6.

Piątkowa noc wydaje się wybawieniem. Nareszcie idziesz spać bez zbędnych myśli w głowie, że jutro musisz obudzić się przed siódmą rano, spędzić połowę dnia w szkole, odrobić lekcje oraz nauczyć się i wkurzać się o północy, że nie zasypiasz. Sobota to wybawienie dla większości uczniów oraz osób pracujących. Z wyjątkiem tego, kiedy twoja mama zaciąga każdego do sprzątania domu, ale na ogół to dzień wolny od wszelkich trosk. Odpoczywasz bez wyrzutów sumienia. Nikt nie zabroni tobie przeleżeć kilku godzin w łóżku, owiniętym grubym kocem oraz oglądając ulubione seriale na Netflix. Posiadasz pełne prawo do obijania się oraz marnowania bezcennego czasu. Zasługujesz na to po ciężko przepracowanych pięciu dniach. Nikt nie powinien nikomu zabierać odpoczynku.

Jednak mój słodki sen zostaje przerwany przez dzwoniący telefon. Jęczę w poduszkę, rozbudzając się. Wszędzie panują egipskie ciemności, więc kto do kurwy nędzy dobija się? Jeśli to jakiś żartowniś, wtedy nie ręczę za siebie, ponieważ zakłóca święty spokój, którego brakuje w codziennym życiu. Wchodzi nieproszony do strefy komfortu.

Roztwieram jedno oko, przekręcając się na łóżku. Trochę po omacku poszukuję komórki na szafce nocnej, za którą służy niewielka pufa. Z urządzenia rozbrzmiewa melodyjka, doprowadzająca do białej gorączki. Poziom złości wzrasta o kilkadziesiąt stopni.
Nikomu nie życzę takiej niemiłej pobudki w dzień wolny. Chyba, że najgorszemu wrogowi - on stanowi wyjątek, chociaż takowego nigdy nie posiadałem.

Poszukiwania kończą się sukcesem, kiedy pod opuszkami wyczuwam metal połączony ze szkłem. Chwytam palcami urządzenie. Jasny wyświetlacz razi w oczęta, kiedy próbuje odczytać nazwę kontaktu, jednam literki rozmazują się, więc jedynie klikam zieloną słuchawkę, przykładając aparat do ucha.

- Co jest? - wręcz warczę do słuchawki, przymykając powieki.

- Hej, Lukeee - wita się osoba dzwoniąca, której głos bardzo dobrze znam. Nie mówi ona wyraźnie, co podpowiada o stanie, w którym się znajduje. Trochę się podłamuję, ponieważ nie zapowiada to niczego dobrego. Biorę głęboki wdech na uspokojenie, chociaż najchętniej kopnąłbym go w dupę, żeby poleciał tam, gdzie pieprz rośnie.

- Co chcesz, Michael? Jest... - Odrywam na chwilę telefon od ucha, żeby zobaczyć godzinę na górze ekranu. Ponownie tęczówki są porażone światłem, ale o mniejszej jasności, ponieważ ekran dostosował się do panującego wokół mroku.  - ...trzecia w nocy. Normalni ludzie śpią o tej porze, a nie wydzwaniają do znajomych.

- Wiem, przepraszam ciebie bardzo, jednak potrzebuję pomocy.

- Co się stało? - pytam, przybierając dosyć zmartwiony ton głosu. Podnoszę się na łokciach, przecierając twarz dłonią. Jestem pewien,  że szybko nie wrócę do spania.

- Nie zabij mnie tylko, proszę.

- Okej, obiecuję.

- Jestem napierdolony oraz zjarany jak jasny chuj - tłumaczy, a ja autentycznie załamuję się. - Nie mogę wrócić w tym stanie do domu. Rodzice zabiliby mnie na miejscu, więc jutro musiałbyś przyjść na mój pogrzeb, a nie oglądać ,,Big Mouth" po raz dziesiąty.

- I jak mam tobie pomóc? - dopytuję, chociaż zaczyna brakować sił, zanim cokolwiek zaczyna się dziać.

- Mógłbyś mnie przenocować?

- Mówisz poważnie?

- Moi rodzice ufają tobie, więc nie miałbym przypału - mówi. - Bardzo proszę, Lukeyyy - jęczy do słuchawki, jakbym posiadał super umiejętności, którymi mógłbym zbawić cały świat od niebezpieczeństwa, jak na przykład zrobili to Avengers.

- Gdzie jesteś? - odpowiadam wymijająco, podnosząc się do pozycji siedzącej, od której skrzypi kilka sprężyn w materacu.

