21.

Wychodzę z męskiej szatni po wychowaniu fizycznym. Moje włosy są jeszcze lekko wilgotne po szybkim prysznicu, który musiałem zaliczyć po kilkukilometrowym biegu w ramach ostatniego zaliczenia. Czuję się świeżo bez przepoconych ubrań, przyklejających się do skóry.

Przemierzam korytarz, który pustoszeje, ponieważ wybiła godzina, gdzie większość uczniów kończy zajęcia. Nastolatkowie kierują się do wyjścia głównego, aby opuścić teren szkoły. Niewielu pozostaje jeszcze w budynku. Należę do szczęściarzy, którzy mogą bez konsekwencji wydostać się na zewnątrz, gdzie czeka na mnie piękna pogoda w postaci ponad dwudziestu stopni na termometrze wraz z bezchmurnym niebem.

Podczas przeciskania się w tłumie, dostrzegam nagle charakterystyczny odcień włosów, schowany pod czapką z daszkiem. Serce w klatce piersiowej zatrzymuje się na pół sekundy, jednak mózg natychmiastowo zareagował.

- Michael! - Zabieram głos, przyspieszając kroku.

Chłopak zatrzymuje się w miejscu. Obraca głowę w moją stronę, a wtedy łapiemy kontakt wzrokowy. Odnoszę wrażenie, jakbym zachłysnął się powietrzem. Zobaczenie go, przypomina zrzucenie kubła z zimną woda na głowę.

Nie widzieliśmy się od prawie tygodnia, czyli od naszej (nie)randki. Nie mam pojęcia, dlaczego sprawy potoczyły się w ten sposób. Michael wcale nie przebywa w domu, a w szkole przemieszcza się zbyt szybko, abym mógł z nim wymienić kilka słów. Wysłałem mu trzy wiadomości, ale każdą z nich wyłącznie odczytał, nie udzielając odpowiedzi. Logiczne byłoby wytłumaczenie, że skoro wiele czasu spędzał ze znajomymi, nie zaglądał do komórki, jednakże odnajdował czas na pozowanie do zdjęć na InstaStory, więc nie umiałby znaleźć pięciu minut, żeby odbyć ze mną krótką rozmowę?  Nie ukrywam, że to boli. Czuję się z tym źle, że jeszcze we wtorek całowaliśmy się, a potem nie odzywa się nawet słowem. Narobił wielki mętlik w głowie i wypadałoby, żeby rozwiązał go.

- Musimy pogadać - zarządzam, kiedy znajduję się naprzeciwko chłopaka.

- O czym? - Jego głos wydaje się pusty, co powoduje wręcz przerażenie.

- Co się dzieje, Michael? - pytam, będąc zatroskanym, ponieważ jego wyraz twarzy wyraża wyłącznie zmęczenie. Wydaje się wyprany z uczuć, co jest gorsze, niż być rozsadzanym od środka przez negatywne emocje.

- Nic się nie dzieje. - Wzrusza ramionami z obojętnością, a mnie to rani. Wolałbym, żeby wykrzyczał w twarz, co mu dolega, aniżeli zachowywał się bezemocjonalnie. Chociaż wiedziałbym, jak powinienem się z nim obejść. W tym momencie stąpam po nieznanym terenie na ślepo.

- Nie kłam - odpieram, próbując z jego twarzy wyczytać cokolwiek, ale przypomina białą kartkę. - Nie ma cię w domu, znikasz na całe dnie, nie odpisujesz, zerwałeś się z lekcji, nie dajesz znaku życia. Przepadłeś niczym kamień w wodę. - Wymieniam na palcach. On jedynie słucha. Czuję się, jakbym zajmował stanowisko prokuratora na sali sądowej i właśnie przedstawiał zarzuty oskarżonemu, którego będzie bronił adwokat z urzędu. - Czy to moja wina? Jeśli tak powiedz to wprost, a nie unikasz mnie na każdym kroku.

