Rozdział 47 Prawda wyszła na jaw


Wróciłam niechętnie do głównej sali. Najchętniej zostałabym tam i pomogła James'owi, ale nie miałam wyjścia.

-Gdzie byłaś? - podszedł do mnie Alex.

-Nigdzie. Czekałam tutaj na ciebie. Po co kazałeś mnie tutaj sprowadzić? - spojrzałam na bruneta.

-Złapaliśmy zabójców twojej rodziny - przytaknęłam.

-Jak tam James? - spytał ktoś z tłumu.

-Miał coś do załatwienia, albo sam już się załatwił - odpowiedział lekceważąco brunet.

Nie mogłam już dłużej znosić  złośliwych uwag pod adresem James'a z ust Alex'a i jego przyjaciół. Może i szatyn nie jest mi bliskim znajomym, ale nie rozumiem jak ludzie mogą się tak zachowywać.

-Jak można być tak brutalnym?! - nie wytrzymałam presji. Zapewne popełniłam błąd, ale emocję wzięły górę, a mi nie udało się nad nimi zapanować.

-Nie ładnie tak wtrącać się w nie swoje sprawy - mężczyzna podszedł bliżej.

-To może my was zostawimy - zasugerował nieśmiało Carlos, po czym z resztą obecnych udał się na dwór na papierosa.

-Zasłużył sobie - odrzekł brunet znudzonym tonem.

-Żartujesz w tym momencie? Zasłużył byś go skatował?!

-Przecież ma się całkiem nieźle. Udało mi się tym razem okazać litość - myślałam, że się przesłyszałam. Po prostu nie dowierzałam własnym uszom. 

-Litość? Chcesz mi przez to powiedzieć, że tym razem potraktowałeś go łagodniej niż robiłeś to w przeszłości? - przyglądałam się Alex'owi nieprzychylnie, a on tylko skinął mi głową przytakując mi przy tym moje słowa.

-Słuchaj James to uparty i nieprzewidywalny chłopak. Musi znać swoje miejsce. Jak coś mu się nie podoba zawsze może mi się przeciwstawić - spojrzał na mnie ozięble.

-Doskonale wiesz, że nie może!

-Ah...rzeczywiście, zapomniałbym - zadrwił ze mnie.

-Swoją drogą James nie ostrzegał cię żebyś się nie wtrącała? Nie mówił co się stanie, jeśli się w to zaangażujesz? - posłał mi zwycięski uśmieszek.

-Nie zrobisz tego! - mężczyzna zignorował moje słowa jedynie zaśmiał się tylko i poszedł dalej przed siebie.

Chyba właśnie zrobiłam coś głupiego i zamiast pomóc James'owi tylko bardziej mu zaszkodziłam. Nie wierzę jak to się stało, że wcześniej nic nie zauważyłam. Mój chłopak jest tyranem, a ja ślepo we wszystko wierzyłam. Co powinnam zrobić? Nie chcę kończyć mojego związku z Alex'em, ale nie mogę też biernie przyglądać się jego czynom. On najzwyczajniej w świecie wyżywa się na nim. Jeśli nie zareaguję skończy się to tragedią. 

Wciąż poddenerwowana słowami Alex'a dołączyłam do niego i pozostałych przyjaciół, którzy zaprowadzili mnie do podziemi budynku. Brunet chciał mi pokazać, że jestem już o krok od zemsty. Jednakże to jeszcze nie czas. Najpierw zamierzamy ich trochę tam przetrzymać i pokazać im czym jest prawdziwy ból. Mają nas błagać o śmierć. A my może okażemy im wtedy łaskę. Carlos oraz czterech przyjaciół z miłą chęcią sprawią, aby cierpieli. Nie będą szczędzić im bólu, a o to nam wszystkim chodzi. Piątka mężczyzn została w piwnicy z mordercami mojej rodziny. Mnie oraz Alex'a wygonili na górę. Uznali, że nie muszę wszystkiego wiedzieć.

Wróciliśmy do głównej hali.

-Za dwa dni rozprawimy się z nimi na dobre - brunet zwrócił się do mnie.

Milczałam. Zerkałam co jakiś czas w stronę tajemniczego pokoju. Mając świadomość, że James dalej tam leży nie mogłam tak po prostu opuścić budynku. Chłopak chyba to zauważył, ponieważ skarcił mnie spojrzeniem.

