Rozdział XII - Bratnia dusza

Kreatura była godnym politowania stworzeniem. Uczyniła wiele złego. Popełniła zbrodnie, których usprawiedliwić się nie da. Mimo to Liam nie uważał, by była sama w sobie zła. To ludzie wokół niej uczynili z niej potwora. Oni niejako wykreowali ją na nowo. To skłoniło chłopca do przemyśleń. Literatura często sprawiała, że pogrążał się w myślach i niejednokrotnie dochodził do zaskakujących konkluzji. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nic nie jest z natury złe. Nikt nie rodzi się zły. Jest wręcz przeciwnie, każdy rodzi się dobry i niewinny. Nawet taka kreatura. To świat kształtuje ludzi. To inni ludzie kształtują ludzi.

Wiktor Frankenstein od zawsze był dla Liama prawdziwym czarnym charakterem. Chłopiec nie miał wątpliwości, że to on był prawdziwym antagonistą tej historii. To z jego winy kreatura zeszła na złą drogę. Popełniła tyle zbrodni, tyle bezdusznych czynów. A to wszystko przez samotność i brak zrozumienia.

Tak. Liam czuł wielki żal, gdy myślał o losie tej żałosnej kreatury pozostawionej na łasce okrutnego świata. Czuł także złość, gdy myślał o samolubnym, aroganckim Wiktorze, który uważał się za lepszego. Być może to kreatura miał krew na rękach, jednak tak naprawdę to Frankenstein odpowiadał za śmierć swoich bliskich. To mężczyzna odpowiadał za całe zło, a jednocześnie żył w przekonaniu o swojej nieomylności.

Liam dostrzegał Frankensteina w ludziach wokół siebie. Dostrzegała go w ciotce, wuju... nawet w swoich kuzynach. Każdy z nich był czarnym charakterem w jego życiu. To w jakimś sensie czyniło go żałosną kreaturą.

Ponownie był wdzięczny za to, że nie jest sam. Za to, że ma Williama. Być może dzięki temu nie podzieli losu tego zagubionego stworzenia. Gardzili nim. Uważali za coś niewłaściwego, bo w końcu był bękartem. Nieślubnym dzieckiem. A jego rodzina była utwierdzona w przekonaniu, że są od niego lepsi, mimo że nie mieli podstaw by tak myśleć. Nie licząc konwencji społecznych i jakiejś starej książki.

Jego ciotka była fanatyczką. Chłopiec zrozumiał to już jakiś czas temu. Nic nie mogło odwieść jej od tego, w co wierzyła. O ile Liam nie uważał, by wiara była czymś złym, nie był w stanie zrozumieć ciotki. Nie był nawet pewien czy w jej przypadku wciąż można użyć słowa „wiara". W końcu ciotka używała jej niczym broni. By krzywdzić. A także jako tarczy. By móc ochronić się przed prawdą. A prawda była prosta.

Jego ciotka była złym człowiekiem. Jego wuj był złym człowiekiem. Jego starszy kuzyn był złym człowiekiem. Jego młodszy kuzyn... on także nie był dobry. Nie utrudniał Liamowi życia jednak jednocześnie widocznie czuł wyższość nad sierotą. A także był całkowicie obojętny na każdą krzywdę, która spotykała Liama. Peter niejednokrotnie widział, jak jego starszy brat znęca się nad krewniakiem. Nigdy jednak nie stanął w obronie kuzyna. Nigdy nie powiedział matce, że coś nie było winą Liama a Georga. Nigdy nie powstrzymał swojego brata. Chłopiec nie mógł więc nazwać go dobrym człowiekiem.

Liam zastanawiał się jednak dalej. Aż w końcu w jego głowie pojawiła się myśl. „Czy ja jestem dobrym człowiekiem"?

