Rozdział X
Pukam, a raczej wale do drzwi pana zgniłej sałaty.
-Głuchy nie jestem! - Warknął otwierając.
-Wchodź. - Przepuścił mnie w drzwiach. Ładnie tu pachnie zupełnie inaczej niż u mnie w domu. Tutaj czuć taki spokój...
-Hejka! - Przywitał mnie Takao zza rogu.
-Ty też tu jesteś? - Zapytałam, nic nie mówił, że on też tu będzie.
-Sam tu przylazł - Wymamrotał Shintaro.
Pogapiłam się chwilę na niego i w międzyczasie zdjęłam buty.
-O 21 chce już być w domu. - Podałam mu stos kartek i dwa brystole
.-Tu masz szkic, zrobiłam go wcześniej.
-Fantastycznie! - Wykrzyknął sarkastycznie.
-Chodź do salonu.
Powędrowałam za nim do pokoju, na podłodze było wszystko przygotowane, pełno cekinów, ćwieków, brokatów, kolorowych kartek i innych pierdół.
-Ja układam, ty piszesz a ten leszcz wycina.- Wskazał na Takao i wręczył mu nożyczki. -Trzymaj- Podał mi cienkopis. Rozsiadłam się wygodnie na podłodze i zaczęłam pisać co ten gamoń mi powiedział. Następnie podawałam to Bakao a on to wycinał i przyklejał. Wszystko szło spokojnym rytmem gdy nagle...
-Shinuś! Spytaj swoich przyjaciół czy chcą coś słodkiego! A, i spytaj też, czy by się herbatki nie napili! - Z kuchni dobiegł spokojny, kobiecy głos.
-Shinuś? - Zaśmiałam się cicho. Midorima spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem.
-Chcecie coś?
-Ciasteczka!!! - Wykrzyknął Bakao. -Tak proszę pani! Chcemy ciasteczka! - Nie dziwie się tej reakcji, też lubię słodycze.
-Dobrze kochani, zaraz przyniosę! - Nim się obejrzeliśmy stała przed nami wysoka, lekko krąglutka, wyglądająca jak oaza spokoju i miłości kobieta. Moja mama też taka była. Zazdroszczę tej mendzie społecznej. Postawiła przed nami talerz świeżych, pachnących i jeszcze ciepłe ciasteczek.
-Dziękujemy pani. - Powiedziałam z wdzięcznością.
Mama zielonej sałaty spojrzała na mnie, zlustrowała od góry do dołu i uradowana krzyknęła.
-Sziiiiinuś! Czy to twoja dziewczyna? Już myślałam, sobie nigdy nie znajdziesz, strasznie jest ładna. Wiesz co...
-Nie, to nie jest moja dziewczyna mamo, możesz już iść? - Przerwał jej ten czub.
-D-dobrze, przepraszam. - Kobieta odeszła.
-Mógłbyś się grzeczniej zwracać do mamy... Kiedyś jej zabraknie deklu.- Zrobiłam mu kazanie. On tylko coś tam mruknął i wróciliśmy do pracy, tym razem z ciasteczkami.
Po około godzinie pracy skończyliśmy.
-To co? Resztę następnym razem? Zostawiamy to u ciebie dobrze?
-Ta.
Nim się obejrzałam byłam już przy drzwiach.
-Do zobaczenia Yuki! - Krzyknął Bakao
-Pa.
-Narazie kochani! - Pomachałam im ładnie łapką i poszłam w swoją stronę.
Cicho jakoś, puszcze sobie muzyczkę a co! Macam się po kieszeniach, nie umiem znaleźć mojego telefonu.
-Szlag! - Syknęłam.
Biegłam ile sił przed siebie do domu tego buraka.
-Hej uważaj! - Usłyszałam tylko i zobaczyłam oślepiające lampy samochodu. Wszystko stało się czarne. Poczułam silne uderzenie a w mojej głowie jakby echem odbijały się dwa słowa.
"Gdzie biegniesz!?".
WITAM PO PRZERWIE!!! Z góry was przepraszam, że rozdziały nie pojawiają się regularnie, ale nie ma za bardzo weny i czasu, ale z tym to już nie do mnie a wszystkie zażalenia przekażę taj kupce co nie chce pisać ^^ Także do nexta ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top