13.
- Bawcie się dobrze! - krzyczy mama, kiedy odstawia mnie, Ashtona oraz Michaela pod blokiem, w którym mieszka Calum.
Słońce znajduje się niedaleko linii horyzontu, malując niebo na wiele barw. Miasto powoli szykuje się do snu. Auta na drogach obowiązkowo świecą lampami. Światła pojawiają się w oknach budynków oraz ulicznych lampach.
Wszyscy mamy przewieszone plecaki przez ramiona, aby utrzymać pozory „męskiego wieczoru". W rzeczywistości każdy z nas posiada w torbie czteropak piwa oraz ubrania na zmianę jutrzejszego poranka. W przypadku Michaela znalazł się jeszcze litr wódki oraz pomarańczowy sok.
Miałem ogromne szczęście, bo rodzice zgodzili się bez wahania na wspólne nocowanie w posiadłości państwa Hood. W środowy wieczór posiadali dobry humor, więc wtedy zacząłem wdrażać plan. Odbyłem z nimi krótką rozmowę w salonie, podczas której niewiele dociekali. Wystarczyło rzucić hasło, że Hood to najlepszy przyjaciel Clifforda, a towarzystwa dotrzyma nam Irwin. Więcej informacji nie potrzebowali, aby obdarzyć mnie kredytem zaufania.
Gryzie to trochę sumienie, ponieważ jeszcze nigdy nie okłamałem rodziców na wielkość tej skali. Zazwyczaj wciskałem im niewielkie kłamstewka, pokroju sprzątnięcia pokoju pod ich nieobecność albo odrobienia lekcji, gdy w rzeczywistości grałem na konsoli brata albo urządzałem prywatny koncert w salonie.
Przez krótki moment czuję się z tym źle oraz mam ochotę wyjawić całą prawdę zanim Liz odjedzie z osiedla, ale wtedy przypominam sobie ekscytację z ich nieświadomości oraz to, że wplątaliśmy w to dodatkowo dwie osoby. Wyszedłbym na beznadziejnego przyjaciela, a wolę tego uniknąć. Na dodatek małe przyjęcia nigdy nikogo nie zabiły, więc nie mamy żadnych przeszkód na drodze.
Rodzicielka odjeżdża w stronę powrotną do domu, a my wdrapujemy się na piętro, gdzie znajduje się mieszkanie rodziny Hood. W brzuchu mieszają się nerwy o pozytywnej oraz negatywnej barwie, co powoduje niezły rollercoaster emocjonalny. Odnoszę wrażenie, że głowa zaczyna puchnąć od tych przeżyć.
- Siema. - Wita się z nami Calum w progu, kilka sekund po zadzwonieniu dzwonkiem do drzwi mieszkania.
Wszyscy wymieniamy się uściskiem dłoni, przechodząc do wnętrza, które przypomina rozmiarowo apartament. Jest ogromne, mimo tego, że znajduje się w bloku. Urządzone w nowoczesnym stylu, więc przytłaczają odcienie bieli oraz szarości, wymieszane z sosnowym drewnem, jednak wygląda to spójnie. Dodatki dodają przytulności, a zdjęcia powieszone na ścianach oddają rodzinny klimat.
W drodze do pokoju gospodarza mijamy jego rodziców. Przedstawiam się z Ashtonem, ponieważ rodzina Hood nie zna naszej dwójki. Natomiast Michaela witają serdecznym objęciem, co sugeruje, że bardzo go lubią. Clifford spędza tutaj wiele czasu. Bywał okres, że wręcz tutaj pomieszkiwał, dlatego reakcja dorosłych nie powinna nikogo dziwić. Zapewne posiadali wiele wzlotów oraz upadków, jednak Michael oraz Calum wyszli na względną prostą, gdzie grzeszki w postaci domówek są wynagrodzeniem za pracę nad samym sobą.
Przechodzimy do niewielkiego pokoju nastolatka, którego grafitowe ściany kontrastują z białymi meblami. Nietypowe połączenie dobrze wygląda ze względu na ogromne okno, które zajmuje większość ściany, więc nieciężko tutaj o brak naturalnego oświetlenia. Nie znajduje się tutaj wiele mebli, ponieważ stoi tutaj jedynie łóżko, kanapa, szafa oraz komoda. Nad komodą wisi telewizor, do którego podpięta jest konsola. Na ekranie widać zatrzymaną rozgrywkę. Względnie tutaj czysto, pomijając puste pudełko od pizzy oraz butelkę po pepsi na podłodze. Mógłbym jeszcze przyczepić się do niestarannie posłanego łóżka i porozrzucanych poduszkach w przypadkowe miejsca, ale wyszedłbym na hipokrytę, bo swoje zostawiłem w postaci pobojowiska z nadzieją, że nikt nie przekroczy progu pomieszczenia pod moją nieobecność.