Nie wiedział. Nie chciał krzywdzić innych. Nigdy nie czerpał z tego przyjemności czy satysfakcji. Przemoc go brzydziła. Chciał być dobrym człowiekiem... ale przecież robił złe rzeczy. Kłamał swojej ciotce prosto w twarz. Miał lubieżne myśli... i nie tylko myśli. Jego czyny także były niewłaściwie. Jednak nie krzywdził innych. Tak mu się przynajmniej zdawało. Jednak nie był pewien czy to prawda. Mógł krzywdzić kogoś nieumyślnie. Mógł nie zdawać sobie sprawy z tego, że robi coś złego. A Liam nie chciał być złym człowiekiem.

Przypomniał sobie słowa Williama. „Nie jestem dobrym człowiekiem. Jestem samolubny. Jestem bardzo samolubnym i chciwym człowiekiem". Mężczyzna widział w sobie jakieś zło, którego chłopiec nie dostrzegał. Dla niego William był aniołem. Bóstwem. Dla niego mężczyzna był niemal doskonały. Nie mógł nie dostrzec pewnego mroku w jego oczach. Liam jednak rozumiał. A przynajmniej tak mu się wydawało. William musiał wiele przeżyć. Chorował... i chłopiec nie miał pojęcia, jak bliski śmierci mógł być jego ukochany. Został zdradzony przez kogoś, kogo kochał... i Liam nie mógł wyobrazić sobie jego bólu. Było jeszcze wiele rzeczy, których o miłości swego życia nie wiedział. Było wiele rzeczy, których nie rozumiał.

Ponadto w pewnym sensie William z każdym ich spotkaniem zdawał się bardziej tajemniczy. Jakby wciąż odległy, mimo że był tak blisko. Liam miał wrażenie, że nigdy nie będzie w stanie go dosięgnąć. Nigdy nie będzie mógł tak naprawdę go pochwycić. Nie wiedział skąd to odczucie. W końcu brunet był dla niego dobry. A jednak nie mógł pozbyć się tego wrażenia dystansu. Jakby coś ich dzieliło.

Liam chciał to usunąć. Chciał być tak blisko swojego ukochanego, jak to możliwe i był w stanie poświęcić dla tego wszystko. Jeśli William nie postrzegał siebie jako dobrego człowieka Liam będzie to robił. W końcu chłopiec był świadomy, że człowiek nie może być perfekcyjny. A jednak był gotów zaakceptować mężczyznę. Z jego zaletami i wadami. Z jego dobrą, jak i złą stroną.

Zmęczony zamknął książkę, którą przed chwilą skończył czytać. „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz" autorstwa Mary Shelley. Jedna z ulubionych powieści Liama. Przeczytał ją dzisiaj ponownie. Był to już czwarty raz. Chłopiec jednak uwielbiał gotyckie powieści a ta... ta od zawsze go w pewien sposób intrygowała.

Gdy zgasił światło i położył się spać, wciąż był pod wrażeniem przeczytanego utworu. Lubił gotyckie opowiadania za ich klimat. Był strachliwym chłopcem i niekiedy obrazy tworzone przez jego własny umysł po czytaniu przyprawiały go o gęsią skórkę. A jednak było w tym coś ekscytującego. Liam zastanawiał się... jak by to było być bohaterem takiej historii.

Mieszkał w starej, ponurej posiadłości oddalonej od reszty świata. Miał sekretnego przyjaciela... Nie... sekretnego kochanka skrywającego jakieś tajemnice. W pewnym sensie owa sceneria mogłaby być zalążkiem intrygującej historii. Gdyby tylko posiadłość była nawiedzona...

Jednak... tak naprawdę nie chciał być, jak bohater gotyckiej powieści. Gdyby był taki jak oni... w jego życiu przydarzyłoby się coś złego i przerażającego. A kto by sobie tego życzył? Czy nie wystarczająco już wycierpiał? Liam chciał żyć szczęśliwie. Chciał odejść ze swoim ukochanym, tak jak ten mu obiecał. Ku lepszemu życiu.

