-rozdział 59-

Serdecznie podziękowałam policjantowi za podwiezienie nas pod mieszkanie Isaac'a. Nie chcę myśleć co by było gdybyśmy musieli iść na piechotę.

Mężczyzna odjechał a ja w dalszym ciągu czułam jego palce splecione z moimi. Nawet zaczęłam się martwić czy do mojej dłoni oby na pewno dopływa krew.

- Isaac możesz mnie już puścić? -zapytałam kiedy zmierzaliśmy do drzwi.

- Nope -odpowiedział jak gdyby nigdy nic i nawet nie spojrzał w moją stronę.

Nieważne. Weszliśmy do mieszkania i dopiero pierwszy raz od cholernie długiego czasu rozdzielił nasze ręce. Spojrzałam na własną dłoń ale na szczęście jeszcze nie wygladała na odpadającą. Zdjęłam buty oraz płaszczyk i nie zwracając uwagi na chłopaka poszłam do kuchni. Koniecznie musiałam się czegoś napić.

Dochodziła piąta rano a ja właściwie chyba zrobiłam wszystko co mogłam. Wyciągnęłam go z aresztu za pobicie i dopilnowałam aby pod wpływem narkotyków bezpiecznie wrócił do domu. Mimo wszystko nie daruję mu rozmowy, podczas której musimy sobie wszystko wyjaśnić. Nadal jestem na niego cholernie zła.

Jeżeli chodzi o Luke'a. Isaac przyznał się do wszystkiego na policji i wytłumaczył dość bezsensowną przyczynę jego nagłej złości. Policjant wytłumaczył mi, że jeśli poszkodowany czyli w tym przypadku Luke postanowi złożyć oskarżenia przeciwko Isaac'owi, wtedy będzie miał duży problem. Kolejne zeznania i rozprawa w sądzie. Świadkowie, prokuratorzy a wszystko to przez bezmyślność Isaac'a. Zdziwiłam się wiadomością, iż Luke trafił do szpitala. A może raczej powinnam powiedzieć: przeraziłam. Obiecałam sobie, że pierwsze co zrobię to odwiedzę go i przeproszę za mojego... śmieszne bo nawet nie chłopaka. Ta cała sytuacja to jakaś chora hiszpańska telenowela, przysięgam.

Wróciłam do przedpokoju gdzie Isaac nieudolnie kończył zdejmować swoje buty. Ponownie przyjrzałam się jego obitej twarzy. Zaschnięta krew wygladała okropnie tak samo jak siniaki i rozcięcia, szczególnie przy skroni.

- Musisz się umyć i przemyć to koniecznie wodą utlenioną a potem posmarować maścią na siniaki to szybciej zejdzie. Nie zapomnij przykleić plasterka -poinstruowałam go co powinien zrobić i chwyciłam za mój płaszcz.

Chyba wystarczy mi na dziś zdarzeń. Muszę odespać prawie całą noc co się wiąże z tym, że nie pójdę już dziś do szkoły. Gdyby tego było mało muszę wytłumaczyć mojemu bratu zniknięcie na pół nocy o ile w ogóle zauważył moją nieobecność. Jeżeli jeszcze śpi powinnam wemknąć się niezauważona.

- Ja muszę co? Umyć czy... przemyć jakąś... wodą? Potem co? A co ty robisz? -zapytał zdezorientowany i zdziwiony tym, że mam zamiar wyjść.

- Słuchałeś mnie? Ugh idę do domu a co mam robić? -wzruszyłam ramionami i miałam zamiar złożyć buty.

Jednak wyprzedził mnie i podszedł na tyle blisko aby kopnąć moje obuwie na drugą stronę korytarza. Podniosłam się i posłałam mu złowrogie spojrzenie.

- Nie idź, zostań -powiedział nadzwyczaj spokojnym i miękkim głosem.

- Jak to sobie wyobrażasz? -położyłam ręce na biodrach patrząc na niego w skupieniu.

- Pomożesz mi z tym obmyciem czy... przemyciem czy cokolwiek a potem pójdziemy spać -powiedział niczym najbardziej oczywistą rzecz na świecie.

- Mogę spać we własnym domu bo posiadam go tak się składa, a ty nadal jesteś pod wpływem narkotyków i nie wiem czy prawdziwy Isaac chciałby się koło mnie obudzić i czy ja chciałabym obudzić się koło niego.

- Przekonajmy się księżniczko -powiedział błądząc swoim rozkojarzonym wzrokiem po moim ciele.

Przeanalizowałam w głowie wszystkie za i przeciw.

- Dobra chodź, zmyjemy tą krew -uległam i złapałam go za rękę prowadząc wprost do łazienki.

