" Poznam faceta, który...''
[... ], a moje usta atakują jego wargi. Początkowo, Rafael nie reaguje na moją gwałtowność, jednak po chwili jakby obudził się z jakiegoś transu i odwzajemnia gest. Jego dłonie od razu lądują na moich pośladkach, lekko je ściskając, a ja nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła kręcić się na jego udach. Nasze języki toczą ze sobą walkę i ostatecznie to mi udaje się zdominować, ale czarnowłosy nie wygląda na kogoś komu to przeszkadza.
- TY POJEBANY SUKINSYNIE! - głośny krzyk jakiegoś faceta sprowadza nas do rzeczywistości. Schodzę z kolan Rafaela i ponownie siadam obok niego, opierając plecy o drzewo.
- Ty jesteś skończonym skurwielem! - głos drugiego faceta jest trochę cichszy, ale echo powoduje naturalne nagłośnienie. Mam nadzieję, że cała okolica nie słyszy mojego szybko bijącego serca i nierównego oddechu.
- Cholera. - kwituje Rafael. - Gdyby nie Turner, wziąłbym cię przy tym drzewie.
- Kurde! Zabiję tego idiotę! - mrużę oczy i przyglądam się wysokiemu facetowi z mocno widocznym piwnym brzuszkiem i zakolami na głowie, który szarpie się ze znacznie niższym i chudszym przeciwnikiem.
- Te cudowne festyny - drwi. - Turner to miejscowy pijak, który awanturuje się dosłownie z każdym, a Marshall to mąż Joan i przy okazji ojciec Peyton. - wstaję niezdarnie z ziemie i otrzepuję sukienkę z suchej trawy i poprawiam włosy. Nie daruję tym debilom, zniszczenia mojego pierwszego pocałunku z moją nocną fantazją. Popamiętają Rachel Brionton do końca życia. - Co robisz? - pyta czarnowłosy lekko zaskoczony.
- Idę zaprezentować im gniew artystki. - cmokam w powietrzu i zanim ktokolwiek zdąży mnie zatrzymać, przemierzam te kilkanaście metrów, gdzie mężczyźni skaczą sobie do gardeł.
- Zniszczę cię ty mały fiucie - krzyczy Turner w momencie, gdy pojawiam się na ich prowizorycznym ringu, gdzie zebrało się całkiem duże grono gapiów.
- Fiut może być mały, duży, gruby i cienki - wtrącam z drwiną. - A panów co najwyżej mogę nazwać pospolitymi kutasami bez mózgów, którzy leją się pod publikę i przerywają mi gorącą schadzkę pod dębem! - unoszę głos, a Turner i Marshall zaprzestają swój pojedynek i obaj przyglądają się mi z otwartymi ustami.
- A ty, to? - pyta Turner.
- Kobieta, która jest napalona na swojego ogiera, a panowie właśnie popsuli mi klimat mojego rendez vous! - fukam całkowicie poważnie, bo wiem, że kolejna taka sytuacja z udziałem Rafaela nie zdarzy się prędko. Gdy wrócimy na farmę, czar pryśnie i znów zaszyje się w samotności by realizować swoje wielkie pomysły na wzbogacenie się. - Jesteście egoistami! - dodaję.
- Yyyy - Marshall drapie się po brodzie. - Przepraszamy?
- No ja myślę - tupię nogą jak mała dziewczynka. - Weźcie panowie na wstrzymanie i idźcie się wyżyć na żonach, a nie na sobie! Wszystkim wyszłoby to na dobre! - spoglądam na licznych gapiów. - A wy, co? Rozejść się! Koniec przedstawienia! Więcej nie będzie wojen kurczaków! Jajka z dupy im nie wyjdą! - następnie odwracam się do wszystkich plecami. - Nara! - podnoszę prawą dłoń i odchodzą powolnym krokiem, czując na swoich plecach kilkanaście spojrzeń.
