Rozdział 𝟟𝟜
Przed drzwiami zastałam Jasona. Wyglądał koszmarnie. Wory pod oczami, kilkudniowy zarost na twarzy, zmierzwione włosy, że nie wspomne o zapachu jaki od niego bił. Patrzyłam na mężczyzne z politowaniem.
- Jason? Co tu robisz?
Nagle zza moich pleców wyskoczył mój ojciec. Alfa patrzył na mojego męża wręcz z nienawiścią.
- Czego on tu szuka? - warknął tata. No tak. Opowiedziałam ojcu o całej tej sytuacji w domu.
- Sama się zastanawiam. - powiedziałam z przekąsem, patrząc na wilkołaka stojącego przed drzwiami.
Czarnowłosy westchnął ciężko i spojrzał na mnie wręcz błagalnie.
- Alice możemy porozmawiać? - odezwał się nagle Jason.
- A mamy o czym? - powiedziałam beznamiętnie.
- Proszę... To ważne... - wymamrotał.
Na słowa Jase'a spojrzałam na ojca, a ten jedynie kiwnął głową w zachęcającym geście. Westchnęłam głośno i spojrzałam na Jasona. Jego zmęczony, a zarazem smutny wzrok dawał mi jasno do zrozumienia, że sprawa jest poważna.
- Eh... No niech będzie. - zgodziłam się.
Kilkanaście minut później wraz z mężem przemieżaliśmy pobliski las. Pomiędzy nami panowała nie zręczna cisza. W końcu jednak przerwał ją mój mąż.
- Alice ja... Bardzo przepraszam za to co powiedziałem... - rzekł ze skruchą. - zachowałem się jak totalny idiota.
- Akurat w tej kwestii jestem wręcz zmuszona to tego by się zgodzić. - rzuciłam.
Po moich słowach ponownie zapanowała cisza. Jase spuścił wzrok i wbił go w ziemię. Szliśmy dalej lasem, w końcu znaleźliśmy się nad jeziorem, nad tym samym, nad którym Jason mi się oświadczył. Było tak samo piękne jak w dniu, w którym zgodziłam się zostać żoną tego idioty. Mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomnienie tego dnia. Spojrzałam na czarnowłosego, który teraz patrzył na coś daleko przed sobą. Jego niebieskie oczy zazwyczaj pogodne i wręcz bijące szczęściem były teraz zamglone, dostrzegalny był w nich smutek. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Pomimo tego o co mnie oskarżył, mimo tego jak mnie nazwał i tego jak bardzo mnie tym skrzywdził nie przestałam go kochać. Byłam skłonna mu wybaczyć jeśli by o to poprosił.
- Alice. - zaczął nagle wilkołak stojący obok mnie. - ja cię naprawdę przepraszam za to co powiedziałem wtedy w domu, gdybym pomyślał racjonalnie choć przez chwilę wiedziałbym, że Jade podobna jest do mojej ciotki, Johanny. Dlatego jeszcze raz przepraszam za to, że zachowałem się jak kompletny idiota, którym zresztą jestem. - masz rację... Jesteś - ja naprawdę nie chciałem i rozumiem jeśli mi nie wybaczysz.
- Och zamknij się już. - powiedziałam szybko, po czym przytuliłam się do niego. Brakowało mi tego. Nam obojgu tego brakowało.
Jase był w lekkim szoku, ale potem odwzajemnił mój gest. Gdy stałam wtulona w niego czułam się jak w niebie.
- Kocham cię. - szepnął.
- Ja ciebie też.
- Wybaczysz mi moją głupotę i wrócisz do mnie?
- Oczywiście, że tak. - powiedziałam z uśmiechem.
Choć nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że się uśmiecha. Mężczyzna wtulił się we mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Wilcza miłość działa cuda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top