29.

Wręcz wybiegam z autobusu na zewnątrz, zerkając przelotnie na zegarek w telefonie. Kamień spada z serca, widząc, że zjawię się na miejscu prawdopodobnie na czas, ale wymaga to ode mnie poświęcenia w postaci szybkiego marszu.

Bez zastanowienia przyspieszam tempo kroku oraz wymijam innych pieszych. Prawie potykam się o swoje sznurówki, które rozwiązują się w drodze, ale jedynie wkładam sznurowadła do środka butów i idę dalej.

Pogoda wcale nie pomaga, ponieważ pierwsze krople potu pojawiają się na czole od temperatury, sięgającej powyżej dwudziestu pięciu stopni.

Jestem trochę na siebie zły, bo gdyby nie moje gapiostwo, zdążyłbym na wcześniejszy autobus, a tak to umieram od piekielnej pogody, którą muszę połączyć z wysiłkiem fizycznym, co wcale nie stanowi dobrego duetu i przyzna to każdy, kto kiedykolwiek tego wypróbował. Nie wspominając o tym, że w pośpiechu nałożyłem różne skarpetki, a mój telefon posiada zaledwie dwadzieścia procent baterii!

Pokonuje odcinek drogi w rekordowym czasie. Zwalniam, będąc blisko celu, wycierając pot z czoła. W telefonie wystukuje wiadomość do Michaela, że zaraz będę na miejscu. Chłopak jest nieaktywny, więc prawdopodobnie jeszcze nie wyszedł z gabinetu, co oznacza, że spotkamy się punktualnie.

Nie mylę się. W momencie kiedy zatrzymuję się pod placówką psychologiczno-terapeutyczną, nastolatek wychodzi z budynku. Automatycznie kieruje się w moją stronę, jednak jego twarz nie wyraża żadnych emocji, a mnie to niepokoi. Nie dostrzegam niczego, co mogłoby świadczyć o jego samopoczuciu. Mięśnie twarzy są rozluźnione, więc usta nie wyrażają niczego złego, ani niczego dobrego. Szczęka znajduje się w naturalnej pozycji. Oczy nie skupiają się na jednym punkcie, ale również nie biegają we wszystkie strony świata. Ręce pozostają w spoczynku, a nogi poruszają się w normalny sposób. Wydaje się całkowicie neutralny.

- Hej - witam się, ale nie wykonuję żadnych ruchów, ponieważ nie mam pojęcia, co powinienem zrobić, skoro nie umiem go odczytać. Wolę niczym nie ryzykować, a wyłącznie poczekać na znak z jego strony.

- Hej.

Łapiemy kontakt wzrokowy na krótki moment, ponieważ chłopak bez pytania zbliża się, aby wsunąć ręce pod moje pachy. Obejmuje mnie ramionami, a głowę chowa w zagłębieniu szyi. Jego uścisk jest bardzo ścisły. Odwzajemniam ten gest, dodając do tego pocieranie dłonią jego pleców. Tkwimy w ciszy, ponieważ on nie odzywa się, a ja nie mam pojęcia, co powinienem powiedzieć, aczkolwiek jest przyjemnie. Wręcz bardzo.

- Jak było? - pytam po dłuższej chwili z nadzieją, że wchodzę na neutralny grunt. Wtedy chłopak wypuszcza mnie z uścisku.

- W porządku - odpowiada, stawiając pierwsze kroki w kierunku centrum miasta. - Właściwie to Crystal przygotowała mnie do tego, bo przewidziała większość rzeczy, o które zostanę spytany, więc odpowiedzi miałem gotowe w głowie, chociaż wypowiedzenie ich na głos okazało się trudniejsze, niż myślałem.

- O czym rozmawialiście?

- Rozmawianie to wiele powiedziane, bo rzucałem półsłówkami, ponieważ cholernie się stresowałem. - Wzdycha dosyć ciężko, wpatrując się w przestrzeń przed nami. - Wtedy zaczęła okrążać temat i nie bez powodu. Tym sposobem dowiedziała się o mnie dosyć sporo informacji. Nie tylko tych, co powiedziałem na głos. Użyła swoich metod psychologicznych, żeby mnie rozgryźć. Właściwie było to przerażające, ale nie bez powodu wszelkie dyplomy wiszą na ścianach gabinetu.