- Rozgośćcie się - poleca, zamykając za nami wejście do pokoju. - Mamy jeszcze prawie dwie godziny, więc spokojnie zdążymy wypić piwa na rozgrzewkę oraz zrobić turniej w FIFA - sugeruje, zasiadając na kanapie.
- Luke, nie spinaj się. - Chichocze Michael, wyłapując zmieszanie na mojej twarzy, nad którym nie potrafię zapanować. Nie kontroluję w żaden sposób uczuć, lawirujących w całym ciele.
- Nigdy jeszcze nie musiałem oszukiwać rodziców do tego stopnia. - Nie spuszczam wzroku z radosnej twarzy sąsiada. - Stresuje mnie to, że wszystko wyjdzie na jaw i będziemy mieli ogromny przypał.
- Mnie to niestraszne, ale obiecuję, że przypilnuję ciebie oraz siebie, abyśmy jutro byli żywi oraz obyło się bez zbędnych przesłuchań.
- Przypilnuję was z alkoholem, jeśli będziecie chcieli przesadzić - rzuca Ashton, przyjmując butelkę z piwem od bruneta, które wyjął z zakamarka w pokoju. - Sam nie będę wiele pił, bo muszę być trzeźwy rano, aby wrócić na chatę.
- Mamy doświadczenie z Michaelem, więc wrzuć na luz. - Calum wyciąga otwarty napój chmielny w moją stronę, które chwytam w palce z niepewnością. - Z nami nie zginiesz.
Ciężko wzdycham, próbując unormować nerwy w organizmie. Pociągam zdrowy łyk procentowego napoju, który powinien załagodzić niepokój. Próbuję wyciszyć gryzące wyrzuty sumienia oraz nieposkromione rozterki. Chłopcy skutecznie odciągają od nieprzyjemnych myśli, a w szczególności Ashton, który zna mnie na wylot, więc porusza wciągające tematy, abym zapomniał o zmartwieniach. I rzeczywiście stres w organizmie zanika z czasem.
~*~
Wypite cztery piwa w mieszkaniu Caluma zdecydowanie sprawiły, że rozluźniłem się. Niewiele potrzebuję alkoholu, aby humor poprawił się, a zmartwienia zeszły na drugi plan. Aktualnie czuję się wyjątkowo beztrosko, kiedy zbliżamy się do miejsca imprezy. W drodze dołączyła do nas Beatrice, która nie mogła mnie poznać, ponieważ nie potrafiłem pohamować chichotu, kiedy zaczęła opowiadać historię, a ona wcale nie była wystarczająco zabawna, żebym mógł śmiać się z niej przez kilka minut. Wtedy Ashton rzucił komentarz, że nie powinienem więcej pić, chociaż dochodzi ledwo dwudziesta pierwsza. Nie kłóciłem się, a właściwie to przyznałem rację, bo wolałbym pozostać świadomy tego, co robię. Na dodatek wizja kaca niedzielnego poranka nie jest optymistyczna. Wręcz poprosiłem wszystkich, żeby zabierali wszelkie drinki oraz browary z moich dłoni, jeśli którekolwiek wpadną.
- Bez przesady, że niczego nie wypijesz - wtrąca się Calum, prowadząc nas na docelowe miejsce. - Tylko pij z umiarem! I broń Boże, nie mieszaj! - zaleca, wchodząc na teren jednego z niewielkich domków, z którego roznosi się głośna muzyka oraz szum rozmów. Domyślam się, że to miejsce naszej dzisiejszej posiadówki.
Wchodzimy do wnętrza, gdzie znajduje się dosyć spora liczba ludzi. W powietrzu unosi się zapach alkoholu wymieszany z potem. Niektórzy bujają się w rytm muzyki, puszczanej z głośników telewizora. Większość spożywa trunki w mniejszych albo większych grupach, a uśmiechy nie schodzą z twarzy. Dostrzegam nawet jedną parę, która nie potrafi zaprzestać namiętnych pocałunków. Blaty są zastawione szklankami oraz butelkami. Znajdują się tutaj wszelkie rodzaje mocnych alkoholi - począwszy od klasycznej wódki, poprzez tequile, kończąc na whisky. Dla każdego coś dobrego. Nikt nie powinien narzekać.