- I widzisz, maleńki? - uśmiecham się do Rafaela. - Tak się załatwia sprawy! - pstrykam mu przed nosem palcami i kręcąc tyłkiem mijam go i kieruję się w stronę parkingu. Nie mam ochoty już tutaj siedzieć, tym bardziej, że magiczny klimat już nie wróci. Mam nadzieję jednak, że szybko znów między nami zaiskrzy i powróci ta namiętność.
- Ty jesteś niemożliwa - śmieje się. - Kurwa, ty jesteś niesamowita.
- Przecież wiem - szczerzę zęby w uśmiechu. Docieramy do czarnego Hummera w ciszy, a gdy siadam na fotel i zapinam pasy dopada mnie senność. Niekontrolowanie ziewam raz za razem, nie nadążając nawet zakrywać ust, dłonią.
- To był długi dzień - stwierdza czarnowłosy. - Czas spać.
- Ale w twoim łóżku - dopowiadam sennie i zamykam oczy.
***
- Ooł - jęk Rafaela przywraca mnie z krainy snu. Otwieram oczy i przez moment próbuję zlokalizować miejsce, w którym właśnie jestem. Ah! Samochód. No tak.
- Co jest?
- Czy ja mam zwidy, czy przed domem stoi biały Jeep? - pyta lekko poirytowany. Wbijam spojrzenie w samochód przed nami.
- Ta, to białe autko - potwierdzam.
- Pięknie - wzdycha przeciągle. - Cała rodzinka w komplecie. Babcia, dziadek, mama, tata. Ekstra.
- Poznam faceta, który cię spłodził? - pytam podekscytowana, a moje zmęczenie od razu schodzi na drugi plan. Nie czekam na jego odpowiedź, tylko wysiadam z Hummera i w podskokach pokonuję odległość do domu. Uwielbiam Molly, lubię pana Hugo i pragnę Rafaela, więc jego rodzice też powinni być przyjaznymi ludźmi. Skoro ojciec czarnowłosego to syn Molly, a to kobieta jest chodzącą bombą nuklearną to jestem w święcie przekonana, że genetyka nie zawiodła.
- Rachel! - woła za mną czarnowłosy. - Nie ekscytuj się tak. Pewnie i tak już poszli spać po długiej podróży. - ignoruję jego wypowiedź i wpadam do domu jak torpeda.
- A oto i ona! - klaszcze Molly. - Cudowna Rachel, o której już wiecie normalnie wszystko! - para od razu uśmiecha się do mnie, a w ich spojrzeniu dostrzegam jedynie ciepło i radość.
- Witaj, kochanie. - wita się ze mną kobieta, zapewne mama Rafaela. - Jestem Gwen i naprawdę jestem szczęśliwa, że mój pracuś w końcu sobie kogoś znalazł.
- Dzień dobry, Gwen.
- O rany - kwituje Rafael. - Co wam znów babcia naopowiadała?
- Ty niewdzięczniku - zagaja Molly. - Ja tylko przedstawiłam im ich piękną synową.
- Ja pierdolę - słyszę za sobą szept Rafaela i mam ochotę się roześmiać. On nie wie, że ja wiem, że Molly chce nas zeswatać. Jak dla mnie ten plan i tak nie wypali, zwracając uwagę na nasze prywatne życie, ale do końca moich wakacji w tym raju, jestem skłonna zabawić się w grę, którą zaczęła toczyć Molly.
-----
Hej misie ❤️
Wiem wiem! Spóźnienie! Ale po prostu za późno wróciłam do domu 😂
Ale mam jeszcze malutkie wyjaśnienie!
Dostałam wczoraj dwa komentarze na temat Cassandry i jej choroby! Chciałam jedynie zazcznaczyć, że nie chcę od razu zdradzać na co cierpi na dziewczyna, a co do psychotropów to sytuacja wyglada tak, że niekoniecznie ona je spożywa. Na razie nazywam jej stan '' chorobą umysłową'' tylko dlatego, żeby nie zdradzać wam od razu wszystkiego.
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top