- I co tobie powiedziała? - dopytuję, wykazując zainteresowanie.

- Wspólna terapia z rodzicami - informuje. - Problem leży między naszą trójką, a nie tylko we mnie. Zaproponowała, żebyśmy spotykali się rodzinnie co drugi tydzień, a w międzyczasie przychodził sam na dodatkowe konsultacje. - Spogląda w moją stronę. - Luke, powtórzę się, ale serio boję się. Pani psycholog jest świetna i myślę, że lepiej trafić nie mogłem, ale mam wiele obaw, żeby zacząć ogarniać ten syf w głowie. Nie mam pojęcia, co mogę w nim znaleźć, a on gromadził się tyle lat...

Strach próbuje przejąć stery, co powoduje rozdwojenie nerwów. Próbuje utrzymać siebie w rydzach, ale przychodzi to z trudem. Pierwszy raz w życiu miał okazję spojrzeć w głąb siebie. Nie spodziewał się widoku, który zastał przed oczami. Przerosło go to, chociaż stanowiło to dopiero wstęp do całej reszty.

Było to bardzo osobiste oraz intymne doświadczenie. Obca osoba wyłożyła przed nim karty, które on wypierał z umysłu, chociaż miał świadomość, że to prawda. Uderzyło to z podwójną siłą.

Niełatwo stawia się czoła ze swoimi demonami, które zdążyły się rozgościć w umyśle. Jest to ciężka walka, wymagająca wielkich pokładów sił. Nie jest to pojedyncza bitwa, a cała wojna. Wiele poświęcasz, bo musisz dawać dwieście procent z siebie, o ile nie więcej, żebyś to ty mógł wykonać ostateczny cios, który wszystko zakończyć.

- Michael. - Zatrzymuję nas w miejscu. Ręce niepewnie układam na jego policzkach, żeby spojrzał wprost w moje oczy. Zieleń tęczówek przygasa od negatywnych emocji, które się w nim gromadzą. Wygląda, jakby nie potrafił nabrać powietrza w płuca. Przejmuję stery nad sytuacją. Czuję się w obowiązku, żeby to zrobić. - Nie panikuj. Oddychaj ze mną, dobrze?

Kiwa głową, że rozumie polecenie. W pamięci przywołuję punkty, jak pomóc osobie z atakiem paniki, dlatego w pierwszej kolejności układam jego dłoń na mojej klatce piersiowej, aby mógł wyczuć rytm oddechów pod palcami. Sam swoje ręce przenoszę gdzieś w okolicach jego barków. Następnie biorę głęboki wdech, uprzedzając go komendą. Podobnie postępuje w przypadku wydechu. Chłopak przymyka powieki, wsłuchując się w mój głos, który przekazuje konkretne informacje.

Stoimy na środku chodnika przez pewien czas, o którego ilości nie mam pojęcia. Poświęcam całą uwagę na oddychaniu, żeby sprowadzić nastolatka do normalnego funkcjonowania organizmu. Czuję na sobie wzrok ciekawskich osób, jednak zlewam to. Mam większe priorytety, których nie stanowią przypadkowi przechodnie na ulicy.

Początkowo bardzo trudno mu wziąć głęboki oddech, ale z kolejnymi minutami przychodzi to z większą łatwością. Otwiera oczy, a następnie zaczyna oddychać samodzielnie, czyli bez mojego wsparcia w postaci komend.

Schodzi ze mnie całe podenerwowanie, które trzymałem w żelaznych rydzach do tej pory, ale musiałem utrzymać zimną krew, żeby być w stanie mu pomóc, więc właściwie jestem dumny z naszej dwójki, że daliśmy samodzielnie radę.

- Już wszystko okej? - Upewniam się, pocierając dłonią o jego odkryte ramię. Robię to opiekuńczo. Nie ma w tym ani grama seksualności. Nie widzę dla niej nawet miejsca w tym geście.

- Tak, chyba tak. - Opuszcza dłoń z mojej klatki piersiowej, więc również ściągam ręce z jego ciała. - Dzięki, Luke.

- Nie ma za co. - Posyłam mu niewielki uśmiech, aby go podbudować. Odwzajemnia to, co wprowadza mnie w entuzjazm. - Wracamy do domu, czy idziemy jeszcze na miasto?