- Cześć wam! - podchodzi do nas szczupła blondynka. Ubrana jest w krótką, skórzaną oraz przylegającą spódnicę, obcisłą bluzę oraz wysokie kozaki. Strojem eksponuje zgrabne nogi oraz pośladki. Makijażem subtelnie podkreśl urodę.
Dziewczyna przytula Michaela w bardzo czuły sposób, co trochę dezorientuje, ponieważ Caluma jedynie niedbale obejmuje. Zaczynam zastanawiać się, czy pochodzi z naszej szkoły, aczkolwiek nie kojarzę jej chociażby z widzenia. Niespodziewane napięcie pojawia się w mięśniach, a ja nie rozumiem, co właśnie dzieje się w moim wnętrzu. Wszystko wydaje się na swoim miejscu, aczkolwiek niektóre detale przeszkadzają, co zaburza ogólny obraz. Rozdrażniam się.
- Czy to wasi przyjaciele? - zadaje pytanie, wpatrując się we mnie, Ashtona oraz Beatrice. My rozglądamy się po budynku. Stoimy w trochę niezręcznym nastroju, bo zostaliśmy wrzuceni w obce towarzystwo, z którym nie mam pojęcia, jak powinniśmy obejść się.
- Tak - odpowiada jej Calum. - Ashton, Luke oraz Beatrice. - Wskazuje naszą trójkę, a my uśmiechamy się serdecznie, ponieważ w tym momencie prawdopodobnie nawiązujemy pierwszą znajomość tego wieczoru. Wypadałoby stworzyć dobre pierwsze wrażenie, bo nigdy nie dostajemy drugiej szansy.
- Jestem Crystal. - Podaje nam dłoń na przywitanie, uśmiechając się przyjaźnie. Wydaje się ciepłą osobą. Pozytywna energia bije od niej na odległości. Na dodatek pachnie dosyć słodko, co tylko stanowi jej kolejny atut. - Idźcie śmiało do kuchni po kubeczki i zaraz polejemy wam, co tylko zapragniecie - instruuje, wskazując pomieszczenie, gdzie znajduje się garstka studentów.
- Zamienimy słówko? - pyta Michael blondynkę, a ona kiwa twierdząco głową. Chwyta ją za nadgarstek, ciągnąc w bok.
Czy oni mogą mieć romans? Owszem, Michael posiadał chłopaka, jednak nie zaznaczył dobitnie, że nie mógłby wyrazić zainteresowania płcią przeciwną. Na dodatek ich przywitanie wydawało wykraczać poza sferę wyłącznie przyjaźni, a teraz jeszcze trzymają się za ręce.
Widząc ten widok przed sobą, czuję się dziwnie. Łapie mnie poczucie braku komfortu, a w sercu nastaje ukłucie, jakby ktoś w pośpiechu dźgnął klatkę piersiową szpilką. Bardzo nieprzyjemne doświadczenie, jednak nie mam pojęcia, co stanowi jego przyczynę. Odnoszę wrażenie rozdarcia albo wybicia z rytmu.
Zwalam winę na wcześniej wypity alkohol, który zaburza świadomość. Zarazem nie mogę oderwać wzroku od oddalającego się Michaela z Crystal, co wywołuje nieznane reakcje chemiczne w organizmie.
- Chodź, poszukamy piwa dla ciebie - odzywa się Calum, poganiając w kierunku kuchni. Kładzie rękę na moich plecach, popychając w przód. Odrywam spojrzenie od tamtej dwójki z cichym westchnieniem. Zaczynam przepychać się z kolegą przez innych uczestników wydarzenia.
- A mogę jednego drinka?
- Nie powinieneś... - przemawia głośno, kiedy Irwin wraz z Beatrice wymijają nas w poszukiwaniu wódki - ...przy Ashtonie, ale na szczęście nie mam na imię Ashton - dodaje konspiracyjnie, nawiązując do wcześniejszych rozmów o nie mieszeniu trunków oraz o moim najlepszym przyjacielu w roli opiekunki na imprezie, a ja jedynie wybucham śmiechem.
