Rozdział XIII

  Yukicchi... ten głos, jakże irytujący odbijał się jakby echem w mojej głowie. Wszystko zaczęło mi się powoli przypominać. Dzień w którym go spotkałam, jego irytujący styl bycia i... Dekiel... Po policzkach zaczęły mi płynąć łzy. To on rzucił się za mną pod auto... A ja... Ja byłam zawsze do niego taka wredna. - Rozkleiłam się na dobre. - A teraz... teraz ten debil leży i walczy o życie.

Minął miesiąc, wypisali mnie ze szpitala. Kise dalej jest w śpiączce. Brakuje mi go strasznie i z każdym dniem coraz bardziej się obwiniam o jego stan. Za trzy dni ide do szkoły... Nie dam rady pokazać się ludziom, pewnie już wiedzą co się stało. Będą się na mnie mścić... Nie chce.

Te trzy dni spędziłam oglądając najbardziej dołujące anime jakie tylko się dało.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Przemierzając korytarz miałam wrażenie, że każdy się na mnie gapi, czyżby wiedzieli? Wydawało mi się czy ktoś właśnie szepnął "morderczyni"? Nie wytrzymuje tutaj, zaraz oszaleje, słyszę głosy! "Zabiłaś go!" ,"Przez ciebie zginął!", "To ciebie powinno potrącić!". Nie potrafiłam się od tego uwolnić. Zaczęłam biec przed siebie krzycząc.
-Nie, nie, nie, to nie ja! - Darłam się biegnąc przez korytarz. Dotarłam do mojego ulubionego miejsca na terenie szkoły, mała wnęka gdzie rosło drzewo. Osunęłam się po ścianie i zaczęłam cicho łkać. A co jeśli się nie obudzi? mam wyrzuty sumienia. Źle go traktowałam.

Coś w mojej kieszeni zaczęło wibrować. Wyciągnęłam telefon, na wyświetlaczu było napisane: Mały smród. Szybko odebrałam.
-Czego chcesz deklu? - Siliłam się na spokojny głos.
-Grzeczniej, mam ci coś do powiedzenia, gdzie jesteś?
-Pfff, nie chce z tobą rozmawiać.
-Yuki! - Wykrzyknął poważny - To ważne!
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
-Uwierz mi, nie chcesz się tego dowiedzieć przez telefon.
-Chce!
-Sama chciałaś... Mama nie żyje. Dostała wylewu.
Zamarłam, jedyna osoba na które mi zależy, to ona zawsze dodawała mi otuchy gdy mi w życiu nie szło.
-M-mama? Rozumiem... Coś jeszcze?
-Nie, pogrzeb jest w sobotę.
-Rozumiem... Narazie.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Stałam chwilę analizując co przed chwilą się stało. Wybuchnęłam płaczem, łkałam jak dziecko bucząc głośno. Jedyna osoba na której kiedykolwiek mi zależało... Umarła, nawet nie potrafię o tym myśleć. Nagle wpadł mi do głowy najbardziej idiotyczny pomysł jaki mogłam w tej sytuacji wymyślić. Roztrzaskałam o podłogę mój kryształowy naszyjnik a dalej... Już można się domyśleć...

-Yuki! Yuki!- Usłyszałam lekko przytomna jakieś wołanie.
-Gdzie jest ta dziewucha? Nie można się urywać w środku lekcji.
-Ja pójdę tam, a ty tam...
Szelest...
-MIDORIMA! Szybko! Chodź tu! SZYBKO!!!
Spoglądałam na niego zaszklonymi oczyma. Były puste. Shintaro przybiegł najszybciej jak się da.
-Co jest?
Midorima skierował wzrok tam gdzie Murasakibara. Jego twarz zmieniła się momentalnie. Bez uczuć jakby nigdy nic podszedł do mnie.
-Pokaż ręce.
-Nie... - Mruknęłam
-Pokaż ręce!
-Nie!
Szarpnął mnie, złapał ręce. Podwinął rękawy a ja odwróciłam wzrok.

-Coś ty zrobiła?! - Spoliczkował mnie. Odrzuciło mnie kilka centymetrów do tyłu. Złapałam się za bolący policzek.
-MIDORIMA! - Wrzasnął Atsushi - Pojebało cię?!
-Skoro nie szanuje swojego życia to, to też jej nic nie zrobi.
-Może miała jakiś ważny powód?
-Ważny powód aby niszczyć swoje ciało?! Jesteś chyba tępy.
Zapadła cisza, słychać było tylko moje ciche łkanie i pojedyncze pociągnięcia nosem.  



Dam, dam, daaaaam.Witam was w kolejnym rozdziale! Widzę, że co raz to więcej nam widzów przybywa ^-^ Nie wiem co napisać, więc zachęcam do czytania mojego, innego opowiadania, a za niedługo pojawi się jeszcze jedno! (o ile ruszę moją leniwą dupę i skończę pisać pierwszy rozdział XD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top