22.
Właściwie, to od pierwszego ich spotkania Steve wiedział, że Tony jest bardzo delikatny. Pomimo całej buty, rozrzutności i ekstrawagancji, niemal cały czas sprawiał wrażenie zagubionego i kruchego, a wszystko, co miało ten fakt ukryć, wydawało się zwykłą pozą, która aż krzyczała „patrzcie, jestem dokładnie taki sam jak mój ojciec, więc nie ma sensu w ogóle na mnie patrzeć".
Tony i Howard tylko wyglądali, jakby zostali uszyci z tego samego materiału. Ale dopiero teraz Steve miał okazję przekonać się na własnej skórze.
– Jak mu idzie? – zapytał Howard Stark, podnosząc do ust szklankę wypełnioną lodem i jakimś bursztynowym płynem.
– Bardzo się stara – odpowiedział Steve zgodnie z prawdą.
Nie powiedział natomiast, że zdecydowanie bardziej wolałby monitorować postępy Natashy i Clinta, którzy właśnie w tym momencie starali się, aby jak najwięcej nanobotów dostało się do technologii Hydry i AIM. Cholera jasna, dlaczego dyrektor Fury wysłał ich zamiast niego? Nie, żeby nie rozumiał tej decyzji, ale przecież... Nie, oczywiście, dyrektor miał rację. Steve nie powinien tam być właśnie dlatego, że podchodził do sprawy tak personalnie. Nie wspominając już o tym, że niemal każdy agent Hydry doskonale znał przynajmniej jego rysopis. Gdyby tam poszedł, zapewne zniszczyłby wszystko to, nad czym Tony tak ciężko pracował.
– A efekty?
– Szczerze mówiąc, niespecjalnie się na tym znam. Ale dyrektor twierdzi, że są zadowalające, a z jego ust to naprawdę spora pochwała.
Howard pokiwał głową i pociągnął łyk ze szklanki. Steve podejrzewał, że ten cięty kryształ razem z zawartością wart był więcej, niż trzyczęściowy garnitur, w którym przyszedł na, cholera jasna, dopiero teraz o tym tak pomyślał, spotkanie z ojcem swojego chłopaka.
– Potrafi być strasznie kapryśny i...
– Wiem. Ale to nie problem. I tak radzi sobie lepiej niż większość jego poprzedników.
– Radziłbym mu tego nie mówić. Gdy tylko to sobie uświadomi, przestanie się wysilać.
– Chyba wiedział o tym od samego początku.
– I?
– Kręci go ta praca. Jakoś nie podejrzewam, żeby zamierzał ją sobie odpuszczać.
– Jesteś absolutnie pewien, że chodzi mu wyłącznie o pracę?
Cóż, nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że to podchwytliwe pytanie. Steve postanowił więc zareagować na nie dokładnie tak, jak reagował na wszystkie podchwytliwe pytania zadawane mu przez osoby, które uważały go za znacznie głupszego od siebie. Uśmiechnął się szeroko, przechylił lekko głowę i zapytał niewinnie:
– A o co innego mogłoby mu chodzić?
– Rogers, proszę, odpuść sobie ten cyrk. Myślisz, że nie wiem, z kim spotyka się mój syn? Że nie obchodzi mnie, kto aktualnie łamie mu serce?
Szczerze mówiąc, spodziewał się wielu odpowiedzi, ale ta całkowicie go zaskoczyła.
– Tony twierdził...
– Wiem, że jeśli chodzi o bycie ojcem, to nie jestem wzorem godnym naśladowania – westchnął Howard i odstawił na bok szklankę, w której zostały tylko kostki lodu. – Ale to nie oznacza, że nie obchodzi mnie, co dzieje się z moim jedynym synem. Muszę myśleć o przyszłości, Rogers. A przekazanie dorobku mojego życia w ręce dzieciaka, który daje sobą pomiatać tylko dlatego, że gość wysłany, żeby mu obciągać, jest całkiem miły i całkiem przystojny, to raczej nie najlepszy pomysł, nie sądzisz?
Steve'a dosłownie zamurowało. Gdy dyrektor Fury powiedział mu, że Howard Stark nalegał na spotkanie z nim, nie przypuszczał, że będą rozmawiać właśnie o tym. Gdyby wiedział, że będzie chodziło o pogadankę nadopiekuńczego ojca (w pewnym sensie Howard taki właśnie był) z potencjalnym partnerem syna (bo przecież tym w gruncie rzeczy był Steve), zupełnie inaczej by się do tego przygotował.
– Panie Stark... Zgodziłem się nadzorować pracę pana syna po tym, jak go poznałem. I głównie dlatego, że go poznałem.
– Myślisz, że to powinno coś dla mnie zmienić?
– Czy jest cokolwiek, co mogę zrobić, aby tak się stało?
– Chcesz mnie przekupić, Rogers?
– Nie. Ale skoro pan wątpi w moją uczciwość, to niedługo Tony może również zacząć, a tego bym nie chciał.
– Więc może odpieprz się od niego teraz, zanim będzie za późno.
– Nie mogę. Naprawdę go kocham.
– A jeśli pewnego dnia dostaniesz rozkaz, by go zostawić? Co, jeśli twój szanowny dyrektor stwierdzi, że dla dobra kraju powinieneś zacząć sypiać z kimś innym?
Steve nerwowo przełknął ślinę. To, co powiedział Howard, brzmiało absurdalnie, ale nie mógł mieć przecież pewności, że nigdy do tego nie dojdzie. Raczej tego nie podejrzewał, ale wiedział też doskonale, na jakie misje wysyłana była Natasha. Cholera, sam został wysłany na taką misję! I, żeby było zabawnie, miał przespać się z człowiekiem, z którym właśnie rozmawiał.
– Wtedy... – urwał. Spojrzenie Starka przeszywało go na wylot. Odchrząknął i zaczął jeszcze raz: – Myśli pan, że mam wystarczające predyspozycje, aby zostać ochroniarzem pana syna?
Howard przez chwilę przyglądał mu się ze zmarszczonymi brwiami. Długie palce opalonej dłoni, ozdobionej złotym sygnetem i zegarkiem zapewne jeszcze droższym niż opróżniona szklanka, wystukiwały powoli rytm na blacie hebanowego stołu. Aż w końcu twarz mężczyzny rozjaśnił uśmiech, bardziej wyrachowany, niż radosny, ale mimo to, na jego widok Steve poczuł nieopisaną ulgę.
– Nie jestem co do tego przekonany, Rogers. Ale zdecydowanie bardziej odpowiada mi perspektywa przekazania Tony'emu smyczy, na której mógłby cię trzymać, niż fundowanie ci niezapomnianych przeżyć podczas nurkowania z betonowymi butami.
Dopiero po chwili Steve zrozumiał, że to nie był żart. Howard Stark naprawdę groził mu śmiercią. Nerwowo przełknął ślinę, uświadamiając sobie, że tylko cudem udało mu się udobruchać tę o niebo groźniejszą, bo całkowicie prawdziwą, wersję ojca chrzestnego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top