Blondyn wraca z piwem dla mnie, a ciemnowłosa z wódką dla ich trójki. Polewa ją do plastikowych kieliszków. Popijają colą, którą nalali do czerwonych kubeczków. Ja sączę browar ze szklanej butelki.
Nawiązujemy rozmowę, a ja zapominam chwilowo o tym, co jeszcze niedawno zadziało się w moim wnętrzu i czego nie potrafię zrozumieć. Nawet nie podejmuję się próby, żeby nad tym rozwodzić się, ponieważ nie znajduję się w odpowiednim stanie na rozmyślenia o życiu. Powinienem poczekać z tym do momentu, aż wytrzeźwieję. Aktualnie umysł pracuje na zwolnionych obrotach, co wcale nie przynosi korzyści, oprócz chwilowego zapomnienia o Bożym świecie, co wprowadza w dosyć błogi stan. Nie martwię się jutrzejszym porankiem, rodzicami ani tym, żeby nie przesadzić z alkoholem.
Gdy Irwin odrywa wzrok ode mnie, Calum niezauważalnie oddaje swój kieliszek z wódką, którą popijam piwem, czego zapewne będę później żałował, jednakże w tym momencie nie myślę o konsekwencjach, a o dobrej zabawie. Beatrice jedynie teatralnie przekręca oczami, ale trzyma buzię na kłódkę. Nawet stwarza okazję, abym mógł pozwolić sobie na więcej szotów, zaciągając mojego najlepszego przyjaciela na środek prowizorycznego parkietu.
Wpadam w wir. Podchodzą do nas ludzie na krótkie pogawędki, a potem odchodzą. Śpiewamy hity, wydobywające się z głośników. Śmiejemy się z niezbyt udanych żartów. Przemieszczamy się po domu, nawiązując przelotne znajomości, które zapewne upadną po imprezie, ale nie troszczę się o to. Wpadam na parkiet pod wpływem perswazji Beatrice, jednak nie tańczę z nią długo, ponieważ Calum porywa dziewczynę przy najbliższej okazji. Właściwie było to do przewidzenia, bo dzisiejszego wieczoru nie potrafi oderwać od niej spojrzenia. Być może powoduje to strój, którym odkrywa znaczącą część ciała, być może przez wódkę płynącą w jego żyłach, być może przez sympatię. Ona wydaje się wręcz chłonąć jego atencję, ale udaje w dalszym ciągu niedostępną. Ich relacja zdecydowanie nie należy do przeciętnych oraz prostych.
W głowie pojawiają się zawroty oraz momentami ciężko utrzymać równowagę, więc około dwudziestej trzeciej Ashton na poważnie wciela się w rolę opiekunki, zabierając wszelkie drinki z moich dłoni. Na siłę wciska nas w towarzystwo, gdzie mogę rozgadać się oraz przestać myśleć o tym, żeby wypić kolejne piwo (albo co gorsza wódkę).
W rzeczywistości próbuję zagłuszyć to, co poczułem, kiedy Michael wziął Crystal za dłoń i oddalił się w ustronne miejsce, gdzie wyłącznie Bóg wie, co robili.
~*~
Zegarek wskazuje kilka minut po godzinie trzeciej, a impreza zwalnia tempo. Kilka osób opuściło dom w poszukiwaniu dalszych przygód albo zakończenia ich. Niektórzy do muszli klozetowej zwracają wszystko, co spożyli w ciągu nocy. Na salonowej kanapie znajdują się osoby, którym chaos nie przeszkadza, aby uciąć drzemkę. Alkohol niedługo skończy się. Po pizzy oraz przekąskach zostały wyłącznie puste opakowania. Głośność muzyki zmalała, kiedy jeden z sąsiadów przyszedł ze skargą o zakłócaniu ciszy nocnej. Na parkiecie zostali najwytrwalsi, ponieważ niewiele jeszcze posiada siły, żeby tańczyć. Czas zwalnia, co nie stanowi żadnego utrapienia. Wdałem się w jedną albo dwie filozoficzne dyskusje, które przez alkohol w żyłach wydawały się bardziej intrygujące oraz interesujące. Wręcz pochłonęły mnie. Ashton jedynie wsłuchiwał się, sącząc kolejne drinki, czym porzucił postanowienie o pozostaniu trzeźwym o poranku.
