Rozdział VII

  Wkurzona biegłam do domu. - Nikt nie będzie mnie porównywał do kogokolwiek! - Mruczałam pod nosem. Dopiero co się wyrwałam od tych debilnych porównań... Seijuro to, Seijuro tamto, och spójrz jaki to ten twój braciszek nie jest zajebisty w porównaniu do ciebie. - Uhh - Westchnęłam opadając na moją kanapę w salonie.
-Haku, chodź tu pierdoło! - Psiak przybiegł do mnie machając ogonkiem.
-Masz, zjedz sobie. - Rzuciłam w jego stronę paczkę z żarciem. Haku przekręcił łebek i cicho pisnął. -No co znowu? Nah, kiedyś cię nauczę samodzielnego życia. - Podniosłam się niechętnie z kanapy, polazłam do kuchni rozpakowałam zakupy a temu gnojkowi nasypałam trochę karmy. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Leniwie powędrowałam sprawdzić kto zakłóca mój spokój. Gdy byłam już przy wejściu spojrzałam przez judasza. Średnio chciało mi się użerać z tymi debilnymi ulotkarzami, nie mogą wsadzić do skrzynki i spadać? Męczące... Ha! Zgadnijcie kogo ujrzałam? Ba, że blond-włosą pokrakę.
-Czego chcesz? - Wysyczałam przez zęby.
-Przepraszam Yukicchi! Już więcej nie będę, nie wiedziałem, że to może cię obrazić! - Zaczął swój wykład.
-Spierdzielaj - Zamknęłam drzwi na klucz.
-Nie ma mowy, będe tu siedział aż nie wyjdziesz!
-Spierdzielaj albo dzwonie po gliny! - Wykrzyczałam. Tak właściwie to już dawno o tym zapomniałam ale zawsze chciałam na niego nakrzyczeć.

Cały pozostały weekend spędziłam na wbijanie następnych lvl w Osu, nadrabianiu zaległości w mangach i uczeniu Haku rozpakowywania karmy.

Poniedziałek rano... Nie mam pojęcia kto wymyślił ten okropny dzień ale zbiorę wszystkich ludzi na świecie i zatłukę go! Właściwie to cały dzień polegał na uciekaniu przed tym przygłupem.

-Yukicchi, czemu mnie unikasz?
-A bo ja wiem? Już dawno tak właściwie mi przeszło.
-Hę!? A ja się tu martwię! Jesteś okropna. - Odburknął.
-Zycie jet okrutne. - Uśmiechnęłam się lekko.
-Powinnaś spłonąć. - Zaśmiałam się cicho.
-Kise, mieliśmy się spotkać na hali, zapomniałeś? - Usłyszałam głos jakby hmmm... Taki bezuczuciowy. Odwróciłam się aby dostrzec tajemniczą postać. Tak! To ten dzikus co wtedy na w-f'ie. Tak, to na pewno on! Nie da się nie zapamiętać takich charakterystycznych włosów.
-Kurokocchi! To jest Yukicchi o której ci mówiłem. - Spojrzał na mnie tymi beznamiętnymi ślepiami, mrugnął dwa razy i się przedstawił.
-Kuroko Tetsuya, witam. Wybacz, ale wybieramy się z Kise na trening. - Boże jaki sztywniak, za co on go tak lubi? Dziwak jakiś. Nie ma to jak powierzchowne ocenianie ludzi.
-Akashi Yuki, miło mi. - Obaj otworzyli szeroko oczy.
-Czy... Ty... Nie masz na nazwisko Yuki? - Zapytał zszokowany Ryota.
-Nie deklu! Od kiedy Yuki to nazwisko? - Stanął jak wryty.
-Czyli na nazwisko masz Akashi tak jak to mój bystry kolega zauważył?
-Tia, coś nie tak?
-Może to trochę prywatne pytanie, ale czy nie jesteś spokrewniona z Akashim Seijuro? - Hmmm? Skąd on go zna? Jest sławnym koszykarzem ale bez przesady.
-Tak, to mój brat, znacie się?
-Można tak powiedzieć, to nasz tymczasowy trener.
-Jak? Przecież chodzi do innej szkoły. - Oczywiście do super extra mega wypasionej szkoły dla bogaczy gdzie każdy ma swojego służącego. Kochany tatulek zapomniał, że ma córkę i raz na jakiś czas wysyła mi tylko pieniądze na utrzymanie mieszkania i przeżycie.
-Tylko na jakiś czas, nasz trener złapał kontuzje kolana. Najprawdopodobniej wróci za około 5 miesięcy. - Zaśmiałam się głośno.
-Wytrzymacie tyle z tym sadystą? Szczerze wam współczuje. - Naprawdę jest porąbany, dziwne, że jeszcze chodzą w jednym kawałku. -Chętnie pójdę z wami odwiedzić braciszka...  


Witam w kolejnym opo! Dotarliśmy wraz z Yuki do 7 rozdziału ^^ Mam nadzieję że komentarze wraz z ocenami będą rosnąć więc zachęcam do komentowania + ja już mam ferie, a wy?




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top