Złote Oprawki
Wyobraź sobie, że możesz patrzeć na Warszawę z dwudziestego piętra. Wyobraź sobie, że mieszkasz w centrum, a przed sobą, wieczorami, widzisz podświetlony Pałac Kultury. Wyobraź sobie, że codziennie zanim pójdziesz spać patrzysz w okno i zachwycasz się pięknem miliona lamp zapalonych jednocześnie. Wszystkie te światła są włączane dla ciebie, twoich bliskich, jak i nieznajomych. Po to, byście się „nie zgubili". Wyobraź sobie, że faktycznie jesteś taką osobą... Mieszkasz w wieżowcu, w centrum Warszawy, codziennie widzisz milion świateł, które mają pomóc ci się nie zgubić. Mimo, że patrzysz na nie codziennie przez okno, zabłądziłeś.
Pewnego razu, niedaleko wieżowca przechodziła jasnowłosa dziewczyna. Nie wyróżniała się w żaden sposób wyglądem. Często nosiła czarny beret, płaszcz i buty tego samego koloru. Miała na nosie złote oprawki okularów w stylu John' a Lennon' a i ukrywała nimi pojedyncze piegi. Nie byłoby w niej nic wyjątkowego, gdyby nie wyróżniający ją spokój i brak pośpiechu w porannym zgiełku przy Placu Defilad. Jej zielone oczy nigdy nie oceniały tego, co się dzieje, a tylko uważnie obserwowały.
Dziewczyna często przychodziła do Parku Świętokrzyskiego i siadała na ławce. Wyjmowała zielony zeszyt i zaczynała rozglądać się po całym parku, jakby szukając inspiracji. Czegoś, co popchnie ją do pisania. Gdy w końcu znajdywała scenę, którą chciała zatrzymać i potem zinterpretować, może czasami trochę ubarwić, łapała za długopis i zaczynała tworzyć nowe opowiadanie. Sprawiało jej to dużo radości. Sam fakt, że mogła zapisać historię na papierze był dla niej wielkim szczęściem.
W ten sposób Amelia stworzyła powieść, składającą się z wielu przygód i perypetii, których była świadkiem. Książka okazała się sukcesem. Można było zobaczyć zieloną okładkę w witrynie każdej księgarni.
Mimo tak wielkiej popularności swojego dzieła, uwierał ją twórczy niedosyt. Czuła, że jej książka nie osiągnęła tego efektu, na jaki liczyła. Nie skłoniła wszystkich czytelników do refleksji. Albo nie do takiej, do której miała skłonić. Dlatego dziewczyna w złotych oprawkach udała się do najbliższego sklepu, kupiła pusty notes w zielonej okładce i postanowiła zmienić swój punkt obserwacji. Usiadła na ławce w samym środku centrum i patrzyła. Zastanawiała się co, gdyby? Co, jeśli? Co się stanie?
Dzięki temu możecie teraz usłyszeć to opowiadanie. Dokładnie z centrum Warszawy, gdzie siedziała piękna blondynka w berecie. Z zielonym notesem i z wielką wyobraźnią...
Był wietrzny i chłodny poranek. Po ulicach miasta nieśpiesznie sunęły samochody. Na niektórych arteriach już zdążyły stworzyć się korki, na innych dopiero ruch spowalniał. Sygnalizacja świetlna sprawnie zmieniała swoje kolory. Piesi, albo śpieszyli się by zdążyć wsiąść do komunikacji miejskiej, albo spokojnie przechodzili przez pasy, wiedząc, że biuro, w którym pracują jest już blisko.
W masie podążających do swojego celu ludzi, szła miarowym krokiem brunetka w czerwonym płaszczu. Droga do jej pracy prowadziła przez park. Kochała tę drogę. Co prawda wiele drzew straciło już liście. Na pojedynczych gałęziach ostały się ostatnie ciemnoczerwone albo brązowe listki. Chodzenie tą ścieżką niezależnie od pory roku, sprawiało jej radość.
W prawej ręce trzymała kawę. Mijała fontannę, której woda była o tej porze roku sina i lodowata oraz plac zabaw, który przywoływał w niej miłe wspomnienia z dzieciństwa. Poprawiła czerwony beret spoglądając w prawo. Zobaczyła ławkę, na której często siadała jej mama. Zdziwiła się. Nie była pusta, jak z reguły o tej porze dnia. Nie siedziała tam ani matka z dzieckiem ani ktokolwiek, kogo można by było się tam spodziewać wczesnym porankiem.
Na ławce leżał mężczyzna. Nie wyglądał na zadbanego. Miał brudne buty i spodnie. Czarne plamy przypominały zaschnięte błoto. Jego kurtka, była zdecydowanie za lekka jak na późny listopad w Warszawie. Siwe włosy były przetłuszczone i zdecydowanie potrzebowały wizyty u fryzjera. Nie można było powiedzieć o mężczyźnie wiele więcej, bo leżał tyłem do ścieżki i przechodzących spacerowiczów.
Dziewczyna nie wiedziała, co robić. Inne osoby mijały leżącego obojętnie lub patrząc na niego z pogardą lub politowaniem.