Siedzę na blacie w kuchni, popijając colę z kubeczka. Wsłuchuję się w remix jednej z piosenek Rihanny. Kiwam głową w rytm muzyki, wpatrując się w obraz przede mną. Trzeźwieję, ponieważ w pewnym momencie prawie odleciałem oraz zaliczyłem pawia. Na szczęście uratował mnie Irwin, wpychając kawałek pizzy do dłoni oraz wylewając piwo na trawnik. Jadłem niezdrowe jedzenie na zewnątrz, gdzie skórę muskał orzeźwiający powiew wiatru. Przyniosło to pozytywne skutki, ponieważ aktualnie czuję się dobrze. Pozostały niewielkie zawroty głowy, aczkolwiek potrafię utrzymać się na prostych nogach oraz umiem chodzić, nie obijając się o ściany ani meble. Obawiam się, że jutrzejszego (dzisiejszego) dnia wyjdą wszystkie siniaki, które będę musiał maskować przed rodzicami oraz na zajęciach z wychowania fizycznego, co będzie nie lada wyzwaniem.
- Co robisz? - nagle przede mną staje Michael, którego nie widziałem odkąd tylko tutaj przyszliśmy.
Oglądam chłopaka, którego twarz jest lekko zaróżowiona od spożytych trunków. Zdecydowanie nie wypił wiele, bo znajduje się w lepszym stanie ode mnie. Lekki uśmiech przyozdabia usta, kiedy on wpatruje się we mnie magnetyzującym spojrzeniem. Tęczówki lśnią niczym szmaragdy w sztucznym świetle, padającym z żarówek z żyrandolu.
Hipnotyzuję się w tym widoku. Serce w pewnej sekundzie bije dwukrotnie. Nie potrafię przerwać kontaktu wzrokowego. Dopada uczucie spokoju, którego brakowało cały wieczór. Gdzieś z tyłu głowy nieustannie martwiłem się o niego, ale głupio było zalewać troskami innych, a w szczególności Caluma, ponieważ nawet nie zarejestrował tego, że jego najlepszy przyjaciel zniknął z pola widzenia na kilka godzin. Doszedłem do wniosku, że musi to stanowić normę.
- Czekam aż Ashton wróci z kibla - odpowiadam, bawiąc się czerwonym kubeczkiem w dłoni. - A ty? Gdzie zniknąłeś? - dopytuję, ponieważ wścibskość oraz nietypowe uczucie atakują kolejny raz. Próbuję znaleźć odpowiedzi na dręczące doznanie, które nie daje spokoju, mimo prób zagłuszenia go. Niełatwo wyzbyć się emocji, a w szczególności kiedy dotyczą osoby, z którą posiadasz bliską relację.
- Wkręciłem się w towarzystwo koleżanek Crystal. Rozmowa kleiła się, więc w pewnym momencie straciłem poczucie czasu.
- Czy wy...No wiesz... - przemawiam, nakierowując go na temat, który boję się poruszyć bezpośrednio.
- Kręcimy? - Kiwam głową na potwierdzenie jego przypuszczeń, a on jedynie zaczyna chichotać. - Oszalałeś w tym momencie - rzuca, nie przestając się śmiać.
- Dlaczego? - Marszczę brwi. Nie rozumiem jego reakcji, skoro ich interakcje były jednoznaczne.
- Po pierwsze to tylko przyjaciółka - stawia krok w moją stronę - po drugie jest dziewczyną, a ja ewidentnie wolę chłopców - ponownie zbliża się, stawiając kolejny krok - po trzecie jest starsza aż o pięć lat. Jest w połowie studiów, a ja raptem kończę niedługo drugą klasę liceum. - Aktualnie znajduje się zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Czuję jego oddech na swojej twarzy, ponieważ w tej pozycji góruje nade mną. Do nozdrzy dociera aromat perfum, wymieszany z dymem papierosowym oraz prawdopodobnie wódką. Niezbyt ciekawa mieszanka, ale nie potrafię się oprzeć, aby nie zaciągnąć się nią. Niewielki dystans wcale nie pomaga, żebym nie musiał wdychać aromatu.
