28.
- Wychodzę! - krzyczę, będąc jedną nogą poza progiem domu.
- Baw się dobrze! - odpowiada Andrew, zanim domykam drzwi wejściowe.
Na zewnątrz jest bardzo ciepło. Temperatura sięga powyżej dwudziestu pięciu stopni. Niebo jest bezchmurne, dlatego promienie słoneczne bezproblemowo otulają całe Moreno Valley. Wielu mieszkańców miasteczka postawiło na spędzenie popołudnia na miejscowej plaży, gdzie mogą wykąpać się w chłodnych wodach oceanu. Za dodatkową opłatą dochodzi możliwość spożycia lodów albo zimnych napoi.
Postawiłem na inna formę spędzenia czasu, ponieważ bardzo chcieliśmy spotkać się z Michaelem Cliffordem. Plaża to bardzo kuszący plan w upalne dni, aczkolwiek obydwoje zdecydowaliśmy się na spacer po mieście.
Obydwoje opuszczamy tereny swoich działek w podobnym czasie. Nie powstrzymuję lekkiego uśmiechu, kiedy widzę chłopaka na horyzoncie, który zmierza w moją stronę.
- Hej. - Zamierzam pochylić się, aby złożyć krótki pocałunek na jego ustach w ramach przywitania.
- Luke, moja mama patrzy przez okno - ostrzega, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej, żeby pohamować przed pochopnymi czynami. - Nie obraź się, ale nie sądzę, że to dobry moment, aby się dowiedziała, że między nami jest coś więcej. Zresztą zaraz wytłumaczę tobie wszystko.
- Och. - Wyrywa mi się, jednak nie czuję się urażony. Zaskakuje mnie przyznaniem, że nie są to przelewki, a rzeczywiście znajdujemy się między przyjaźnią oraz miłością, co stanowi dla mnie zielone światło, które rozważałem poprzedniego dnia, chociaż nie niweluje obaw, kłębiących się z tyłu głowy. - Okej. Wszystko rozumiem, nic się nie stało. Idziemy?
- Idziemy. - Kiwa głową, jednocześnie bardzo dyskretnie łapiąc mnie za dłoń, kiedy ruszamy w drogę.
Początkowo oplata palcami nadgarstek, żeby nie wyglądało to dwuznacznie. Kiedy omijamy nasze domostwa, zsuwa ręką, dlatego łączymy dłonie w swobodnym uścisku. Jest to niewielki gest, ale znaczący. W kontekście naszej wcześniejszej rozmowy wręcz utwierdza mnie, że w przyszłości istnieje szansa, żebyśmy stworzyli głębszą relację.
Chłopak nie wrzuca nas na głęboką wodę, tylko zaczyna wypytywać, jak minął mój tydzień, dlatego opowiadam mu o wypadach ze znajomymi oraz plotkach, których się od nich dowiedziałem. Nastolatek uważnie słucha oraz komentuje, żeby podtrzymać rozmowę. Żeby nie było kolorowo to narzekam na Jacka, który ostatnimi czasy podkrada moje słodycze oraz na Bena, który nie zadzwonił jeszcze do mnie w tym tygodniu, chociaż to jego kolej, żeby się skontaktować. Właściwie to liczę, że znowu zaprosi mnie na wakacje do siebie, ponieważ mieszka z narzeczoną w wynajmowanym mieszkaniu w sercu Log Angeles. Odkąd osiedlił się w centrum Kalifornii, sprowadza całą naszą rodzinę na chociażby weekend w każde lato. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu się zobaczymy, bo widziałem go ostatni raz w święta Wielkanocne, czyli szmat czasu temu.
Czasami dopadają mnie momenty, kiedy tęsknię za najstarszym rodzeństwem. Wychowywaliśmy się razem, więc przez około dziesięć lat mojego życia, nieustannie kręcił się obok. Niejednokrotnie mnie wkurzał, kiedy przykładowo układał zabawki w niedostępne dla kilkulatka miejsca albo bezlitośnie łaskotał, aczkolwiek tęsknie za wieczorami, w które jedliśmy popcorn z mikrofalówki oraz oglądaliśmy filmy animowane produkcji Disneya.