~•°*°•°*°•~

Gdy otworzyłam oczy w pokoju było troszkę ciemno. Zdecydowanie musiała dochodzić około dwunasta ale rolety na oknach uniemożliwiały wpadanie promieni słońca do pomieszczenia.

Wczoraj z małymi trudnościami udało mi się opatrzeć twarz Isaac'a. Oczywiście mam na myśli jego dłonie, które bezskutecznie próbowały mnie dotknąć gdzie popadnie. Nie mogę ukryć, że po narkotykach zachowywał się wyjątkowo irytująco. Potem błagał mnie przez dwadzieścia minut o to, abym z nim spała a następnie przez długi czas nalegał abyśmy przytulali się przez całą noc. Koniec końców zasneliśmy.

Po obudzeniu zrozumiałam, że właśnie leżymy razem w łóżku. Miałam na sobie jego koszulkę oraz dresy bo nie chciałam spać w samej bieliźnie, natomiast w moich rurkach mogłoby być ciężko. Isaac położył się w samych bokserkach narzekając na zbyt wysoką temperaturę w mieszkaniu. Jego ramie szczelnie przyciskało moje plecy do jego klatki piersiowej. Przez jej lekki ruch mogłam wyczuć jak oddycha. Ciepłe powietrze wydostające się z ust chłopaka owiewało moją szyję tworząc na ciele gęsią skórkę.

Poczułam się dziwnie ze świadomością, że leżymy tak blisko siebie pomimo ostatnich zdarzeń. W dalszym ciągu byłam na niego cholernie zła, za skuteczne ignorowanie moich uczuć.

Doszłam do wniosku, że jeśli Isaac teraz się obudzi, będzie już w pełni trzeźwy co za tym idzie pewnie oboje poczujemy się niezręcznie. Może w ogóle nie będzie chciał ze mną gadać?

Z obawą o jego reakcję jak najdelikatniej oswobodziłam się z jego uścisku i przesunęłam na koniec łóżka. Od razu poczułam zimno spowodowane brakiem jego ciała obok. Przkryłam się kordłą i zastanawiałam co powinnam zrobić. Na szczęście spał a ja w celu uniknięcia konfrontacji z nim postanowiłam wstać z łóżka i wyjść z mieszkania zanim się obudzi.

Złapałam za róg kordły chcąc wykonać zaplanowaną czynność lecz nagle coś poczułam. Wielka i ciepła dłoń chłopaka wylądowała prosto na moim biodrze. Zastygłam w bezruchu a moje serce zaczęło walić jak szalone. Zupełnie jakby ktoś przyłapał mnie podczas ucieczki z miejsca zbrodni.

- Co robisz? -zapytał z wyraźną poranną chrypką.

- Wychodzę? -odpowiedziałam sama do końca nie wiedząc czy powinnam to zrobić.

Stałam się jednym wielkim znakiem zapytania.

- Nie wychodzisz. Połóż się obok mnie -powiedział i właściwie bez pytania po prostu pociągnął za moje biodro w wyniku czego znowu leżałam blisko niego.

Co ja pieprze. Leżałam dosłownie na jego nagiej klatce piersiowej. Nie mogłam zobaczyć jego oczu i tego czy faktycznie w końcu myśli trzeźwo. Zachowywał się dość spokojnie jak na pokłóconą ze mną osobę.

Owinął moje ciało ramieniem a ja ułożyłam głowę na jego piersi, trochę pod obojczykiem. Potem zarzucił moje nogi na swoje i zaczął się bawić kosmykiem moich włosów, który spadł na jego ciało.

Nie powinnam na to wszystko pozwolić. Miałam zachować się stanowczo i pokazać mu, że też potrafię się komuś postawić. Jednak nawet najmniejszy jego dotyk po prostu zmiękczał moje nogi.

Tak na mnie działał, niestety...

- Dobrze, że tu jesteś -powiedział nagle. Jego klatka piersiowa wraz z moją głową unosiły się delikatnie a nawet mogłam poczuć bicie jego serca.

Od razu naszły mnie myśli czy aby na pewno narkotyki jeszcze nie zakończyły swojego działania. Niestety nie miałam jak tego sprawdzić.

- Możesz spojrzeć mi w oczy? -zapytałam niepewnie.

- Dlaczego? -zabrzmiał na zdziwionego- oh, myślisz, że jestem jeszcze pod wpływem narkotyków?

Tak, bo zachowujesz się nie tak jak zawsze. Nie rozumiem cię, ugh.

- Cóż...

- Wiem co mówię Naomi -odpowiedział poważnym głosem.