Dostaję zawrotów głowy, jednak nie mam pojęcia, co jest przyczyną. Posiadam cały szereg przypuszczalnych czynników. Począwszy od wymieszania wódki z piwem, poprzez opary marihuany, których nawdychałem się na podwórku, jedząc pizzę, kończąc na wszczętym huraganie emocji w organizmie przez osobnika, wpatrującego się wprost w moje oczy. Cholera, mogłoby to być wszystko na raz. Znajduję się w stanie upojenia życiem, gdzie aktualnie nic nie posiada żadnych wartości. Rozważanie moralne to kwestia pobudki o poranku albo momentu, kiedy wytrzeźwieję. Oddaję stery nad życiem losowi. Odpuszczam sobie kontrolę. Nie mam głowy do podejmowania decyzji. Wolę zdać się na splot wydarzeń oraz przypadków z nadzieją, że dotrę do optymistycznego scenariusza.
- Pięć lat? - Dziwię się, unosząc brwi ku górze. - Wygląda na nasz rocznik.
Dostarczone informacje przynoszą ulgę. Nie czuję żadnego ciężaru, który nosiłem od momentu rozpoczęcia domówki. Odnoszę wrażenie, że mogę odetchnąć pełną piersią. Powietrzem wypełnić całą objętość płuc. Nie dokucza żaden sznur wokół szyi. Kurwa, nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Wszedłem na nieznane tereny, gdzie nie dostrzegam żadnej wskazówki. Wokół mnie znajduje się ciemność oraz pusta droga, ale nie posiadam nawet pieprzonej latarki.
- Nie jesteś pierwszym, ani zapewne ostatnim, który tak myślał. - Wzrusza ramionami. Niewielki uśmiech nie opuszcza jego twarzy.
Układa ręce po obydwu stronach blatu, na którym siedzę. Znajduje się bardzo, ale to bardzo blisko mnie. Czuję się onieśmielony jego obecnością, jednak nie mogę zaprzestać oglądać szmaragdowych tęczówek oraz reszty twarzy. Skupienie przenoszę na usta, które jeszcze niedawno całowałem. Pod wpływem wspomnień, przewijających się przed oczyma, koniuszkiem języka oblizuję swoje wargi.
Atakuje mnie przypływ pożądania. W atmosferze wytwarza się napięcie seksualne. Nagle oddech staje się płytki oraz drżący. W głowie przewijają się grzeszne scenariusze, co tylko pobudza. Nie kontroluję tego, co przyprawia o dyskomfort, ponieważ jeszcze niedawno nie potrafiłem myśleć o chłopcach w ten sposób. Tymczasem wystarczy, żeby Michael znalazł się kilka centymetrów ode mnie, abym zaczął odczuwać podniecenie. Fakt, że znam go od dzieciaka wcale nie pomaga. Czuję się, jakbym robił bardzo nieodpowiednie rzeczy.
- Pocałuj mnie - wypalam pod przypływem adrenaliny oraz odwagi.
- Chcesz tego? - mruczy, kładąc prawą dłoń na moim policzku. Kciukiem przejeżdża po wargach. Budzi szósty zmysł, czyli wyjątkową wrażliwość na dotyk. Twarz płonie od sunących opuszków palców po cerze. Nawet zapominam o tych wszystkich niedoskonałościach na skórze, których przecież nie powinno się dotykać rękoma. Bliskość odbiera zdrowy rozsądek.
- Tak.
Tyle wystarczyło, żeby złączył nas w pocałunku. Przylegamy ustami. Niszczymy dystans. Uderza to we mnie, niczym kamień w wodę. Topię się w tym uczuciu, które wypełnia od palców u stóp aż po czubek głowy. Czas zatrzymuje się. Muzyka stanowi wyłącznie tło wydarzeń. Skupiam się na smaku usteczek, który przypomina tequile. Pił ją z solą oraz limonką, ponieważ resztki czuję na języku. Wargi ocierają się namiętnie, ponieważ chłopak nadaje tempo. Nie potrafię za nim nadążyć, więc niemo daje znaki, żeby zwolnił. Nie posiadam tyle doświadczenia, co on. Prawidłowo odczytuje niewerbalną prośbę, dlatego zbliżenie staje się subtelne oraz spokojne.