- Sorki, że tobie przerwę, ale zajdziemy do lodziarni? Wypiłbym mrożoną kawę. - Michael wtrąca się w moją wypowiedź, aczkolwiek gdy zgadzam się na jego propozycję, powraca do tematu, o którym mówiłem.
Zachodzimy do pobliskiego lokalu, gdzie chłopak zamawia napój, za który płacę kartą, ponieważ przypominam sobie, że na naszej ostatniej randce to Michael zasponsorował watę cukrową, więc czuję się zobowiązany zapłacić za jego kawę. Właściwie przez całą naszą znajomość sprawa spłacania długów wygląda w ten sposób i jest to w porządku zasada. Z Ashtonem postępujemy w identyczny sposób. Nie ma w tym niezręczności, którą odczuwam, kiedy ktoś wkłada pieniądze w dłoń albo prosi o numer konta, żeby dokonać przelewu. Być może jestem specyficzny, ale co poradzę, że posiadam dziwne skrzywienia!
Odbieramy zamówienie, dlatego powracamy do spaceru po mieście. Nie puszczamy swoich dłoni, co mimowolnie powoduje pogodę ducha.
- Mogę łyczka? - proszę, kiedy Michael pije kawę z tekturowego kubeczka przez słomkę.
- Mówiłeś, że nie chcesz. - Wypomina moje słowa, które wypowiedziałem, znajdując się przy kasie oraz składając zamówienie.
- Chcę tylko spróbować.
- Niech ci będzie. - Przykłada słomkę niedaleko moich ust, abym mógł upić kawy. Chwytam rurkę między usta i pociągam sporą porcję.
- Gorzka. - Grymas wkrada się na twarz. - Niesłodzona i jeszcze z mlekiem migdałowym. Nie masz gustu, Michael.
- Będzie dla ciebie niedobra, bo ty nie pijesz kawy z mlekiem, tylko mleko z kawą. - Przedrzeźnia się ze mną, więc odpowiadam mu wyłącznie prychnięciem, na które on reaguje śmiechem.
Zatrzymujemy się na obrzeżach miasta. Znajdujemy się niedaleko drogi, prowadzącej do wyjazdu z miasta. Nie przejeżdża tutaj wiele samochodów, a przechodzących ludzi moglibyśmy policzyć na palcach rąk, dlatego pozwalamy sobie na moment czułości. Michael obejmuje moją rękę, kładąc głowę w okolicach obojczyka. Nie puszcza naszych dłoni. Wręcz przeciwnie - rozpoczyna zabawę moimi palcami, którą obserwuję z góry.
- Chciałbym tobie coś powiedzieć. - Cichy głos chłopaka rozbrzmiewa w przestrzeni po krótkiej chwili milczenia, podczas której obydwoje wpatrywaliśmy się w nasze złączone ręce.
- Coś się stało? - Spoglądam na jego wyraz twarzy, który poważnieje.
- Nie wiem, jak to ugryźć, bo nie mam pojęcia, gdzie znajduje się początek. - Zabawa palcami przesiąka nerwowym charakterem, który bezproblemowo wyczuwam.
- Spokojnie, Mikey. - Używam delikatnej barwy głosu, aby załagodzić jego nerwy.
Chłopak wzdycha ciężko, błądząc wzrokiem po okolicy. Zastanawia się przez kolejną minutę albo dwie. Nie pospieszam go, ponieważ nie ma to sensu. Wystarczająco wysoki musi być poziom jego zdenerwowania, skoro waha się nad podjęciem tematu. Nie chcę dokładać mu stresu poprzez nakładanie presji.
Niepewnie pochylam się nad jego głową, aby złożyć na jego włosach buziaka. Robię to bardzo subtelnie. Chcę wyłącznie zaznaczyć, że znajduję się obok i nie zamierzam uciekać. (Pomijam fakt, że podczas wykonywania tej czynności oddech zadrżał, a kiszki skręciły się)
- Początek tygodnia spędziliśmy z rodzicami na szczerych rozmowach. Powiedziałem im wprost, że ich burzliwa relacja była powodem, dla którego uciekłem - opowiada. Nie przestaje trzymać naszych dłoni w uścisku, jakby to podtrzymywało go na duchu, dlatego nie mam serca, żeby zabrać rękę, chociaż zaczyna się robić mokra od potu (obrzydliwe, wiem). Staram się pozostać komfortową ostoją dla jego zbłąkanej duszy, więc słucham go z uwagą. - Poczuli się z tym źle i zapisali się na terapię dla par.
