| KIEDY SPOTYKACIE TWOJEGO BYŁEGO II |

Jean-Jacques Leroy
Jean i ty wracaliście właśnie z twojej uczelni. Dzisiaj był ten ważny dzień, w którym miałaś oddać swoje projekty profesorowi. Od rana byłaś spięta i poddenerwowana, a JJ wiedząc o zaliczeniach, z samego rana przyszedł do twojego domu i oświadczył, że idzie z tobą, aby w drodze wypadków wykłócić zaliczenie. Słysząc go, twój humor od razu się poprawił, sprawiając, że nie czułaś tak dużej presji jak wcześniej. Obawiałaś się, że twoje prace nie będą wystarczająco dobre. Całe napięcie wyparowała, w chwili, w której profesor powiedział, że zaprojektowałaś najlepsze stroje z całej grupy. Ucieszona rzuciłaś się Jeanowi na szyję, śmiejąc się ze szczęścia.
— Udało się, udało! Miałeś rację, niepotrzebnie się tak stresowałam.
Jean w tamtej chwili miał jeszcze szerszy uśmiech na twarzy, kiedy mógł się w ciebie wtulić. Jego interwencja nie była nawet potrzebna. Poluzował trochę uścisk, aby móc widzieć twoją rozanieloną twarz.
— O matko, nadal nie mogę uwierzyć, że poszło mi tak dobrze!
— Ja też nie mogę w to uwierzyć. Że niby ty najlepiej? Proszę cię, profesorek chyba zapomniał założyć okularów! - zdezorientowani spojrzeliście na chłopaka, który nie wiadomo skąd, pojawił się obok was, trzymając pod pachą teczkę. Z pogardliwie uniesioną brwią, wbijał w ciebie swój wzrok.
Twój uśmiech, niemal od razu całkowicie zniknął z twojej twarzy, a Jean ciskał w stronę ciemnowłosego gromy. Odchrząknęłaś i odsunęłaś się trochę od Leroya.
— Słucham? [I/B/C], wiem że nadal jesteś na mnie zły za zerwanie z tobą, ale zachowujmy się jak dorośli, proszę. To twoje szczekanie robi się uciążliwe - odparowałaś, poprawiając spadającą torbę z ramienia. Jean widząc to, chwycił ją i przewiesił przez swoje ramię, uśmiechając się w twoją stronę. Odpowiedziałaś mu tym samym i z powrotem przeniosłaś swój wzrok na twojego byłego. Na jego twarzy pojawił się wściekły grymas.
— A to co za laluś? Znalazłaś kolejnego naiwnego? — prychnął, i zwrócił się do Jeana. — Stary, może i ma ładną buźkę, ale charakter ma obrzydliwy. Bierz nogi za pas póki możesz.
Zszokowana nie wiedziałaś co powiedzieć, chwilę później czując jak złość wzbiera w twoich żyłach. Już podwijałaś rękawki od bluzy, kiedy poczułaś czyjąś dłoń na ramieniu. Zerknęłaś do góry, napotykając lodowaty wzrok Jeana.
— Słuchaj [I/B/C] czy jak tam masz na imię. Jeszcze raz obraź [__] w moim towarzystwie, a przekonasz się co taki laluś może zrobić z twoją niewyparzoną gębą, zrozumiano? Czy mam wyjaśnić dokładniej? — JJ zrobił dwa kroki do przodu, oddzielając cię od twojego byłego. Nie mogłaś widzieć jego twarzy, jednak kiedy [I/B/C] was minął i odszedł szybkim tempem, wiedziałaś, że Jean załatwił sprawę. Z szerokim uśmiechem przytuliłaś się do jego pleców, nie zauważając rumieńców, które wpełzły na jego twarz.
— Dzięki Jean.

