33.

Pogoda dzisiejszego dnia rozpieszcza. Temperatura waha się w okolicach trzydziestu stopni Celsjusza. Niebo jest bezchmurne. Promienie słoneczne ogrzewają skórę, jednocześnie powodując opaleniznę. Oceaniczna bryza otula mnie, kiedy siedzę na rozgrzanym piasku. W prawej dłoni trzymam Piña Coladę, która przynosi orzeźwienie w ten upalny dzień. Z głośnika wydobywa się muzyka, której rytm wpasowuje się do letniego klimatu.

Znajduję się na plaży wraz z przyjaciółmi. Spędzamy wspólnie czas, świętując moje siedemnaste urodziny.

- Przepraszam, ktoś do mnie dzwoni. - Trzymam w dłoni telefon, na którego wyświetlaczu widnieje przychodzące połączenie. - Zaraz wracam. - Odstawiam drinka na koc, podnosząc się z miejsca.

Oddalam się na kilka metrów od moich przyjaciół, aby móc bezproblemowo przeprowadzić rozmowę przez telefon. Stopy zatapiają się w gruncie, kiedy stawiam kolejne kroki w stronę miejsca, które jest niezaludnione oraz cichsze.

- Halo? - Odbieram połączenie, znajdując się wystarczająco daleko, żeby móc dogadać się z osobą dzwoniącą.

- Hej, Lukey. - Głos Michaela Clifforda rozbrzmiewa w słuchawce. Z łatwością go poznaję.

- Hej, Mikey.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - mówi z entuzjazmem w głosie. - Nie będę się rozgadywać, bo preferuję pisanie, ale wiesz o tym, jednak nie chciałem wysyłać suchego SMS'a i wolałem zadzwonić.

- Wiem, więc dzięki. Doceniam.

- Drobiazg - rzuca. - Jak się bawisz? Mam nadzieję, że dobrze.

- Jest trzydzieści stopni Celsjusza na termometrze, piję zimną Piña Coladę z parasolką przez słomkę na plaży, więc czego chcieć więcej od życia? - Śmieję się, grzebiąc stopą w piasku, który dostaje się między palce. - Szkoda, że ciebie nie ma - dodaję, zagryzając wargę. Mówię to dosyć cicho, aby tylko on mnie usłyszał.

Boję się, że ktokolwiek mógłby zarejestrować moje wyznania. Nie wstydzę się swoich uczuć, którymi go obdarzam, aczkolwiek samemu ich w pełni nie pojmuję, więc ciężko byłoby wyjaśnić innym to, co przeżywam w sercu oraz głowie. Wolę chwilowo zostawić to wyłącznie dla siebie.

- Wiem, również żałuję i jeszcze raz przepraszam, że nie mogę się pojawić...

- Nie przepraszaj, bo nie masz powodu. - Niegrzecznie przerywam wypowiedź chłopaka, ale nie mogę się powstrzymać, żeby tego nie zrobić. - Wiem, że po sesjach jesteś bardzo wrażliwy i musisz ułożyć sobie w głowie myśli. Nie jestem zły, ani smutny, serio. W życiu są priorytety, a twoja terapia zdecydowanie do nich należy. - Rozwijam myśl.

- Dzięki - rzuca. - Mam propozycję dla ciebie.

- Jaką? - Marszczę brwi. Budzi we mnie ciekawość.

- Niedziela. Ty. Ja. Randka. Kino. - Wymienia, pozostawiając pauzy między kolejnymi wyrazami, czym buduje napięcie. - Co ty na to?

- Myślę, że nie muszę się zastanawiać dwa razy.

- Świetnie, więc nie będę więcej przeszkadzać. Wybaw się, jak najlepiej tylko możesz, a my widzimy się za dwa dni.

- Jasne. - Kiwam głową. - Na razie.

- Na razie.

Kończę połączenie. Wpatruję się w komórkę. Analizuję przeprowadzoną rozmowę w głowie. Przywołuję wszystkie słowa, które usłyszałem i wypowiedziałem. Ekran wygasa, a wtedy dostrzegam swoje odbicie, w którym uśmiecham się od ucha do ucha, ponieważ wypełnia mnie ekscytacja.

~*~

Przekraczam próg budynku, w którym znajduje się kino. Po przejściu przez automatycznie otwierane drzwi, uderza we mnie zapach prażonej kukurydzy. Wnętrze jest klimatyzowane, więc zostaję otoczony chłodnym, orzeźwiającym powietrzem. Jest to przyjemna odmiana od skrawu, panującego na zewnątrz.

