" to magiczne słowo, razem z „dziękuję" i „proszę" — wyjaśniła grzecznie Penelopa, trzymając ręce za plecami i kiwając się na nogach w przód i w tył.
— Pierwsze słyszę. — Ścisnął usta wąską linijkę z zaskoczenia. — Dobra, a teraz do rzeczy. — Klasnął w dłonie. — Jakie posiadasz umiejętności?
— Umiem zawinął język w rurkę. — Wystawiła język i udowodniła prawdziwość swoich słów.
Brew Pavora uniosła się.
— Brawo, ale mam na myśli umiejętności z innej grupy. Dla przykładu: walka mieczem, nadludzka siła, szybkość, nieśmiertelność ciała, strzelanie z łuku? — zaproponował.
Penelopa niewinnie zastanowiła się przez moment, nagle wybudzając pełnią radości.
— Umiem celnie rzucać kamykami! Wszyscy mi zazdroszczą — pochwaliła się.
Pavor uniósł dłonie, zaciskając je w pięści tak mocno, że zdołał przebić sobie paznokciami skórę dłoni. Twarz zalała się czerwienią, a czysta złość wypłynęła z niego, ale po paru głębszych wdechach uspokoił się.
— Mam na myśli prawdziwie umiejętności, które są przydatne do walki! Na pewno słyszałaś o Heraklesie, który jak już był niemowlęciem udusił węża? — spytał, choć obawiał się poznać odpowiedzi.
— Tak! — krzyknęła dumnie. — Ale pan się myli, bo nie Herakles, tylko Herkules!
— Niesamowite — powiedział poirytowany. — Przynajmniej coś o nim wiadomo.
— Oczywiście, oglądałam w klasie bajkę Disneya.
— A kto ten Disney? Jakiś kapłan?
— Nie, to taka firma, która filmy i bajki dla dzieci.
— Filmy, rozumiem. — Kiwnął głową. — Dobrze, chodźmy gdzieś usiąść. — Potrzebował chwilę odetchnąć i przyswoić to, czego dowiedział się od dziecka.
Złapał dziewczynkę za rączkę, po czym zaprowadził do kuchni, sadzając ją na krześle przy stole. Do szklanki nalał wody z kranu i postawił ją przed Penelopą, by mogła się napić.
— A powiedz mi, małe stworzonko, którego boga najbardziej lubisz? — zapytał z czystej ciekawości.
— Jest tylko jeden Bóg w trzech osobach, tak mi mówiła pani Agnieszka i nasza katechetka — odpowiedziała Penelopa w przerwie od picia wody. — Pan o tym nie wiedział?
Pavor milczał.
Bacznie przyjrzał się dziecku, szukając wyjaśnień w tych małych oczętach, które wydawały się nie kłamać. Żył bitwą, a nie wierzeniami i modlitwami. Ufał własnej sile i strachowi, które budzi jego imię, więc nigdy nie przejmował się brakiem świątyń czy samymi wyznawcami, bo takowych nie posiadał. Słyszał od bogów, że czasy się zmieniają, że ludzie odwracają się od nich i zapominają, lecz imię Strachu i Przerażenia wciąż pozostawało wśród ludzi niezmienione. Nie odczuwał nadchodzących zmian i powodu lęku rodziny. Dopiero teraz powoli zaczął pojmować, co mieli na myśli.
— Mała dziewczynko, ja mówię o prawdziwych bogów. Zapewne słyszałaś o Zeusie, Hadesie czy Posejdonie? — Spróbował ponownie.
Wzięła głęboki wdech i oświadczyła:
— Hades próbował pokonać Herkulesa, lecz mu się nie udało, bo zrobił się taki żółty i błyszczący i stał się nieśmiertelny, by uratować...
Palec Pavora spoczął na usteczkach Penelopy. Przerwał jej, nie mogąc dalej słuchać głupot, które próbuje nieudolnie wypowiadać dziewczynka.
— Rozumiem, dzieci to tylko tacy nienaostrzeni ludzie, tępe bronie, które wygają dużo pracy i cierpliwości — powiedział, łapiąc się dłonią za głowę. — Nie umie walczyć, kapłan Disney okłamał ją co do nas, a mam ją nauczyć wszystkiego, by mogła w przyszłości się obronić przed niebezpieczeństwem. Już prościej byłoby skłonić Afrodytę do czystości.
— Afrodytę też pamiętam! — wtrąciła Penelopa.
— Cudownie, a jaka była?
— Chyba fioletowa... — Złapała się za podbródek.
— Fioletowa? A dlaczego fioletowa?
— Bo bogowie są kolorowi...