- Hej, to bardzo dobrze. - Nie mogę się powstrzymać od komentarza.
- Wiem, ale pozwól dokończyć. - Gorąc oblewa twarz, kiedy Michael spogląda na mnie z dołu z lekko uniesionymi kącikami ust do góry. Czuję się głupio, ale chłopak kontynuuje wypowiedź. - Byli na pierwszej sesji w środę. Zapoznawcze spotkanie, więc zarysowali zakres ich problemu. Nie omieszkali się wspomnieć o mnie, dlatego psycholog zaleciła, żebym również zapisał się na oddzielną terapię. - Ostatnie zdanie wypowiada ciszej. - Mama przegadała ze mną o tym cały środowy wieczór oraz czwartkowy poranek. Cóż, pierwszą wizytę mam w poniedziałek.
Wygląda na zagubionego, kiedy o tym mówi. Przypomina szkło, które mogłoby rozlecieć się w palcach, dlatego nie wykonuje gwałtownych albo lekkomyślnych ruchów. Pozwalam sobie na kilka sekund ciszy, żeby zebrać myśli, ponieważ nie mówimy o łatwym zagadnieniu. Zdrowie psychiczne to nie temat do codziennych rozmów. Nie mogę powiedzieć o dwa słowa za dużo, zarazem pilnując, aby nie wystąpiły niedomówienia.
- Stresuje się - wyznaje, zaciskając usta w cienką linię. Jego głos jest cichutki, co świadczy o strachu.
- Nie bój się. - Pocieszam go. Wyswobadzam rękę z uścisku, aby zatopić ją w jego włosach (które są jeszcze bardziej suche od rozjaśniacza oraz jasnej farby, aniżeli były po farbowaniu na kolor czerwony). Bawię się kosmykami oraz masuję skórę głowy, żeby przynieść mu ukojenie. - Wiem, że może tobie wydaje się to przerażające, ale nikt ciebie nie skrzywdzi. Idziesz tam, żeby zasięgnąć pomocy.
Podciąga kolana pod brodę. Buty opiera o krawędź ławki. Rękoma oplata nogi. Patrzy w przestrzeń. Nieustannie przeczesuję jego włosy, kiedy on prawdopodobnie przetwarza informacje.
- Czy jestem wariatem, skoro idę do psychologa? - Nastolatek jest kruchy niczym porcelana, a moje serce pęka, słysząc słowa, które wypowiada. Znajduje się w wirze emocjonalnym, który próbuje go ściągnąć na dół. Nie mogę pozwolić, żeby myślał w ten sposób, ponieważ to nieprawda.
- Oczywiście, że nie. Pogubiłeś się trochę w życiu i potrzebujesz drogowskazu, żeby powrócić na odpowiednie tory, a to zadanie psychologa. Weźmie ciebie za przysłowiową dłoń i wskaże kierunek, gdzie iść. To żaden wstyd prosić o pomoc ludzi, którzy znają się w swoim fachu.
Obraca twarz w moją stronę. Łapiemy pierwszy kontakt wzrokowy podczas tej rozmowy, więc dopiero teraz dostrzegam obawy, kryjące się w jego oczach. Przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze, kiedy oglądam obraz przed sobą. Dla niego to wyjątkowo trudna sytuacja. Niełatwo sprzątnąć bałagan, który nawarstwiał się latami. Ułożenie sobie wszystkiego w głowie będzie go kosztować sporo wysiłku. Zmierzenie się z własnymi demonami to wojna, a nie pojedyncza bitwa.
- Chyba pogadam z Crystal, czego powinienem się spodziewać na wizycie. Zaczęła niedawno praktyki, więc zapewne jest rozeznana w temacie - rzuca, a następnie bierze głęboki wdech, którym zapewne pragnie załagodzić nerwy.