Pchichit Chulanont
Odwracałaś się powoli w tył, bacznie obserwując, czy Pchichit czasem nie patrzy w twoją stronę. Już miałaś puścić się biegiem, kiedy to poczułaś jak Pchichit chwyta cię od tylu w pasie, i stawia przed sobą. Pisnęłaś przestraszona i próbowałaś się wyrwać.
— Pchichit proszę cię, nie chcę na to iść! Puść mnie!
— Nie masz się o co martwić, będę tam razem z tobą! — uśmiechnął się w twoją stronę, lecz nie puścił cię. Nie był na tyle głupi. Wiedział, że w sytuacjach krytycznych, potrafisz bardzo szybko biegać.
— Nie chcę tam iść! Nie słyszysz co do ciebie mówię? — odpychałaś się rękami od jego klatki, jednak z marnym skutkiem, Chulanont był silniejszy.
— Wcześniej się zgodziłaś, nie możesz teraz uciec! — przypomniał ci.
— Bo nie wiedziałam, że ta cholerna kolejka jest taka ogromna! Ja mam lęk wysokości, Pchichit! Jeśli na to pójdziemy, wiedz, że już nigdy się do ciebie nie odezwę.
Pchichit skamieniał i wbił zdezorientowany wzrok w twoją twarz. Nie mogłaś mu tego zrobić! Jesteś dla niego zbyt ważna.
— To co? Idziemy ustrzelić jakiegoś miśka? — chłopak pociągnął cię w stronę różnych stoisk. Z szerokim uśmiechem zrównałaś się z Chulanontem.
Zatrzymaliście się przy pierwszym straganie, z którego wystawały różne wypchane maskotki. Pchichit dopadł do blatu, od razu wykupując kilkanaście strzałów. Sprzedawca podał mu plastikową strzelbę, i spojrzał na ciebie.
— [__]? Co ty tutaj robisz? Dawno cię nie widziałem — brunet oparł się jednym ramieniem o blat i uśmiechnął się do ciebie, poprawiając drugą ręką czapkę z daszkiem, którą miał na głowie.
Dopiero po chwili skojarzyłaś z kim rozmawiasz.
— Och, cześć [I/B/C], właśnie pilnuje Pchichita, żeby nie zestrzelił jakiś przypadkowych ludzi — zaśmiałaś się i spojrzałaś jak idzie chłopakowi strzelanie do kubeczków. — a co u ciebie?
— Jakoś leci, tata zmusił mnie, żebym popracował trochę tutaj. Muszę zarobić na nowe okno, które rozbiłem — podrapał się zakłopotany po głowie i parsknął krótkim śmiechem.
Ty nie wytrzymałaś i wybuchnęłaś śmiechem, co było do ciebie nie podobne. Zazwyczaj jesteś spokojna w miejscach publicznych.
— Niech zgadnę, znowu uczyłeś brata grać w baseball? W domu? Czym tym razem oberwało to biedne okno? Piłką czy kijem?
— ... kijem — mruknął i nasunął czapkę na swoje oczy. Nagle naszła go pewna myśl. Ogarnął się i spojrzał na ciebie. — słuchaj, może wpadniesz do nas? [imię brata] ciągle o ciebie pyta. Dawno z nami nie grałaś.
Twoja mina nieco zmarkotniała, jednak odpowiedziałaś mu z uśmiechem. Po rozstaniu nie było między wami żadnej spiny czy dystansu, jednak nie chciałaś znowu zbyt się z nim spoufalać. Nadal podobałaś się [I/B/C], o czym bardzo dobrze wiedziałaś, dlatego nie chciałaś robić mu zbędnych nadziei, zwłaszcza, że tobie zależy już na kimś innym.
— Słuchaj...
W tej samej chwili, przysłuchujący się waszej rozmowie Pchichit ustrzelił ostatnią butelkę, wygrywając dla ciebie miśka.
— Którego chcesz [__]? — zapytał i położył ci rękę na barkach. Zmrużył oczy i posłał [I/B/C] ostrzegawcze spojrzenie, mimo tego wciąż się uśmiechał.
— Chcę tą pandę!
— Proszę, urocza panda dla słodkiej [__] — dodał brunet, patrząc wyzywająco na Pchichita. Ten tylko obrócił was i ruszył w przeciwnym kierunku niż [I/B/C].
— Do zobaczenia [__]!
— Do nie zobaczenia — odpowiedział Tajlandczyk, nie dając ci szansy nawet spojrzeć na chłopaka.
Zazdrość biła od niego na kilometr. Zdając sobie z tego sprawę, uśmiechnęłaś się i wtuliłaś twarz w miękki materiał pluszaka. Panda będzie miała honorowe miejsce w twoim pokoju.