- Chodźmy na jedzenie - odpowiada. - Najlepiej na tłuste oraz niezdrowe burgery z frytkami smażonymi na głębokim tłuszczu, a wszystko popijemy colą, co z pewnością podniesie nasz poziom cholesterolu do niemożliwych liczb, ale chociaż będę szczęśliwy, bo najedzony.

- Czyli In-N-Out Burger?

- Trzy razy na tak.

Idziemy w stronę centrum miasta, gdzie znajduje się restauracja. Zamawiamy jedzenie na wynos, ponieważ lokal jest przepełniony nastolatkami, którzy urwali się ze szkół (my również się do nich wliczamy), ponieważ wszystkie oceny są oficjalnie wystawione oraz nikt nie powinien ich zmieniać, chociaż od każdej zasady występują wyjątki. Nasze zamówienie jest realizowane w ekspresowym tempie, dlatego zabieramy papierowe torby oraz kubki i wychodzimy na zewnątrz. Kierujemy się w stronę parku, znajdującego się niedaleko restauracji. Zajmujemy ławkę, na którą pada cień od koron drzew, co ochrania nas od parzącego Słońca.

Wypakowuję nasze jedzenie, ponieważ Michael przeprowadza krótką rozmowę z ojcem przez telefon. Informuje, że wróci później do domu niż zakładał. O wizycie u psychologa napomknął wyłącznie kilka słów, aby tylko zaspokoić ciekawość rodzica. Szczegóły planuje podać później, kiedy wszyscy znajdą się twarzą w twarz. Z pewnością nie będzie to łatwa rozmowa, ale wierzę w niego, że podoła.

Siedzimy na dwóch końcach ławki. Między nami znajdują się frytki, ponieważ obydwoje burgery trzymamy w dłoniach.

- Idziesz na zakończenie roku szkolnego? - pytam, zajadając się burgerem.

- Muszę, bo inaczej Calum nie da mi spokoju. - Śmieje się, co stanowi jeden z piękniejszych dźwięków tego dnia. Przypomina to pojawienie się tęczy na nieboskłonie po deszczowym dniu. - Właściwie to maltretował mnie cały tydzień, abym przyszedł do niego pograć w Fifę, a gdy przyszedłem w sobotę popołudniu to wyszedłem prawie nad ranem w niedzielę, bo najpierw on nie chciał mnie wypuścić, a potem sam nie potrafiłem stamtąd wyjść - opowiada z błądzącym uśmiechem na twarzy, co tylko dodaje mu uroku. - Swoją drogą...

- Hm?

- Chciałbyś pójść z nami na domówkę do Crystal w piątek?

- Mogę iść. - Wzruszam ramionami, ponieważ nie mamy żadnych przeszkód przed sobą, aby tego nie zrobić. Będzie to piątek, a na dodatek pierwszy dzień wakacji. Rodzice nie powinni kręcić nosem, że zniknę z domu na całą noc i wrócę kolejnego dnia. Na dodatek jestem wręcz pewien, że Jack nie będzie ode mnie lepszy. Wyjdzie pod wymówką spotkania się z Maggie, a w rzeczywistości będzie imprezował z drużyną koszykarską, kiedy Maggie będzie balować ze swoimi koleżankami.

- Calum zgarnie Beatrice i Ashley, więc weźmiemy jeszcze Ashtona, bo w kupie zawsze raźniej - radzi, przeżuwając burgera.

- Jasne, napiszę do niego. - Wyciągam telefon z kieszonki w Bermudach, aby napisać do przyjaciela.

- Czekaj. - Michael zatrzymuje mnie głosem, dlatego obdarzam go pytającym spojrzeniem. Chłopak sięga dłonią do mojej twarzy. Kciukiem przejeżdża po prawym kąciku moich ust. - Ubrudziłeś się sosem - tłumaczy, oblizując swojego kciuka, na którym znajdowały się resztki burgera. Wtedy dopada mnie nieodpowiednia myśl, że mógłbym swoimi wargami, objąć jego palca oraz possać. Otrząsam się z fantazji, oblewając się czerwienią na twarzy.

- Mhm - mruczę, będąc speszonym.