Dostaję zawrotów głowy od emocji, wypełniających organizm. Czuję się kurewsko dobrze. Jakby skrzydła wyrosły z pleców, a z tym dostałem umiejętność unoszenia się nad ziemią. Odcinam się od otoczenia grubą kreską. Znajdujemy się na niewielkiej wyspie, a wokół nas widać jedynie wody oceanu. Skupiam się wyłącznie na wargach, które całują moje. Tracę resztki trzeźwego myślenia. Łapczywie chwytam moment naszej cielesnej bliskości. Ekscytuje to cholernie. Nigdy wcześniej w całym szesnastoletnim (prawie siedemnastoletnim) życiu nie odczuwałem pociągu do konkretnej osoby, co jest zdecydowanie lepsze, aniżeli podniecanie się do nieznanych ludzi na ekranie telefonu. Zastanawiam się, czy nie wariuję, ponieważ odblokowuję mechanizmy w ciele, których wcześniej nie znałem. Niektórych płaszczyzn chyba nie byłem w stanie odblokować sam; potrzebna była pomoc drugiego człowieka.
Nie będę niczego ukrywał - ciągnie mnie do Michaela w sposób niewytłumaczalny. Nie potrafię się oprzeć, aby chociażby nie dotknąć jego skóry. Szczerze powiedziawszy to chyba od zawsze posiadam do niego słabość. Nigdy nie potrafiłem powiedzieć „Nie", kiedy pytał o przytulaski. Podczas składania takiej prośby, nie zastanawiałem się, tylko obejmowałem go. Było to przyjemne. Nawet bardzo, aczkolwiek wydawało się to mieć wyłącznie podłoże przyjacielskie. Nigdy nie dostrzegałem w tym czegoś...romantycznego?
Nieszczęsny pocałunek wszystko pogłębił. Nagle nie mam ochoty wyłącznie go przytulać, kiedy najdzie go potrzeba bliskości z drugim człowiekiem. Chcę go całować oraz obejmować, kiedy tylko mogę. Ciągnie mnie do niego w sposób fizyczny. Mógłbym go nieustannie dotykać, czując mrowienie w podbrzuszu. Cholernie kręci ten brak dystansu między ciałami. Stykanie się klatkami piersiowymi, walka języków o dominację oraz posmak warg.
Całuję się drugi raz w życiu, ale już teraz rzucam tezę (z ręką na sercu), że uwielbiam tę czynność całym sobą.
Nie mam pojęcia, ile czasu to trwa. Gubię się w rachunkach. Skupiam się wyłącznie na ruszaniu ustami w nadany przez chłopaka rytm. Gdzieś słyszę tłuczone szkło, piosenkę The Weekend oraz głośny dziewczęcy śmiech, ale nie obchodzi mnie to. Interesuję się tylko Michaelem Cliffordem, chociaż nie mam pewności, czy powinniśmy to robić. Cóż, zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda?
Nasze niewielkie grzeszki przerywa dzwoniący telefon. Pierwsze dwa połączenia odrzucam, nie widząc świata poza nastolatkiem, który nie potrafi oderwać się ode mnie, a ja od niego. Jednak słysząc trzeci raz dzwonek, przerywam pieszczoty niezadowolony. Wyciągam telefon z kieszeni spodni, spoglądając na ekran.
- To Ashton - informuję, przeciągając palcem po wyświetlaczu. - Halo?
Czerwonowłosy nie odsuwa się. Nie przestaje oglądać mojej twarzy, z której wziął dłoń. Czuję, że policzki przyozdabiają szkarłatne rumieńce, które wręcz parzą. Dalej znajduję się w świecie beztroski, kiedy wpatruje się z niewielkim uśmiechem pod nosem. Mógłbym przeciągnąć ten moment w nieskończoność.
- Nareszcie odebrałeś - wzdycha przyjaciel - dodzwonić się gorzej niż do prezydenta. - Puszczam komentarz mimo uszu, przekręcając teatralnie oczami, ponieważ przerwał bardzo...sympatyczne doznania.
- Co się stało? - dopytuję, łapiąc z Cliffordem kontakt wzrokowy. Jego oczęta świecą oraz migoczą iskierkami. Wydaje się upojony.
- Myślę, że powinniśmy spadać, bo Calum właśnie skończył rzygać do doniczki z kwiatkami i ciężko się z nim dogadać.
- Gdzie jesteście? - Zeskakuję z blatu, lekko odpychając Michaela, który wydaje się zdezorientowany nagłą zmianą nastroju. Podzielam jego niezadowolenie, jednak przyjaciele to nasza druga rodzina. Nie potrafimy zostawić ich na lodzie.
- Z tyłu domu.