- Niedługo będę na naszej ulicy.

- Okej, więc wyślij SMS'a, kiedy będziesz u mnie pod drzwiami. - Składam prośbę, odkrywając siebie z ciepłej kołdry. Uderza we mnie chłodne kwietniowe powietrze, powodując nieprzyjemną gęsią skórkę.

- Boże, Luke, uwielbiam ciebie! - Wychwala mnie, jakbym rzeczywiście był Iron Manem, jednak nawet nie posiadam ułamka inteligencji Starka, żeby uratować Ziemię (albo raczej wyłącznie Nowy Jork). - Jesteś najlepszy!

- Ugh, nie krzycz. - Krzywię się, próbując dojrzeć cokolwiek w świetle nocy. - Niedawno wstałem.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. - Powtarza się. Zaczynam żałować, że pozwoliłem mu spać u siebie, ale z drugiej strony jestem pewien, że trułby głowę, dopóki nie osiągnąłby celu. - Naprawdę nie chciałem...

- Okej, przestań już. - Przerywam mu, siedząc na materacu w dalszym ciągu. - Po prostu przyjdziesz i przenocujesz. Cześć. - Rozłączam się, nawet nie czekając na odpowiedź, co może wyglądać dosyć wrednie, jednak nie wytrzymałbym słuchania kolejnych głupot.

Wkładam telefon do spodni od piżamy, które mają klasyczny wzór w czerwoną kratę. Lekko się garbię, próbując ogarnąć się w otaczającej rzeczywistości. Nabieram więcej powietrza na uspokojenie. Dłonią przeczesuję oklapnięte kosmyki włosów.

Jedno jest pewne - Michael dostanie ode mnie potężny opierdol, na który zasłużył w stu dziesięciu procentach.

Podnoszę się z mebla, przecinając pokój. Cichutko wychodzę z pomieszczenia na korytarz, uważając, aby zbyt głośno nie skrzypieć drewnianą płytą, ponieważ rodzice śpią. Nie biorę pod uwagę Jacka, ponieważ on zapowiedział się, że prawdopodobnie zobaczymy go aż w niedzielny wieczór, ponieważ weekend poświęca swojej dziewczynie. Romantyk za dychę.

Schodzę po schodach, starając się, aby nie skrzypiały. Idę po omacku, próbując przywołać z pamięci układ domu. Słychać każdy najmniejszy dźwięk, co czasami przyprawia o dreszcze.

Przechodzę do kuchni, w której przeszukuję szafki, aby odnaleźć kartonik z tabletkami przeciwbólowymi. Przezorny zawsze ubezpieczony, dlatego również wyciągam butelkę wody, należącą do brata, jednak nie będzie miał tego za złe, jeśli jedną mu podkradnę. Jack mimo wszystko jest dobrym bratem, chociaż często doprowadza na skraj cierpliwości. Jeśli posiadacie rodzeństwo, będziecie wiedzieli, o czym mowa. Jeśli nie posiadacie to zarazem wam zazdroszczę oraz współczuję. Brat lub siostra to osoba, za którą oddasz życie, a zarazem nie pożyczysz bluzy albo dzielisz batona od linijki. Wiem, hipokryzja, ale tak wygląda rzeczywistość.

Czekam kilka długich minut na kanapie w salonie (prawie zasypiając na siedząco), aż telefon w kieszeni wydaje z siebie powiadomienie o wiadomości. Klnę pod nosem, ponieważ dźwięk roznosi się po całej bryle budynku, więc trochę panikuję. Nie chcę konfrontacji z rodzicami o trzeciej w nocy. Brakowałoby jeszcze tego do pełni nieszczęścia. Chociaż zapewne będę musiał wyjaśnić mamie, dlaczego Clifford nocuje u nas, skoro zaledwie kilka metrów znajduje się jego własny dom. Jednak to zmartwienie poranka.

Podnoszę się z kanapy, trzymając w dłoni wodę oraz tabletki przeciwbólowe. Przechodzę do korytarza, gdzie próbuję cicho przekręcić zamek w drzwiach. Modlę się w duchu o czuwanie wszelkich sił wyższych nade mną, żeby obyło się bez niepotrzebnych niefortunnych wydarzeń losu.

Roztwieram wejście, a chłodne powietrze wkrada się do wewnątrz, otulając nagie stopy. Michael opiera się o ścianę budynku, jednak słysząc skrzypienie zawiasów, zwraca się twarzą ku mnie. I kurwa, jest całkowicie zblazowany.

