Rozdział 𝟙𝟙
Skończyłam nagrywać i wyszła zza ściany, na co Amber i Samantha podskoczyły ze strachu, po czym stanęły wręcz na baczność. Obie były zdenerwowane, czułam to. Spojrzałam najpierw na nie, a następnie na rozbity na wiele mniejszych fragmentów wazon. Oj macie przerąbane moje drogie. Amber spojrzała na mnie spode łba, na co posłałam jej nienawistne spojrzenie.
– Skoro to stłukłaś może łaskawie posprzątasz? – Sarknęłam, patrząc na kuzynkę i jej przyjaciółkę.
– Każesz mi? – Stanęła dumnie, próbując najpewniej przejąć kontrolę nad sytuacją.
– Tak. – Powiedziałam.
– Nie zrobię tego. Nie będziesz mi rozkazywać.
– Masz rację. Nie będę, ale twoja mama raczej nie będzie zadowolna z tego, że jeden z jej wazonów właśnie zmienił się porcelanowe puzzle – odwróciłam się na pięcie z zamiarem powrotu do salonu. – także radze Ci to posprzątać za nim twoi rodzice wrócą z pracy.
Amber mruknęła coś pod nosem, ale nie zrozumiałam, co dokładnie i szczerze nie obchodziło mnie to. A co do tego wazonu. Może sobie sprzątać, a ja i tak dam cioci nagranie, tego co mówiła. Wróciłam do salonu i usiadłam na kanapie obok młodszej z moich kuzynek, która w dalszym ciągu oglądała film. Ja również zagapiłam się w ekran, no muszę przyznać, że film, pomimo, iż był o koniach, całkiem mnie wciągnął. Owy film był o dziewczynie, która nie zdała do kolejnej klasy i musiała jechać do babci na wieś pod przymusem rodziców, znam ten ból. W każdym razie ona zamiast się uczyć, zajmuje się dzikim koniem. Przynajmniej tyle zrozumiałam z tłumaczeń Lily.
Z korytarza dochodziły dziwne odgłosy, a dzięki mojemu słuchowi udało mi się stwierdzić, że księżna Amber oraz jej podnóżek Samantha postanowiły jednak posprzątać po sobie. Uśmiechnęła się pod nosem. Byłam z siebie dumna bo po raz kolejny wyszło na moje. Ma się to szczęście. Nagle poczułam, że mój telefon wibruje, więc szybko wydostałam go z kieszeni spodni, na wyświetlaczu zobaczyłam numer mojej mamy. Wstałam z kanapy i wyszłam na taras, gdzie oczywiście odebrałam telefon.
– Hej mamo. – Przywitałam się.
– Hej Alice. – Odpowiedziała mi moja rodzicielka.
– Co tam u was?
– Bardzo dobrze, a jak u ciebie?
– Dobrze. – Zerknęłam do wnętrza domu.
Kobieta zamilkła na dłuższą chwilę, a po drugiej stronie lini udało mi się dosłyszeć dziwne szmery i postukiwania, przez które przebijały się przez chwilę rozbawione okrzyki mojej młodszej siostry i głosy rodziców, którzy chyba próbowali ją przed czymś powstrzymać.
– Ali – ponownie usłyszałam mamę, mówiła tak jakby bardzo się spieszyła. – dam Ci tatę do telefonu, ja muszę zająć się Melanie. Kocham cię, pa.
– Halo? Cześć Ali. – W słuchawce usłyszałam głos taty, uśmiechnęłam się.
– Cześć tato, jak się bawicie? – Rzuciłam rozbawiona.
– Cóż, praca idzie mi bardzo dobrze, a przez tego małego diabła zwanego twoją siostrą nie ma nudy. – Odpowiedział tata.
Zaśmiałam się na określenie, jakie ojciec nadał Melanie i kontynuowałam rozmowę. Zadaliśmy sobie nawzajem kilkanaście pytań, co jakiś czas śmiejąc się z usłyszanych odpowiedzi. Tata opowiedział mi, co prawda z krótkimi przerwami, jak mijał im wyjazd, oczywiście pomijając atrakcje, jakie zapewniał im ich młodszy szczeniak. Małą ponoć rozpierała energia, a przez to rodzice momentami mieli jej po dziurki w nosie. No cóż, nikt nie powiedział, że rodzicielstwo będzie proste. Zresztą mając prawie dorosłą córkę powinni być przyzwyczajeni do ekscesów posiadania potomstwa, zwłaszcza jeśli był to młody wilkołak. Rozmowa nieco się przeciągnęła przez co niewiele później usłyszałam głośne, pełne irytacji parsknięcie ze strony mamy.
– Louis możesz mi łaskawie pomóc?! – Usłyszałam w tle, mężczyzna zaśmiał się na owy komentarz głośno.
– No dobra. Trzymaj się Alice. – Powiedział tata.
– Do usłyszenia.
Po szybkim pożegnaniu rozłączyłam się, schowałam telefon z powrotem do kieszeni spodni, a potem wróciłam do środka. Podeszłam do kanapy i zajęłam moje poprzednie miejsce. Lily dalej była zagapiona w ekran, a odgłosy z korytarza ucichły. Czyli księżniczka skończyła sprzątać i zabrała swój podnóżek do swej pieczary. Jak to jest możliwe, że ktoś się z nią w ogóle przyjaźni?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top