53
Scott uśmiechnął się do Isaaca, który niepewnie odwzajemnił gest. Głupio mu było, że z nim zerwał i chciał go przeprosić, ale jego były przesadzał. Zeszyt, dzięki któremu rozmawia ze Stilesem?
- Chcesz gdzieś ze mną wyjść? - zapytał Lahey, rozglądając się na boki. Bał się, że mu odmówi.
Długo czekał na odpowiedź. Scott nie był pewien czy chciał się z nim widzieć. Nie dawno zerwali.
- Możemy pójść do kina - mruknął McCall i westchnął cicho. Siedział z nim na większości przedmiotów, co było nie do zniesienia.
Chłopak kiwnął głową i szybko się przebrał. Mieli trening lacrosse'a, został miesiąc do meczu, w którym Stiles nie będzie uczestniczył. Było im odrobinkę przykro, ale starali się tym nie przejmować.
Razem poszli na boisko.
- Lahey, McCall! krzyknął trener. - Spóźniliście się.
- Zostaliśmy zatrzymani przez szeryfa. Chciał z nami pogadać - skłamał Isaac, patrząc mu prosto w oczy.
Bobby spojrzał na nich.
- Dziś wam uwierzę, ale jutro nie. Na boisko! - gwizdną im do ucha, a oni wykonali polecenie.
*
Derek westchnął cicho, patrząc na swojego śpiącego chłopaka. Martwił się, że niedługo Iris zabierze go od niego i Stilesowi będzie ciężej. Pocałował go w czoło, nadal trzymając jego drżącą dłoń. Nie rozumiał, jak można być tak podłym.
- Derek, chodź - powiedziała Iris, uśmiechając się szeroko.
- Jeszcze nie teraz - mruknął Hale. - Strasznie cierpi.
- Ja też cierpiałam i co? Byłam sama. Idziemy - warknęła, odwracając się.
I Derek nie mógł się jej postawić, więc wykonał polecenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top