18.

Leniwie wkładam sobie popcorn do ust, podczas oglądania filmu na Netflix, który odpaliłem na telewizorze w salonie. Wygodnie rozłożyłem się na kanapie, ponieważ Liz pięli kwiatki w ogrodzie, a Andrew majsterkuje przy samochodach, dlatego mogę pozwolić sobie na spędzanie czasu w głównym pomieszczeniu domu w samotności. Nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia, dlaczego postępuję w ten sposób. Kocham swoich rodziców oraz rodzeństwo, ale zdecydowanie wolę spędzać czas w salonie bez ich towarzystwa. Posiadam wtedy większy komfort psychiczny.

Relaksuję się poprzez odmóżdżenie. Odcinam się od otoczenia, skupiając się na mało wymagającym myślenia filmie, którego tytułu nawet nie pamiętam.

Przez okna oraz szklane drzwi, prowadzące na ogród, wpadają promienie słoneczne. Temperatura waha się około dwudziestu stopni, co jest idealną pogodą dla mnie. Wystarczająco ciepło, abym nie musiał zakładać kurtki oraz wystarczająco zimo, żebym mógł chodzić w spodniach dresowych oraz bluzie z kapturem, czyli moim ulubionym połączeniu ciuchów. Mógłbym całe życie przechodzić w tym zestawieniu, ponieważ jest to najwygodniejszy strój świata, a na dodatek nie wygląda źle, jeśli jest dobrze dobrany, więc czego chcieć więcej?

- Luke! - Głos ojca roznosi się po domu w momencie, kiedy drzwi wejściowe roztwierają się.

- Co?! - krzyczę, nie podnosząc się z kanapy. Wpatruję się w telewizor, gdzie rozgrywa się główna akcja filmu.

- Michael przyszedł i czeka przed domem. - Wchodzi do salonu. Jest ubrany w ciuchy robocze, które są ubrudzone olejami oraz smarami. Wyciera czoło rękawem flanelowej koszuli, aby pozbyć się potu z czoła.

- Oh - wyrywa mi się. Biorę pilot w rękę, aby zatrzymać seans. Wycieram sól z popcornu o materiał bluzy, a przekąskę odkładam na stolik kawowy. - Idę. - Podnoszę się z kanapy.

Nie umawiałem się z chłopakiem. Od wtorku nie rozmawialiśmy (nie licząc spotkania na szkolnej palarni), ani nie wymieniliśmy żadnych wiadomości. Miałem lekkie urwanie głowy, ponieważ wiele pomagałem rodzicom. Jack uczęszcza na dodatkowe treningi przed finałowymi meczami sezonu, dlatego wszelkie obowiązki należące do brata, spadły na moje barki. W normalnych warunkach załadowuję oraz wyładowuję zmywarkę, sprzątam podłogi oraz wynoszę śmieci. Biorąc na siebie zajęcia Jacka musiałem dodatkowo wytrzeć kurze, zrobić pranie oraz nakrywać stół do posiłków. Jeszcze mama dorzuciła koszenie trawy, a tata poprosił o pomoc w przystrzyżeniu krzewów oraz drzewek. Całe trzy dni miałem zawalone pracami domowymi, a odpoczynek odnajdowałem jedynie wieczorem, jednak zasypiałem w oka mgnieniu z powodu zmęczenia. Dzisiejsze popołudnie mam luźniejsze, dlatego zdecydowałem się na obijanie.

Tata znika w kuchni, aby zapewne wziąć butelkę zimnej wody z lodówki. Ja przemierzam do korytarza, gdzie niedbale wsuwam Converse na stopy. Upewniam się, że mam telefon w kieszeni spodni. Przejeżdżam dłonią po włosach, aby przybrały jakikolwiek kształt, ponieważ są rozwalone we wszystkie strony świata.

Wychodzę przed dom. Uderza we mnie świeże powietrze. Czuję subtelny zapach kwiatów, które mama posadziła w doniczkach oraz postawiła z frontu działki.

Zerkam w stronę bramy wjazdowej, która jest otwarta. Dostrzegam Michaela. Stoi on oparty o słupek i wpatruje się w ekran telefonu. Ubrany w ciemne spodnie, koszulkę z nadrukiem oraz kurtkę jeansową, która wydaje się lekko za duża, jednak wyłącznie dodaje mu uroku.

