Rzdział: XV
Zdyszana ze łzami w oczach biegłam w stronę szpitala. Co ja najlepszego narobiłam? Wpadłam do budynku jak na promocję karpi w Lidlu i wręcz rzuciłam się na recepcjonistkę. Kobieta o mało zawału nie dostała.
-Kise Ryota! Która sala?!
-Spokojnie... Już sprawdzam.- Powiedziała ze grobowym spokojem w głosie co ani trochę nie pomagało. Powolutku, nie śpiesząc się sprawdzała różne karteczki. -Przepraszam panią ale nie mamy takiego pacjenta...- Zrobiłam krok w tył i skamieniałam z wrażenia.
-Jak to?!- Do oczu napłynęły mi łzy. -JAK TO?!- Krzyknęłam opadając na podłogę.
-Panienko, spokojnie...-
- Jak mam być spokojna?!- Zerwałam się i wybiegłam ile sił z tego koszmarnego budynku. Czyli... Czyli spełniło się najgorsze. Łkałam biegnąć, białe puszyste płatki śniegu opadały na moje opuchnięte od łez policzki. Nagle poplątały mi się nogi i zaryłam buźką w glebę. Nie miałam już siły, usiadłam na pobliskim chodniku i... i się rozkleiłam. Nie wiem co to za uczucie, może pustki? Nie czułam już potrzeby życia. Słone łzy lały się strumieniami po moich policzkach. Wtem ktoś zasłonił mi oczy i szepnął do ucha.
-Zgadnij kto to?- Przeszył mnie przyjemny ciepły dreszcz.
Zaraz! Znam ten głos... Czyżby to był...!
-KISE!!!- Wstałam gwałtownie przez co stuknęliśmy się głowami. Rzuciłam mu się w ramiona, nie mogę uwierzyć, że to się dzieje! -Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! Naprawdę cię kiedyś zabije! I nawet wiem jak! Będe cię przytulać tak długo aż wycisnę z ciebie całe nadzienie!- Mówiąc to umocniłam uścisk.
-Taa, mogłabyś... Troszkę... Poluzować?- Wydukał dławiąc się.
-Dziękuje...- Szepnęłam i wpiłam się w jego usta. Zamknęłam oczy czekając aż mnie odepchnie ale... Nie zrobił tego a jedynie nieśmiało pogłębił pocałunek. Wokoło leniwie opadały białe płatki śniegu nadając krajobrazowi jasnych barw. Scena wyglądała jak z bajki i tak też się czułam pieszcząc jego ciepłe malinowe usta. Gdy po kilku sekundach oderwaliśmy się od siebie spuścił głowę.
-Przepraszam- Szepnął zawstydzony. Zaśmiałam się cicho.
-To ja powinnam przepraszać, wpadłeś w niezłe tarapaty i to wszystko przeze mnie...- Mruknęłam niezadowolona w końcu to on mi uratował życie sam się narażając i jeszcze mi tu przeprasza...-Shintaro mi wszystko powiedział.- Jego oczy rozszerzyły się a policzki przybrały kolor dorodnego pomidora.
-P-powiedział? Zabije gnoja!- Wybuchnęłam śmiechem, jego mina była świetna! Wtuliłam się w niego.
-Brakowało mi ciebie, deklu...- Wyszeptałam mu do ucha na co on lekko zadrżał.
-Mi ciebie też Yukicchi...
Tej sceny nie zapomnę, to był mój najpiękniejszy dzień w życiu.
No i wreszcie wrzuciłam końcówkę (tak wiem trochę tak jakby urwana ale tamtej loszce się nie chciało pisać XD) Reszty moich książek nie wiem czy skończę i nie chcę ogłaszać"wielkiego powrotu" bo prawdopodobnie mój słomiany zapał weźmie górę więc jeśli chcecie zobaczyć zakończenia opowieści możecie:
a) Podsyłać pomysły
b) Motywować w komentarzach
c) Pogodzić się z tym
Tak więc jeśli coś napiszę to wrzucę jeśli nie to polecam jedną z opcji zapraszam do czytania reszty opowieści oraz możecie wpaść na wattpada autorki z którą tworzyłam to coś xd HalaKolaaa znajdziecie tam kilka innych historii również związanych z KnB także do miłego ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top