- Beatrice jest z wami? - Łapię towarzysza za przedramię, ciągnąć w stronę wyjścia z budynku. Posłusznie kroczy za mną.
- Tak - odpowiada. - Widziałeś Michaela?
- Jest ze mną.
- Dobra - odpiera. - Czekamy.
Rozłączam się, chowając komórkę w kieszeń w spodniach. Wzdycham, ponieważ wolałbym zostać w niekoniecznie czystej kuchni, aniżeli zwijać się z imprezy. Wyjście stąd oznacza zapomnienie o wszystkim oraz atak zdrowego rozsądku. Będę musiał przełknąć to, co między nami się wydarzyło. Wrócić do codzienności, jakby nie miało to znaczenia, chociaż wszystkie narządy wywróciły koziołka, a umysł pobudził. Udawać, że jest jak dawniej, chociaż wcale nie będzie. Założyć maskę na twarz i kontynuować przedstawienie na deskach teatru, zwanego życiem.
- Zwijamy się, bo Calum zaraz zaliczy zgon - tłumaczę, przeciskając się przez ludzi.
- Kurwa, poważnie?
- Poważnie.
- Zabiję go jutro, że dalej nie nauczył się, żeby nie przekraczać swoich granic.
- Uczy się od najlepszych - żartuję, nawiązując do ostatniej imprezy, na której był. W odpowiedzi spotykam się z prychnięciem, jednak dostrzegam wyraz rozbawienia na jego twarzy.
Wychodzimy na zewnątrz, rozglądając się za naszymi przyjaciółmi. Noc powoli zamienia się w dzień, ponieważ kolor nieba przybiera jasne odcienie. Nie znajduje się tutaj wiele osób, więc bezproblemowo dostrzegamy naszych znajomych. Calum leży na wznak na trawniku, wpatrując się w górę. Beatrice pali papierosa, siedząc obok niego. Natomiast Ashton stoi nad nimi niczym nad dziećmi. Irwin mimo wypitej ilości drinków trzyma się bardzo dobrze. Na pewno lepiej od Caluma, który zarzygał biedne kwiatki.
- Calum, dostaniesz wpierdol, przysięgam - grozi Clifford, podchodząc do bruneta. On ledwo rejestruje naszą obecność. Wygląda, jakby zaraz miał zasnąć na ziemi. Wziął sobie do serca, że będzie to (nie)zapomniana noc.
- Dlaczego? - Sięga po rękę, którą podaje mu Michael. Pomaga mu wstać na równe nogi w asyście Ashtona.
- Za bycie idiotą.
Podchodzę do Beatrice. Wyciągam rękę w jej stronę, a ona delikatnie ją obejmuje swoją, podciągając się w górę. Robi to z wyjątkową gracją, chociaż nie żałowała sobie alkoholu. Wychodzi, że posiada najlepszą głowę z całego towarzystwa. Uśmiecha się w niemym podziękowaniu za pomoc, co odwzajemniam.
Wybija czwarta nad ranem, a my wracamy w stronę mieszkania należącego do rodziny Hood. Calum zatacza się samotnie, upierając się, że nie potrzebuje niczyjego wsparcia. Michael idzie tuż za nim, a towarzyszy mu Ashton, z którym nawiązuje rozmowę. Beatrice kroczy ramię w ramię ze mną, wplątując w filozoficzne rozmyślenia. Słońce wschodzi nad horyzontem, budząc miasto do życia. Wiaterek muska odkrytą skórę, orzeźwiając organizm po ciężkiej nocy.
Myślami odbiegam do momentu, kiedy całowałem się z Michaelem Cliffordem. Mimowolnie uśmiecham się, a serce przez krótki moment tłoczy krew w przyspieszonym tempie. Niczego nie żałuję.
__________
Z okazji moich urodzin niech wszyscy skorzystają, dlatego wleciał najdłuższy rozdział, jaki do tej pory napisałam w życiu
Mam nadzieję, że dobrze się go czytało, ponieważ mam do niego wiele wątpliwości, jeśli mam być szczera
Nie będziemy widzieć się przed świetami, dlatego teraz życzę wam wesołych świat wielkanocnych, a przede wszystkim, aby były zdrowe, ponieważ wszyscy wiemy, jak wygląda sytuacja w naszym kraju oraz na świecie
Życzę wam jeszcze miłej reszty dnia oraz nieśmiało zachęcam do zostawienia gwiazdki pod rozdziałem❤️
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top