ANALIZA SHERLIAM

Analiza Sherliam.

Sherliam definiuje delikatność i wrażliwość. Z całą pewnością jestem w stanie stwierdzić, że to te dwie cechy są klejem, który ich spoił tak bardzo, że są jednym z najlepszych shipów w historii anime, bo moim zdaniem są spokojnie w pierwszym top 20. Niewiele jest par, które przeszło razem taki development, które miały taką więź i które tak bardzo się dla siebie poświęciły. Zaznaczam jednak, że mówię to na pierwszym miejscu jako czytelnik mangi, a dopiero później jako widz anime. Jeśli uważasz, że anime jest cholernie piękne - bo jest, rekomenduje również czytanie mangi, bo ona dodaje całego kontekstu (poza tym omijają was takie rzeczy jak matka Alberta będąca podręcznikowym przypadkiem abusera, porwanie Williama, backstory Morana, sprawa polowań na dzieci dzieci, spotkanie w Durham, chemia Sherliam, więzi w grupie Williama, to że MI6 istniało od początku historii i Albert/William byli początkowo jej liderami, rozmowa Johna i Sherlocka na dachu, wydarzenia 3 lata po the final problem czyli dosłowna kontynuacja historii, Billy. MONEYPENNY CUDOWNA, OMIJA WAS MONEYPENNY🙏 ). Manga daje też pełen obraz tego, czym jest Sherliam.

https://youtu.be/XZlzLko50FY

Cóż, będąc szczerym ten ship na początku zaczyna być shipowalny, nie z powodu głębszych powodów, niż czysta chemia i napięcie między nimi. Ale czy to źle? Nie powiedziałbym. Bo od takich ich pierwszych przekomarzań i drobnej rywalizacji, pojawia się między nimi ziarno zrozumienia. Po prostu przyjemnie spędza im się czas, a później ewoluuje to w coś głębszego. Często oczekujemy od mediów, że znów przedstawią wielką historię połączonych przeznaczeń, ale wiecie co? Ludzie nie zakochują się dlatego że są bratnimi duszami, którym było pisane być razem. Ludzie zakochują się, bo są ludźmi: spędzają razem czas, poznają, błądzą. Żaden pradawny los nie chciał, by Sherlock i William się spotkali. To Sherlock chciał poznać tego śmiesznie zafiksowanego na matematyce nerda, liczącego złotą proporcję schodów. Owszem, William zaplanował ich spotkanie, ale to nie przeznaczenie, czy magia sprawiła, że zaczęli się dogadywać, że znaleźli wspólny język. Uważam, że to cholernie budujące ich uczucie: połączyli się sami z siebie.

Dla Williama naprawdę ważne jest to spędzenie razem przyjemnego czasu z Sherlockiem. Nie muszą razem robić niezwykłych rzeczy, po prostu mają ludzką normalność. Will podkreśla to z resztą w swoim liście. Spędzając czas z Sherlockiem nie musi być Mistrzem Zbrodni i może być po prostu Liamem, a to jest cholernie ważne dla jego postaci: normalność w nienormalnym świecie, życiu. Jego uczucia powstają powoli i po ludzku, nie wpływa na nie nic wyjątkowego, po prostu w pewnym momencie uświadamia on sobie, że czuje się naturalnie z Sherlockiem u swojego boku. Sherliam jest więc jak zwykli, przeciętni ludzie, każdy z osobna mógłby się z nimi utożsamić. Są wiarygodni. William targany myślami samodestrukcyjnymi, destrukcyjnymi, z życiem będącym dalekim od delikatnego, gdzie był nie więcej niż mordercą znalazł w Sherlocku swoją normalność.