Właśnie wzdycham do Michaela Clifforda. Mam ochotę rozczulać się nad jego wyglądem, kiedy jest skąpany w popołudniowych promieniach słonecznych, które rzucają złote światło na twarz. Jestem nim oczarowany, a w szczególności w uśmiechu, którym skrada serce. Całkowicie odbiega wyglądem od modeli występujących w kampaniach Calvin Klein, jednak nie przeszkadza to, abym nie mógł przestać zachwycać się jego urodą. Jest połączeniem zadziorności z delikatnością, a od tego miękną moje kolana.

W mózgu wytwarzają się reakcje chemiczne. Powstają nowe komórki, kiedy chwilowo zawieszam się. Wpatruję się w nastolatka niczym w obiekt w muzeum, jednak nie potrafię przestać. I z każdą sekundą zatapiam się w uczuciu.

- Hej - odzywam się pierwszy, podchodzą do sąsiada. Odrywa on wzrok od urządzenia. Obdarza mnie spojrzeniem oraz niewielkim uśmiechem.

- Hej - odpowiada, chowając komórkę do kieszeni spodni. - Przejdziesz się ze mną do sklepu? - Wpatruje się w moją twarz, a w jego oczętach dostrzegam prośbę wymieszaną z bólem, który próbuje tuszować. Nie miałbym serca, gdybym odmówił.

- Jasne.

Ruszamy z miejsca. Nie powiadamiam rodziców, ponieważ darzą oni zaufaniem naszą dwójkę, chociaż posiadamy krętą ścieżkę za sobą. Jednak wiedzą doskonale, że będąc razem, nie grozi nam niebezpieczeństwo. Za wszelką cenę jeden będzie ratował drugiego.

Przemierzamy ulicę, na której znajdują się nasze domy. Wymijamy kilka budynków, aut i grupkę dzieciaków, wracających z placu zabaw. Słońce zmierza ku widnokręgowi, malując niebo na pomarańczowożółte barwy.

- Mama wysłała ciebie po zakupy? - pytam z ciekawości, kiedy skręcamy w kierunku sklepu spożywczo-przemysłowego, stanowiącego centrum całego osiedla.

- Nie. - Wkłada dłonie do kieszeni kurtki. - Zastanawiam się, czy powinienem być wobec ciebie szczery, czy jednak pozostać przy byciu miłym - dodaje, a ton jego głosu nie zapowiada niczego dobrego.

- Wal prosto z mostu.

- Rodzice kłócą się znowu o byle gówno i nie chcę brać w tym udziału - mówi, a słowa wypływają z jego ust zbyt swobodnie. Nie ma w nich żadnych emocji. Wydają się być puste, suche, bez koloru. Przytłacza mnie to, że chłopak nie przypomina nastolatka. Jego zachowanie w tej chwili przypomina do bólu zmęczonego życiem czterdziestolatka, który haruje w korporacji, gdzie nikt go nie potrafi docenić.

Nigdy nie mam pojęcia, co powinienem mówić, kiedy zwierza się. Wiem, że irytuje go słynne powiedzenie „będzie dobrze", ponieważ słyszał to zbyt wiele razy, a wcale nie żyje mu się lepiej.

- Nie zdążyłem nawet przekroczyć progu domu, a słyszałem krzyk - kontynuuje, ciężko wypuszczając powietrze. Wpatruje się w drogę przed nami, a jego nogi wydają się mechanicznie poruszać. Przeraża mnie jego wypranie. - Kurwa, mogłem zostać ze znajomymi, spędzając miło czas. Nie miałbym problemu z powrotem, ponieważ ktoś mógłby mnie podwieźć. Oczywiście, kurwa, że akurat dzisiaj musiałem uprzeć się przy swoim! - Irytacja wręcz przesiąka jego głos, ale on sam pozostaje niezachwiany.

- Przy czym się uparłeś?

- Stwierdziłem, że skoro piszę ostatnią kartkówkę z matmy w tym roku szkolnym to mógłbym postarać się na czwórę, a wtedy miałbym trzy na koniec i udowodnił sobie, że potrafię odbić się po tym, jak prawie oblałem w tamtym roku. Nie uwierzysz w to, ale serio chciałem usiąść z podręcznikiem i zeszytem, żeby nauczyć się samemu tych śmiesznych paraboli, jednak cały świat ponownie zwrócił się przeciwko mnie.