Christophe Giacometti

Christophe próbował wyciągnąć cię z domu przez całe dwa dni. Co prawda tłumaczyłaś mu, że zbliża ci się kolokwium, i musisz wkuwać, ale on nie odpuszczał. Potrafił przyjść do twojego mieszkania i siedzieć w fotelu z kubkiem herbaty lub kieliszkiem wina, obserwując cię w ciszy. Jakoś znosiłaś jego zachowanie, jednak trzeciego dnia, nie dałaś już rady.

- No dobra! Chodźmy na ten spacer! - wstałaś i poszłaś się przebrać, a Chris ze zwycięskim uśmieszkiem spoglądał w stronę korytarza, w którym zniknęłaś.

Christophe postanowił zaprosić cię do jednej z jego ulubionych knajpek. Mieli tam bardzo dobre jedzenie, a klimat nie był sztywny, dzięki czemu nie musieliście się powstrzymywać i śmialiście się na cały regulator. Musiałaś przyznać, że to wyjście z domu wyszło ci na dobre, a twój mózg mógł odpocząć od tych wszystkich pisarzy, poetów, dzieł i dat.

Od chwili, w której przekroczyliście próg restauracji, twój humor znacznie się poprawił. Chris co chwilę zarzucał jakimś żartem lub komplementem, a ty nie mogłaś się powstrzymać, bez przerwy się śmiejąc. Wszystko jednak się zmieniło, kiedy do waszego stolika podeszła zbyt dobrze ci znana postać.

- [__], jak dawno się nie widzieliśmy! Co to za facet? - ciemnowłosy mężczyzna piorunował Chrisa wzrokiem. Przeklęłaś w myślach. Że też musiał się tutaj pojawić on.

- [I/B/C] daj spokój i zostaw nas samych. Nie mam dzisiaj ochoty na słuchanie twoich wymysłów.

Odwróciłaś się do Christopha i próbowałaś zignorować swojego byłego chłopaka. Nie chciałaś z nim rozmawiać, zwłaszcza, że za każdym razem kiedy się spotykacie, wybucha kłótnia, spowodowana jego cholerycznym usposobieniem. Czasami zachowywał się jak wariat. Chris był lekko zaniepokojony. Słyszał od ciebie o kilku sytuacjach z [I/B/C] w roli głównej.

- Jeszcze nie skończyłem. Patrz na mnie, kiedy ze mną rozmawiasz! - szarpnął cię za ramię, a ty poderwałaś się na nogi. Chwycił cię mocno, bałaś się, że wpadając w furię, może ci złamać rękę.

Za tobą zerwał się Christophe, który ze wściekłością chwycił jego dłoń i jakimś cudem uwolnił cię spod jego uścisku. Blondyn zamachnął się i z całej siły uderzył [I/B/C] w szczękę.

- Nie masz prawa jej dotykać, rozumiemy się? A teraz zjeżdżaj sprzed moich oczu, zanim się rozmyślę i ci coś zrobię!

Pierwszy raz widziałaś Chrisa takiego wściekłego, jednak byłaś mu wdzięczna. Twoje ramie było całe sine w miejscu gdzie twój były chłopak cię szarpnął. Piekło cię, a w twoich oczach pojawiły się łzy. Kątem oka zarejestrowałaś jak [I/B/C] wybiega z restauracji, a Chirstophe klęka przy tobie, oglądając twoje ramię.

- Bardzo boli? Zabrać cię do szpitala? - blondyn zmartwiony przyglądał się twojej ranie, czując się trochę winny, że nie powstrzymał go wcześniej. Ty za to objęłaś go za szyję i mocno przytuliłaś.

- Dziękuję Chris, ale nie chcę nigdzie jechać. Zabierz mnie po prostu do domu, dobrze?