-Skoro tak bardzo nim się przejmujesz możesz tutaj zostać i mu pomóc. Tylko nie wracaj nad ranem do domu i zorganizuj sobie jakiś transport - Alex skierował się do wyjścia.

-Alex! - zawołałam za nim. Przystaną na chwilę, po czym odwrócił się w moim kierunku.

-Naprawdę zamierzasz być takim draniem? Zapomniałeś, że to twój przyjaciel? Uratował ci życie, a nie musiał tego zrobić. Jak możesz teraz go tak traktować? Nie chcę cię zostawiać, ale nie mogę tego akceptować. Dlaczego nie możesz być taki jak na początku? - Alex odwrócił się plecami i opuścił budynek.

Nie czekając ani chwili dłużej pobiegłam do James'a. 

-Co ty tutaj robisz? - spytał zaskoczony na mój widok.

-Powiedziałam, że ci pomogę.

Podeszłam do chłopaka, który siedział na krzesełku. Nachyliłam się nad nim i otarłam chusteczką krew z jego twarzy. Powierzchownie opatrzyłam jego rany. Następnie kazałam mu objąć mnie ręką za szyję, po czym pomogłam chłopakowi stanąć o własnych siłach. Krok po kroku szliśmy w kierunku drzwi. Kiedy byliśmy już na półmetku nagle James odsunął się ode mnie. Ujrzałam wtedy Alex'a w drzwiach. Bacznie nam się przyglądał z pogardą.

Wrócił, bo postanowił pomóc? Czyżby moje słowa jednak dotarły do niego? Oczywiście, że nie. On nigdy mnie nie słucha, więc to jest tym bardziej podejrzane. Zapewne chciał sprawdzić, czy James nie powiedział, bądź nie powie mi za dużo. 

-Zabieraj się stąd, a z tobą Karen to ja sobie porozmawiam za wtrącanie w nie swoje sprawy - Alex rzucił szatynowi kluczyki od samochodu.

James mijając nas pokręcił tylko głową, po czym szybko zabrał się z pomieszczenia.

Alex dużo dla mnie znaczy, ale czasem zastanawiam się, czy ten związek mnie nie przerasta. Najprostszym rozwiązaniem byłoby uciec i przestać cierpieć. Póki Alex nie zrozumie, gdzie popełnia  błędy i zacznie ich unikać mogą minąć lata. Choć prędzej podejrzewam, że ich nie zobaczy, gdyż dla niego to jest coś zupełnie naturalnego.Jednakże boli mnie i źle się czuję z tym, że mężczyzna, z którym jestem jest, aż takim draniem. Chcę go nakierować choć w małym stopniu na właściwą drogę. Lecz sam musi dojść do tego, że jego postępowanie nie jest słuszne.

Relacja James'a i Alex'a nie jest normalna. Ochraniają się wzajemnie. James uratował go od śmierci, zastępował, kiedy ten nie  mógł. Zawsze spełnia jego wszystkie zachcianki. Jest przy nim, gdy ten ma zły humor i doradza mu, a nawet daje mu się wyżywać na sobie. Znosi wszystkie poniżania i upokarzania ze strony Alex'a. Stał się pośmiewiskiem przez niego. Być może trwa przy nim, ponieważ Alex jest wpływową osobą, a James ma z tego swoje zyski. Lecz szczerze wątpię, że tą dwójkę łączy tylko i wyłącznie taka relacja. Ponieważ mimo, że Alex odnosi się w ten sposób do niego uważa go za swoją prawą dłoń i nie wyobraża sobie jakiejkolwiek akcji bez udziału James'a. Przyglądając się im z boku odnoszę wrażenie, że mimo jeden potrzebuję drugiego.

Nie powinnam się w to mieszać. Ale ciężko mi zignorować fakt, że mój chłopak jest tyranem. Zresztą zbyt dużo na to wskazywało, a oczywistym było, że będę chciała to sprawdzić. Jednak przez moje zachowanie narobiłam wszystkim problemów. Alex nie odpuści James'owi, że powiedział Ci prawdę. Ja również mam przechlapane. 

Lecz ciężko udawać nieświadomą, jeśli wiesz, że ktoś cierpi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top