15.
W tamtym momencie znienawidził swoją pracę. Jasne, potrafił zrozumieć, że stanowił coś w rodzaju oficjalnego pogromcy żołnierzy Hydry i przesłuchania generalnie szły sprawniej, gdy był na nich obecny. Ale przecież mogli mu choć raz odpuścić, prawda? Nic by się nie stało, tym bardziej, że biedak, z którego próbowali coś wyciągnąć, okazał się jedynie maleńkim trybikiem ogromnej organizacji i tak na dobrą sprawę nie znał odpowiedzi na żadne pytanie.
Zirytowało go również dociekanie Nat, która koniecznie chciała się dowiedzieć, jak mu poszła randka. Steve wolał milczeć, żeby nie zapeszyć, bo przecież tak na dobrą sprawę, randka jeszcze się nie skończyła. No, chyba, że Tony z jakiegoś powodu postanowiłby sobie pójść. Wtedy Steve mógłby z czystym sumieniem przyznać się do niemal całkowitej porażki.
Bo w jego oczach tak właśnie to wyglądało – jakby znajdował się o krok od sromotnej klęski. Nie udało mu się powiedzieć Tony'emu nawet jednej dziesiątej tego, co zaplanował. Nie przeprosił go również za swoje wcześniejsze, pożałowania godne zachowanie.
Fakt, Tony nie uciekł i zdawał się całkiem nieźle bawić, ale Steve oczekiwał czegoś więcej po tym spotkaniu.
Wycieńczony koniecznością gnania w tę i z powrotem na zupełnie bezowocne przesłuchania i z sercem szamoczącym się pod mostkiem przekręcił klucz w zamku i wszedł do mieszkania. W środku panowała ciemność, co wcale nie pomogło mu stłumić nie do końca bezpodstawne obawy. Powłócząc nogami wszedł do saloniku i zapalił stojącą w rogu lampę.
Omal nie krzyknął ze zdziwienia na widok Tone'go, który zawinięty w koc spał na sofie. Obok, na stoliczku leżały w nieładzie szkice Rogersa. I to właśnie te, dla których, o zgrozo, modelem był właśnie młody geniusz. Sięgnął po nie, spodziewając się znaleźć gdzieś dopisany w rogu czy na odwrocie zgryźliwy komentarz.
Cóż, znalazł. Nie do końca jednak to, czego się spodziewał.
„Nie myślałeś o tym, żeby zostać malarzem? Miałbyś wtedy luźniejsze godziny pracy i więcej czasu dla mnie."
Zaśmiał się cicho i spojrzał na Starka z rozczuleniem.
Może nie wszystko jeszcze stracone?
Ostrożnie, jak najostrożniej, podniósł go z sofy jak wielką tortillę, nie siląc się nawet na rozwijanie koca, i zaniósł do sypialni. Może nie do końca tak wyobrażał sobie finał ich wspólnego wieczoru i zupełnie inaczej planował trafić z Tonym do łóżka, ale w sumie nie skończyło się najgorzej, prawda?
Pół godziny później, umyty i przebrany, wsunął się pod kołdrę i położył tuż obok młodego mężczyzny, który coraz głębiej wchodził w jego życie. Zanim zasnął, odruchowo, nie myśląc o tym nawet przez chwilę, musnął ustami jego czoło, szepcząc czule:
– Dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top