***

Ku wielkiemu zaskoczeniu William nie znał powieści Mary Shelley, którą chłopiec tak sobie upodobał. Liam jednak nie był z tego powodu smutny. Było wręcz przeciwnie. Mógł bowiem opowiedzieć swojemu ukochanemu o powieści i zrobił to. Z wielką ekscytacją, którą brunet uznał za wyjątkowo uroczą i chwytającą za serce.

Chłopiec mówił... i mówił. Ostatecznie pożyczył mężczyźnie nadniszczoną czasem i użytkowaniem książeczkę. William bowiem wydawał się niezwykle zafascynowany gotycką historią. Następnego dnia, gdy się spotkali, mężczyzna zwrócił książkę. Przeczytał ją w jeden wieczór i zakochał się w niej tak jak chłopiec. To o niej rozmawiali przez kilka następnych dni. O tym, jak ją interpretują, o tym co myślą o postaciach i o tym jakie emocje wywoływała historia.

Liam jednak zauważył, że niekiedy zachowanie jego towarzysza się zmienia. Nie były to wielkie różnice. Raczej subtelne jednak blondyn był w stanie je wychwycić. To działo się nagle, bez wyraźnej przyczyny. Mężczyzna stawał się jakby bardziej rozkojarzony. Niekiedy chłopiec przyłapywał go, jak spogląda gdzieś w stronę wzgórz. Zupełnie jakby próbował coś tam dostrzec. Momentami także w jego oczach widniała powaga, której Liam nie rozumiał.

Niemniej miło spędzał każdą chwilę u boku swojej drugiej połówki. Cieszył się, że może z kimś porozmawiać. Czerpał także radość z tego, jak mężczyzna okazywał mu miłość. Lubił, gdy trzymał go za rękę, tulił do siebie... całował. Liam czuł się... żywy jak nigdy wcześniej.

***

Liam ze spuszczona głową wpatrywał się w blat stołu. Ciotka skończyła już na niego krzyczeć. Nie oznaczało to jednak końca jego kłopotów. Dzisiaj odrobinę się zapomniał. Było mu tak dobrze, gdy leżał wtulony w pierś swojego ukochanego, że stracił poczucie czasu. Spóźnił się i nie wykonał swoich obowiązków. Dlatego nie dostał kolacji. Musiał jednak siedzieć przy stole, gdy spożywała ją reszta jego rodziny. Ciotka nadal wydawała się zła. Wuj był raczej zadowolony z takiego obrotu zdarzeń. Liam miał wrażenie, że to jego ulubiony rodzaj kary. Wuj bowiem gdyby tylko mógł ograniczyłby posiłki Liama do jednego dziennie. W dodatku złożonego z chleba i wody. Wuj chłopca był bardzo skąpym człowiekiem i nie pałał z radości, iż w jego domu pojawiła się kolejna gęba do wykarmienia. Liam nie miał także wątpliwości, iż wuj chętniej oddałby jedzenie psu niż komuś takiemu jak on.

Jego kuzyn Peter jak zwykle wydawał się obojętny. Nie zwracał uwagi na siedzącego obok blondyna i z zadowoleniem opowiadał o postępach w nauce. Starszy z kuzynów natomiast... on był wyjątkowo cichy. Nie tylko tego dnia. Ostatnimi czasy wydawał się dać spokój młodszemu. Uwadze Liama nie umknęło jednak, że George czasem mu się przygląda. Chłopiec zawsze bał się wtedy, iż starszy coś dla niego planuje.

Gdy w końcu jego rodzina skończyła jeść, mógł posprzątać po kolacji i pójść spać. Z niecierpliwością wyczekiwał tej chwili, gdyż w towarzystwie rodziny czuł się jak zaszczute zwierzę. Nigdy nie wiedział skąd i z jakiego powodu przyjdzie gniew. Dlatego z ulgą kładł się do swojego niewielkiego łóżka. Tej nocy także śnił o Williamie. O jego pięknym uśmiechu, o jego delikatnym dotyku, o jego słodkim głosie.