- Nie chodzi o ciebie, Lu. - Unosi spojrzenie, abyśmy mogli złączyć spojrzenia w jednej linii. W jego oczach dostrzegam cień cierpienia, który przenika we mnie. Zieleń tęczówek wydaje się wyblakła, co lustruje jego duszę. - Nie jesteś niczego winien. Nie chciałem ciebie ranić, bo...jesteś ważny. Przepraszam, jeśli czujesz się skrzywdzony, ale moje zachowanie nie ma niczego wspólnego z tobą albo nami. - Pierwszy raz czuję w jego słowach emocje, jednak wcale nie zostałem pocieszony, bo wyczuwam jedynie ból.

- Więc o co chodzi? Musiało się coś stać, skoro zachowujesz się w ten sposób. - Próbuję wyciągnąć od niego cokolwiek, jednak on jest uparty niczym osioł, a to nie pomaga w żaden sposób.

- Nie chcę o tym gadać. - Wywija się od tematu, co nie powinno mnie dziwić, ponieważ Clifford nie lubi rozmawiać o tym, co go gryzie. Mógłbym policzyć na palcach, ile razy uzewnętrznił się przede mną. Zawsze gdy próbuję podjąć ciężką dyskusję, okrąża problem wielkim kołem.

- Michael...

- Ostatnie kilka dni jest dla mnie ciężkie, dlatego nie odzywałem się. - Obejmuje siebie swoimi ramionami, co sprawia, że wygląda bezbronnie; jakby wszystko dla niego stało się obojętne. - Nie obiecuję, że poprawię się, bo mam zbyt wiele na głowie, ale dziękuję za troskę. - Nie patrzy w moje oczy, kiedy to wypowiada. Słowa wydają się wypadać automatycznie spomiędzy jego słów, a to wbija niewidzialny nóż w serce.

- Wiesz, że zawsze będę się martwił. - W odpowiedzi widzę jedynie uniesienie jednego kącika ust, jednakże jest to prawie niewidoczne.

- Muszę lecieć, bo Calum na mnie czeka - rzuca, stawiając krok w tył. Nawet nie próbuje dyskretnie uciekać od rozmowy, którą próbuję z nim przeprowadzić.

- Jasne. - Silę się na sztuczny uśmiech.

- Na razie.

Odchodzi w dal, patrząc w dół na podłogę. Stoję na środku korytarza z zaciśniętymi pięściami, oddychając głęboko. Próbuję nie zwariować, ale Michael nigdy nie był łatwą osobą do rozgryzienia. Zawsze posiadał większe oraz mniejsze tajemnice, do których wyłącznie wybrani posiadali dostęp, dlatego ciężko z nim rozmawiać, kiedy skrywa istotne rzeczy, jednakże nie naciskam, bo nie chcę go wystraszyć. Trzeba wiedzieć, kiedy powinniśmy odpuścić. Nie zawsze bycie upartym to dobra droga. Niektórzy ludzie potrzebują przestrzeni.

W klatce piersiowej rozprzestrzenia się nieprzyjemny ból, jednakże próbuję go ignorować, chociaż przychodzi to z trudem.

~*~

Przeciągam się na środku pokoju po popołudniowej drzemce. Słysząc pierwsze krople mżawki, uderzające o okno, nie potrzebowałem wiele, żeby odlecieć w krainę snu. Dźwięk deszczu relaksuje oraz uspokaja, więc uwielbiam wsłuchiwać się w to, a w szczególności leżąc na materacu. Łóżko stoi centralnie pod oknem, dlatego żadne brzmienie nie umyka uszom. Przyjemność płynąca z słuchania kropelek wody, odbijających się od powierzchni, jest większa od tej, kiedy w słuchawkach słyszę ulubione piosenki. Z wielką łatwością usypiam podczas urwania chmury, chociaż bardzo kocham obserwować ten stan pogody. Wprawa mnie on w zachwyt i nie potrafię porównać tego zjawiska do żadnego innego.

Wstaję z łóżka w celu opróżnienia pęcherza, przez który obudziłem się, ponieważ czuję w nim ciśnienie, dlatego opuszczam pomieszczenie, żeby dostać się do toalety.

