4.
Tępo wpatruję się w szkolną tablicę, mając opartą głowę o dłoń. Nauczycielka tłumaczy reakcję chemiczną, jednak nie słucham jej, chociaż powinienem, ponieważ w przyszłości będę musiał napisać z tego zaliczenie. Lekcja nudzi mnie od początku. Notatki zapisuję, kiedy wzrok chemiczki skupia się na mojej osobie. Stwarzam pozory zainteresowanego tematem, ale wyjątkowo ciężko to przychodzi, bo czas ciągnie się w nieskończoność. Wpatruję się we wskazówki zegarka, które ociężale pracują. Najchętniej urwałbym się stąd, ale skończyły się wymówki, ponieważ w ciągu tej lekcji skłamałem trzykrotnie o pilnej potrzebie skorzystania z łazienki, argumentując to problemami z żołądkiem. Kobieta patrzyła na to z bardzo przymrużonym okiem, jednak łaskawie wypuszczała mnie do toalety. Nie chcę naciągać jej sympatyczności, ponieważ każdy ma swoje granice, a ja dzisiaj na nich balansuję.
Zerkam na Ashley, siedzącą po drugiej stronie ławki. Dziewczyna zapisuje każde słowo nauczycielki w zeszycie, który jest systematycznie oraz schludnie prowadzony. Blondynka bierze aktywny udział w każdej lekcji ze względu na zainteresowanie. Nigdy nie boi się zadawać pytań, ani dyskutować. Niejednokrotnie ratowała honor grupy, zgłaszając się do odpowiedzi.
Podziwiam jej profil. Nie omieszkam się zachwycić dziewczęcą urodą, która dodaje wiele uroku. Na twarzy widnieje skupienie.
Wsłuchuję się w głos, kiedy dopytuje o współczynniki chemiczne. Jest bardzo miękki, co idealnie wpasowuje się do jej osoby.
Mija kilka, bardzo dłużących się minut, podczas których dostałem ochrzan od nauczycielki, że nie poświęcam jej uwagi, wyciągnąłem telefon pod ławką, aby odpisać Ashtonowi oraz pobazgrałem margines w zeszycie.
Gdy zostaje ostatnie pięć minut lekcji, chowam zeszyty do plecaka wraz z piórnikiem. Kilka osób powtarza czynność pakowania się. Ashley w tym czasie używa mazaka w kolorze pudrowym, którym jeździ w niektórych miejscach zeszytu, zakreślając najistotniejsze informacje.
- Posłuchajcie, bo mam bardzo ważną informację do przekazania. - Nauczycielka klaszcze jednokrotnie w dłonie, żeby przyciągnąć uwagę. - Ławkami zrobicie projekty, dotyczące wybranego przez was tematu z działu, który aktualnie omawiamy. Na kolejnej lekcji każda ławka wskaże wybrany materiał, który będzie chciała opracować. Termin jest za cztery tygodnie, ponieważ wtedy będziemy mieli lekcję powtórzeniową, a potem sprawdzian. Chciałabym, żebyście mieli dodatkowe stopnie cząstkowe, którymi moglibyście poratować swoje sytuacje, ponieważ z wieloletniego doświadczenia wiem, że ten dział z chemii przynosi wiele trudności uczniom na zaliczeniu, więc ich oceny czasami gwałtownie opadały w dół na zakończenie semestru, a zapewne nikt nie chciałby spotkać się z przykrą sytuacją.
- Nie mogłaby pani zrobić łatwiejszego sprawdzianu? - Wyrywa się głos z ostatnich ławek.
- Będzie łatwy, ale wiem, że bardzo ciężko spamiętać wszystkie reakcje oraz informacje o solach, więc często uczniowie popełniają głupie błędy, które decydują o końcowych wynikach - odpowiada na zadane wcześniej pytanie. - Jeśli ktokolwiek zechciałby zmienić swoją parę albo posiada zastrzeżenia, zapraszam do rozmowy po lekcji... - Nie kończy, ponieważ przerywa jej dzwonek oznaczający początek długiej przerwy.