- A czy teraz dowiem się, na jaki film przyszliśmy? Czy mam poczekać, aż do rozpoczęcia seansu?

Spoglądam wyczekująco na Michaela Clifforda, który jest ubrany w czarne spodenki, białą koszulkę z wypisanymi dzielnicami Nowego Jorku na plecach, buty sportowe w stylu daddy shoes marki Adidas i czapkę z daszkiem, którą założył tyłem na przód.
Pierwotnym celem czapki było maskowanie zniszczonych włosów, ale z czasem chłopak stwierdził, że bardzo dobrze czuje się z nakryciem na głowie oraz zgrywa się z jego osobą, a ja nie zaprzeczyłem, bo posiadał rację, dlatego prawdopodobnie akcesorium na stałe zagości w jego garderobie.

Swoim ubiorem stanowię jego odwrotność i to dosłownie, bo założyłem białe spodenki, które skomponowałem z czarną koszulką z nadrukiem na klatce piersiowej, a wszystko dopełniają wysokie trampki firmy Converse w kolorze czerwonym.

Przeciwieństwa przyciągają się, prawda?

Trzymamy się za dłonie. Nasz uścisk jest bardzo subtelny, ponieważ łączymy się wyłącznie palcami, aczkolwiek ten mały gest znaczy dla mnie bardzo wiele. Lubię posiadać z nim kontakt fizyczny, ponieważ w miejscu zetknięcia się skór powstaje prąd, który jest przyjemnie elektryzujący.

- Nie dasz mi spokoju, dopóki ci nie powiem, co nie? - Śmieje się, ciągnąc mnie w głąb kina. - Przyszliśmy na „Czarną Wdowę". - Stajemy w kolejce do kas.

- Serio? - Wybrzuszam oczy. Kiwa głową na znak potwierdzenia. - O cholera! - Wyrywa mi się z powodu ekscytacji, która wypełnia moje ciało. W emocjach ściskam jego dłoń, nie powstrzymując radości.

Obydwoje z Michaelem uwielbiamy Avengers, aczkolwiek nigdy nie znaleźliśmy okazji przez ostatnie lata, aby wspólnie wybrać się do kina na premierę. Wszystkie wspólne wyjścia za dzieciaka kończyły się na tym, że kiedy znajdowaliśmy wolny czas to film zostawał wycofywany z kina, żeby za pół roku mogły pojawić się na DVD albo Blu-Ray. Nasza cierpliwość oraz majątek nie przyjmowały tych opcji chociażby do rozważenia, dlatego kończyliśmy na podejrzanych stronkach internetowych, skąd produkcje pobieraliśmy w pakiecie z trojanami.

Nie oszukujmy się, jednak oglądanie filmów w kinie znacząco różni się od oglądania spiraconych wersji, gdzie nieustannie wyskakują reklamy z podejrzanymi tabletkami na powiększenie penisa o dziesięć centymetrów w czternaście dni albo gorącymi mamuśkami, które znajdują się pół kilometra ode mnie. Całkowicie inny klimat.

Michael zarządza, że on stawia bilety oraz przekąski, bo to on jest osobą zapraszającą. Nie dostałem nawet szansy, żeby pisnąć chociażby słówko, dlatego przygarnąłem w ręce karmelowy popcorn wraz z kubkiem, wypełnionym gazowanym napojem, kiedy nastolatek w dłoni trzymał dwa bilety.

- Jakie wybrałeś miejsca? - pytam, kiedy wchodzimy do sali kinowej, która jest przestronna. Utrzymana w barwach fioletu oraz czerni. Światła LED znajdują się przy podłodze oraz suficie, pozostawiając poświaty na ścianach. Wiele miejsc jest zajętych, a w pomieszczeniu panuje szum ze względu na mieszające się rozmowy ludzi. 

- Tylko nie krzycz, że przesadziłem.

- Wziąłeś kanapy?

- Kanapy dla VIP'ów. - Uśmiecha się niewinnie, prowadząc w kierunku siedzeń, które zarezerwował. Wspinamy się po schodach na sam szczyt, gdzie znajdują się miejsca z możliwością wyciagnięcia nóg oraz przyjęcia wygodnej pozycji w trakcie seansu. - Nie dąsaj się. Obchodzimy twoje urodziny, więc możemy sobie pozwolić.

