Rozdział 3: Żona
W odpowiedzi otrzymałem fachowe nazwy medykamentów po łacinie, z których nic nie zrozumiałem. Sebastianowi nie wolno było kłamać, ale nie do końca mu wierzyłem, że faktycznie we flakonikach było coś, co mogło poprawić moje samopoczucie. Zwyczajnie mnie zbył. Wydawało mi się jednak, że wiedział coś więcej. Posiadał niejako zakazaną dla mnie naukę. Jakby się nad tym zastanowić, był o wiele starszy od mojej osoby. Mógł mieć jakąś wiedzę na temat starożytnego leczenia. W końcu gadał coś kiedyś, że znał jednego faraona, chociaż nie bardzo zgłębiałem się w tę sprawę. Ba, był to jeden z niewielu momentów, w którym przysłuchiwałem się jego słowom.
- Zawierzam ci. Tylko jeżeli mnie otrujesz, obiecuję, że przed śmiercią wydłubię sobie oko i nie pozwolę zabrać mojej duszy - zagroziłem, wskazując na znak kontraktu, którym obdarzył mnie parę lat temu lokaj.
- To jasne jak słońce, paniczu - uśmiechnął się z wyraźnym żalem i smutkiem w oczach.
Jego postawa trochę mnie zmieszała, ale zaraz potem uznałem, że nie powinienem się przejmować byle sługą. Zawarłem układ, że wezmę wszelkie leki, jakie mi poda, w zamian za coś słodkiego przed obiadem. O dziwo, zgodził się bez większego targowania się, co jeszcze bardziej wprawiło mnie w zakłopotanie. Nic to, cieszyłem się z dobitego interesu i zaraz po jednej łyżce substancji z każdej buteleczki, raczyłem się smakiem kilku czekoladowych ciastek. Brunet był wtedy koło mnie, segregując papiery dotyczące firmy. Skorzystałem z okazji i zapytałem się mu o to, czy wie coś więcej o medycynie z dawnych czasów.
- Oczywiście. Wiem bardzo dużo o starożytnych sposobach leczenia - odparł, przekładając dokumenty z jednej sterty na drugą.
- Więc dlaczego wezwałeś lekarza? Dla spokoju ducha? O ile go oczywiście posiadasz - westchnąłem. - Zresztą skoro wiesz, co mi dolega i jak to najlepiej leczyć... - ciągnąłem temat dalej.
- Uznałem, że demoniczne metody leczenia wystraszyłyby panicza.
- D-demoniczne?! - podskoczyłem. - O czym ty mówisz? Demony chorują?
- A nie mówiłem? - przewrócił oczami, zabierając ze sobą papiery. - I nie. Demony nie chorują, paniczu.
Sebastian wyszedł z pokoju, zanim zdążyłem go zatrzymać. W zasadzie mogłem go zawołać w każdej chwili, jednak pomyślałem, że i tak za wiele się od niego nie dowiem. Jeśli nawet, byłyby to jakieś szczątkowe informacje. Następnego dnia odwiedziła mnie moja... eh, żona. Elizabeth z impetem wparowała mi do pokoju, kiedy spałem. Oczywiście tak trzasnęła drzwiami, że natychmiast się obudziłem. Nie za dobrze się wyspałem, bo w ciągu nocy nie czułem się najlepiej. Gdy spojrzałem na zegarek, było jakoś przed siódmą. Zdenerwowałem się, więc zapytałem, dlaczego niepokoiła moją o takiej godzinie. Dodałem także, że sen choremu jest bardzo potrzebny, dając jej niejako aluzję do tego, aby jak najszybciej wynosiła się z mojej rezydencji lub... może już naszej? Cholera. Dobrze, że jeszcze nie zdążyła się tu przenieść na stałe. Blondynka usiadła na moim łóżku i uśmiechnęła się słodko, jakby nie zwracała najmniejszej uwagi na to, co mówiłem.
- Mężu, a może bym się tak do ciebie wprowadziła i zajęła się tobą? - zaszczebiotała z rumieńcem na twarzy. Poczułem obrzydzenie w związku z tym, jak mnie nazwała.
- Nie mam teraz siły na przeprowadzki, daj mi spokój. Nie potrzebuję twojej osoby, a odpoczynku - syknąłem zdenerwowany i zakryłem głowę poduszką. Jak ona mnie irytowała...
- Nie potrzebujesz mnie?! - zaniosła się płaczem. - Jesteś okrutny! - łkała żałośnie, próbując wywrzeć na mnie zgodę na przeprowadzkę. Jak małe dziecko. - Oczywiście, że jestem ci potrzebna! Źle wyglądasz. Pewnie wymiotujesz ciągle po tych ciastach. Sebastian cię tuczy i nie rośniesz w górę, a po bokach - prychnęła na koniec, uderzając w mój czuły punkt, a mianowicie wzrost.
- Poczekam, aż ty upieczesz mi coś, co nadawałoby się do spożycia, a teraz się wynoś! - mruknąłem spod poduszki, pokazując jej drzwi. Modliłem się o to, aby szybko sobie stąd poszła. Błagałem o to w myślach i wręcz na głos.
- Ciel, jesteś podły! Mógłbyś być trochę milszy dla swojej żony!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top