Ledwo patrzy na oczy, które są całe przekrwione od zielska oraz zwartości alkoholu we krwi. Czerwone włosy są oklapnięte oraz roztrzepane. Policzki zaróżowione, jakby stał całą noc na mrozie. Na ustach błąka się leniwy uśmiech, a on sam prawie wybucha śmiechem, kiedy mnie widzi. Stoi ubrany jedynie w bluzę, ponieważ jeansową kurtkę trzyma mocno w palcach. Czuć od niego wyłącznie opary marihuany. Zero śladu po aromacie perfum albo dezodorantu. Prezentuje się gorzej niż przepuszczałem.

- Hej, Lukeyyy - chichocze, odbijając się od ściany. Przez chwilę waha się na prostych nogach, a ja proszę go w myślach, abyśmy bez przeszkód dostali się do mojego pokoju, bo zaczyna to przypominać wyzwanie.

- Wchodź. - Otwieram szerzej drzwi, żeby mógł wejść do wnętrza.

Robi to bardzo ociężale. Plączą mu się nogi na prostej drodze. Wyostrzam czujność, pilnując nastolatka. W razie wypadku odpowiedzialność spadnie na mnie, więc bawię się w niańkę dla szesnastoletniego chłopaka, który zaszalał więcej niż powinien.

- Ściągaj buty - polecam, zamykając za nim wejście na spust.

Opiera się on o komodę, próbując sięgnąć do swoich stóp. Oczywiście telefon wypada z jego kieszeni, ale ląduje głucho na dywanie, więc nie tworzy niepotrzebnych dźwięków. Rzucam cichą wiązankę przekleństw, żałując, że nie wziąłem go pod pachę i nie zaprowadziłem wprost do domu Clifford.
Czerwonowłosy mówi kilka niezbyt wyraźnych słów pod nosem, które puszczam mimo uszu. Podnoszę jego komórkę, aby nie zostawił jej albo nie zgubił po drodze.

Buty niedbale odkłada na podłogę. Ledwo trzyma kończyny pod kontrolą, ponieważ chwieje się we wszystkie strony świata. Ciężko mu utrzymać równowagę, co świadczy, że więcej w jego organizmie alkoholu niż zioła. Kolejnym dowodem jest dobry humor, który nie byłby tak wyraźny pod wpływem samego THC. Wcale to nie lepiej. Mam nadzieję, że gastro jest już za nim, ponieważ nie mam pojęcia, skąd miałbym wytrząsnąć dla niego kilogramy żarcia. Nasza lodówka świeci pustkami, bo rodzice dopiero jutro wybierają się na ogromne zakupy, które starczą na następne siedem dni.

- Michael, ty nawet nie umiesz stanąć na prostych nogach - oznajmiam, widząc okropny stan chłopaka.

- Nieprawda. - Sprzecza się niczym dziecko, którym właściwie jeszcze jest. Przekręcam teatralnie oczami, trzymając nerwy na wodzy.

- Prawda. - Ściągam z niego kurtkę, co stanowi niezłe wyzwanie, jednak udaje mi się uporać z materiałem. Odwieszam odzienie na wieszak. - Chodź na górę - instruuję, kiedy on nieustannie stoi oparty o szafkę. W ciemnościach zielone tęczówki błyszczą się od wypitych trunków. Przypominają kryształy szmaragdów.

- Idę. - Odpycha się od mebla, próbując złapać równowagę. Przykład do tego wiele uwagi, więc utrzymuje się na nogach, jednak nie spuszczam z niego oka. Bóg wie, co może jeszcze strzelić mu do głowy. Wystarczy nam kłopotów.

Zajmuje nam trochę czasu dotarcie na piętro, chociaż stopni nie jest wiele. Nieustannie uciszam Michaela, któremu zebrało się na gadanie o wszystkim oraz niczym. Trzyma się go nastrój, jednak równocześnie stanowi zrelaksowanego. Aż sam się dziwię, że rodzice w dalszym ciągu śpią i nie wyjrzeli nosem zza sypialni, bo doprowadzenie go do porządku graniczy z cudem.

Wręcz wpycham go do mojego pokoju, kiedy znajdujemy się na piętrze, a ona zasłania usta, aby nie wybuchnąć śmiechem. Zamykam za nami szczelnie drzwi.