- Jeśli chcesz to możesz teraz do niej zadzwonić - proponuję. - Nie pogniewam się.
- Napiszę do niej.
Wyciąga telefon, który odblokowuje oraz włącza w nim dane komórkowe, żeby móc skontaktować się z koleżanką. Z komórki roznoszą się dźwięki powiadomień, dlatego wycisza urządzenie. Zbliża się do mnie, a dokładnie to układa głowę w okolicach obojczyka, dlatego jestem zobowiązany wyjąc dłoń z jego włosów. Ciało oblewa ciepło, kiedy czuję, że fragmenty naszych skór stykają się. Mimowolnie unoszę kącik ust na ten niewielki gest, który niweluje fizyczny dystans między naszą dwójką. Opieram swoją głowę o jego. Czuję zapach szamponu do włosów oraz odżywki, czyli aromaty wprowadzające mnie w stan upojenia oraz spokoju. Mieszanka zapachowa, która kojarzy się wyłącznie z nim.
- Napisałem - informuje, blokując telefon, który ściska w palcach. - Co nie zmienia faktu, że dalej jestem przerażony.
- Czego się boisz?
- Boję się, co usłyszę, jeśli wyrzucę z siebie cały ten syf, który tkwi we mnie tyle czasu. - Przysuwa się jeszcze bliżej, jakby chciał przylgnąć całym ciałem do mojego, dlatego otulam go ramieniem. Tworzymy bezpieczną przestrzeń dla naszej dwójki, do której nikt nieproszony nie posiada dostępu.
- Nie będę ciebie okłamywać. Nie jest to prosta sprawa. Czeka ciebie wiele pracy, ale uwierz, że efekt końcowy będzie tego wart. Robisz to dla siebie, Michael. Walczysz o lepszą przyszłość - tłumaczę mu ze stoickim spokojem. Staram się pozostać delikatny, ponieważ rozmowa dotyczy wrażliwego zagadnienia.
Słyszę pociągnięcie nosem oraz stłumiony szloch. Następnie pojedyncze łzy moczą moją koszulkę. Serce pęka w klatce piersiowej. Czuję się, jakbyśmy współdzielili jego ból. Michael nie potrafi utrzymywać więcej wszystkich dręczących myśli. Zaprzestaje nakładania masek na twarz. Ukazuje swoją kruchą stronę, którą chronił całe życie, żeby nie ujrzała światła zewnętrznego. Nie chciał ukazywać swoich słabości. Zgrywał silnego, ale wszyscy ludzie na świecie posiadają słabe punkty. Każdy z nas w pewnym momencie pęka. Oczyszcza się z ciemności, którą nosi w sercu, aby nie pochłonęła nas w całości.
- Mówiłem sobie przed wyjściem z domu, że nie rozkleję się i chuj bombki strzelił, świąt nie będzie - oznajmia, chowając twarz w dłoniach.
- Shhh, nic się nie stało. - Staram się go pocieszyć, chociaż również to przeżywam, ponieważ nigdy nie widziałem go rozbitego, a znamy się całe życie. On stoi nad swoim światem, który doszczętnie rozsypuje się i nie potrafi sobie z tym poradzić.
Opuszkami palców przesuwam po jego nagiej skórze na ramieniu. Pozwalam mu się wypłakać. Więcej nie szlocha, jednak łzy strużkami płyną po jego policzkach, a następnie niektóre z nich moczą moją koszulkę, ale całkowicie się tym nie przejmuję. Staram się pozostać dla niego oparciem w tym ciężkim momencie jego życia.
Musi darzyć mnie zaufaniem, skoro dzieli się tymi ważnymi informacjami oraz płacze, ponieważ nigdy przy mnie wcześniej nie płakał. Nawet w dzieciństwie stanowił tego chojraka, który mimo wielu ran, zaciskał zęby i powracał do innych dzieci na placu zabaw. Wtedy podziwiałem go, ponieważ sam byłem bardzo wrażliwy. Płakałem za każdym razem, kiedy zdzierałem kolana oraz łokcie, spadając z rowerka.
