''Bolesna prawda''
- Czuję się jak Ken - stwierdza Rafael, gdy parkuje moim samochodem przed firmą mojego taty.
- No nie wiem - odpowiadam. - W nocy pokazałeś, że jednak coś w bokserkach masz - szczerzę zęby w uśmiechu, na samą myśl o ostatniej nocy. W końcu dostałam to, co chciałam od samego początku. - Co jak co, ale znasz się na rzeczy. - przyznaję z uznaniem.
- Wiem - prycha. -Ale siedzę w różowym wanie w garniturze i idę na spotkanie z moim teściem. Normalnie telenowela. - dopowiada cierpko. - Chodź żonko na rzeź. - wysiada z samochodu, rozglądając się na boki, czy aby na pewno nikt go nie widzi. Przewracam oczami na jego paranoję i wysiadam z wana. Momentalnie dopada mnie strach przed reakcją mojego ojca na wieść, że jego połowa firmy idzie w ręce Rafaela. Jeśli nie wyjdziemy z tego cało, to przynajmniej moja dusza będzie mogła nawiedzać ojca dzień w dzień.
Wchodzimy do firmy, trzymając się za ręce. Ale różnica między nami jest taka, że ja jestem spięta, a Rafael wygląda jakby ta cała sytuacja po nim spływała. Robi krok za krokiem bez żadnej oznaki zdenerwowania. Co więcej, w windzie zdarza mu się nawet gwizdać pod nosem.
- Jaką ilość herbatki na uspokojenie wypiłeś? - pytam z zaciekawieniem oraz lekkim poirytowaniem.
- Ani kropelki - uśmiecha się.
- Wyglądasz na wyluzowanego.
- Wcale taki nie jestem - przyznaje. - Po prostu lata pracy w stresujących sytuacjach nauczyły mnie, że nie można pokazać przeciwnikowi słabości. W środku wszystko się we mnie skręca, ale na zewnątrz trzeba być twardym.
Przytakuję, a gdy drzwi windy otwierają się na odpowiednim piętrze, moje serce na moment się zatrzymuje, aby po chwili ruszyć z potrojoną siłą. Biorę głęboki wdech i przy boku męża zmierzam prosto do sali konferencyjnej. Naciskam za klamkę i jest to moment, w którym czas zacząć przedstawienie.
- Oczyszczalnia ścieków na terenie Greenlawn to naprawdę świetny plan, aczkolwiek zaburzy to funkcjonowanie całego ekosystemu - stwierdza główny dyrektor, czym od razu zbudza we mnie zaufanie.
- Stanley, pieprzyć ekosystem! Liczą się pieniądze. - wtrąca mój ojciec.
- Witam - wtrącam się, aby ktoś w końcu zauważył naszą obecność.
- Rachel - fuka ojciec. - Spóźniłaś się. Jesteś nieodpo...- spogląda zaszokowany na Rafaela, po czym milknie.
- Miło cię znów widzieć, tatko. - stwierdzam z przekąsem. - Poznaj proszę mojego męża - tu spoglądam na Rafaela z uwielbieniem.
- Jak to, męża?
- Pobraliśmy się kilka dni temu - unoszę lewą dłoń, prezentując z dumą złotą obrączkę.
- Dzień dobry - odzywa się Rafael. - Nazywam się...
- Wiem kim kurwa jesteś. - przerywa ojciec. - Czego tu szukasz?
- Tato, przecież Rafael jest twoim wspólnikiem. - odpowiadam z przesłodzonym uśmiechem. - Moje pięćdziesiąt procent udziałów trafia w jego ręce.
- NIE! - wrzeszczy. - Nie będę prowadził firmy z tym człowiekiem!
- To twój zięć. Jesteśmy rodziną - świergoczę z przesadnym optymizmem.
- W co ty grasz do chuja?
- Odebrałeś Rafaelowi i jego rodzinie większość ziem i farmę. Za nic w świecie nie chcesz odpuścić, więc aby było po równo, ja przekazuję tej cudownej rodzinie, coś co należy do ciebie. I wiesz co? Wcale mi cię nie szkoda. - widząc jego zaskoczoną minę, kontynuuję. - Niszczysz wszystko, co napotkasz na swojej drodze. Chcesz zniszczyć tak wspaniałe miejsce jakim jest Greenlawn, bo liczą się dla ciebie tylko pieniądze. Nigdy nikt się dla ciebie nie liczył, jesteś egoistą, który jest gotowy rozwalić jedyną rodzinę jaką ma, na rzecz pieniędzy. Odbierasz wszystkim to, co jest dla nich ważne. Pamiętasz jak zniszczyłeś naszemu sąsiadowi małżeństwo, ponieważ było one zbyt szczęśliwe? Pamiętasz jak zabroniłeś mi chodzić na lekcje rysunku, bo sprawiały mi radość? Pamiętasz jak pozbawiłeś pracy kilku swoich pracowników, bo mieli zbyt wygodne życie?
- Zamknij się - warczy, ale doskonale wie, do czego zmierzam. Pierwszy raz od dawna nie boję się powiedzieć tego, co od dawna kotłowało się w mojej głowie. Mam dość jego samolubstwa i zrzędliwości.
- Ty po prostu zabierasz ludziom szczęście, bo tobie rak odebrał mamę. - wypowiadam ze łzami w oczach. - Tobie odebrało szczęście, więc nie chcesz widzieć wokół siebie osób szczęśliwych.
- STUL PYSK! - uderza z całej siły w blat dębowego stołu. - Nic nie wiesz!
- Spójrz w końcu w lustro! Zobacz kim się stałeś! Jesteś potworem! - wpatruję się prosto w jego oczy. - Ale mimo wszystko zasługujesz na przebaczenie.
- Nie mów tak! - ucieka od mojego intensywnego spojrzenia.
- Niech pan z nami pojedzie - wtrąca niespodziewanie Rafael, czego kompletnie nie rozumiem. - Niech pan na własne oczy zobaczy Greenlawn i naszą farmę.
- Tato, on ma rację - wtrącam. - Proszę zobacz co chcesz zniszczyć.
- Nie! Tam powstanie oczyszczalnia ścieków!
- Zrób to dla mamy. Pojedź z nami dla niej. Jeśli wciąż ją kochasz, pojedź z nami...
----
Hej misie ❤️
Przepraszam, że te rozdziały pojawiają się tak rzadko, ale jestem w klasie maturalnej😢😢 a to równa się z nauką :) mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top