***

Liam mocniej wtulił się w bok Williama. Mimo chłodu leżeli na plaży. Pogoda ostatnimi czasy się pogorszyła i ten dzień nie był wyjątkiem. Hałas był większy niż zazwyczaj, gdyż fale nie były już tak spokojne. Wiatr także dął z większą siłą. Zbliżała się jesień. Kwestią czasu było, aż dni zaczną być deszczowe i ponure. Już teraz niebo wydawało się bardziej szare i nijakie przez przykrywające je chmury.

Liam martwił się jednak jedynie tym, że przez deszcz nie będą mogli widywać się na klifach ani na plaży a brunet nie pałał chęcią spotykania się gdzieś indziej. Nie mieli zresztą gdzie się spotkać. Chłopiec nie mógł zaprosić Liama do siebie. Dom mężczyzny z jakichś powodów także nie był opcją. Blondyn jednak postanowił nie martwić się na zapas. W tej chwili był szczęśliwy i nie chciał psuć sobie nastroju.

Ręka Williama powoli sunęła po jego plecach w powolnym kojącym rytmie. Dotyk mężczyzny rozgrzewał ciało chłopca. Wciąż jednak pozostawał pod wrażeniem tego, co niedawno robili. Liam czuł, że rumieni się na samo wspomnienie tego, jak brunet trzymał go w ramionach i dawał mu przyjemność. Wciąż czuł na sobie jego dotyk.

Zmartwieniem chłopca było to, że był jedynym, który odczuwał tę przyjemność. Z jakiegoś powodu William zawsze skupiał się na nim. Chłopiec pytał go o to. Czuł się z tym bowiem źle. Tak jak się spodziewał, mężczyzna odpowiedział w sposób, który nie był do końca odpowiedzią. Stwierdził jedynie, że Liam nie powinien się o to martwić. Że czuje z tego równą przyjemność. Młodszy jednak wciąż nie był przekonany. Postanowił iść za ciosem i pokonując resztki zawstydzenia, zapytał o coś, co od dawna go ciekawiło i w pewnym sensie spędzało sen z powiek. Liam bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że pożąda Williama jako mężczyznę. Zastanawiał się więc czy miłość między mężczyznami może być jeszcze bardziej... cielesna.

Gdy zapytał o to Williama, ten na początku wydawał się zaskoczony. Następnie zaśmiał się lekko, jakby chłopiec powiedział coś zabawnego, a jednocześnie w jakiś sposób uroczego. Nagle Liam poczuł zażenowanie. Uświadomił sobie, że być może wyszedł na głupiego, skoro nie wie takich rzeczy. Brunet jednak nie myślał o nim źle. Potraktował jego pytane poważnie. Jego odpowiedź także była poważna. Liam dowiedział się, że owszem, dwóch mężczyzn może uprawiać miłość. William jednak od razu zastrzegł, że nie oczekuje tego od młodszego. Chłopiec na początku poczuł rozczarowanie. Starszy jakby od razu dostrzegł te uczucia i mocniej objął chłopca. Wytłumaczył mu, że może być to dla niego bolesne i trudne. Dlatego nie chciał tego. Nie chciał skrzywdzić swojego ukochanego i w pełni wystarczało mu to, co było pomiędzy nimi teraz. Liam poczuł się lepiej. Poczuł się kochany. Uświadomił sobie, że on także nie potrzebuje niczego więcej. Wierzył też, że w przyszłości jego ukochany bardziej się na niego otworzy.

Chłopiec miał także wrażenie, że to, co istniało pomiędzy nimi i tak nie opierało się na fizyczności. Ona była tylko dodatkiem. Liam szczerze wierzył, że w Williamie znalazł swoją bratnią duszę. To, co ich łączyło było ponad fizycznością. Brunet wydawał się myśleć podobnie. Dlatego Liam już nie naciskał. Złożył krótki pocałunek na ustach ukochanego i na powrót się do niego przytulił. Mężczyzna nie pozostawał dłużny. Objął drobne ciało blondyna, przy okazji chroniąc je przed wiatrem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top