- Myślę, że w ogóle cię nie rozumiem -przyznałam szczerze a chłopak wziął nieco głębszy oddech co wyraźnie odczułam.

- To bardziej skomplikowane niż ci się wydaje -jego słowa zabrzmiały jakby conajmniej był zmęczony tą sytuacją. Albo ten temat go przytłaczał.

- Myślę, że jesteś złamany -powiedziałam nagle ale po chwili namysłu zdecydowanie tego pożałowałam.

- Co?

- Myślę, że nie chcesz być ze mną w związku bo jesteś złamany. Nie wiem jak to powiedzieć, po prostu ktoś wiele razy cię skrzywdził -w pewnym sensie miałam na myśli Allison czy jego tatę, który nigdy nawet nie pojawił się w jego życiu- kochasz panią Whittemore? -spytałam.

- Tak, wiele dla mnie zrobiła -przyznał spokojnym i niskim głosem nadal bawiąc się moimi włosami.

Czułam, że moja pewność siebie powraca a zapewne dlatego, że nie mieliśmy kontaktu wzrokowego. Może to głupie ale jego oczy po prostu mnie onieśmielają i zawsze czuję jakby przeszywały mnie na wylot.

- To niesamowite widzieć jak złamani ludzie kogoś kochają -stwierdziłam bawiąc się skrawkiem kordły.

- Dlaczego?

- Ponieważ złamani ludzie kochają dosłownie wszystkim co mają.

Jego klatka piersiowa przestała się poruszać, co oznacza, że wstrzymał powietrze w płucach. Nie wiem, może zastanawiał się nad moimi słowami. Mam nadzieję, bo były jak najbardziej szczere.

Sama podczas tej rozmowy wyciągnęłam kilka wniosków. Jakby trochę mnie olśniło.
Może nie powinnam była wymagać od Isaac'a abyśmy byli w związku. Może on najzwyczajniej w świecie nie jest gotowy po tym co zrobiła mu Allison. Nie chciałam poruszać tego tematu bo to mogłoby być dla niego trudne ale z tego co wiem kochał ją a ona naraziła jego tajemnicę przez co musiał nawet opuścić miasto. Co za tym idzie zostawić panią Whittemore i przyjaciół. Ona nie mogła kochać go naprawdę robiąc coś takiego.

Nie zrozumiała wszystkich rzeczy i przyczyny morderstwa, którego dokonał Isaac. Nie wiedziała o problemie pani Whittemore i o tym, że Isaac zrobił to wszystko dla niej, aby pomóc jej spełnić marzenie. Sama na początku zareagowałam tak jak Allison, ale nie zostawiłam sprawy praktycznie w połowie nierozwiązanej.

- Przepraszam Isaac. Nie powinnam była robić ci wyrzutów o coś takiego. Masz swoje powody dla których nie chcesz związku i powinnam to uszanować -powiedziałam z wielkim trudem.

Szkoda, że "nigdy nie będziemy razem" stało się prawdziwą rzeczywistością. Czułam do niego coś więcej i nie wiem czy byłabym w stanie zobaczyć go z jakąś inną dziewczyną.

- Obwiniasz siebie o to wszystko? -zapytał tym razem przenosząc swoją dłoń na moje ramie i masując je powoli.

- W sumie teraz tak -przytaknęłam.

- Nie znasz prawdziwego powodu, dla którego nie chcę z tobą być -jego słowa lekko mnie zaskoczyły.

- W takim razie... dowiem się?

- Tak -przytaknął i nabrał dużo powietrza- nie chcę z tobą być, ponieważ wiem, że cię zranię. A ostatnie czego pragnę to to, żebyś cierpiała.

Zagryzłam lekko wargę analizując jego wypowiedź.

- Dlaczego miałbyś? -dopytywałam.

Zaczęłam palcem rysować różne kształty na jego nagim brzuchu, który pod wpływem mojego dotyku lekko się napiął.

- Taki jestem Nao. Czasami nie kontroluję tego, co robię. Coś może wymknąć się spod kontroli i potoczyć inaczej niż bym tego chciał. Wtedy zazwyczaj osoby, które są przy mnie cierpią -wytłumaczył.

- I tak będę przy tobie, nawet jeśli nie będziemy razem -powiedziałam jak najbardziej oczywistą rzecz na świecie.

Powiedziałam prawdę.

- Dlatego nie powinnaś -po tonie jego głosu spostrzegłam, że temat staje się dla niego coraz bardziej trudny.

- Ale chcę.

- I tak w tym momencie wystarczająco spierdoliłem twoje życie -mówił z przejęciem.