- Michael, co tobie strzeliło do głowy, żeby doprowadzić siebie do tego stanu?! - krzyczę szeptem, kiedy on wskakuje na łóżko. Nawet nie ściąga z siebie przepoconych oraz prześmiardłych ubrań, a ja również nie jestem chętny do pilnowania go, żeby nie wywrócił się podczas przebierania się. Wystarczająco wiele nadszarpnął dzisiaj moje nerwy.

- Moja asertywność ucierpiała - tłumaczy, zabierając poduszkę, na której spałem. Wsadza sobie ją pod głowę bez pytań. Czuje się tutaj jak we własnym domu.

- Czyli nic wcześniej się nie stało? - Podchodzę do pufy, na którą odkładam nasze telefony komórkowe, butelkę wody oraz tabletki przeciwbólowe.

- Nie mogłem sobie odmówić darmowego alkoholu oraz marihuany - oznajmia, co stanowi szczęście w nieszczęściu, ponieważ chociaż mam pewność, że nie odreagował w ten sposób negatywnych emocji. Jest to najgorsze, co może być, czyli zasłanianie problemów używkami. Co nie zmienia faktu, że mógł pozostać odpowiedzialny. Nie mam pojęcia, co zrobiłby beze mnie. - Marihuana podrożała, wiesz? Szkoda mi czterdzieści dolców na dwa skręty.

- Problemy współczesnej młodzieży - komentuję, wspinając się na mebel. Kładę się na brzegu, ponieważ Clifford zajął miejsce przy ścianie. W normalnych okolicznościach kłóciłbym się z nim o miejsce, ale teraz nawet nie mam siły na cokolwiek. Pragnę jedynie jeszcze trochę snu.

- Nie oceniaj mnie!

- Nie krzycz, bo moi rodzice śpią!

- Przepraszam!

- Po prostu idź spać - zalecam, naciągając na siebie kołdrę. - Jutro pogadamy.

- Nie mam ochoty na gadanie, mam ochotę na całowanie.

- Co? - Marszczę brwi, spoglądając na chłopaka w ciemności. - Pleciesz farmazony, idź spać - ochrzaniam go, aby nareszcie zamknął usta. Mam go serdecznie dość na dzisiaj.

- Nie, kurwa, wiesz kiedy ostatnio się całowałem? Sam nawet nie pamiętam.

- Jesteś zjarany oraz nachlany, nie myślisz rozsądnie - tłumaczę niczym małemu dziecku, chociaż mam styczność z rówieśnikiem.

- Słowa trzeźwego to myśli pijanego...Nie czekaj, inaczej to szło.

- O mój Boże, idź spać - wręcz jęczę z bezsilności, kiedy słyszę kolejne głupoty, które opuszczają jego usta.

- Obiecuj, że mnie nie zabijesz, jak coś zrobię.

- Michael...

Nie kończę wypowiedzi, bo nagle na swoich ustach czuję inne. Szok paraliżuje organizm, kiedy on zaczyna się ze mną całować. Zamrażam się. Nie jestem w stanie ruszyć żadną kończyną, ani nic powiedzieć. Michael nie przejmuje się niczym, tylko muska swoimi wargami moje. Robi to dosyć flegmatycznie oraz leniwie ze względu na upojenie. Nie mam pojęcia, co powinienem zrobić. Odsunąć go? Jednak wtedy skrzydełka motylków atakują, powodując skurcze podbrzusza. Serce w przyspieszonym tempie pompuje krew. Nabieram rumieńców, które wręcz płoną.

Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Wszystkie reakcje wydają się nieznane. Przez cały organizm przechodzą miliony emocji. Uruchamia się huragan.

Niepewnie poruszam ustami w rytm, który nadaje Michael i...Och, kurwa. Czy nasze wargi są pokryte ogniem? Ponieważ właśnie tak się czuję, kiedy niepewnie oddaję pocałunek. Rozpalam się od środka. Cholera, jest to bardzo przyjemne uczucie, kiedy czujesz czyjeś usta na swoich. Wręcz błogie. Nawet nie myślę o tym, że Michael to chłopak.

Posiadam wątpliwości, że to co robimy jest nieodpowiednie, ale kurewsko dobre. Zakazany owoc smakuje wyśmienicie, prawda? I tym stwierdzeniem mógłbym opisać aktualną sytuację, w której zostałem postawiony przez Michaela Clifforda.

Napieram swoimi wargami na jego, ale nie przyspieszamy pocałunków, ponieważ mózg chłopaka pracuje w zwolnionym tempie. Ruchy są bardzo mozolne, co przez krótki moment mnie frustruje.