Jeszcze nieprzytomny przemierzam korytarz na piętrze, aby dostać się do łazienki. Poprawiam bluzę, którą założyłem zaraz po rozbudzeniu się, ponieważ wraz z deszczem temperatura spadła o kilka stopni.

Łapię za klamkę drzwi, prowadzących do ubikacji, ale zatrzymuję się w półkroku, słysząc kobiecy głos z parteru, jednakże nie należący do mamy. Marszczę brwi w zdezorientowaniu, dlatego wycofuję się na palcach w stronę schodów, żeby nikt mnie nie usłyszał.

- ...ciągle kłócimy się o pierdoły. - Rozpoznaję głos Karen Clifford, która prawdopodobnie przyszła do Liz na herbatę lub kawę, co stanowi pewnego rodzaju tradycję w soboty, ale dawno jej nie spotkałem. W większości przypadków odwiedza nas rankami, kiedy jeszcze śpię. - Zaczyna się od niewielkich przepychanek, a z naszymi temperamentami kończy na kolejnej wojnie. - Opieram się o balustradę, żeby wścibsko podsłuchać rozmowę, chociaż nie powinienem, bo przecież ciekawość to pierwszy stopień do piekła!

- Daryl jest dobrym człowiekiem, ale nie potrafimy rozmawiać, co doprowadza do katastrofalnych sytuacji - ciągnie kobieta, a w jej głosie słychać szczery żal. - Staramy się, jednak wszystko nie idzie po myśli. Jest coraz gorzej, a wszystko odbija się na Michaelu. On bardzo to przeżywa. Znowu ucieka do ludzi. Nie chce przebywać w domu, więc mam z nim aktualnie niewielki kontakt. Nie wydaje się, aby imprezował, ponieważ wraca zawsze trzeźwy i nawet nie czuć od niego smrodu papierosów. Jednak po nocach słyszę, że brzdęka na gitarze, a on zawsze ucieka w muzykę, kiedy jest nieszczęśliwy.

- Nie podsłuchuj, kiedy dorośli rozmawiają. - Słysząc głos Jacka za plecami, podskakuję w miejscu z zaskoczenia. Brat podśmiewa się ze mnie, więc przekręcam teatralnie oczami. - Żartuję. O czym gadają? - Opiera się o barierkę obok mnie, próbując nasłuchać rozmowę, jednak chwilowo zapada cisza, więc prawdopodobnie obydwie kobiety usłyszały głos chłopaka, co spowodowało przerwę w pogawędce.

- Niewiele usłyszałem, ale żadne plotki warte uwagi.

- Szkoda.

- Idę do kibla. - Odbijam się od balustrady, kierując się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia.

Zamykam za sobą wejście do łazienki. Opieram się o drzwi, przymykając powieki, ponieważ mózg nie rozpoczął jeszcze pracy, a został zaatakowany komunikatem o beznadziejnym stanie psychicznym Michaelem. Musiał przejść z wydajności sięgającej zero na sto procent w trybie natychmiastowym.

Zmartwiło mnie to, czego dowiedziałem się. Słysząc o tym, że noce zarywa z gitarą w rękach, coś we mnie pękło bez uprzedzenia, ponieważ wiem, ile dla niego znaczy muzyka.

Jestem o niego zatroskany. Chciałbym dla Michaela wszystko, co tylko dobre, jednak w pojedynkę nie mogę wiele zdziałać. Cały problem leży w rodzinie Clifford, która nie potrafi złapać wspólnego języka.

Karen Clifford wiele mówi, ale niewiele działa, ponieważ podobne wypowiedzi wygłasza odkąd nabrałem świadomości życia. Składa puste obietnice. Daryl Clifford nie wydaje się lepszy, a wszystko spada na młodego Michaela Cliffordza, który nieświadomie bierze przykład z rodziców i nie rozmawia o tym, co nosi w sobie. Codziennie zakłada maskę, którą skutecznie mydli oczy. Grę aktorską opanował do perfekcji.