- Nie sądze tak -zmarszczyłam nos.

- Nie okłamujmy się Nao. Już od dnia w którym zobaczyliśmy się po raz pierwszy wszystko się zaczęło. Ty czyhałaś na mnie z nożem a ja mierzyłem do ciebie bronią. Potem przeze mnie jakiś typek wywiózł cię do opuszczonej fabryki a mam tu na myśli mojego największego wroga, który w każdej chwili mógł cię zabić. Przeze mnie pokłóciłaś się z Allison. Przeze mnie musisz okłamywać brata i rodziców. Przeze mnie miałaś duże problemy z odżywianiem bo nie zdążyłem na czas ci pomóc. Odebrałem twoje dziewictwo i jeszcze masę innych rzeczy.

- Czekaj co? -zmarszczyłam brwi skupiając się szczególnie na kilku jego słowach.

- Co co?

- Żałujesz tego, że odebrałeś moje dziewictwo? -zapytałam.

- Wy dziewczyny, nie wolelibyście, żeby to się stało w romantycznych okolicznościach z wymarzonym chłopakiem czy coś? -odpowiedział zakłopotany.

- Zazwyczaj, ale przypominam ci, że to życie a nie bajka -uśmiechnęłam się lekko ale nawet nie mógł tego zobaczyć.

- Złamałaś tyle zasad. Ty... Naomi... -powiedział jakby z niedowierzaniem.

- My, złamaliśmy je razem -poprawiłam go.

- Dlatego właśnie jestem dla ciebie nieodpowiedni.

Absurd. Jesteś dla mnie idealny.

- Mhm -mruknęłam smutno. Dlaczego myśli, że do mnie nie pasuje.

Nie chcę nikogo, chcę tylko jego.

- Mała, jesteś smutna? -zapytał odgarniając włosy z mojej twarzy. Na szczęście nadal jej nie widział- zrozum, że nie chcę z tobą być, ponieważ wolę być przy tobie. Związki wszystko rujnują. Prędzej czy później poczulibyśmy presję i ograniczenia. Wtedy straciłbym cię a tego nie chcę.

- Rozumiem. Niech tak zostanie. Nie jesteśmy razem ale ustalmy coś, bez... całowania i pieprzenia na boku zgoda?

- To ty mi powiedz. Ja mam ręce przy sobie od wielu miesiecy -zaśmiał się- pomiając moją księżniczkę oczywiście.

Zachichotałam na jego określenie. Księżniczka tak dobrze brzmi z jego ust.

- Pocałujesz mnie? -zapytał nagle a ja nawet poczułam ulgę. Myślałam, że nigdy nie zapyta.

Wstałam po pozycji siedzącej i popatrzyłam w jego szare oczy teraz nadmiernie analizujące moje usta. Prowokuje mnie.

Uśmiechnęłam się i przerzuciłam przez jego biora jedną nogę tym samym siadając na nim okrakiem. I tak, czułam doskonale jego przyrodzenie, ale miałam to gdzieś, po prostu chciałam go całować. Moje dłonie odnalazły miejsce na jego ramionach natomiast ręce Isaac'a wylądowały na moich biodrach. Zagryzłam lekko wargę obserwując jak chłopak zwilża swoją językiem. Postanowiłam, że to ja dziś ustalam reguły. Zbliżyłam do siebie maksymalnie nasze twarze a potem przejechałam językiem po jego wardze. Uśmiechnął się łobuzersko i chciał zaatakować moje usta lecz odepchnęłam go. Niech się trochę pomęczy. Złożyłam mokry pocałunek na jego szyji. Potem następne i następne. Stwierdziłam, że mogę spróbować czegoś nowego i w pewnym momencie zassałam jego skórę tworząc w danym miejscu krwistą malinkę. Isaac wciągnął gwałtownie powietrze kiedy ucałowałam znamie. Kontynuując szlak pocałunków dotarłam aż na szczękę. Widziałam, że ledwo opanowywuje swoje emocje co nawet mnie rozbawiło. Nigdy nie widziałam tak poddanego Isaac'a.

Po tylu "mękach" ponownie musnęłam jego wargę a potem już nasze usta złączyły się w namiętnym i czułym pocałunku. Był wolny, zupełnie tak jak uwielbiałam. Czułam się jak najbardziej w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.

Czy jeżeli uwielbiam dosłownie każdy element człowieka to oznacza, że po prostu go kocham?

// Mam nadzieję, że zauważyliście iż rozdział jest dwa razy dłuższy niż zazwyczaj bywały. Piszcie koniecznie co sądzicie! Kocham was. Wasza hieffy. \\

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top