| KIEDY OBMACUJE CIE W MIEJSCU PUBLICZNYM II |

Jean-Jacques Leroy

- Przepraszam cię [__]! To był wypadek, nie poparzyłaś się? - JJ z przerażeniem wycierał twoją bluzkę, która cała była poplamiona twoją herbatą. Jean z niezwykła dla siebie żywiołowością opowiadał ci o jednym z jego występów, przez przypadek wylewając na ciebie herbatę. Na szczęście była juz chłodna.

- J-Jean...- wyjąkałaś z rumieńcami, a chłopak zamarł, wciąż trzymając swoje dłonie na twojej klatce piersiowej. - M-Mógłbyś w-wsiąść swoje r-ręce!

- Przepraszam!

Krzyknął przy okazji wywalając się razem ze swoim krzesłem.

Pchichit Chulanont

Leżałaś spokojnie na leżaku, napawając się ciepłym słońcem, kiedy ktoś ci przerwał. Pchichit, który swoją drogą dopiero co wyszedł z wody, położył się na tobie, kładąc głowę w twoim biuście. Pisnęłaś głośno i z ogromnymi rumieńcami uszczypnęłaś chłopaka w policzek.

- Ał! Za co to [__]?!

- Zejdź ze mnie baranie! Jesteś z-zimny! I s-stanowczo z-za blisko!

- Ale mi jest tak wygodnie - to powiedziawszy, objął cię ciaśniej w pasie.

A ty jedyne co mogłaś zrobić to założyć kapelusz i zasłonić się czytaną książką.

Christophe Giacometti

- Christophe mógłbyś mi pomóc? Nie mogę dopiąć zamka.

Stanęłaś tyłem do mężczyzny, który z zapałem podniósł się z sofy i chwycił za zamek. Już chciałaś się do niebo obrócić i mu podziękować, kiedy to jego ręce wylądowały na twoich piersiach.

- Christophe! Gdzie ty pchasz te swoje zboczone łapy!?

- Sprawdzam jak sukienka na tobie leży - spojrzał w twoje oczy i z psotnymi iskierka dodał: - A leży idealnie.

Strzepnęłaś jego dłonie i niemal błyskawicznie weszłaś do przymierzalni, zasuwając zasłonę.

- Pomoc ci ją zdjąć~?

- Zboczeniec!

Seung-gil Lee

Nie spodziewałaś się tego po Seungu. Z wrażenia aż upuściłaś swojego loda, którego właśnie jadłaś.

Z intensywnymi rumieńcami Koreańczyk odskoczył od ciebie, chowając twarz w dłonie.

- Seung... co to miało znaczyć?

- T-To....to nie chcący! Po prostu... się potknąłem i- i tak jakoś wyszło!

Ku jego zdziwieniu parsknęłaś śmiechem.

- Nic nie szkodzi, w końcu to był wypadek, prawda?

- O-Oczywiście, że tak!

Emil Nekola

- Emil stój tam gdzie jesteś. Emil!

Na nic były twoje protesty. Nekola z wrednym uśmieszkiem podbiegł do ciebie w chwili, kiedy już się odwracałaś i chciałaś uciec jak najdalej.

Chwycił cię w pasie i przerzucił przez swoje ramię. Jego dłonie zjechały na twoje pośladki, a ty trzasnęłaś go w plecy. Czułaś się strasznie zawstydzona, zwłaszcza, że byliście w rynku, gdzie było pełno ludzi, którzy patrzyli na was z rozbawieniem.

- Ależ o co ci chodzi [__]? Przecież było ci gorąco - chłopak stanął obok wielkiej fontanny.

- Jeśli mnie puścisz to cie zabije.

I w tamtej chwili zostałaś wrzucona do wody.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top