"Męka"

Niestety tak musiało się to zakończyć...

Rafael

- Pogrzeby zawszę są trudne - informuje mnie babcia, mocno ściskając moje ramię, dodając mi otuchy. Ja z kolei mocno ściskam lodowatą, drobną dłoń mojej żony, która leży w białej trumnie. Ma zamknięte oczy, a na szyi ślad po sznurze, który związała ta pieprzona Cassandra. Zabiła moją żoną, a sama się nie powiesiła. Odebrała życie jedynej kobiecie jaką kocham, a sama zeszła z tego pieprzonego krzesła i przyglądała się, jak Rachel umiera w męczarniach.

- Gdybym tylko pojawił się tam kilka chwil szybciej. - głos mi się łapie.

- Rafael, musisz pozwolić jej odejść. - płacze babcia. - Wszyscy ją kochaliśmy i nikt nie może pogodzić się z jej śmiercią, ale musimy pozwolić ją pochować.

- Babciu, nie potrafię jej puścić. Nie zrobię tego!

- Oh, skarbie - przytula mnie do siebie.

- Nie zniosę tego widoku - głos Malcolma drży. - Już pochowałem żonę, a teraz muszę to samo zrobić z córką. - odgarnia z czoła Rachel kosmyki włosów, a następnie całuje ją w czoło. - Kocham cię, kruszynko. - szepcze. - To ty powinnaś żegnać mnie, a nie ja ciebie.

- Nie powinna tu w ogóle leżeć! - krzyczę. - Dlaczego Cassandra żyje, a moja żona nie? KURWA MAĆ! - zrywam się z krzesła i uderzam pięścią w ścianę. - JA PIERDOLE!

- Rafael, bo coś sobie zrobisz - wtrąca moja mama. - Nerwami nie przywrócisz jej życia.

- Straciłem ją, a dopiero co wzięliśmy ślub. - ponownie podchodzę do trumny, gdzie ubrana w czerwoną sukienkę, leży Rachel. Nie chciałem jej ubrać w coś czarnego, bo wiem jak bardzo nienawidziła smutnych kolorów, a w czerwonym czuła się najlepiej. Moja kochana złośliwa artystka już nigdy się nie uśmiechnie, już nigdy nie zatańczy ze szczęścia, już nigdy nie będą mógł jej przytulić, już nigdy nie weźmie do ręki pędzla i nic już więcej nie namaluje, już nigdy nie będzie się wściekać na swoje zerowe umiejętności kulinarne i już nie może usłyszeć, jak bardzo ją kocham. Nie zdążyłem jej tego powiedzieć...Tak cholernie tego żałuję. Całuję jej zimne, blade czoło, a następnie zmuszam się, aby odsunąć się od trumny.

- Możecie już zamknąć trumnę - mówię poprzez łzy. - Żegnaj, skarbie! - szepcze...


- NIE! - zrywam się z miejsca, jakby właśnie poraził mnie piorun.

- Rafael? - zaspany głos Rachel, dociera do mojego umysłu niczym tsunami. Bez zastanowienia wracam na łóżko i złączam nasze usta, jakby od tego miało zależeć nasze życie. Całują ją jak wygłodniałe zwierze, które nie może się nasycić. Moje ręce badają każdy skrawek jej ciepłego ciała i dziękuję Bogu, że nie pozwolił jej umrzeć. Nie odebrał jej życia, które tak brutalnie chciała ją pozbawić Cassandra. - Rafael, co w ciebie wstąpiło? - odrywa się od moich ust, a na jej policzki są zaróżowione.

- Żyjesz - wypowiadam z ulgą. - Miałem koszmar, w którym byłaś martwa. Ty żyjesz - rozklejam się. Odkąd zobaczyłem ją wiszącą na tym cholernym drzewie, umarłem tysiąc razy. Gdyby nie Cole i jego trzeźwość umysły, nie ruszyłbym się z miejsca...

Dwa dni wcześniej

Samochód blondyna pędzi przez las prosto do opuszczonego domku. Jeśli jego teoria jest prawdziwa to właśnie tam znajdziemy Rachel.

- Stary, szybciej. - pośpieszam go, bo w tej sytuacji liczy się każda sekunda. Cassandra może jej zrobić dosłownie wszystko.

- Już prawie jesteśmy. - odpowiada i niecałą minutę później zatrzymuje się. Wyskakujemy z samochodu jak poparzeni, słysząc w tym samym czasie przeraźliwy krzyk mojej żony. Rzucamy się biegiem w tamtym kierunku.

- Kurwa mać! - krzyczy Cole, na widok Rachel zwisającej z drzewa. Zatrzymuję się z przerażenia i nie potrafię się ruszyć. Nie! Tylko nie ona! - RAFAEL! ONA UMIERA! - wrzeszczy blondyn i dobiega do mojej żony, chwytając ją za nogi.

- Puszczaj ją! - Cassandra rzuca się na mojego przyjaciela, przez co jest zmuszony puścić Rachel, co mnie otrzeźwia.

- Nie! - biegnę prosto do niej i chwytam ją tak samo, jak trzymał ją Cole, który właśnie obezwładnia rozszalałą Cassandrę.

- Ona musi iść do Hadesa! On jej chce! - płacze. - One chce Rachel! Słyszysz! On jej chce!


- Rafael, proszę nie myśl już o tym - moje wspomnienie przerywa zmartwiony głos Rachel, która po tym wszystkim trzyma się lepiej ode mnie.

- Mogła cię zabić!

- Wiem - przyznaje. - Ale się pojawiłeś. Uratowałeś mnie. - spoglądam na jej posiniaczoną szyję i momentalnie wściekam się na Cassandrę, która trafiła do zamkniętego szpitala psychiatrycznego o zaostrzonym rygorze.

- Kocham cię - wypowiadam wprost do jej ucha.

-----
Hej misie ❤️
Tak wiem, jestem okrutna pisząc na samej górze, że niestety tak musiało się to zakończyć 😂😂
Taki spóźniony Halloweenowy prezent 😘
Buziole ❤️
To ostatni rozdział dzisiejszego maratonu!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top