Rozdział XXII - Tajemnice

Gdy Liam wrócił do domu, czuł się wyjątkowo źle. Zawsze po spotkaniu z Williamem czuł się lekko, jakby zrzucił jakiś ciężar ze swoich barków. Tym razem czuł się gorzej niż przed rozmową z ukochanym. Przede wszystkim jednak czuł się rozbity i zdezorientowany. Nie wiedział już co myśleć i co robić. Nie potrafił stwierdzić, co było prawdą, a co zwykłymi wymysłami. Miał wrażenie, że wyolbrzymia, że to wszystko jedynie seria zabiegów okoliczności i nieszczęśliwych wypadków, którą jego bogata wyobraźnia wyolbrzymiła i zmieniła w fabułę jakiejś powieści grozy.

Wszystko musiało dać się jakoś racjonalnie wytłumaczyć. George po prostu uległ tragicznemu wypadkowi i tak się złożyło, że stało się to tuż po tym, jak skrzywdził swojego młodszego kuzyna. Te dziwne zasinienia... być może Liam sam je sobie zrobił przez sen. Próbował odciągnąć wyimaginowane dłonie, raniąc się przy tym. A to, co przydarzyło się ciotce Esme? Było ciemno, a ona nie czuła się przecież zbyt dobrze. Spadła z powodu własnej nieuwagi. Kropka. W tym wszystkim nie było niczego dziwnego a tym bardziej nadprzyrodzonego. Duch Georga nie chciał go skrzywdzić. Duchy nie istnieją. William wyjątkowo nie zwrócił uwagi na nowe sińce na ciele młodszego, bo zwyczajnie ich nie zauważył lub zignorował, myśląc, że ten nie chce jeszcze o tym rozmawiać. To wszystko.

Z tą myślą chłopiec usiadł na swoim łóżku. Zrozumiał, że to wszystko nie ma sensu. Racjonalizowanie tego wszystkiego było jak walka z wiatrakami, bo umysł chłopca i tak podążał dziwnymi ścieżkami. Było zbyt wiele niewiadomych. Zbyt wiele zbiegów okoliczności. Zbyt wiele niepokojących sygnałów. Liam jednak bał się zrobić jakiś krok w kierunku prawdy. Jego życie było bowiem teraz lepsze. Zniknął George. Na chwilę zniknęła też ciotka. A co najważniejsze Liam miał swojego kochanego Willa, z którym był szczęśliwy jak nigdy wcześniej.

Nie chciał tego uczucia niepokoju. Pragnął za wszelką cenę wrócić do tych chwil beztroski. Chciał móc porozmawiać z ukochanym i spędzić z nim miło chwile bez zamartwiania się i bez tych wątpliwości. Brunet był teraz całym światem chłopca. Był dla niego wszystkimi. Uświadomił sobie, że nieważne, jakim William nie okazałyby się człowiekiem... nie byłby w stanie bez niego żyć. Tylko jego miał. Tylko Williamowi zależało na chudej, bezużytecznej sierocie. William był dobry... W końcu tak bardzo pomógł Liamowi. Chłopiec nie mógł wyobrazić sobie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie spotkał wtedy tajemniczego mężczyzny. Czy wytrzymałby? Jak długo dałby radę żyć ze swoimi oprawcami, nie mając przy tym żadnego poczucia celu, nadziei czy swojej ostoi, którą były ich spotkania. Dlatego tym bardziej nienawidził się za te wątpliwości, które odczuwał.

W końcu chłopiec postanowił położyć się do łóżka wcześniej. Jednak nim to uczynił, zrobił coś, czego nie robił od dawna. A przynajmniej nie robił tego szczerze.

Uklęknął przy swoim łóżku i zaczął się modlić. Jednak nie do Pana Boga. Nie. Modlił się do matki. O to by jakoś mu pomogła. By dała jakiś znak. By poradziła mu coś, tak jak zawsze to robiła, gdy borykał się z jakimś problemem. Mówił jak bardzo tęskni i jak bardzo jej teraz potrzebuje. To była długa modlitwa pełna łez. Gdy skończył, położył się i już wkrótce usnął.