Zrywam się z miejsca, jakby parzyło. Zarzucam plecak na ramiona, jednak mój pośpiech hamuje głos sąsiadki z ławki:
- Robimy razem projekt, czy wolisz z kimś innym?
Patrzy na mnie z dołu, pakując przedmioty z ławki do niewielkiego plecaka w kolorze pudrowego różu. Zatrzymuję się w miejscu, trzymając dłonie na szelkach. Marszczę w brwi w zastanawianiu.
Wspólny projekt szkolny oznaczałby spędzenie czasu razem. Moglibyśmy pogadać na osobności o wszystkim, co tylko dusza zapragnie i posiadalibyśmy więcej minut niż jedynie długa przerwa. Zobaczyłbym, jak rzeczywiście zachowuje się poza szkołą, ponieważ niewiele dni spędziliśmy poza nią we dwójkę. Gdy nadarzały się niewielkie okazje, Beatrice lub Ashton nie opuszczali nas na krok. Wybadałbym teren, czy powinienem zagłębić naszą relację. Do tanga trzeba dwojga, więc mógłbym subtelnie dowiedzieć się, czy chciałaby spróbować czegoś więcej niż tylko przyjaźń.
- Zrobimy razem - wypalam, czekając na blondynkę, która kończy się pakować. - Napiszę do ciebie, co i jak, okej?
- Jasne. - Wstaje na równe nogi, ale mimo prostej postawy nawet nie sięga do mojego ramienia. - Idziesz na stołówkę? - Obydwoje ruszamy w stronę wyjścia z sali lekcyjnej na szkolny korytarz, który zapełnia się uczniami.
- Idę jedynie do wyjścia, ponieważ tam umówiłem się z Ashtonem. - Idziemy w tłumie nastolatków, którzy tworzą gwar. - A potem idziemy kupić jedzenie.
- Jasne, tylko pytałam. - Uśmiecha się serdecznie. Wysilam słuch, żeby dokładnie usłyszeć jej słowa. Składają się na to dwa czynniki - pierwszy to różnica wzrostu, która okazuje się znacząca, kiedy wokół was znajduje się kilkaset osób i każdy przemawia. Zagłuszają wszystko, co tylko mogą. Drugi to cichy głos blondynki ze względu na jej nieśmiałość. Nie przepada być w centrum uwagi, dlatego nie odzywa się podwyższonym tonem. - Myślałam, że usiądziecie z nami w stoliku.
- Kolejnym razem.
- Spoko.
Podprowadzam dziewczynę do stołówki, gdzie zebrała się znacząca część społeczności szkolnej. Witamy się z Beatrice, która opiera się o ścianę ze słuchawkami w uszach, mając nos wsadzony w telefon. Ashley trąca jej ramię, a ona wtedy przenosi uwagę na nas, unosząc kąciki ust. Pociąga swoją najlepszą przyjaciółkę do pomieszczenia, gdzie czekają ich koleżanki przy jednym ze stolików. Żegnam się z dziewczynami i idę do Irwina, który czeka na zewnątrz, ponieważ pospieszył się.
Wychodzę poza budynek, a wraz ze mną inni uczniowie. Jedni wychodzą na papierosa, drudzy po jedzenie, a trzeci na spacer między lekcjami. Wolne czterdzieści minut można wykorzystać na wiele sposobów. Ogranicza nas jedynie wyobraźnia oraz kreatywność.
Kwietniowe słoneczko razi w oczy, jednak odczuwam powiem chłodnego wiatru, przed którym chroni materiałowa kurtka. Robię z dłoni prowizoryczny daszek, żeby znaleźć blondyna wśród innych. Zajmuje to kilka sekund, zanim dostrzegam chłopaka w bordowej bluzie z kapturem oraz jeansach. Podchodzę do niego, witając się.
- Idziemy, czy czekamy na kogoś? - dopytuję, wkładając dłonie do kieszeni kurtki.
- Wszyscy się zmyli. - Stawia pierwsze kroki w stronę wyjścia z terenu szkoły. - Nie spieszyłeś się.
- Odprowadziłem Ashley do stołówki - tłumacze się, idąc z przyjacielem ramię w ramię.
- Dżentelmen.
- Swoją drogą zostaliśmy przydzieleni do wspólnego projektu.
