Rozdział 𝟛𝟜

W końcu wyjec się uciszył. Wyciągnęłam telefon z pod kołdry i ponownie dałam na głośnik. Amber patrzyła krzywo na telefon, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Brunetka westchnęła i patrzyła wyczekująco na urządzenie.

- Ochujałam. - Rzuciła krótko Diana.

Na jej słowa ja i Amber wybuchłyśmy ostrym śmiechem. Sama nie wiem czemu.

***

Ten tydzień minął jak z bicza strzelił. Dosłownie. Właśnie chodziłam w te i z powrotem po salonie, i próbowałam się choć trochę uspokoić. Za chuj mi to nie wychodziło. Czekałam na rodziców i stąd te nerwy. Mam tylko nadzieje, że tata się nie wścieknie aż tak.

Dwie godziny jebanej nie pewności. Tyle musiałam znieść by w końcu usłyszeć dzwonek do drzwi. Lily, która była ze mną w salonie, pobiegła je otworzyć. Chwilę potem poczułam znajome zapachy. Do salonu wparowała mama i spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Tata pojawił się obok niej, był równie zszokowany co ona. Melanie na całkowitej wyjebce ominęła salon.

- A... A... Alice?! - wydukała mama przez łzy

- We własnej osobie. - Uśmiechnęła się cierpko.

- Ale przecież... Agnes mówiła, że nie żyjesz - wydukał tata

- Zaraz wam to wytłumaczę. Słowo - usiadłam na kanapie i wskazałam aby rodzice również usiedli

W chwile potem dołączyła do nas ciocia Agnes, która zaparzyła herbatę. Tata spojrzał na mnie wyczekująco. Odchrząknęłam, poprawiłam się na kanapie i zaczęłam mówić.

- Okey. Otóż to prawda, że potrącił mnie samochód, ale jak widzicie żyję i nic mi nie jest. - Tata przeczesał palcami włosy i zerknął na mamę.

- Ale jak to się stało, że żyjesz? - zapytał w końcu tata, a jego piwne oczy błysnęły

- Już wyjaśniam. - Odgarnęłam włosy tak, by wszyscy mogli zobaczyć oznaczenie.

Tata wpatrywał się w ślad na moim karku w niemym szoku. Mama prawie upuściła kubek z herbatą. Ciocia Agnes jedyna nie rozumiała o co w tym wszystkim chodziło, dlatego też patrzyła na mojego tatę. Moja rodzicielka również spojrzała na mojego ojca w oczekiwaniu, że on coś z tego rozumie.

- Alice? Kto to? - Zapytał w końcu ojciec.

- Jason. - Wydukałam.

Momentalnie oczy taty zmieniły kolor, a źrenice skurczyły się. Czerwone oczy ojca zawsze mnie przerażały, ale teraz miałam ochotę umrzeć, by tylko na nie niepatrzeć.

- Louis spokojnie. - Mama złapała męża za rękę.

- Tato posłuchaj mnie za nim zaczniesz rzucać przekleństwami i krzyczeć, że go zabijesz. - Powiedziałam szybko, za nim wściekłość ojca dała o sobie znać jeszcze bardziej.

- Mów. - Ponaglił mnie ojciec.

- Otóż to dzięki Jasonowi teraz tu z wami jestem - wyjaśniłam - fakt faktem też mu prawie oczy wydrapałam jak mi powiedział, że to przez niego mam to na karku.

Patrzyłam na wilkołaka przede mną, którego oczy przybrały swój zwyczajny kolor. Tata sapnął i opadł plecami na kanapę. Przetarł dłońmi twarz.

- Chcesz powiedzieć, że Jason uratował Ci życie? - odezwała się w końcu mama, patrząc na swojego małżonka

- Tak. To właśnie on mnie wtedy uratował - odpowiedziałam na pytanie mamy

Wtedy chisteryczny śmiech rozniósł się po pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top