Teraz? Cholernie mi go szkoda, że ma problemy z ukazywaniem uczuć, ponieważ całe życie chował emocje w sobie, aby pozostać twardym. Na psychice małego dziecka wszystko odciska się ze zwiększoną mocą, a niełatwo wyjść z dziecięcych traum. Niejednokrotnie dorośli ludzie sobie z nimi nie radzą, a co dopiero nastolatkowie, dla których to dość świeże rany? Kilka lat to często niewielki odcinek czasu dla ran psychicznych.
Chłopak powoli stara się dojść do siebie, dlatego pozwalam sobie na niewielki gest z mojej strony. Ponownie pochylam się i składam pocałunek na czubku jego głowy. Wydaje się to odpowiednim posunięciem na ten moment. Wkładam w to całe serce, co przyprawia o inne odczucia. W głowie zachodzą pewne mechanizmy, wcześniej nieznane. Jakbym uruchomił nowe opcje w umyśle, jakkolwiek dziwacznie to nie brzmi!
Nie mam pojęcia, ile czasu spędziliśmy w tym miejscu, ale wystarczająco długo, żeby Słońce zaszło na horyzont, a uliczne lampy zapaliły się. Zagaduję nastolatka, żeby wyciągnąć go z opresji, w której się znalazł. Chwyta moją pomocną dłoń, a wtedy łzy znikają z twarzy, chociaż nie dzieje się to w ciągu kilku minut, a zajmuje co najmniej godzinę, jednakże dla niego zawsze znajduję swój czas.
Około godziny dwudziestej pierwszej decydujemy się na powrót do domu. Przemierzamy miasto piechotą, podejmując tematy, które są bezpieczne. Wracamy dosyć okrężną drogą, ponieważ podświadomie nie pragniemy szybko się rozstawać.
Stojąc pod naszymi posesjami, postanowiliśmy pożegnać się za pomocą uścisku, który przeciągamy do granic możliwości. Nie potrafię wypuścić go z ramion, kiedy on swoje ręce ciasno zaciska wokół mnie, a ja bezproblemowo zaciągam się jego zapachem. Twarz wciska w zgłębienie mojej szyi, a ja policzkiem opieram się o jego głowę. Wypełnia mnie uczucie komfortu oraz bezpieczeństwa, kiedy znajdujemy się w tej pozycji.
Zawsze się czuję dobrze z nim u boku. Nawet w momencie, kiedy płakał w moje ramię. Wtedy w szczególności przeżyłem naszą bliskość. Intymność nie zawsze oznacza zrzucenie z siebie ubrań (powiedział Luke, lat szesnaście, jeszcze prawiczek). W tym przypadku jest to obnażenie się z lęków, które go trapią. Ściągnął maskę z twarzy, a pod nią kryje się wiele blizn oraz ran, co wywołuje posmak goryczy w gardle, jednak nie jest to powód, żeby odejść od niego - jest to powód, żeby przy nim zostać.
- Luke, poczekaj. - Chłopak zatrzymuje mnie, poprzez złapanie za dłoń, chociaż chwilę wcześniej zdecydowaliśmy o ostatecznym pożegnaniu oraz rozejściu w swoje strony. - Mam pytanie.
- Hm?
- Czy ty...Um...Czy chciałbyś przyjść po mnie w poniedziałek po wizycie? - mówi po dłuższej chwili, a jego głos jest dosyć cichy, jednak potrafię go zrozumieć, ponieważ wytężam zmysł słuchu.
- Jasne, że tak. - Posyłam mu uśmiech, którego zadaniem jest pokrzepienie go. - Wyślij tylko adres oraz godzinę, dobra?
- Okej. - Kiwa głową. - Dziękuję z góry.
- Nie ma za co.
Żegnamy się, jednak wyłącznie fizycznie, ponieważ on nieustannie siedzi w mojej głowie oraz sercu od około miesiąca, a ja mu pozwalam, bo życie wydaje się lepsze, mimo tych przykrych rzeczy, które aktualnie spotykamy na drodze.
__________
Mała informacja/ciekawostka dla was - +/- 10 rozdziałów do końca „Youth", a ja powolutku się zabieram za kolejne opowiadanie, ale wszelkie szczegóły dowiecie się w swoim czasie😌
Komentujcie i zostawcie votes!❤️
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top