" Powrót na farmę"

- Jeden pieprzony Aiden... Drugi pieprzony i niedorozwinięty Aiden...Trzeci pieprzony, niedorozwinięty, ułomny Aiden...Czwarty pieprzony, niedorozwinięty, ułomny i brzydki Aiden... Kurde bele to nie pomaga! - marudzę i spoglądam w popękany sufit, na którym nie jeden pająk założył rodzinę. Chciałabym tutaj zasnąć, żeby czas mi szybciej zleciał, ale niestety sen nie ma zamiaru do mnie przyjść. Nawet wyzywanie mojego braciszka nie pomaga.

Wzdycham i podnoszę się z niewygodnej podłogi, z której swoją drogą starłam chyba cały kurz. Trudno. Jakoś dopiorę tą bluzkę, albo po prostu ją wyrzucę.

Deszcz wciąż pada, kropelki deszczu kapią również przez sufit, a ja cieszę się w duchu, że nie ma burzy. Wtedy byłoby tutaj przerażająco, zważając na fakt, że jestem w lesie, gdzie pełno drzew, które niespodziewanie mogłyby się złamać i spaść prosto na ruinę domku. Wyglądam przez okno i dostrzegam w oddali niewielkie dwa światła, które z sekundy na sekundę się powiększają.

- Jejks! - piszczę. - Ktoś jedzie! - podekscytowana wybiegam na zewnątrz, staję na drodze po której jedzie moje wybawienie i zaczynam wymachiwać rękami, aby kierowca przypadkiem mnie nie przeoczył. Mimo, że zimne krople wody moczą mi ubranie, nie przestaję się uśmiechać. Kilka chwil później czarny Hummer zatrzymuje się tuż przede mną, a za kierownicą siedzi nie kto inny, jak Rafael.

- Rafe! - wskakuję na siedzenie pasażera. - Tak się cieszę, że cię widzę, przyjacielu.

- Zapnij pasy. Nie mam czasu na pogawędki. - burczy.

- Ale rower...

- Co, rower?

- Zostawimy go tutaj? - pytam, ale posłusznie zapinam pasy, doskonale zdając sobie sprawę, żeby nie drażnić lwa.

- A coś mu się stanie? - prycha. - Najwyżej zardzewieje.

- Twoja babcia będzie na mnie zła, że go zostawiłam.

- Ona nawet na nim nie jeździ. - kwituje i wycofuje samochód. - Siedziałaś w tej ruderze? - przytakuję i pocieram dłońmi o moje ramiona. Cała się trzęsę z zimna i jedyne na co mam teraz ochotę to ciepła kąpiel. Rafael spogląda na mnie podejrzliwie, a potem niespodziewanie zatrzymuje samochód, odpina swój pas i ściąga swoją bluzę, pod którą nie ma żadnej koszulki. Cholera, na widok tego torsu, momentalnie dostaję nagłej gorączki. Podaje mi swoją bluzę, a następnie ponownie zapina swój pas.

- Dziękuję - wtulam się w materiał bluzy, która jest przesiąknięta zapachem czarnowłosego. Ciekawe jakiego żelu pod prysznic używa. Sama mogłabym go używać, bo pachnie nieziemsko.

- Jakim cudem się zgubiłaś? - zagaja.

- Moja orientacja w terenie to porażka - odpowiadam. - Zrobiło się ciemno, więc wszystkie drogi wyglądały tak samo. Potem zaczęło padać i wylądowałam w tym domku. Swoją drogą poznałam tam taką Cassandrę...

- Nic ci nie zrobiła? - spogląda na mnie spanikowany. Wzrokiem skanuje moją twarz, szyję i nogi, których nie zasłania jego bluza.

- Nie, dlaczego miałaby?

- Gdzie pojawia się ta dziewczyna zawsze są kłopoty. Pochodzi z dość dużej rodziny i bierze mocne psychotropy.

- Co? Dlaczego? Wyglądała mi raczej na kogoś, kto potrzebuje się wygadać. Taka zagubiona duszyczka.

- To pozory. Nigdy nie wiadomo o czym myśli. Ten domek w lesie to jej sanktuarium, że tak powiem. Masz dużo szczęścia, że nic ci nie zrobiła. - wzdycha. - Rachel, obiecaj mi, że nigdy więcej nie wybierzesz się sama na wycieczkę rowerową.

- Niby dlaczego? - oburzam się.

- Bo nie znasz tu nikogo, ani nie znasz okolicy. Zgubiłaś się dzisiaj, to jutro też się zgubisz.

- To co ja mam tu robić? Ujeżdżać byki?

- Cokolwiek - śmieje się. - Byleby na farmie. - nie komentuję tego, tylko wyglądam przez okno, w którym widzę odbicie sylwetki mojego kierowcy. Kurde, jego tors jest naprawdę gorący, zwłaszcza ten tatuaż. Mam do niego ogromną słabość. Aż ręka mnie świerzbi, żeby go dotknąć.

Cholera! Jestem popieprzona. Podnieca mnie tatuaż w kształcie skrzydeł anioła, a nie sam Rafael. Owszem w jego budowie ciała, jak i w zarysie twarzy jest wiele pociągających rzeczy, aczkolwiek to tatuaż wywiera na mnie największe wrażenie. Eh.. kogo ja chcę oszukać? Nawet bez tego tatuażu, byłabym gotowa ściągnąć przed nim nie tylko bluzkę.

- Coś ty się taka milcząca zrobiła?

- Myślałam o tym, że twój tatuaż mnie podnieca. - odpowiadam, nie spoglądając w jego stronę. - I że mogłabym ściągnąć przed tobą o wiele więcej niż tylko bluzkę. - dopiero teraz decyduję się odwrócić głowę. Dostrzegam jego zszokowaną minę, ale po kilku sekundach na ustach pojawia mu się triumfujący uśmieszek.

- Ah tak? - drwi. - Dobrze wiedzieć, kochanie. - zatrzymuje samochód przed domem, gdzie na werandzie już stoi Molly w długiej koszuli nocnej.

- Rachel! Złotko! - ulga w jej głosie jest namacalna. - Tak bardzo się martwiłam.

- Nic mi nie jest, ale zostawiłam rower gdzieś w lesie.

- Trudno - wtula się we mnie. - ważne, że narzeczona mojego wnuka jest cała i zdrowa.

- Ona nie jest...

- Nie jestem... - zaczynamy mówić w tym samym momencie, ale oczywiście staruszka nam przerywa.

- Taaaa - drwi. - oj dzieci dzieci, jak ja coś mówię to tak zawsze jest! Zapamiętajcie lepiej, zanim zacznę wam grozić. - puszcza do nas oczko, a potem jakby niby nic wchodzi do domu, kręcąc tyłkiem.

- To ja pójdę wziąć kąpiel - przerywam ciszę i wchodzę za staruszką do domu, ale zatrzymuję się przy drzwiach i spoglądam na czarnowłosego. - Ale spać to przyjdę do ciebie...

----
Hej misie ❤️
Miłej nocy 😘
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top