Sherlock z kolei mógłby nie wydawać się czerpać z wspólnych spotkań tak wiele. Ale wcale tak nie jest. Sherlock zaczyna bowiem swoją historie w momencie, gdy jest zamkniętym na innych palantem, który potrafi zacząć się na kimś wyżywać, tylko dlatego, że ten ktoś nie zapalił mu papierosa. Ale im więcej spotyka się on z Williamem, z każdym ich kolejnym spotkaniem, widzimy jak coraz bardziej się relaksuje, a co więcej - nabywa pewnego rodzaju delikatność. Na początku tylko rywalizują na Noahticu, ale później są też w stanie dobrze się bawić w pociągu, a w końcu rozmawiać na poważne tematy w Durham. William będący Mistrzem Zbrodni zaczyna budować moralny kompas Sherlocka, nad którym on wcześniej tak nie myślał. To sprawia, że jego postać zmienia się na łamach historii, rozwija się, zaczyna doceniać życie i patrzeć na nie z nową wrażliwością. William nie jest oczywiście jedynym takim czynnikiem, jest tylko ich częścią (z resztą nie byłoby to dobre gdyby był całym jego życiem, tak rodzą się obsesję), ale pomimo tego staje się częścią rozwoju Sherlocka.

Gdy wychodzi na jaw tożsamość Napoleona Zbrodni, Sherlock, zakochany w tajemnicach, zakochuje się w swojej największej tajemnicy, którą był William. A William nie został potraktowany przez Sherlocka nienawistnie, okrutnie, w żaden sposób którego się spodziewał. Ciągle był na pierwszym miejscu Liamem, dopiero później Lord of Crime. Pomimo tego się zamartwia, nie ma co się dziwić: troszczy się o Sherlocka, widzi w nim wzór przyszłości jaką chciałby zbudować, wzór nowej normalności, a nagle zobaczył, że ten zabił człowieka. Stali się partnerami w zbrodni, zamiast arcywrogami, którymi mieli być. To moment w którym Sherlock stawia własne warunki, a William zaczyna "przegrywać". 

SPOILERY DO TOMÓW NIEWYDANYCH PO POLSKU!

William decyduje się umrzeć dla swojego planu. Nie tylko dlatego, żeby spełnić swój plan, lecz także dlatego, że nie ma woli życia. On chce umrzeć, myśli że potrzebuje tej śmierci. Robi to, co większość osób planuje przed śmiercią: wyznaje swoje uczucia, pierwszy raz od dawna okazuje jak się czuje, przestaje udawać, chce zobaczyć się z Sherlockiem tak bliskim sobie. William nie chce żyć takim życiem, jakie spowodował że ma, ale gdyby tylko mógł odrodzić się w innym świecie, wyraża wole żeby był to świat, w którym mógłby iść z Sherlockiem za rękę (tak, nie-czytelnicy mangi, to was właśnie ominęło!). Czuje się samotny w swoich uczuciach, ale mimo tego wysyła ten list, w którym opowiada to wszystko - bo co ma już do stracenia? Tyle, że Sherlock cały czas czuł to, co William. Zapominał o całym świecie, spędzając razem czas, czuł że William jest jedyną osobą, która go rozumie (spotkało ich przekleństwo geniuszy: są wyżej intelektualnie niż przeciętna osoba, przez co ciężko im znaleźć kogoś, z kim faktycznie się rozumieją) i nie chciał niczego więcej, jak wspólne spędzanie dalej czasu. Sherlock też chciał przyszłości w której mogliby iść razem, chwytając się za dłonie. Tylko nie chciał by było to w kolejnym życiu, którego przecież nie ma. Chciał by wydarzyło się to tu i w tej rzeczywistości. I zrobił wszystko by dopilnować, że tak będzie.

Wróćmy na chwile do tego, jaką osobą jest teraz Sherlock. To już nie ten sam człowiek, który nienawidzi wszystkich ludzi i denerwuje się na nich za wszystko, co robią. Zmienił się. Jest na etapie, gdy jest osobą, gotową poświęcić wolność by jego przyjaciel mógł się ożenić. Pierwszy raz przeprasza - Lestrade'a, bodajże Hudson chociaż tego nie pamiętam na 100%, a scena w której przeprasza Watsona jest cholernie mocna. Różne czynniki w jego życiu wpłynęły na jego rozwój. To jego najlepsze momenty, jest w najwspanialszym miejscu życia. I nie będzie bał się tego cudownego życia oddać za Williama. Cały jego rozwój, to ile przyszedł, to jak bardzo kocha teraz to życie, zbudowana w nim wrażliwość - to wszystko poświęca w scenie na moście.