- Nie dąsam się, a próbuję nie wypieprzyć się na schodach.

- Pomogę...

- Nie, dam radę. - Protestuję. Pokonuje kolejne stopnie, przykuwając uwagę do kroków, które podejmuję.

- Jesteś uparty, niczym osioł.

- Przyganiał kocioł garnkowi.

- Robimy wojnę na przysłowia? - Chłopak skręca w rządek, w którym mamy wykupione miejsca. Nie spuszcza ze mnie oka, chociaż nieustannie podążam za nim, prawie depcząc mu po piętach.

- Przegrałbyś, więc na twoim miejscu, nawet nie próbowałbym.

- Jesteś pewien? - Unosi zaczepnie brew, prowokując mnie. Robi to z premedytacją, a ja powstrzymuję się ze wszystkich sił, żeby nie wszcząć dyskusji, którą zwrócilibyśmy uwagę wszystkich osób z sali, dlatego przez kilka sekund prowadzimy wojnę na spojrzenia. On próbuje mnie podpuścić, a ja ostudzić jego zapały; niczym ogień i woda.

- Nie, dlatego tego nie zrobimy. - Poddaję się, siadając na kanapę, przy której zatrzymaliśmy się, ponieważ należy do nas. - I nie próbuj mnie więcej podpuszczać!

- Dlaczego?

- Michael!

- Okej, nie odzywam się więcej. - Unosi ręce w górę w geście kapitulacji, chociaż jego twarz wyraża rozbawienie.

Emanuje aurą, przez którą mięknę, dlatego nie potrafię się wkurzyć za to, że mnie przedrzeźniał. Wręcz przeciwnie - unoszę kąciki ust, kiedy on powstrzymuje śmiech.

W sali gasną światła, co oznacza początek seansu. Na ekranie pokazują się reklamy. Michael zbliża się do mojego boku. Zniża się w dół, aby ułożyć wygodnie głowę na moim ramieniu. Obejmuje moje przedramię lewą dłonią, żeby prawą móc bezproblemowo zatopić w kartonowym opakowaniu, w którym znajduje się popcorn. Nie omieszkam się ułożyć policzka na czubku jego głowy. Ciepło jego ciała przesiąka przez moją skórę, powodując rozlanie się gorąca wewnątrz organizmu.

~*~

Zachodzące Słońce tworzy wielobarwność na niebie, która zachwyca. Podążamy ulicami Moreno Valley, znajdując się melancholii, której oddaję się w całości.

Seans zakończył się godzinę temu, ale nam niespieszny był powrót do domu, dlatego wybraliśmy okrężną drogę, którą przedłużyliśmy kilka uliczek, żeby spędzić ze sobą jeszcze więcej czasu, aczkolwiek skończyły nam się pomysły, więc aktualnie przemierzamy nasze osiedle w kierunku ulicy, gdzie mieszkamy.

- Moim zdaniem byłoby fajnie, jakby rozbili ten film na dwie części. - Michael zabiera głos, aby wyrazić swoją opinię, dotyczącą filmu, który obejrzeliśmy w kinie. - Red room miał potencjał na dobry thriller! Czuję niedosyt tego wątku.

- Zgadzam się z tobą! - Przytakuję. - Natasha mogłaby wtedy dostać więcej czasu na ekranie, bo zasługuje na to. Yelena bardzo przyćmiła ją. Odniosłem wrażenie, że „Czarna Wdowa" powstała tylko dlatego, żeby wprowadzić postać Yeleny do uniwersum, a nie oddać hołd Natashy - dodaję, bo uwielbiam rozmawiać z Michaelem o wszystkim, co tylko nas otacza. Obydwoje posiadamy inne perspektywy, które tworzą pole do dyskusji. Pytania oraz odpowiedzi wydają się nie kończyć, a kiedy wyczerpiemy temat, wysuwamy wnioski.

- Yelena to cześć jej życia, więc musiała się pojawić wraz z resztą rodziny. Skoro chcieliśmy poznać Natashę, musieliśmy poznać jej rodzinę, bo wszystko łączyło się ze sobą.- Podważa moje zdanie, aby dorzucić swoje trzy grosze. - Główny wątek nie miałby sensu, jakbyśmy nie zobaczyli całej czwórki w walce po jednej stronie.

