12.
Choć uparcie powtarzał sobie, że jest najzupełniej spokojny, że to spotkanie absolutnie nic nie znaczy, że przecież już postanowili jednoznacznie wykreślić się nawzajem ze swojego życia – to mimo wszystko drżał z tłumionego podniecenia i co chwilę spoglądał na zegarek.
Czy to już?
Wskazówki ospale sunęły po tarczy. Zupełnie jakby chciały odroczyć ponowne zderzenie dwóch tak diametralnie różnych światów.
Czy w ogóle chciał się z nim spotkać?
Cholera! Dlaczego właściwie zakładał, że to Steve przyjdzie odebrać projekty? TARCZA mogła przecież wysłać jakiegokolwiek agenta, zapewne po prostu kogoś, kto akurat miał wolne. Skąd pomysł, że to musi być Steve?
Czyżby podświadomie pragnął ponownej konfrontacji? Co jest, do cholery? Przecież nie był masochistą! Na pewno szanował się bardziej niż ojciec i nie zamierzał popadać w alkoholizm z byle powodu. Fakt, zdarzało mu się zapijać smutki, a ostatnio robił to właśnie z powodu Rogersa, ale przecież... Przecież nie zamierzał rozgrzebywać tej rany, skoro właśnie zaczęła się zabliźniać!
Zdecydowane pukanie obwieściło przybycie wysłannika TARCZY, zmuszając Starka do podjęcia jednoznacznej decyzji.
Był gotowy na śmierć w męczarniach, czy może raczej wolał sobie tego oszczędzić?
„Zawsze możesz jeszcze zadzwonić po Pepper" – pomyślał, po czym przeklął się za tchórzostwo i zawołał znacznie głośniej, niż było to konieczne:
– Wejść!
Omal nie zawył z wściekłości, gdy do pokoju wkroczyła drobna brunetka w garsonce imitującej żeńską alternatywę dla munduru. Zupełnie jakby zamiast odebrać teczkę zamierzała wypowiedzieć Tony'emu wojnę. Jej kształtne, podkreślone czerwoną szminką usta wygięły się w krzywym uśmiechu.
– Też uważam, że powinien przyjść osobiście, zamiast bawić się w pośredników – rzuciła w ramach powitania.
– Słucham?
– Mężczyźni potrafią być naprawdę gorsi niż małe dzieci.
– Ale zazwyczaj doskonale zdają sobie sprawę, kiedy się ich obraża – prychnął Stark. Fakt, zaimponowała mu bezczelnością, ale nie miał ochoty na grę w podchody. – Dlaczego zatem nie przyszedł?
Westchnęła.
– Pewnie nie uwierzysz, ale nie licząc mnie, Steve nie ma absolutnie żadnego doświadczenia w kwestii związków. – Roześmiał się i już chciał zacząć się kłócić, uciszyła go jednak gestem. – Tak, to wydaje się nieprawdopodobne. Tylko, że nie zawsze wyglądał jak facet z reklamy bielizny.
Tym razem najwyraźniej liczyła na śmiech i pytania. Niestety, Tony musiał ją rozczarować.
– Gdybym chciał mieć faceta z reklamy bielizny, w ogóle by cię tu nie było – wycedził przez zaciśnięte zęby, nie żałując agentce ani krztyny żalu i goryczy. – Gdyby był zwykłym podrywaczem, w ogóle bym z tobą nie rozmawiał. Nie mam ani ochoty, ani nawet siły na takie gierki, rozumiesz? Próbowałem tego. Nie wyszło i mam dość. Wydawało mi się, że znalazłem alternatywę, ale... – machnął bezładnie ręką, dając rozmówczyni do zrozumienia, że nie tylko Rogers jest nowicjuszem jeśli chodzi o kategorię „stałe związki".
– Cóż, bardzo mnie to cieszy, ale...
– A mnie wręcz przeciwnie – przerwał gwałtownie, wybuchając nerwowym śmiechem. – Będziemy w tym beznadziejni, wiesz? Po arcymistrzowsku damy dupy.
– Panie Stark, takie słownictwo...
– Do dupy ze słownictwem!
Zamilkli oboje. Tony zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać, próbując zrozumieć, co właściwie mogło oznaczać pojawienie się drugiej swatki. Jeśli tak ma wyglądać cały ich związek, to lepiej od razu się poddać. Ale z drugiej strony – przecież jeszcze nawet nie zaczęli! Cholera jasna, a wydawało mu się, że zdoła to ograniczyć do regularnego zdawania projektów. Dlaczego nic nigdy nie szło po jego myśli?
Drżenie kolan zmusiło go do opadnięcia na krzesło. W którym momencie stał się tak słaby?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top