Rozdział III

Jejku! Ale się cieszę, że jutro jest sobota! Dzisiaj jest piątek więc zaczynają sie "lekcje organizacyjne" Czyli najbardziej nudne lekcje na świecie. Ubieram się powoli zmarznięta, nie zamknęłam okna na noc... kuźwa, będę chora... Dobra, poranna rutyna ubieramy się, pakujemy, kanapka do dzioba i lecimy na autobus! Wezmę jeszcze parasolkę, bo zaczyna się chmurzyć. Zegarek wskazuje 9:15 spokojnie zdążę. Zamykam drzwi od domu i wychodzę szczęśliwa czekając na autobus... Coś się dzisiaj spóźnia, spoglądam na telefon a tam: Piątek, 2 września 2016. O shit, shit, shiiit! W piątki autobusy nie jeżdżą! Szkoła jest ok. 10 km od mojego domu! Fajnie...! Przyda mi się krótki spacerek... Zapierdzielam jak porąbana w stronę szkoły. Nagle słyszę w oddali znajomy irytujący głos...

-Yukicchi!! - Odwracam się, aby zobaczyć twarz mojego prześladowcy. Zgadliście... Ryota biegł już w moją stronę...

-Co tak biegasz? Dbasz o formę?

-Nie deklu, autobus mi uciekł!-

-Ciekawe kto się tu powinien nazywać dekiel - Spojrzałam na niego morderczo

-No już się nie pusz, wsiadaj! - Zastanowiłam się chwilę nad tym ale w końcu wsiadłam na jego motor a on mnie zawiózł do szkoły.

Zsiadłam z motoru - Dzięki... deklu - Chyba go polubię, jest użyteczny.

-Nie ma za co Yu... Deklu - Uśmiechnęłam się tylko i poszłam do szatni.

Cały poranek minął spokojnie.. nawet, zdążyłam się już pokłócić z facetką od matmy o to, że nie mogę grać na lekcji w osu... Chyba ją pogięło. Teraz mamy ostatnią lekcję i w-f. Wbijam do sali siadam koło Sushi i czekamy na babkę.

-Yuki, zapisałaś się już do jakiegoś klubu? - Spytał wpierdzielając pocky... Kurde! Na śmierć zapomniałam!

-Nie, chyba jeszcze pomyśle, a ty?

- Sushi lekko się uśmiechnął i powiedział dumnie

-Przyjęli mnie do klubu koszykówki - Ucieszyłam się.

-Wow, gratuluje!

-Może też byś dołączyła do jakiegoś klubu sportowego?

-Nie ma mowy, za niska jestem. - Widocznie posmutniał.

-Szkoda- W tym momencie do klasy weszła Saori-sensei i krzyknęła uradowana.

-No to co maluchy, może mała kartkóweczka? - Dało się usłyszeć mały chór westchnień.

-Chyba cię suty szczypią- szepnęłam a sushi się cicho zaśmiał.

Polski zleciał ekspresowo. Następny był w-f czyli moja pięta achillesowa..

-Zbiórka! - Krzyknął trener a wszyscy ustawili się w dwuszeregu... No to ten... nie mam pary...

-Dobierzcie sobie drużyny i zagrajcie w siatkówkę - Ja pierdziele, nienawidzę siaty... - Wybierasz ty i... ty

-Wskazał kolesia z włosami w kolorze zgniłej sałaty i jakiegoś murzynka. Zaczęło się wybieranie... czyli kłótnie... Na końcu zostałam tylko ja i jakiś niebiesko-włosy chłopak.

-No to wybieram ciebie mała- Murzynek uśmiechnął się łobuzersko..

-Mała jest twoja pała! Ja jestem niska!

-Taaa, taaa nie denerwuj się mała

-Chyba znudziło ci się życie z prostym nosem

-Co mi może zrobić taka kruszynka? Wyprostował się i popatrzył się na mnie wywyższającym wzrokiem.

-Aomine! Skończ i chodź grać!

-Krzyknął na niego pan zgniła sałata.

-Dobra, dobra już idę...

Gramy w siatkówkę. Piłka leci do mnie...

-Ha! Pewnie nie da rady - Usłyszałam głos tego murzyna.

-Spierdalaj z powrotem prostować banany - Ryknęłam i odbiłam wzorowo piłkę, jak chcę to umiem. Mój problem leży w wytrzymałości, bardzo szybko się meczę i jestem raczej chorowita więc do sportów się nie nadaje. Po tym debilnym przedmiocie mogłam iść już się przebrać i do domu. TYLKO KTOŚ MI ZAPIERDOLIŁ PARASOL! No Ja pierdziele, bez przesady...!


A oto kolejny rozdzialik ^^ Co teraz z Yuki będzie? W końcu troszkę daleko ma do domu... No ale tego dowiecie się w następnym rozdzialiku :3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top