- Oh, wow. - Wydusza z siebie, będąc zdezorientowanym. - I co w związku z tym?
- Chyba to będzie moja szansa na wybadanie terenu.
- Myślałem, że dawno to zrobiłeś...
- Sam nie wiem, czego chcę. - Przerywam mu, kiedy przekraczamy bramkę szkolnego ogrodzenia.
- Przecież mówiłeś, że chciałbyś z nią spróbować.
- Jest świetną dziewczyną, ale czy jest między nami chemia? - zadaje pytanie, chociaż nie mam pewności, czy skierowane jest do mnie, czy do Ashtona.
Mętlik w głowie powiększa się z każdym dniem, od kiedy Michael poruszył ten temat. Zacząłem rozgrzebywać temat na czynniki pierwsze. Rozterki nie przestały dotyczyć wyłącznie Ashley, ale wkradł się wątek dotyczący mnie. Myślę nad swoim zachowaniem oraz odczuciach.
Lubię jej charakter, sposób bycia, poczucie humoru. Jest śliczną dziewczyną ze zdrowymi kształtami. Ubiera się w bardzo charakterystyczny sposób, co również wychodzi na jej korzyść. Wspólne spędzanie czasu to przyjemność. Uwielbiam prowadzić z nią dyskusje. Czuję się przy niej swobodnie. Rozmawiamy i nie kończą się tematy. Czas przelatuje niczym piasek przez palce. Rozumiemy swoje żarty. Mamy flow. Ciągnie nas do siebie, jednak czy to podłoże czysto romantyczne? Obydwoje zwróciliśmy uwagę na drugą osobę, ale czy jest to chociażby zauroczenie? Może łączy nas wyłącznie wyjątkowa więź przyjacielska?
Chciałbym związku, zauroczenia, pierwszego pocałunku. Pragnę doświadczyć tej szczeniackiej miłości, przypominającej kwiaty żonkili. I myślałem, że fajnie byłoby to przeżyć z Ashley u boku, jednak czy rzeczywiście ona jest moją pierwszą miłością?
Nigdy nie miałem podobnej relacji z żadną dziewczyną, dlatego nie potrafię zrozumieć sytuacji, w której się znajduję. Wielu ludzi powiada, że najlepsze związki rodzą się z przyjaźni damsko-męskich, więc dlaczego nie mielibyśmy spróbować? Jednak z drugiej strony - warto karmić się nadzieją, która jest pokarmem głupich oraz zagubionych?
Doszedłem do tych wniosków wczorajszej nocy, słuchając muzyki w słuchawkach, próbując zasnąć. Wzięło mnie na przemyślenia, które pochłonęły do reszty oraz spowodowały nieprzytomność przez pierwszą lekcję, dopóki nie kupiłem kubka z kawą w rozmiarze XL.
- Słuchaj, stary... - zaczyna Ashton, kiedy przechodzimy przez bramę w stronę sklepu, gdzie kupimy hot-dogi za dwa dolary. - Musisz sam to poczuć. Będziesz wiedział, że to jest tym. Wiesz, podświadomość i te sprawy.
- Niby tak, ale dla mnie to wszystko przypomina czarną magię.
- Nawet jeśli chciałbym pomóc to raczej niewykonalne, bo nigdy nie miałem crush'a na żadnej lasce.
- Więc kim były dla ciebie dziewczyny, z którymi się całowałeś? - Marszczę brwi w dezorientacji, ponieważ Ashton zaskoczył mnie.
- Um, właściwie to nikim ważnym - tłumaczy się lekko zakłopotany. - W sensie zanim się całowaliśmy, wyraźnie zaznaczałem, że nie szukam związku, a one się zgadzały, więc...to chyba nie przestępstwo.
Szczerze? Nie mógłbym przeżyć pierwszego pocałunku z kimś, na kim nie zależałoby mi. Chyba jestem drobnostkowy, ponieważ większość rówieśników chociaż raz w życiu całowała się, kiedy ja nikogo nie trzymałem nawet za dłoń. Przywiązuję wagę do rzeczy, które wydają się ważne, chociaż zapominamy o nich w dorosłym życiu. Jednak nie potrafię się przełamać, żeby pocałować kogokolwiek, chociaż posiadałem kilka okazji.