Jednak jeszcze bardziej czuję się wybity z rytmu, kiedy on nagle zaprzestaje pieszczoty. Odrywa się ode mnie, patrzy przez chwilę z góry zamglonym wzrokiem, uśmiechając się łobuzersko pod nosem.

- Nie całujesz najgorzej. - Wzrusza ramionami. - Dobranoc - dodaje, opadając na łóżko. Zakrywa się kołdrą aż pod samą szyję.

- Dobranoc... - odpowiadam cicho, nie będąc pewnym, tego co właśnie stało się.

Właśnie przeżyłem swój pierwszy pocałunek! I nie był on z dziewczyną, ale z chłopakiem! Na dodatek nie była to przypadkowa osoba, a Michael Clifford, czyli mój sąsiad i poniekąd przyjaciel, bo nasza relacja wykracza poza progi koleżeństwa.

Mój pierwszy pocałunek miał wyglądać zupełnie inaczej. Zawsze skojarzenia prowadziły do romantycznej atmosfery, gdzie znalazłbym się z dziewczyną, która przyspiesza bicie serca oraz uśmiech na twarzy. Byłoby to niesamowite przeżycie, do którego wracałbym myślami przed spaniem oraz mimowolnie unosił kąciki ust.

Tymczasem całowałem się z chłopakiem (!!!), znajdującym się w stanie upojenia, przez co mógł podjąć głupie decyzje pod wpływem chwili. Było to o trzeciej w nocy, na moim łóżku po krótkiej sprzeczce, którą załagodził pocałunkiem. I zdecydowanie odbiega to od moich marzeń.

Jednak najbardziej niepokoi fakt, że...podobało mi się. Och, to mało powiedziane - byłem wniebowzięty. Kurwa, zapłonąłem całym sobą. Od stóp do głów. Nie mogłem opanować swoich hormonów, które zaczęły rozsadzać organizm od wewnątrz. Poczułem to wszędzie. Zaczynając od ust, którymi całowałem aż po opuszki palców, które zacisnąłem na pościeli pod wpływem fali emocji.

Skąd wzięła się ekscytacja? Spowodował ją fakt, że rzeczywiście całowałem się pierwszy raz? Czy kryje się we mnie pociąg do chłopców, tłumiony przez lata?

Cholera, nie mam pojęcia. Posiadam ogromny mętlik. Głowa wręcz bucha bólem od dręczących rozterek. Wspomnienie przewija się niczym zacięta kaseta. Odtwarzam bez przerwy, próbując znaleźć znaki, którymi mógłbym się pokierować, ale widzę jedynie pustkę. Suche fakty, niewnoszące niczego nowego.

O mój Boże, co się ze mną dzieje?

~*~

Zapewne domyślacie się, że dzisiejsza noc nie należała do przespanych. I właśnie tak jest. Udało się zmrużyć oko dopiero około szóstej albo siódmej nad ranem, kiedy słońce już świtało. Nie mogłem zasnąć przez pulsujące myśli w głowie. Nie dawały chwili spokoju, mimo że nieustannie zostawały odtrącane. Przewijały się sprzeczne uczucia, które na zmianę pobudzały oraz nużyły, co okazało się bardzo męczące dla organizmu.

Sen, gdy przyszedł, nie należał do tych spokojnych. Był bardzo płytki, a w połączeniu z pobudką o jedenastej, mam ochotę zakopać się pod kołdrą na cały dzień. Szczególnie, że obudził mnie Michael, który odblokował swój telefon oraz połączył się z Internetem, a wtedy urządzenie zalała fala powiadomień dźwiękowych. Zerwałem się natychmiastowo.

- Wyłącz to - proszę, obracając się tyłem w jego stronę, wciskając głowę w poduszkę.

- O, nie śpisz? - Przemawia głosem z poranną chrypką, nie spiesząc się do opuszczenia łóżka, ponieważ kładzie się niedaleko mnie z komórką w dłoni.

- Zgadnijmy dlaczego. - Używam sarkazmu, chociaż gdy leży obok, znowu myślę o tym, co stało się kilka godzin temu.

Nie przestają mnie dręczyć motylki w brzuchu, które próbuję maskować spinaniem mięśni. Luke, ogarnij się! Nie stała się wielka rzecz! Przestań myśleć o tym wybryku, który nie zmieni nagle życia o sto osiemdziesiąt stopni. Muszę nabrać do tego dystansu, ale dopóki sprawa jest świeża, będzie ciężko.