Nigdy wcześniej przez głowę nie przechodziły niegrzeczne myśli, kiedy znajdował się obok. Jeśli poddawałem się woli fantazji, robiłem to wyłącznie we własnym pokoju o późnej godzinie oraz przede wszystkim samemu. Czuję się, jakbym właśnie przełamał którąś ze swoich barier. Cóż, nie pierwszy raz odkrywałbym kolejne poziomy seksualności (oraz życia) z Michaelem Cliffordem.

Wsadzam nos w ekran smartfonu, aby ukryć swoje zawstydzenie. Piszę wiadomość do Ashtona z zapytaniem o wspólne wyjście na domówkę.

- W ogóle - zabieram głos, kiedy kończę pisać tekst. - Myślisz, że Calum będzie z Beatrice? Mam na myśli związek.

- Nah. Calum powiedział mi, że gadali o tym, ale Beatrice stanowczo odmówiła i pozostają przy Friends with Benefits.

- Wiesz, wydaje mi się, że stanowią dla siebie odpowiednie osoby, ale niekoniecznie czas im sprzyja. - Dzielę się swoimi przemyśleniami.

- Myślę, że jeśli byliby odpowiednimi osobami to czas nie grałby roli.

- Teraz jesteśmy jeszcze dzieciakami, więc jeszcze czeka nas zapewne wiele zmian, które mogłyby być potrzebne, aby stworzyć dobrą relację.

- Ludzie zmieniają się, ale nie diametralnie, chociaż podoba mi się twój optymizm.

- Nienawidzę twojego pesymizmu. - Przekręcam teatralnie oczami, co powoduje chichot u chłopaka. 

- Cóż, przynajmniej mam pewność, że zawsze znajdę z tobą temat do rozmów, skoro posiadamy inne perspektywy. - Wzrusza ramionami.

- Przeciwieństwa się przyciągają, huh? - Unoszę brew w zaczepnym geście. Wiem, że tym pociągnę go za język.

- Nie zawsze - oznajmia. -  Nie sądzę, że dogadałbyś się z kimś, kiedy dzieliłaby was przepaść między poglądami, a każdy upierałby się niczym osioł przy swoim.

- Fakt. - Przyznaję rację. - W dyskusjach trzeba być elastycznym. Musisz wiedzieć, kiedy warto zostać przy swoim, a kiedy odpuścić i ewentualnie przekonać się do innych.

Spędzamy w parku jeszcze godzinę albo dwie, ponieważ wkręcamy się w rozmowę. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie oglądać jego pięknej twarzy. Nie podejmujemy fizycznych kontaktów, ale serce w dalszym ciągu wyrywa się z piersi, kiedy tylko spoglądamy sobie w oczy. Wypełniam się motylkami od stóp po czubek głowy, chociaż wyłącznie prowadzimy przyziemną pogawędkę, której żadne z nas nie potrafi zakończyć. Przeciągamy nasz wspólny czas do granic możliwości.

Nigdy nie znalazłem osoby, z którą mógłbym rozmawiać o każdym temacie, nawijającym się na język, a tymczasem znajdowała się ona kilka metrów ode mnie przez całe życie. Wystarczył wyłącznie splot niefortunnych wydarzeń, aby się o tym przekonać. W tym momencie nie potrafimy się rozstać, bo nieustannie pragniemy swojej bliskości fizycznej oraz emocjonalnej.

Cóż, przepadam w nieznane uczucie, ale nie odczuwam strachu. Odnoszę wrażenie, że wszystko było nam pisane; prędzej czy później połączylibyśmy swoje drogi w ciasny węzeł, od którego ciężko będzie się wydostać. Skoro wypełniamy swoje przeznaczenie to pozostaje jedynie się temu oddać.



__________

Wrzucam świeżo skończony. Wyrobiłam się z nim w krótkim czasie, dlatego dodaję, ponieważ nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny. Trochę plany na kolejny mój tydzień się pokrzyżowały, więc nie wiem, jak to będzie, chociaż trzymam się dobrych myśli, że uda się dodać rozdział 30 jeszcze przed wrześniem XD (Boże to brzmi, jakby wrzesień był za X lat, a będzie za raptem 11 dni lol) 

Komentujcie i zostawiajcie gwiazdki! <3

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top