- Na szczęście twój kumpel Luke jest nerdem, a jego mama uczy matematyki, dlatego ze sklepu wrócimy wprost do mojego domu i ogarniemy razem funkcję kwadratową - oznajmiam, ponieważ myślę, że warto wykorzystać motywację chłopaka do nauki nieszczęsnej matematyki, a przy okazji odciągnąć go od rodzinnego gniazda, które przeżywa kolejny kryzys. On potrzebuje odcinać się od złych rzeczy wyłącznie grubą kreską, dlatego zaszycie się w moim pokoju z podręcznikiem powinno temu pomóc. Albo przynajmniej mam nadzieję, że oderwę go od demonów w jego głowie. Boję się, że pewnego razu ulegnie im, a wszystko skończy się tragicznie.

- Czy wszyscy z rodziny Hemmings mają syndrom Samarytanina?

- Z reguły tak - twierdzę. - Wyjątkiem jest ciotka Dorothea, która prawdopodobnie współpracuje z szatanem.

- Czy mówisz o tej ciotce, której nikt nie zaprasza na żadne zjazdy rodzinne, bo w ciągu pierwszej minuty spotkania zdąży ciebie obrazić na trzynaście różnych sposobów?

- Dokładnie tak.

W odpowiedzi słyszę uroczy śmiech, który zmiękcza serce. Mam nadzieję, że poradzimy sobie z bagnem, w które został wrzucony. Wygląda jeszcze piękniej, kiedy uśmiecha się, a jego szmaragdowe oczęta błyszczą w świetle słońca. Został zamknięty z dziecinną mentalnością w ciele nastolatka, dlatego pasuje mu radość do twarzy.

Bądźmy szczerzy - Michael musiał przyspieszyć swój proces dorastania, żeby zrozumieć sytuację w domu. Na zawsze gdzieś w nim zostanie część dziecka, której nie mógł w pełni wykorzystać podczas dzieciństwa, ponieważ uciekał od nieznośnych hałasów, tworzonych przez jego rodziców. Bawił się zabawkami z innymi dzieciakami, oglądał bajki w telewizji albo ganiał się po placu zabaw, ale zawsze z tyłu głowy posiadał obawy, chociaż uczęszczał dopiero do wczesnej podstawówki, gdzie większość dzieciaków przejmowała się wyłącznie tym, że przegapili premierę odcinka kreskówki. Dobija mnie to, wręcz boli. Chciałbym, aby kiedyś zaznał spokoju, bo zasługuje na niego w pełni.

Kroczymy w kierunku sklepu, zaczynając rozmowę o przyziemnych tematach, którymi próbuję odwieść chłopaka od przykrych doświadczeń. Wtedy czuję, że jego mały palec zahacza o mój. Robi to bardzo nieśmiało, jakby bał się, że go odtrącę, jednak byłoby to nieporozumieniem. Zaplatam swoją dłoń, wokół tej należącej do niego. Nie komentujemy tego, ale obydwoje nie potrafimy powstrzymać kącików ust, unoszących się ku górze.

~*~

- ...dlatego współrzędnymi dla wierzchołku paraboli jest dwa i siedem. - Liz Hemmings pisze długopisem po moim zeszycie, tłumacząc zadanie z podręcznika.

Siedzę wraz z Michaelem przy blacie stołu kuchennego, gdzie od dwóch godzin wałkujemy zadania z matematyki. Moja mama wykazała się chęcią pomocy, dlatego tłumaczy krok po kroku zagadnienia, które dla Clifforda okazują się ciężkie, aczkolwiek nie poddaje się. Uparł się przy tym, że zaliczy ostatnią kartkówkę na minimum siedemdziesiąt pięć procent, ponieważ z większością zadań nie posiada problemów. Widać w nim poprawę odkąd oblał cały semestr. Zaczął rzetelną naukę, która wychodzi mu na plus. Gdyby posiadał chęci oraz ambicję, bezproblemowo mógłby stać obok najwybitniejszy uczniów naszej szkoły, odbierając świadectwo od samego dyrektora placówki, jednak gdzieś na początku wspominałem, że on nie widzi siebie wśród prymusów.

- Głowa mi paruje - wyznaje chłopak, trzymając się dłońmi za skronie. Wpatruje się w kartki zeszytu oraz otwartą książkę. Moja mama wybucha śmiechem, słysząc jego oświadczenie.

- Odwaliłeś kawał dobrej roboty z Luke'iem, więc myślę, że masz wielkie szanse na zaliczenie tego na osiemdziesiąt procent - oznajmia rodzicielka, wpatrując się w nastolatka. Uśmiecha się pogodnie. - Idźcie odpocząć i nie zawracajcie sobie już dzisiaj głowy matmą - zaleca, zamykając podręcznik wraz z zeszytem.