Christophe wiedział już, że jak spotka go po raz drugi, [I/B/C] może być pewny, że wyląduje na ostrym dyżurze.

Seung-gil Lee

Sobotni poranek zapowiadał się Seungowi spokojnie. Wstał rano wypoczęty, zjadł śniadanie i wyszedł na spacer ze swoim psem. Resztę dnia miał zaplanowany dokładnie, mając doskonały humor przez brak dzisiejszego treningu. Wszystko było dobrze dopóki nie pojawiałaś się ty. Chłopak był akurat w parku, obserwując z ławki swojego psa, którego puścił ze smyczy. W pewnym momencie poczuł ciężar na swoich plecach.

- Cześć Seung! Tak myślałam, że cię tu spotkam- objęłaś go za szyje, kładąc głowę na jego ramieniu. Przeszedł go dreszcz, kiedy poczuł twój chłodny oddech owiewający jego ucho.

- Złaź ze mnie.

Powiedział z kamienną twarzą, którą swoją drogą bardzo trudno było mu utrzymać. Miał tylko nadzieje, że się nie rumieni.

Nabrałaś powietrza w usta i zmarszczyłaś brwi. Obeszłaś ławkę dookoła i stanęłaś przed Seungiem z założonymi rękami. Już miałaś go opierniczyć, kiedy to zobaczyłaś znajomego psa, który bawił się z pupilem twojego przyjaciela. Puściłaś się biegiem w stronę psów, gwizdając, aby zwrócić ich uwagę.

- [Imię psa], chodź, chodź! - zwierzak kiedy tylko usłyszał twój głos, natychmiast pobiegł w twoją stronę. Upadłaś na kolana i przytuliłaś mocno pieska, który z zapałem lizał całą twoją twarz. Miałaś łaskotki na całym ciele, przez co wybuchnęłaś głośnym śmiechem.

-Wiedziałem, że [I/P] cię lubi, ale nie sądziłem, że od razu się na ciebie żuci, [__] - młody chłopak stanął nad wami, uśmiechając się delikatnie w twoją stronę. Odpowiedziałaś tym samym, wstając, jednak wciąż głaszcząc psa po głowie.

- No cóż, nie mogę zaprzeczyć, że zwierzęta po prostu mnie uwielbiają - zarzuciłaś włosami, i wybuchnęłaś śmiechem. Policzki [I/B/C] zapłonęły ognistym rumieńcem. Zamrugałaś oczami i przyłożyłaś dłonie do jego policzków.

- Dobrze się czujesz? Jesteś cały czerwony - zapytałaś, nie zdając sobie sprawy, że reaguje tak z twojej winy. Zerwałaś z [I/B/C] ponad rok temu, jednak chłopak wciąż miał nadzieje na to, że znów będziecie razem. Nadal darzył cię uczuciem. Był bardzo zadowolony z powodu twojego zmartwienia. Natomiast Seung czuł dziwne uczucie, które czuje po raz pierwszy. Miał ochotę wstać i powiększyć przestrzeń między wami. Jak pomyślał tak zrobił.

Stanął pomiędzy wami, zrzucając twoje ręce w twarzy chłopaka.

- [__] chodźmy już - postanowił, przeszywając [I/B/C] lodowatym spojrzeniem.

- Czy nie miałam czasem zostawić cię w spokoju? - uśmiechnęłaś się figlarnie, wyczuwając w jego głosie nutkę zazdrości. - Dawno nie widziałam się z [I/B/C], wiec chyba wybiorę się z nim na jakiś spacer lub...

- Ale ja nie pytałem cię o zdanie - powiedział i chwycił cię za rękę. Pociągnął cię w stronę wyjścia z parku, gwizdając na swojego psa, który chwile później dreptał obok jego nogi.

Uśmiechnęłaś się w myślach, machając swojemu byłemu chłopakowi.