***

Sen był znajomy. Liam miewał podobne, jednak było to już dawno, mniej więcej wtedy, gdy wprowadził się do posiadłości swoich krewnych.

Wszystko wydawało się znajome. Liam stał na wzgórzu otoczony gęstą mgłą. Ledwo był w stanie dostrzec zarys końca klifu i rozciągające się daleko morze. Mijali go ludzie, których twarzy nie rozpoznawał. Ich spojrzenia były puste a cera wręcz trupio blada. Byli to ludzie starzy, młodzi, kobiety, mężczyźni, a wnosząc po ubiorze zarówno ci bogaci, jak i biedni. Stroje pochodziły też z różnych epok. Liam dostrzegał damy w sukniach, jak i żołnierzy w mundurach. Wszyscy szli w stronę krańca, a im bliżej byli, tym bardziej bledli, aż w końcu tuż przy nim rozpływali się w gęstej mgle.

Liam wśród tych obcych dostrzegł swoją matkę. Tym razem nie próbował jej gonić. Przyglądał się, jak idzie i nie dostrzega swojego syna. Jednak przy końcu krawędzi jako jedyna zatrzymała się... po czym odwróciła i spojrzała na Liama. Jej spojrzenie było beznamiętne, ale zdecydowanie skupione na chłopcu. Kobieta stała tak kilka sekund a Liam zastanawiał się... co matka chce mu przekazać.

Oderwał od niej wzrok tylko na chwilę, a to dlatego, że kątem oka dostrzegł znajomą sylwetkę. Chłopak był już daleko i był zwrócony do niego plecami, jednak blondyn rozpoznawał sylwetkę ubraną w szkolny mundurek. To był George.

Gdy chłopiec na powrót wrócił wzrokiem do miejsca, gdzie stała jego matka, zobaczył pustkę. Po chwili w oddali zniknęła też sylwetka kuzyna. Liam stał przez chwilę jak zmieniony w kamień. Był zdezorientowany, zagubiony i lekko przestraszony.

Nagle uświadomił sobie, że nie ma już nikogo. Nie było już ani jednej osoby, która zmierzałaby do krawędzi. Chłopiec nie był pewny co teraz zrobić. Był zupełnie sam. Ci ludzie przerażali go, ale samotność w tym miejscu wydawała mu się jeszcze straszniejsza.

Oni dokądś zmierzali... nie pragnęli tu zostać. Pragnęli zniknąć gdzieś... gdzieś tam. Liam także nie chciał tu zostawać. Było tak cicho... zimno... ponuro... jednak najgorsza... najgorsza była samotność. Chłopiec był tu tylko chwilę, a jednak nigdy nie czuł się tak samotny. Jakby naprawdę właśnie stał się ostatnim człowiekiem na świecie. To wcale nie było takie jak się spodziewałem. To straszne uczucie. Chciał się stąd wydostać. Chciał zniknąć tam, gdzie reszta lub... lub zawrócić. Wszystko, aby tylko nie zostać tutaj. W zawieszeniu.

To słowo poruszyło jakieś trybiki w głowie chłopca. Nie wiedział jeszcze, dlaczego to słowo wydawało mu się istotne, ale wiedział, że takie jest. Liam znajdował się w zawieszeniu... pomiędzy czymś... a czymś. Nie powinno go tu być. Nikogo nie powinno tu być. Z jakiegoś powodu wiedział jednak, że nie powinien podążać za matką. To nie tam przynależał. Musiał zawrócić...

Dlatego odwrócił się na pięcie pewny swojej decyzji. Zamarł jednak w szoku, gdy tuż przed sobą zobaczył Williama. Jego oczy wpatrywały się w niego, ale były pozbawione czułości. Mimo to był inny od reszty. Wpatrywał się wprost w Liama. Dostrzegał go. Wpatrywał się w niego jak w coś cennego, ale jednocześnie jak w... w rzecz. W rzecz, której się pragnie... i to wszystko.