- Chodź, obejrzymy „The 100", bo utknęliśmy gdzieś w połowie. - Wtrącam się do rozmowy, mając usta zapełnione czekoladą o smaku karmelowym, którą zakupiliśmy w sklepie.

- Dobra. - Michael odsuwa się na krześle, aby wstać od stołu. - Dziękuję za pomoc - zwraca się do matki, która popija ziołową herbatę.

- Nie ma za co.

- Jeśli dostanę cztery to stawiam waszej dwójce pizzę!

- Trzymam ciebie za słowo! - śmieje się Liz, a jej gesty wskazują, że zamierza wrócić do papierkowej roboty, czyli prawdopodobnie sprawdzenia kartkówek swoich uczniów, do których miała zamiar przysiąść, zanim dostrzegła, że wspólnie uczymy się. Mimowolnie wtedy zaczęła podpowiadać, a potem całkowicie wciągnęła się. Moja mama jest matematycznym świrem pełną parą. Jesteście ciekawi poziomu jej uwielbienia do matematyki? Czasami, gdy ma sporo wolnego czasu rozwiązuje zadania dla relaksu. Tak, dobrze przeczytaliście - rozwiązuje zadania dla r e l a k s u. Nie mam pojęcia, co jest uspokajającego w rozwiązywaniu równań albo wyciąganiu pierwiastków, jednak nie oceniam. Każdy posiada swoje dziwne upodobania.

Wdrapujemy się na piętro po schodach, aby dostać się do mojego pokoju. Otwierając drzwi orientuję się, że właściwie ostatnimi czasy nie miałem głowy do ogarnięcia pomieszczenia, dlatego na krześle znajduje się gromadka brudnych ubrań, na biurku talerz oraz kubek, które powinny dawno leżeć w zmywarce, a śmieci prawie wypadają z kosza. Michael wydaje się tym nie przejmować, ponieważ wdrapuje się na łóżko. Zabiera moją ulubioną poduszkę oraz koc, który przez ostatnie trzy dni leżał zawinięty w kulkę i układa się wygodnie na materacu. Owija się materiałem, jednak zostawia spory fragment, mówiąc:

- Chodź do mnie.

- Wezmę laptopa. - Podchodzę do blatu biurka, aby odłączyć urządzenie od zasilacza.

- Mhm.

Układam się obok chłopaka. Podkładam sobie małą poduszkę, ponieważ większą zabrał Clifford. Nastolatek okrywa mnie kawałkiem koca, którego nie użył. Klikam kilkakrotnie przycisk spacji, aby obudzić uśpionego laptopa. Sprawnie wpisuję hasło i odpalam przeglądarkę, gdzie włączam Netflix.

- Michael?

- Hm?

- Jak się czujesz? - Pytanie rodzi się z troski, ponieważ Michael przez cały wieczór działał mechanicznie. Pozostawał obojętny. Zachowywał się momentami niczym robot, co przerażało, mimo pozytywnych skutków, które przynosiło.

- Zmęczony, przytłoczony, zły, zestresowany... - odpowiada. Doceniam szczerość, nawet jeśli prawda okazuje się krzywdząca. Nie będę oszukiwać, że wolałbym usłyszeć inne słowa, ale świat nie szczędzi nikogo. - ...nijako.

- Chcesz się przytulić? - proponuję, ponieważ nie mam pojęcia, co mógłbym więcej zaoferować. Nie jestem Avengersem; nie posiadam super umiejętności, dzięki którym mógłbym zmienić cały świat, a w szczególności życie Michaela.

- Chcę.

Zbliża się do mnie. Obejmuje moje ramię, a głowę układa na obojczyku. Uderza we mnie słaby aromat drogeryjnych perfum, których musiał użyć kilka godzin temu, więc jestem zaskoczony, że zapach jeszcze utrzymuje się na jego ubraniach. Poprawiamy się na łóżku, aby każdemu z nas było wygodnie.

Czując ciepło jego ciała na swoim, odnoszę wrażenie, jakbym był w swoim miejscu na Ziemi. Mógłbym pozostać w tej pozycji na długie godziny, ponieważ odczuwam wyłącznie komfort psychiczny oraz fizyczny. Przy Michaelu czuję się bardzo swobodnie. Mógłbym z nim rozmawiać godzinami, chociaż spędzanie czasu w ciszy jest równie przyjemne, bo milczenie nie stanowi czegoś niezręcznego, a relaksuje naszą dwójkę.