Pavor opadł na siedzenie zdruzgotany tym, co usłyszał. Nie chciał obwieszczać tego na głos, ale obiecał, na Zeusa, że kiedyś pozbędzie się kapłana Disneya, obrywając skórę żywcem z jego ciała, tak by cały Olimp usłyszał jego krzyki.
— Pan będzie mnie uczył? — odezwała się nieśmiało Penelopa.
— Żądasz niemożliwego...
— Przepraszam.
Pochyliła główkę w stronę podłogi, nie odzywając się więcej.
Mężczyzna poczuł, że musi cokolwiek zjeść, aby nabrać sił przed najtrudniejszym wyzwaniem, jakie kiedykolwiek go spotkało. Otworzył niepewnie lodówkę, odsuwając się, gdy wewnątrz zapaliło się światełko. Nie był przyzwyczajony do magii ludzi, a ta wyjątkowo go dekoncentrowała. Wyjął z wnętrza zapakowane krokiety, powąchał je i pooglądał ze wszystkich stron, zastanawiając, jak ma je spożyć. Nie widział wokół żadnego drewna, które mógłby użyć do zrobienia ogniska.
— Ty... — zaczął niepewnie.
Raptownie rzucił przed Penelopą opakowanie z jedzeniem. Dziewczynka podskoczyła ze strachu, następnie obejrzała się za siebie, oczekując jakiś wyjaśnień ze strony mężczyzny. Ten jednak tylko wzruszył ramionami i rzekł do niej:
— Gotowanie to domena kobiet, więc proszę, zrób coś z tym. „Proszę" to magiczne słowo, prawda? Więc je rozumiesz?
Pokiwała energicznie główką.
Penelopa była wyższa od blatu tylko o kilka centymetrów, więc z trudem udało jej się dosięgnąć nożyka, którym otworzyła opakowanie. Wyjęła talerz z niżej położonej szafki, podpisanej jako „naczynia", wyłożyła na niego krokiety i podłączyła do prądu mikrofalówkę. Nastawiła odgrzewanie na dwie minuty i odsunęła się od urządzenia, wracając na miejsce.
Pavor kilkokrotnie zamrugał. Podszedł ostrożnie do mikrofalówki, obserwując, jak talerz wraz z jedzeniem wiruje wewnątrz urządzenia. Przechylał głowę to na lewą, to na pracą stronę, podążając za rytmem przekręcania się sprzętu. W końcu wyprostował się i odchrząknął.
— Jestem pod wrażeniem — odparł z trudem. — Widzę, że jednak umiesz posługiwać się tymi przedmiotami. — Dłońmi wskazał na całą kuchnię.
— Tata nie pozwala mi jeszcze używać kuchenki, ale gdy pracuje do późna, odgrzewam sobie w mikrofalówce jedzenie.
— A więc ta mikrofalówka to takie ognisko, ale bez ognia? — Doszedł do wniosku. — Może wiesz, czy przypadkiem nie jest to kolejny z darów mądrości Ateny, który zdecydowała się przekazać ludziom?
Penelopa zerknęła na sprzęt.
— Jest napisane, że to od Samsunga.
— Samsung — rzekł wyniośle. — Nie znam tego herosa, ale zapewne wielki to uczony, skoro stworzył taką rzecz.
Zaśmiała się.
— Co cię tak bawi, małe stworzonko? — spytał Pavor.
— Nie małe stworzonko, tylko Penelopa i pan chyba nigdy nie musiał gotować.
— Oj, gotowałem, gotowałem, małe... — zawahał się — Penelopo, ale tam gdzie przebywałem, nie mogłem używać mikrofalówki.
— Naprawdę? — Rozsiadła się wygodnie na krześle, a w oczach pojawił się tajemniczy blask. — Pan podróżował?
— Ee, można tak powiedzieć.
— Opowie pan?
— Tak, ale innym razem — obiecał. — Jeśli ty, Penelopo, nauczysz mnie korzystać ze wszystkiego, co tu mam.
Dziewczynka natychmiast wstała i wyjęła ze środka parujące krokiety. Wyjęła z szuflady, również opisanej, widelec i postawiła wszystko na stole, mówiąc:
— Tylko proszę coś zjeść, proszę pana.
— Dziękuję. — Dotknął palcem jedzenia i, ku jego zaskoczeniu, faktyczni było gorące. Żył wśród bogów, widział rzeczy, o których śmiertelnikom się nie śniło, a jednak to sami śmiertelnicy potrafili wprawić go w zdumienie.
Położył dłoń na główce dziewczynki, po czym rozczochrał jej włosy. Usiadł przy stole i zaczął jeść ciepły posiłek, wciąż nie odrywając wzroku od dziecka. Wiedział, że czeka go wiele pracy, ale z drugiej strony iskierka nadziei pojawiła się, choć z początku sądził, że wszystko już stracone.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top