- Okej, masz rację. - Stajemy między naszymi domami.- Jednak musisz przyznać, że Natasha bardzo wiele poświęciła i zasługiwała na więcej.

- Przyznaję.

Stoimy naprzeciwko siebie. Słońce muska złocistymi promieniami, a chłodny powiew wiatru otula ramiona. Patrzymy sobie w oczy, w których znajdują się odzwierciedlenia naszych dusz. Tęczówki w kolorze szmaragdu iskrzą się, co powoduje wypuszczenie z pułapki motylków, a one rozprzestrzeniają się po całym podbrzuszu.

- Buziak na pożegnanie? - Unosi brew ku górze, zakładając szelmowski uśmiech, który działa na mnie niczym magnes.

- Mhm - mruczę, oblizując koniuszkiem języka dolną wargę.

- Będzie szybki, bo widziałem przez okno, że twoja mama kręci się po kuchni.

Stawia krok, aby zmniejszyć dystans między nami. Staję na palcach, żebyśmy móc sięgnąć swoimi ustami do moich. Obejmuje swoimi wargami moje. Wymieniamy się kilkoma, słodkimi muśnięciami, jednak to zbyt mało. Nie zaspokajamy swoich potrzeb.

- Widzimy się we wtorek? - pytam. Znajdujemy się blisko siebie, jednak to zbyt mało, aczkolwiek wiele zaryzykowaliśmy tym pocałunkiem na środku ulicy, chociaż mówi się, że pod latarnią najciemniej, prawda?

- Myślę, że tak, chociaż jeszcze napiszę, okej?

- Okej. - Kiwam głową.

- Na razie. - Uśmiecha się.

- Na razie.

Posyłamy sobie ostatnie spojrzenia, a potem oddalamy się w swoje strony, a mnie skłania do refleksji, ponieważ nie chcę się więcej ukrywać. Czuję się zmęczony tym, że jesteśmy ograniczeni. Żyjemy w cieniu, jakby Słońce nie było nam dane, chociaż sytuacja nie wygląda w ten sposób. Aby wyjrzeć na światło dziennie, istnieją dwie opcje: oddzielnie albo razem. Skłaniam się do wspólnego wyjścia, podczas którego nie byłoby żadnego „ja" ani „ty", a „my".

Chciałbym, nie musieć się więcej z nim kryć. Pragnę go trzymać za rękę podczas spaceru, objąć na kanapie w salonie albo pocałować na środku szkolnego korytarza; cieszyć się tymi małymi rzeczami, bo Michael Clifford to żaden powód do wstydu, abym musiał się ukrywać ze swoimi uczuciami wobec niego, chociaż jeszcze w pełni tego nie pojmuję, ale nie przestaję się uczyć.

Wiem, że związki to nie wyłącznie sielanka. Życie jest przewrotne oraz daje w kość, ale nie boję się tego. Nie mam niczego przeciwko w wspieraniu się albo wspólnym rozwiązywaniu problemów. Wiążąc się z kimś, wiążemy się z nim całym, a nie tylko połowicznie, dlatego byłbym gotów przyjąć w serce Michaela wraz z jego demonami. Nawet nie wyobrażam sobie innego scenariusza!

Aktualnie znajdujemy się w etapie o nazwie „między", podczas którego posiadamy wyłącznie niewiadome. Grunt pod stopami jest grząski. Nie mam pojęcia, co mogę robić, a czego nie. Nasze granice są rozmazane, bo nieustannie balansujemy na nich. Zaginamy w każdą z możliwych stron, jednak na dłuższą metę to niedobra opcja. Musimy to uporządkować i zdecydować, co łączy naszą dwójkę, bo w głowie rodzi się coraz więcej pytań, a nie posiadam żadnych odpowiedzi!

Jest jedna rzecz, której jestem pewny w stu procentach na ten moment, a mianowicie pragnę być blisko niego, kiedy jest dobrze oraz źle. Bez wyjątków.



__________

Rozdział zamiast dobranocki dla części z was XD
Króciutko, ale kolejny postaram się naskrobać dłuższy, chociaż niczego nie obiecuję, bo mam ostatnimi czasy urwanie głowy w dalszym ciągu
Ja spadam, a wam życzę miłego wieczoru/nocy/poranka/południa/popołudnia (skreślcie niepotrzebne XD)

Komentujcie i zostawiajcie gwiazdki! <3

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top