Odpalam serial, jednak myślami znajduję się daleko. Nie rozważam o niczym konkretnym. Błądzę między wieloma obszarami życiowymi, ponieważ niezbyt interesuje mnie fabuła. Oglądam to wyłącznie ze względu na chłopaka, który wydaje się być wciągnięty w seans. Korzystam z faktu naszego położenia, więc niepewnie wysuwam wolną dłoń w jego włosy. Serce przyspiesza puls, ponieważ nigdy tego nie robiłem. Czuję się, jakbym przekraczał kolejną granicę. Kosmyki nie są gęste ani miękkie, jednakże nikogo nie powinno to dziwić, ponieważ jego włosy przeżyły bardzo wiele. Miały prawo stracić przyjazną fakturę. Michael nie zaprzecza w żaden sposób, więc nie przestaję bawić się jego włosami. Robię to finezyjnie, a w pewnym momencie słyszę cichy pomruk, który rozpala ogień w klatce piersiowej, a ciepło wydaje roznosić się po żyłach.

Nagle spędzanie czasu z Michaelem uderza inaczej, a w szczególności wtedy, kiedy posiadamy kontakt fizyczny. Jego dotyk wydaje się rozpalający, czasami wręcz parzący. Powoduje zastrzyk ekscytacji oraz przyspieszenie rytmu serca. Do głowy spływają myśli, że chciałbym spędzać z nim całe dnie oraz noce. Mógłbym go nieprzerwanie całować, przytulać, dotykać.

Oglądamy dwa pełne odcinki, jednak niewiele rozmawiamy. Chłopak wydaje się całkowicie skupiony na ekranie, a ja poświęcam uwagę jego włosom, które bardzo delikatnie pieszczę palcami. Ledwo rozpoczęliśmy trzecią część, kiedy słyszę ciche chrapanie. Zatrzymuję seans, aby upewnić się, że nie przesłyszałem się. Nie myliłem się.

Zerkam na zegarek w rogu laptopa, który wskazuje kilka minut po godzinie dwudziestej drugiej, czyli porę wzięcia prysznica przed spaniem.

Zamykam system, odkładając komputer na szafkę nocną-pufę. Uwalniam się od objęcia Michaela, jednak starając się nie budzić chłopaka. Nie miałbym serca wyrywać go ze snu, a szczególnie po ciężkim oraz męczącym dniu. Zasłużył na porządny odpoczynek.

Wyciągam z szafy swoją prowizoryczną piżamkę, którą zostawiam na pralce w łazience. Zanim idę pod prysznic, odnajmuję mamie, że Michael prawdopodobnie przenocuje, a ona tylko kiwa głową na znak przyjęcia informacji do świadomości. Wysyła SMS'a do Karen, że jej syn zostaje dzisiejszej nocy w naszym domu, żeby nie musiała się zamartwiać.

Wykonuję swoją wieczorną rutynę, która zajmuje około trzydziestu minut i wracam do swojego pokoju.

Spoglądam na chłopaka, który w dalszym ciągu znajduje się w krainie Morfeusza. Jego oddech jest miarowy. Włosy rozlewają się na poduszce. Wygląda bardzo spokojnie podczas snu, więc myślę, że nieświadomie odczuwa ulgę, bo odciął się od otaczającej rzeczywistości.

Układam się obok niego na materacu. Udostępniam mu miejsce przy ścianie wraz z moją ulubioną poduszką, jednak zabieram kawałek kocyka. Przysuwam się dosyć blisko, ponieważ łóżko nie jest wystarczająco szerokie, aby między nami był wielki odstęp podczas spania.

Wpatruję się przez moment na jego twarz, skąpaną wyłącznie w wiązankach światła ulicznych lamp, które przedostają się przez okna do pomieszczenia. Nie mogę oderwać od niego wzroku, bo wygląda pięknie.

I tylko księżyc w ciemności dostrzegł serca, które pojawiły się w moich oczach, a one zwiastują wyłącznie zauroczenie Michaelem Cliffordem.

__________

Hej, wrzucam na poprawę humoru, jeśli ktoś już wrócił do szkoły od wczoraj. Mam nadzieję, że dajecie jakoś radę i nie macie wiele stresu❤️

Komentujcie i zostawcie votes! ❤️

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top