Rozdział 9 Jak do tego doszło?


Od rana chodzę i szukam nowej pracy. Oczywiście na darmo moje starania, ponieważ jak już wcześniej wspominałam. Duże firmy mówią mi, że nie mam odpowiedniego doświadczenia. Natomiast mniejsze sklepiki i restauracje nie chcą mnie zatrudnić z powodu mojej znajomości z tajemniczym motocyklistą. Rzecz jasna nie mówią mi tego wprost, ale po pytaniach, czy nie miałam problemów z prawem, bądź czy jestem godna zaufania oraz aluzjach w style, że na Bronxie kręci się wielu podejrzanych typów, a takiego jednego trzeba unikać najbardziej.Pytają się mnie również, czy już go widziałam i lepiej, żebym unikała. Niestety po takich aluzjach można się domyślić do czego dążą pracodawcy. Nie wiedzą jak powiedzieć mi, że mnie nie przejmą ze względu na krążące plotki oraz moją znajomość z mężczyzną. Choć te kilka spotkań nie nazwałabym nawet znajomością. Z jakiegoś powodu boją się go i nie chcą się narażać zatrudnieniem mnie. Już miałam ochotę spytać jednego z właścicieli firmy czego oni się boją, że nie chcą mnie przyjąć. Skoro ponoć dobrze go znam to nie pozwoliłabym, przecież żeby dokonał czegoś złego. Na szczęście ugryzłam się w język i nie powiedziałam tego.

Denerwuje mnie, że ludzie tak bardzo wtrącają się w czyjeś życie. Przyjechałam nowa do miasta, nie wiedziałam, że ten motocyklista jest takim postrachem dla całego miasta. Całkowicie przypadkiem nawiązałam z nim kontakt. Pomógł mi kilka razy bo akurat przejeżdżał. A teraz przez to otrzymałam piętno, którego nie da się pozbyć, ani nawet choćby ukryć. Już zawsze będzie to nade mną wisieć, ale co ja mam począć w takiej sytuacji? Przecież moje oszczędności nie starczą na długo, a gdzieś mieszkać muszę i mieć za co jeść, jeśli nie chcę przed wcześniej umrzeć. 

Jak do tego wszystkiego doszło?

Wracając z kolejnej nie udanej rozmowy o pracę wpadłam po drodze na właścicielkę budynku, w którym wynajmuję mieszkanie.

-Przykro mi, że straciłaś pracę - zagaiła ze mną rozmowę.

-Przecież to nie pani wina - odpowiedziałam zniechęcona.

-Mogłam cię wcześniej ostrzec.

-Przed czym? - kobieta milczała.

-Zapewne nie może mi pani powiedzieć jak wszyscy tutaj, prawda? - właścicielka rozejrzała się dokładnie dookoła siebie, a potem zbliżyła się do mnie.

-Chodź do mojego mieszkania. Uchylę ci rąbka tajemnicy - skinęłam delikatnie głową.

Dotarłam z kobietą do mieszkania. Szczerze mówiąc jej mieszkanie nie różniło się za bardzo od mojego. Było praktycznie tak samo zaniedbane jak to, w którym mieszkam. Czasami zastanawiam się jak ludzie mogą mieszkać w takich warunkach. Oczywiście nie potępiam za to bo nie każdego stać na drogie mieszkanie, ale spędzić całe życie w takim otoczeniu musi być ciężkie.

-Usiądź - kobieta usiadła na kanapie i gestem ręki zaprosiła mnie, abym do niej dołączyła. Zatem tak też zrobiłam, przysiadłam się do właścicielki, a ona spojrzała na mnie poważnie.

-Co cię z nim łączy? - spytała z powagą w głosie.

-Nic. Pomógł mi kilka razy. W sumie jemu zawdzięczam, że jestem jeszcze bezpieczna.

-Zapewne nie przestaniesz się z nim spotykać, a więc pozwól, że dam ci pewną radę - milczałam.

-Ten mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. To nie jest zbuntowany chłopak jak ci, którzy nocami kręcą się po Bronxie i bawią w niby to gang. O nim krążą legendy, już nawet nie plotki, a legendy. Nie muszę ci chyba tłumaczyć co to znaczy - pokręciłam głową w prawo i lewo.

-Jego imienia się nie wypowiada, nie zwraca się do niego osobiście. Nie patrzysz mu w oczy, nie sprzeciwiasz się. Przy nim odbiera ci zdrowy rozsądek, strach przejmuję nad tobą kontrolę. O nim się nie plotkuje. On jest jak widmo każdy o nim wie, ale nikt nie widział jego twarzy. Tylko nie liczni mogą doznać tego zaszczytu, ale zazwyczaj wtedy nie mają szczęśliwego zakończenia.

-Dlatego nikt nie chciał mi udzielić o nim informacji? Ponieważ zwyczajnie się go boją? - kobieta przytaknęła.

-Przecież jeden człowiek nie może zastraszyć całego miasta i go kontrolować - powiedziałam lekko już zdenerwowana.

-Ten człowiek może - po tych słowach kobieta przeprosiła mnie i poprosiła, czy może zostać sama.

Skierowałam się w stronę wyjścia.

-Uważaj na siebie. Naprawdę dobrze ci życzę - uśmiechnęła się do mnie, po czym opuściłam mieszkanie właścicielki. 

Wróciłam do siebie.

Chciałam ją jeszcze spytać jakie powiązania miała z nim Brooke, ale zapewne kobieta i tak nie udzieliłaby mi tych informacji. Nie zdawałam sobie wcześniej z prawy z tego, że ludzie tak panicznie mogą się go bać. Tylko dalej nurtuje mnie pytanie co doprowadziło do tego, że odczuwają tak silny strach przed jednym mężczyzną.

Niedorzecznym jest, aby jeden człowiek był w stanie trzymać całe miasto w garści. W takim razie kim on tak naprawdę jest? Obstawiam, że prawda będzie ciężka do zniesie i możliwe, że nigdy całej się nie dowiem, ale nurtuje mnie niebywale to pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top