Rozdział 5 Kłopoty moje drugie imię
Wybiła godzina 24, a więc koniec mojej zmiany. Poszłam na zaplecze po swoją kurtkę oraz torebkę. Ubrałam się, pogasiłam światła w sklepie. Następnie zamknęłam drzwi, zaciągnęłam kraty, które również zamknęłam. Upewniłam się, że aby na pewno nikt nie dostanie się do środka i ruszyłam przed siebie.
Było późno, ponuro, zimno, a przede wszystkim nieprzyjemnie. Nigdy nie lubiłam chodzić po nocach w szczególności sama. Nie czuję się bezpiecznie mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Choć w tym przypadku jest to trafne spostrzeżenie, ponieważ o tej godzinie na ulicach spotykają się głównie nie do końca mądrzy chłopcy, którzy myślą, że są jakimś ulicznym gangiem. W rzeczywistości to zwykłe łobuzy, ale i taki może być niebezpieczny. Nigdy nie wiadomo co aktualnie ubzdurał sobie w swej główce. Po północy rozsądni ludzie oraz tacy, którzy nie mają silnej potrzeby przechadzania się o tej godzinie po Bronxie siedzą w domu. Zatem ja jestem jedyną osobą, która aktualnie chodzi po dworze, a więc przyciągam spojrzenia okolicznych chuliganów.
Została mi już jedna przecznica, którą jak przekroczę będę już na mojej ulicy. A z stamtąd mam rzut beretem do domu. Tylko, że muszę minąć tą mroczną uliczkę. Cóż spróbuję zrobić to jak najszybciej.
Zbliżałam się do uliczki. Modliłam się w myślach, aby tylko do mnie nie podeszli bo już widziałam, że się patrzą w moim kierunku. Minęłam szybko zaułek, ale chyba nadal za wolno, ponieważ poczułam jak ktoś stoi za mną i kładzie mi rękę na ramieniu. Bałam się nawet odwrócić w tym kierunku, ale doskonale wiedziałam, że są to bandyci, którzy co noc spotykają się w tej podejrzanej uliczce.
-Dokąd się tak śpieszysz? - dwóch mężczyzn zaszło mi drogę.
Nie odzywałam się.
-Ignorujesz nas? Nie ładnie - chłopak, który stał za mną znalazł się nagle obok mnie.
-Przepuście mnie - odezwałam się pewnym siebie głosem. Nie mogę dać po sobie poznać, że serce zaraz mi wyskoczy z klatki piersiowej z powodu strachu.
-Nie bądź taka. Chodź z nami - przejechał dłonią po moim policzku.
-Zostawcie mnie.
-Chodź, zabawimy się. Nie daj się namawiać - jeden z nich złapał mnie za nadgarstek.
-Nie! - wyrywałam się.
-Zamknij się! Idziesz z nami - byłam ciągnięta w stronę ciemnej uliczki.
Jak ja się wpakowałam w tą sytuację. Ja to naprawdę mam szczęście. Zawsze znajdę się w złym miejscu o złej porze. Tak potrafię tylko ja. Udało mi się wybrnąć z sytuacji w sklepie to teraz już mi się nie uda. Nie ma opcji bym pokonała 5 silniejszych ode mnie mężczyzn.
Kiedy myślałam, że to już mój tak zwany koniec. Usłyszałam nagle dźwięk silnika od motoru. Prosiłam w myślach, aby ten ktoś mi pomógł. Nie zostawił mnie na pastwę losu. Chciałam krzyknąć, ale jeden z mężczyzn zakrywał mi usta ręką. Jednakże po chwili motocyklista podjechał na miejsce zdarzenia. Wszystko trwało może kilka sekund, gdy zostałam oswobodzona.
Mężczyzna zsiadł z motoru. Oprawcy momentalnie się na niego rzucili, ale nie mieli z nim szans. Tajemniczy motocyklista był nie do pokonania. Jeden z mężczyzn dostał kopniaka z półobrotu wystarczyło, aby padł na ziemię i już nie wstał. Drugi dostał dostał z półobrotu w tył. Nieznajomy nawet nie spojrzał na oprawcę, a mimo wszystko znokautował go. Trzeciemu oberwało się z kolana i chyba dość mocno go zabolało, gdyż od razu padł na ziemię i zwijał się z bólu. Dwóch pozostałych zostało znokautowanych w tradycyjny sposób, czyli tak zwany prawy i lewy sierpowy.
Stałam tam zszokowana i nie wierzyłam własnym oczom. Nie włożył w to, ani trochę wysiłku, a pokonał ich w tempie światła.
-Dziękuję za pomoc - odezwałam się nieśmiało w jego kierunku.
-Jesteś uciążliwa. Non stop na ciebie wpadam - odrzekł ozięble przechodząc obok mnie obojętnie.
-Wsiadaj chyba, że wolisz poczekać, aż się obudzą - mężczyzna wsiadł na motor.
-Nie trzeba, przejdę się - motocyklista parsknął śmiechem i pokręcił tylko głową.
-Nie interesujesz mnie. Nie musisz szukać podstępu.
Nie jest dobrym pomysłem wsiadać na motor z obcym mężczyzną. Jeszcze z takim, o którym krążą nieprzychylne wiadomości, ale z drugiej strony będzie nie rozważnym zostawać na miejscu zbrodni. Zanim ja dojdę do domu oni mogą się już obudzić i podążyć za mną, aby się zemścić za to co zrobił im motocyklista.
Niechętnie wsiadłam na motor.
-Złap się bo spadniesz - objęłam sceptycznie mężczyznę w pasie.
-Trzeba za ciebie myśleć? Sama nie umiesz? - rzucił złośliwą uwagę w moim kierunku, po czym odjechał.
-Arogancki dupek - pomyślałam sobie.
Po 15 minutach byłam już pod domem. Zsiadłam z motoru i ruszyłam w stronę klatki. Gdy byłam już przy drzwiach od klatki mężczyzna podjechał do mnie.
-Skąd wiedziałeś, że tutaj mieszkam? - spytałam lekko zdziwiona.
-Wpadłaś na mnie, nie pamiętasz? - westchnął.
-Postaraj nie dać się zabić - odjechał z piskiem opon.
Nie ukrywał, ale jego ostatnia uwagę zmroziła mi trochę krew w żyłach. Może to z powodu tego jakim tonem to powiedział, ale mimo wszystko przeszły mi niepokojące dreszcze po ciele.
Szybko udałam się do swojego mieszkania. Zamknęłam bardzo dokładnie drzwi. Weszłam do kuchni, wyjęłam z lodówki wodę mineralną i z ciężko wzdychając opadłam na kuchenne krzesło. Zbyt intensywny dzień dzisiaj przeżyłam, a najgorsze jest to, że chyba nie zapowiada się, aby miało być lepiej.
-Karen jak do tego wszystkiego doszło? - wymamrotałam sama do siebie pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top