- Do zobaczenia [I/B/C]! Jak coś to napisz do mnie, możemy się spotkać czy coś! Ałć, Seung nie ściskaj mojej ręki tak mocno. Jak chciałeś potrzymać mnie za rękę wystarczyło zapytać - mruknęłaś pod nosem. Czarnowłosy niemal od razu wziął swoją rękę z powrotem.

- Nie chciałem, głupia - zaprzeczył, i schował swoje ręce do kieszeni.

A [I/B/C] wpatrywał się w wasze oddalające się sylwetki, zastanawiając się jak ma się do ciebie zbliżyć, żeby Seung-gil mu nie przeszkodził. Uniósł kącik ust ku górze, zapinając smycz swojemu psu.

Emil Nekola

Emil bardzo emocjonalnie odczuł waszą wspólną jazdę na rolkach. Musiał się przed samym sobą przyznać, że w jeździe na tym czymś jest beznadziejny. Jego wyższość nastała w chwili, kiedy zaproponował ci jazdę na łyżwach. Taak, byłaś w tym naprawdę beznadziejna, bardzo delikatnie mówiąc. Z trudnością utrzymywałaś się na nogach. Nekola dowiadując się o tym, tego samego dnia zaciągnął cię siłą na lodowisko.

Właśnie teraz stałaś przed wejściem na lód, posyłając chłopakowi chłodne spojrzenie, które Emil skrupulatnie ignorował. Podjechał z gracją do rampy i nachyli się nad tobą.

- Nie mów, że masz pietra [__]! - zaśmiać się, na co wydęłaś policzki i założyłaś ramiona.

- Wcale, że nie m..!? Emil! - wrzasnęłaś, kiedy zostałaś wciągnięta przez chłopaka na lód.

Uczepiłaś się jego wełnianego swetra, trzęsąc nogami jak galaretką. Blondyn z satysfakcją wymalowaną na jego twarzy, oderwał cię od siebie i odjechał na kilka metrów. Byłaś tak przerażona, że nie dałaś rady się ruszyć, do chwili, w której zostałaś przez kogoś potrącona.

Pisnęłaś i poleciałaś na tyłek. Emil wybuchnął śmiechem.

- Wybacz, nie zauważyłem cię. Czekaj chwilę, [__]? - uniosłaś wzrok, rozpoznając głos chłopaka. Na twojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- [I/B/C]! O matko, jak ja cię dawno nie widziałam! - nastolatek pomógł ci wstać i mocno cię przytulił. Tutaj Emil przestał się uśmiechać.

Ty i [I/B/C] zerwaliście prawie półtora roku temu, w zgodzie, wspólnie dochodząc do wniosku, że było to tylko nastoletnie zauroczenie. Co nie zmienia jednak faktu, że przez ten dość długi okres czasu bardzo się zmieniłaś, co nie umknęło uwadze twojego byłego. Wciąż trzymał dłonie na twojej talii, przez co zaczynałaś czuć się nieswojo.

- Słuchaj, nie widzieliśmy się bardzo długo, co byś powiedziała na jakiś wspólny wypad? Napewno dużo się u ciebie działo.

- Oczywiście!

- Że nie - dodał Emil, który podjechał w waszą stronę i odkleił cię od chłopaka. Posłał [I/B/C] pewny siebie uśmiech, czując satysfakcję patrząc na niego z góry. Cóż, twój były nie grzeszył wzrostem i był niewiele od ciebie wyższy. Zmarszczył brwi w grymasie, czując zirytowanie przez blondyna, którego w ogóle nie kojarzył. Miał nadzieje, że to nie był twój obecny chłopak.

Czując napięcie między nimi, machnęłaś ręką w stronę [I/B/C] i uśmiechnęłaś się niezręcznie.

- Wybacz, może innym razem. Jesteśmy teraz zajęci, Emil miał mnie nauczyć jeździć na łyżwach, prawda?

- Dokładnie, więc nam nie przeszkadzaj - Emil obrócił się i położył dłoń na twoim biodrze, odpychając się. Zerknął jeszcze przez ramie i wystawił w jego stronę język.

- Nie zachowuj się jak dziecko - uderzyłaś go łokciem pod żebra i zaśmiałaś się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top