Wtorek stanowił kolejną ucieczkę od problemów. Bawiliśmy się przednio, co zapewne pomogło młodemu Cliffordowi zapomnieć o sytuacji w domu. Całe popołudnie oraz wieczór wydawał się szczęśliwy, jednak obawiam się, że stanowiło to kolejną przykrywkę, na którą złapałem się. Jestem zły na siebie, że wplątałem się w pułapkę oraz na Michaela, że nie potrafi być wobec mnie szczerzy. Myślałem, że darzy mnie wystarczająco wielkim zaufaniem, aby mówić wprost o złych rzeczach, które przewijają się w jego życiu.

Kolejne rozterki pojawiają się w głowie, a ja nie potrafię ich rozwiązać.

Na dodatek w grę wchodzą uczucia, którymi ostatnimi czasy obdarzyłem Michaela. Zauroczenie rządzi się własnymi zasadami, których nie pojmuję. Stanowią dla mnie abstrakcje. Nagle pojawiają się pomysły, o których wcześniej nawet nie posiadałem odwagi pomyśleć. Tymczasem wręcz przepełniają umysł, domagając się realizacji, jednakże to niemożliwe, ponieważ jestem zbyt słaby.

Zbiera mi się na płacz, bo chciałbym wywrócić ich świat do góry nogami, a nie posiadam żadnych możliwości. Jestem wyłącznie szesnastolatkiem, więc dla dorosłych stanowię kolejnego gówniarza ze zbyt bujną wyobraźnią, który jeszcze nie poznał życia, bo nieustannie żyję na garnuszku rodziców. Mieliby rację, ponieważ rzeczywiście niewiele wiem o życiu. Pochodzę ze średniozamożnej rodziny, pomieszkującej w spokojnej dzielnicy Moreno Valley, a nasza egzystencja toczy się w przeciętny sposób. Problemy, które spotykamy na drodze są kłopotami, które każdego spotykają większość społeczeństwa, dlatego potrafimy sobie z nimi poradzić w większym lub mniejszym stopniu.

Nie rozumiem, dlaczego życie jest niesprawiedliwe. Żyjemy z Michaelem w sąsiedztwie, a nasze sposoby egzystencji stanowią przeciwieństwa. Czym sobie każdy z nas zasłużył na los, który posiada? Wszystko przypomina loterię. Kto ma więcej szczęścia, tym posiada dogodniejsze warunki. Nie oszukujmy się, jednak ciężka praca nie zawsze jest kluczem do sukcesu. Twoje pochodzenie w większości przypadków decyduje o całej twojej przyszłości. Niewielu ludziom udaje się z biedy wyjść do łask bogactw.

Wypuszczam ciężko powietrze, przymykając na chwilę powieki, aby ogarnąć bałagan, który stworzył się w głowie. Zebrało się w umyśle wiele myśli, nas którymi nie panuję. Wpadłem w chaos, dlatego potrzebuję ochłonąć.

Muszę zejść brutalnie na ziemię, czyli do rzeczywistości, w której nie jestem żadnym super bohaterem, a cierpienie to nieodłączny element życia, przybierający wielorakie formy.

__________

Dzisiaj bardzo króciutko, ale to wstęp do tego, co będzie działo się dalej 🙄

Będę wobec was szczera i wyznam, że nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Zrobiła się roszada w moich notatkach do tego opowiadania przez nieprzespaną noc, podczas której kreatywna część mojego mózgu pracowała na wysokich obrotach i próbuję to ogarnąć, ale nie idzie to łatwo, żeby wszystko złączyć w spójną całość. Mam napisaną połowę kolejnego rozdziału, jednak po przemyśleniach doszłam do wniosku, że potrzebuję jeszcze jednej części przed i właściwie będę skupiała się na dwóch rozdziałach jednocześnie, co będzie niezłym wyzwaniem, ale nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych, jednak potrzebuję trochę czasu, więc liczę na zrozumienie.

Zostawiajcie gwiazdki i votes! ❤️

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top