Liam nawet nie drgnął, gdy palce mężczyzny zacisnęły się na jego ramieniu. Zauważył jeszcze tylko, że jego cera również była bardzo blada. Jednak... nie była bledsza niż w rzeczywistości. Była taka sama jak zawsze...

***

Liam obudził się dość późno. Spał wyjątkowo długo i czuł się wyjątkowo wypoczęty. Wstał, ubrał się i zjadł śniadanie w swego rodzaju stanie otępienia. Myślał tylko o tym, co właśnie robił lub o tym, co zrobi za chwilę. Jego głowy nie zaprzątały żadne niepotrzebne myśli.

Z domu wyszedł po południu. Nie udał się jednak nad klify. Udał się na cmentarz. Odwiedził grób swojego kuzyna. Po drodze zebrał nawet kilka kwiatów. Jesienią nie znalazł niczego okazałego, ale kilka drobnych gałązek z równie drobnymi kwiatkami zdaniem chłopca w zupełności wystarczało. Na grobie kuzyna znajdowało się już wiele okazałych bukietów. W końcu śmierć tak młodej osoby nie przeszła bez echa. W tak niewielkim miasteczku każdy chciał okazać jakieś wyrazy szacunku. Zwłaszcza że coś takiego mogło przydarzyć się każdemu. Liam był pewien, że co jakiś czas ktoś ginie w morzu.

Blondyn położył swój marny bukiecik i przyglądał się napisowi na nagrobku. Nie wiedział, czy powinien się pomodlić. Tak naprawdę nie miał na to ochoty. Ostatecznie jednak zmówił króciutką modlitwę. Gdy skończył, spędził tam jeszcze chwilę, stojąc bez celu. Miał w głowie pustkę.

Chciał mieć możliwość podróży do Londynu. Chciałby odwiedzić grób matki. Nie był tam od jej śmierci. Czuł się z tym źle. Miał nadzieję, że matka nie miała mu tego za złe. Nie miał szansy, by odwiedzić jej grób, ale ciągle o niej myślał. Pamiętał o niej i chyba to było najważniejsze. Zastanawiał się, czy nie pójść do kościoła i tam złożyć modlitwę za duszę matki. Nie czuł się jednak zbyt komfortowo w tym budynku. Poza tym lepiej by nie pokazywał się w miasteczku. W końcu wuj kazał mu zostać w domu z konkretnych powodów. Nie chciał, by ktoś go widział i zadawał niepotrzebne pytania. Nie miał też ochoty spacerować po cmentarzu, który wprawiał go w ponury nastrój. Zwłaszcza teraz gdy po jego głowie krążyły niezwykle niepokojące myśli.

Nie chciał wracać do 'domu', nie chciał zostawać tutaj, nie chciał widzieć się z Williamem. Nie miał gdzie się podziać. Teraz... teraz bardzo chciał znaleźć się w ich małym mieszkaniu w Londynie. Chciał zobaczyć swoją matkę... Chciał móc z nią porozmawiać i poradzić się jej.

W końcu chłopiec poddał się. Po prostu ruszył do domu niezwykle powolnym krokiem. Czuł, że powinien po prostu udać się nad klify i spotkać się z Williamem. W końcu i tak musiało dojść do konfrontacji. Musiał z nim porozmawiać. Wolał jednak to odwlec... chodź chwilę. Może spotkać się z nim jutro. Lub... pojutrze.

Chłopiec wiedział jednak, że im bardziej będzie to odwlekał, tym trudniej będzie mu to zrobić. Liam jednak zwyczajnie obawiał się tego spotkania. Obawiał się tego, czego mógłby się dowiedzieć i co mogłoby to oznaczać. Było przecież tak dobrze. William kochał go... Prawda?