Scena na moście jest piękna, nawet nie wiecie jak cholernie ją kocham. Łamie mi serce za każdym jebanym razem, ale jest tak cudowna, że sprawia że wybaczam wszystkie problemy The Final Problem. Jest esencją miłości, wrażliwości i delikatności, jaką oni mają dla siebie. Ostatnią rzeczą, którą William pragnie zrobić w życiu jest zapewnienie Sherlockowi dobrego losu, zadbanie o to by był postrzegany jako bohater, który z nim walczył. Rzeczą którą chce Sherlock jest ocalenie Liama. Szanuje jego decyzje i wolę, ale nie gdy ta wola to odebranie sobie życia. W całą scenę ładnie wchodzi narracja Louisa i Morana - że dopóki jest chociaż jedna osoba, która chce twojego istnienia, tak długo będziesz żyć dalej oraz żeby patrzeć tylko do przodu. To zadanie, które Sherlock zamierza zrealizować: być powodem dla którego William będzie widział przyszłość. Po tym jak William rzuca się/zostaje zestrzelony z mostu przez Morana (w zależności od tego czy mowa o mandze/anime), Sherlock staje się zdesperowany. Znajduje się w naprawdę złym położeniu ale znów poświęca, daje wszystko, rzucając się by utrzymać Williama i przekonywać o wspólnym życiu dalej, sprawiając że ten potrafi uśmiechnąć się nawet w obliczu śmierci: nie widzi przed sobą detektywa, a przyjaciela. Sherlock znowu przegrywa, znów zawodzi, ugodzony w ramię, wypuszczając najdroższą sobie osobę. Ale on już wygrywał, już postawił swoje warunki, już poznał jak to jest się poświęcić, już był tak blisko wygrania catch me if you can. Jego relacja z Williamem jest zbyt mocna, by z niego zrezygnował, nawet jeśli kończy się to ciągłym zawodzeniem. Rzuca się za nim. Zrobi dla niego wszystko, będą żyć razem lub wcale.

William został uratowany. W momencie, gdy wydarzyło się to wszystko jego świat został zmieniony. W momencie, gdy Sherlock rzucił się za nim jego świat nabrał koloru. Nikt jeszcze nigdy nie potraktował go z taką miłością. Louis, Albert, Moran, Fred, Jack, wszyscy ludzie o których możemy powiedzieć, że kochali Williama kochali go cholernie, bezwarunkowo, ale też obsesyjnie. Nie chcieli uratować jego życia, skoro on zdecydował że nie powinni tego robić. Louis i Fred próbowali (chwała im za to!), ale nawet ich miłość nie była zdrowa: opierali swoje poczucie wartości na osobie Williama, w jego grupie wydawali się być najniżej w niepisanej hierarchii, bo sami sobie wyznaczyli, że są od niego "gorsi", a William wcale nie lubił takich nierówności. Sherlock był osobą, która pokochała go najszczerzej, najwrażliwiej, najintymniej. Jego istnienie pomogło Williamowi w pokochaniu świata, zauważeniu że chce tu być i pokutować za winy w sposób inny niż ucieczka od rzeczywistości.

Ich miłość jest wzajemna i wspierająca. Sherlock dał Williamowi najgłębszą miłość, wszystko co miał. William jest za to ogromnie wdzięczny, również aktywnie wspierając Sherlocka, sprawiając że ten czuje się rozumiany w tym kim jest. Oboje chcą żyć dalej razem, razem popełniać błędy i razem szukać przebaczenia. William nie kocha Sherlocka dlatego, że go potrzebuje, lecz potrzebuje go, dlatego że go kocha, gdy są razem płomień ciągle może płonąć w jego sercu. Sherlock nie kocha Williama dlatego, że go potrzebuje, lecz potrzebuje go, dlatego że go kocha, wiedząc że ten zawsze pomoże wrócić mu na właściwy tor, gdyby zboczył z ścieżki rozwoju swojego życia. 

Sherlock i William uratowali swoje pokręcone serca.

KURWA PŁACZĘ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top