- Przepraszam za wczoraj...Właściwie dzisiaj - mówi ze skruchą w głosie, co jest pocieszające, że zdaje sobie sprawę z wagi popełnionej głupoty. - I zarazem dzięki, że mnie przygarnąłeś, a nie dałeś kopa w dupę, chociaż zasłużyłem w pełni.

- Nawet nie zaprzeczę - mruczę, a on prycha prześmiewczo. - Pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - pytam zaciekawiony, nie będąc pewny, jakiej odpowiedzi oczekuję.

- Niezbyt. - Przeciąga się na materacu, który cicho skrzypi pod jego ciężarem. - Przez mgłę.

- Och... - Wyrywa mi się, ponieważ nie wiem, czy to plus, czy jednak minus. Sytuacja, do której doprowadził była nietypowa. Wręcz dziwna, dlatego nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić, biorąc pod uwagę moją reakcję na pocałunek. Nagle z jednej rzeczywistości zostałem wrzucony w drugą i próbuję się w niej odnaleźć. - Nie boli głowa? - Zmieniam szybko temat, próbując oddalić niewygodne fakty daleko od nas.

- Nie. Mam dobrą głowę.

- Myślę, że to kwestia sporna, bo wczoraj twój mózg chyba został tam, gdzie zerowałeś wódkę.

- Przesadzasz - śmieje się, co najwidoczniej poprawia mu poranny humor, kiedy ja ciągle nie czuję się komfortowo ze swoim ciałem oraz umysłem. - Jestem pewien, że przesadzasz.

- Co złego, to nie ty.

- Jasne.

Leżymy w łóżku, rozmawiając o głupotach. Próbuję odgonić od siebie myśli, które nękają mnie. Zagłuszane są przez słowa, przynoszone na język. Mówię o wszystkim, tylko nie o nocnym wybryku. Chcę zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Właściwie nie ma to wiele sensu, bo on nie był w pełni świadomy swoich czynów, więc warto drążyć temat? Na dodatek prawdopodobnie na pamięta tego, ponieważ nie wspomina nawet słowa, dlatego traci to jakąkolwiek wartość. Albo chciałbym, żeby nie kusiło do powrotów do tego wydarzenia.

Liz wparowuje do pokoju około jedenastej trzydzieści, nie mogąc się powstrzymać przed pogawędką z niezapowiedzianym gościem. Musimy wciskać jej beznadziejny kit, że Michael wracał późną porą od kolegów i nie chcą budzić swoich rodziców, przenocował w naszym domu. Mama wierzy nam, co przypomina abstrakcję, ale nie posiadam pytań. Cieszę się, że wykazuje się naiwnością dzisiejszego poranka, co w normalnych warunkach nie przeszłoby nigdy. Następnie oświadcza, że widzi nas w kuchni za pół godziny na śniadaniu, które zaraz przygotuje. Nawet nie mogę zaprzeczyć, bo zamyka drzwi z trzaskiem, nie pozwalając nikomu dojść do słowa.

Wstajemy z ciepłego łóżka. Pożyczam chłopakowi ubrania na przebranie, więc ucieka do łazienki, aby doprowadzić siebie do stanu porządku, żeby rodzice nie wyczuli wczorajszego aromatu alkoholu z jego ust.
Ja przebieram się w pokoju w wygodne ciuchy, ponieważ czekają mnie zapewne sobotnie porządki, od których uciekł Jack (szczęściarz).

Jemy śniadanie, kontynuując rozmowę z moją mamą, ponieważ tata korzysta z wiosennej pogody, zajmując się od wczesnego ranka ogrodem za domem. Michael nie siedzi u nas długo, bo dostaje telefon od zaniepokojonej mamy, chociaż łagodzi jej nerwy, mówiąc, że nocował u sąsiada.

Jednak wraz z odejściem Michaela, nie odchodzą wspomnienia, które stworzył.


__________

Mam okienko, więc wrzucam świeżutko sprawdzony 🤪

Trochę dłuższy niż ostatnie, kolejny bardzo możliwe, że również będzie podobnej długości.
Możecie dać znać, czy jest to dobra ilość, bo chciałabym więcej takich dłuższych tutaj pisać 😬

Swoją drogą, czy ktokolwiek się tego spodziewał? Ja sama podjęłam decyzję spontanicznie, bo planowo ich pierwszy pocałunek miał być później, więc mam nadzieję, że nie będę żałowała, a was trochę zaskoczyłam tym 🤪

Dzielcie się opiniami oraz wrażeniami, bo naprawdę uwielbiam czytać wasze komentarze 🥺

Zostawcie votes! ❤️

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top