Jedną z nich były kolonie w siódmej albo ósmej klasie, kiedy to graliśmy w prawdę lub wyzwanie. Postawiłem oczywiście na wyzwanie, próbując zgrywać samca alfę, ale gdy rzucono propozycję, żebym pocałował najśliczniejszą koleżankę, spanikowałem i uciekłem, gdzie pieprz rośnie. I tyle było z mojej odwagi tamtejszej nocy, z której potem strojono żarty na następny dzień, jednak szybko znudziło się to uczestnikom obozu, a ja przez następny tydzień próbowałem przełknąć wstyd.
- Okej, więc w sumie to już nieważne - rzucam, wciskając dłonie w kieszenie kurtki, patrząc pod nogi.
- Mógłbyś zapytać Jacka - sugeruje przyjaciel.
- Zrobiłem to.
- I co powiedział?
- Właściwie to samo, co ty, ale trochę innymi słowami - informuję, nie przestając mieć spuszczonej głowy w drodze po drugie śniadanie. - Nie wiem, na co liczę. Chyba na oświecenie.
Resztę drogi do sklepu przebywamy w spokojnym tempie, schodząc na przyziemniejsze tematy, chociaż imię „Ashley" nieustannie pulsuje z tyłu głowy, więc znając życie skupię się na nim przez resztę dnia, kiedy tylko znajdę chwilę dla samego siebie.
Stoję w korytarzu, gdzie znajdują się dwie pary drzwi, a każda bezpowrotnie prowadzi inną drogą, więc wybieram w ciemno, ponieważ nie mam pojęcia, co się znajduje za progiem. Zapewne plotę teraz typowe, nastoletnie rozterki, jednak mając szesnaście (niedługo siedemnaście) lat, niektóre sprawy wydają się życiową apokalipsą. Dochodzi jeszcze aspekt mentalności, czyli coś, co u każdego człowieka się różni. Oczywiście są pewne wyjątki, które bezdyskusyjnie są złe. Społeczność nie toleruje robienia krzywdy innym osobom, co jest słuszne. Nikt bezpodstawnie nie zasługuje na cierpienie, chociaż sprawiedliwość często w tym aspekcie zawodzi, jednak to temat na dłuższą dyskusję, więc nie będę się rozwodził. Może w przyszłości rozwinę ten wątek ponownie, ale aktualnie nie mam do tego głowy.
Kupujemy w sklepie drugie śniadanie. Nie jesteśmy tutaj jedyni, ponieważ wielu uczniów przychodzi do lokalnych sklepików, gdzie można kupić produkty niedostępne w szkolnej stołówce. Niektóre również są tańsze, ale większość przychodzi tutaj pod pretekstem wyrwania się z czterech ścian szkoły, aby przy okazji spalić papierosa i zażyć witaminy D.
Nie oszukujmy się - nastolatkowie rządzą się swoimi zasadami. Nasz wiek jest bardzo nietypowy. Utknęliśmy między przedszkolem oraz dorosłością, więc nikt nie wie, jak powinno się nas odpowiednio traktować. Niektórym brakuje oleju w głowie, a drudzy pozostają ponadto poważni. Każdy z nas jest inny na swój własny sposób. Stanowimy bardzo zróżnicowaną grupę. I ten czynnik chyba najbardziej przeszkadza społeczeństwu, bo ciężko przypisać nas do jakiejkolwiek zbiorowości, więc musimy stać z boku, dopóki nie wpasujemy się w pewne ramy, a dopiero wtedy będziemy mogli wejść w nieszczęsne, dorosłe życie, które przeraża, bo brakuje w nim cząstki dzieciństwa. W środku duszy każdy z nas bardzo boi się pozostać dorosłą osobą, a gdy już jest to tęskno mu do gówniarskiego życia.
__________
Wiem, że może trochę nudno na razie, ale muszę was odpowiednio tutaj wprowadzić, żeby zacząć właściwe rozwinięcie akcji 😌
Jeszcze chwilkę poczekajcie
Komentujcie i zostawcie votes! ❤️
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top