Tak. William na pewno go kochał. Liam czuł się przez niego kochany. Jednak jeśli przeczucia chłopca okazałyby się prawdą... czy to wszystko nie okazałoby się kłamstwem? Czy jeśli wszystko było kłamstwem to uczucia mężczyzny także? William twierdził, że nienawidzi kłamców. Blondyn uważał, że Will naprawdę brzydził się kłamstwem. Dlatego wierzył, że większość tego, co mówił, było prawdą. Problem jednak leżał w tym, że mężczyzna nie mówił zbyt wiele. Jak dużo ważnych informacji przemilczał? Liam dzielił się z nim wszystkim, a William z Liamem tylko tym, co było dla niego dogodne. Chłopcu zrobiło się bardzo przykro, gdy to zrozumiał.

Zastanawiał się... czy nie jest zbyt naiwny. Być może nie tyle naiwny... ile głupi. Może starszy przez cały ten czas manipulował chłopcem. Dlaczego jednak miałby coś takiego robić? Liam nie miał przecież nic, co mógłby mu dać. Był nikim i niczego nie posiadał. Jego jedyne rzeczy to stara walizka, stare ubrania i stare książki. Nic więcej nie posiadał. Nie miał żadnych specjalnych umiejętności. Liam jest nikim. Jedyne co mógł oddać Williamowi to własne serce. I zrobił to. Liam był jego pierwszą miłością. Pierwsza i jedyną. Chłopiec nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek mógł pokochać kogoś, tak jak pokochał tajemniczego mężczyznę spotkanego nad krańcem klifu, tam gdzie byli jedynymi ludźmi na świecie.

Will był dla niego dobry. Will go kochał. Will się o niego troszczył. Liam chciałby jakoś się mu odwdzięczyć, ale nie miał jak. A teraz przez męczące go wątpliwości czuł się naprawdę źle. Czuł się jak zdrajca i niewdzięcznik. A jednak sam także czuł się zdradzony. Miał nadzieję, wręcz modlił się, by jego podejrzenia okazały nieprawdziwe. Chciał wierzyć, że jest tylko głupiutkim chłopcem, który naczytał się zbyt wielu mrocznych historii. Chłopcem, który próbuje znaleźć jakiś powód wszystkich tych niepokojących rzeczy, które dzieją się wokół niego. Nie chciał mieć racji. Chciał się mylić.

Gdy w końcu wrócił do posiadłości, ciężkim krokiem udał się do pokoju. Z trzaskiem zamknął za sobą drzwi i przez chwilę stał, opierając się o nie. Nie miał ochoty na drzemkę. I tak nie zdołałby zasnąć. Przede wszystkim jednak nie chciał śnić. Bał się, co zobaczy w kolejnym. Wystarczało mu, że ostatni z jego snów wywrócił jego życie do góry nogami. Bał się też, że zobaczy Williama, a nie był jeszcze gotów by go zobaczyć. Nawet we śnie.

W końcu chłopiec usiadł na łóżku i rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu. W tym pokoju wydarzyło się wiele rzeczy. Dobrych i złych. Tutaj zorientował się, co czuje do swojego sekretnego przyjaciela. Śnił o nim, myślał o nim, wspominał go. Tutaj też płakał w samotność, gdy nie mógł już znieść bólu i niesprawiedliwości. Tutaj skrzywdził go jego kuzyn, zaburzając poczucie bezpieczeństwa, które odczuwał w tym malutkim pokoju. Dużo wydarzyło się w tym miejscu przez zaledwie pół roku.

Liam w końcu postanowił zrobić... cokolwiek. Aby tylko czymś się zająć. Zebrał wszystko swoje książki i rozłożył je na łóżku. Były to w większości gotyckie powieści i opowiadania o podobnej tematyce. Potwory, wampiry, duchy, syreny czy inne wyjątkowe osobowości jak, chociażby doktor Jekyll czy Dorian Grey. Liam spoglądał na okładki książek i w ułamku sekundy potrafił przypomnieć sobie fabułę każdej z nich.

Gdy był młodszy, zastanawiał się, czy potwory istnieją. Bał się, że mieszkają w jego szafie lub pod łóżkiem. Matka jednak zapewniała go, że nie istnieją. Że jest bezpieczny i nie ma czego się obawiać. Liam wierzył jej. Teraz... teraz zastanawiał się, czy matka się nie myliła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top