-Menel i świnia. - powiedział jakiś młody chłopak, przechodząc obok.
-Pijak! - obruszyła starsza pani. Dziewczyna rozpoznała irytujący głos sąsiadki, która zawsze swoje „cenne" uwagi, przekazywała głośno całemu światu.
-Dzieci, chodźcie! – kobieta w mocnym makijażu pociągnęła za sobą dwie córki. - Ten pan się stoczył! Pewnie jest pijany. Tacy, jak on nie mają pieniędzy ani domu. Rodzina go nie chciała i wylądował na ulicy. Może jeszcze jest chory. Nie powinniśmy się do niego zbliżać.
- A co, jeśli mu się coś stało? - zapytała jedna z córek.
Brunetka nie usłyszała odpowiedzi matki sióstr, natomiast sama też zadała sobie to pytanie. Co, jeśli coś się stało temu mężczyźnie? Co, jeśli faktycznie, jest na coś chory i potrzebuje pomocy? Może rzeczywiście jest bezdomny i chciał przez chwilę odpocząć na tej ławce?
Przypomniała jej się historia, którą opowiadała jej ciocia. Podobno, w noc sylwestrową, jeden z jej znajomych postanowił po przyjęciu noworocznym wracać do domu autobusem. Gdy czekał na przystanku, dostał zawału serca. Jednak nikt mu nie pomógł. Bo wszyscy, założyli, że jest pijany.
Nie rozumiała ludzi, którzy rzucali obraźliwe i krzywdzące komentarze. Dlaczego tak łatwo wyciągali wnioski? Dlaczego tak szybko formułowali opinie, często oparte tylko na pozorach, na temat tego, co im się wydaje, że zobaczyli? Kierowali się stereotypami. Skąd mogli wiedzieć, co naprawdę przydarzyło się nieznajomemu?
Po krótkich wahaniach dziewczyna podeszła do mężczyzny.
-Przepraszam, proszę pana? - spróbowała nawiązać z nim kontakt. - Czy pan mnie słyszy? – zbliżyła się jeszcze bardziej do leżącej postaci.
Leżący mruknął coś niewyraźnie pod nosem. Nie zraziła się. Musiała wiedzieć, czy wszystko u tego człowieka jest w porządku.
- Mam na imię Karolina. - przedstawiła się. - Czy potrzebuje pan pomocy?
Patrzyła jak ciało na ławce bardzo powoli obraca się w jej stronę. Następnie mężczyzna z wysiłkiem otworzył usta.
-Ja... tak. - powiedział słabo.
- Zadzwonię na 112, dobrze? - Karolina próbowała podtrzymać kontakt z człowiekiem, który chwilę wcześniej był obiektem oskarżeń i obelg. Sam nie był w stanie się obronić.
- Posłuchaj. - rzekł cicho mężczyzna. Nie miał siły mówić głośniej. – Jesteś dobrym człowiekiem. Nie przejmuj się mną. Pewnie gdzieś się śpieszysz...
- Co pan mówi? Uratujemy pana, karetka jest już w drodze. - dziewczyna trzymała telefon przy uchu. Dyspozytor wszystko słyszał.
- Nie ma potrzeby zawracać wszystkim głowy. Dam radę. Chciałem tylko chwilę odpocząć - zakaszlał ciężko. – Jestem taki zmęczony...
Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że może nie zdążyć pomóc temu człowiekowi. Że może dojść do najgorszego na jej oczach.
- Masz ładny beret. - słabo się uśmiechnął. - Młodzi jeszcze taki noszą?
- Zdarza się. - zaśmiała się.
Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Wtedy usłyszała charakterystyczny sygnał nadjeżdżającej karetki. Pojawiła się nadzieja.
Wokół Karoliny i mężczyzny na ławce utworzył się bacznie przyglądający się im tłum gapiów. Nie zwracała na tych ludzi uwagi. Liczyła się dla niej tylko pomoc dla słabnącego z minuty na minutę nieznajomego. Niecierpliwie czekała na ratowników. Próbowała mówić do mężczyzny, ale wydawało się jej, że te starania na niewiele się zdają. Patrzyła, jak człowiek opada z sił. W pewnym momencie zamknął oczy.
Ratownicy podbiegli na miejsce i odsunęli szlochającą dziewczynę. Działali szybko i sprawnie. Niebawem starszy pan leżał już na noszach. Medycy pośpiesznie podążali z nim do otwartych drzwi pogotowia.
Musiała wiedzieć. Czy uda się go uratować? Nie dopuszczała do siebie innej myśli. Jednak, jeśli za długo się wahała, za późno podeszła, zbyt długo szukała telefonu?
Czy człowiek stracił życie przez uprzedzenia i obojętność?
Drzwi ambulansu zatrzasnęły się. Auto gwałtownie ruszyło. Przez parę chwil słychać jeszcze było oddalający się sygnał karetki.
Amelia postawiła kropkę na końcu zdania. Zamknęła oczy i zamyśliła się.
- Może tym razem, moje opowiadanie da do myślenia?
____
Mam nadzieję, że skłoniłam do refleksji i zapraszam do dyskusji -->
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top