Rozdział 18: Noc
Dzięki jego obecności czułem się odrobinę pewniej i bezpieczniej. Do tego jakiekolwiek źródło światła również mnie w jakimś stopniu uspokajało. Patrzyłem na wijący się, ognisty język, ciągnący się od knota w górę, stopniowo przymykając oczy. Kilka razy rozbudzałem się, gdyż straszyły mnie pojedyncze błyski piorunów. Sebastian długo nie opuszczał pomieszczenia. Co jakiś czas otwierałem jedno oko, przypatrując się mu. Stał wręcz w bezruchu. Na tyle oddalony ode mnie, że mogłem dojrzeć jedynie zarys jego postawy oraz różowe, demoniczne tęczówki. W tym kiepskim oświetleniu byłbym skłonny nawet do wzięcia go za posąg.
- Możesz gdzieś usiąść. Drażni mnie to, że tak ciągle nade mną stoisz. - mruknąłem pod nosem, nie mając argumentów na to, dlaczego jego obecność działała mi na nerwy.
Jednocześnie jej chciałem, a z drugiej strony żałowałem, że zgodziłem się na jego propozycję. Demon okrążył moje posłanie, siadając na skraju łóżka, przez co poczułem się trochę niezręcznie. Westchnąłem cicho, wsłuchując się w bębniący o szyby deszcz, jednocześnie znów zamykając oczy. W pewnym momencie miałem wrażenie, że moja kołdra samoistnie się przesuwała. Chwilę później poczułem na sobie dłoń demona. Znów dobierał się do mojego brzucha. W pierwszej chwili chciałem po prostu podnieść powieki i zwyczajnie go uderzyć, jednak stwierdziłem, że byłem już na tyle senny, iż nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Przynajmniej odczuwałem, że ktoś był przy mnie, co pozwalało mi zapomnieć o burzy.
- Jeszcze raz się przesuniesz, a pożałujesz - wyszeptałem w pewnej chwili, kiedy demon zmienił swoją pozycję, przez co materac zyskał nowe wgłębienie. - Jeszcze może się połóż koło mnie, co? - warknąłem podirytowany.
- Jeżeli panicz nalega... - uśmiechnął się złośliwie w odpowiedzi.
- Jak chcesz. Tylko siedź spokojnie, pozwól mi zasnąć i nie denerwuj mnie - wypaliłem prędzej, niż pomyślałem.
Potem było już za późno na odwołanie moich słów. Rozszerzyłem szeroko oczy, kiedy Sebastian bez żadnych oporów wszedł do mojego łóżka, wcześniej kulturalnie zdejmując buty oraz okrycie wierzchnie. Odłożył je gdzieś niedaleko, przysuwając się bliżej mnie, przez co na moich policzkach pojawił się niechciany rumieniec. Nie miałem okazji do spania z kimkolwiek, od czasu morderstw w rezydencji, kiedy to dzieliłem łóżko z Arthurem Doyle. Pomijając przy tym oczywiście feralną ''noc poślubną'', gdyż zwyczajnie jej nie pamiętałem i szczerze powiedziawszy, nawet nie chciałem. Westchnąłem cicho, przytulając się do białej, satynowej pościeli, nie zwracając zbyt dużej uwagi na lokaja. Ten jedynie uśmiechnął się do mnie, gasząc świeczkę. Gdy w pomieszczeniu zapadła kompletna ciemność, demon odważył się na pogłaskanie mojej osoby po głowie. Byłem dosłownie o krok od ugryzienia go z irytacji i bezsilności. Bezwstydnie naruszał moją przestrzeń osobistą oraz nie reagował na moje upomnienia. Gdy już prawie zasnąłem, znów poczułem na sobie jego dłoń w tym samym miejscu, co za pierwszym razem.
- Daj mi spać... - jęknąłem niemal niesłyszalnie.
Naprawdę chciałem wypocząć, bo byłem wtedy wybitnie zmęczony. Nie tylko burzą, ale także koszmarem, przez który się obudziłem oraz wizytą w łazience. Brunet udawał wręcz, że mnie nie usłyszał. Nie miałem na niego siły. Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do jego dotyku, chociaż nie powiem, trochę mi to zajęło. Nawet nie wiedziałem, w którym momencie kompletnie odpłynąłem. Mimo dość ciekawie spędzonej nocy, oczywiście w złym znaczeniu tego słowa, obudziłem się sam. Kiedy tylko otworzyłem oczy, wzdrygnąłem się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Sebastian nadal był w moim łóżku. Byliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Wręcz przytuleni. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Szczególnie wtedy, gdy demon spojrzał się na mnie kątem oka. Jego twarz wyrażała spokój i odprężenie, jakby fakt, że spaliśmy w jednym łóżku, był czymś zupełnie nieodbiegającym od przyjętych powszechnie norm. Zamiast na poduszce, leżałem oparty policzkiem o jego klatkę piersiową. Był ciepły i przyjemny, więc żal mi było się go pozbywać. Moja własna wygoda przewyższyła irytację. Poza milczeniem nie pozostało mi nic.
- Dzień dobry, paniczu. Jak się spało? - zapytał pogodnym tonem, kiedy zauważył, że się obudziłem. Gdy skierowałem na niego swój wzrok, dostrzegłem malujący się na jego twarzy, charakterystyczny dla bruneta, uśmiech. - Mniemam, że dobrze, jednakże wypadałoby opuścić już swoje miejsce spoczynku i zająć się czymś pożytecznym. Przykładowo śniadaniem, a następnie papierami z firmy Funtom.
- Cicho bądź - mruknąłem w odpowiedzi, natychmiast odsuwając się od niego. - Po nocnych ekscesach uważam, że bezczelnością jest proponowanie mi pracy. Ba! Bezczelnością mógłbym nazwać każde twoje ostatnie zachowanie.
Byłbym skłonny kontynuować swoje wywody, jednakże naszą rozmowę przerwała pokojówka. Mey-Rin wparowała do mojej sypialni zupełnie bez pytania, niosąc tackę z filiżanką herbaty, w towarzystwie talerzyka z jedzeniem. Zapewne zauważyła poranny brak demona w kuchni, więc postanowiła sama sprawdzić, czy już nie śpię, racząc mnie przy tym gorącym napojem i posiłkiem. Naturalnie, zaraz po zobaczeniu mojej osoby i kamerdynera w takiej sytuacji, cała zastawa poleciała na podłogę, a służąca wydała z siebie głośny pisk. Mało nie dostałem zapaści. Natychmiast zakryłem się szczelniej kołdrą, biorąc do ręki jedną z poduszek, aby się zasłonić.
- Robisz wokół siebie za dużo hałasu. Przestraszyłaś panicza, Mey-Rin - odezwał się Sebastian, za co wręcz chciałem mu podziękować. Osobiście nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. Demon wyszedł z mojego łóżka i natychmiast zarzucił na swoje ramiona czarny frak i w pośpiechu włożył buty w tym samym kolorze. Podszedł do pokojówki, podnosząc z ziemi srebrną, metalową tacę. - Będzie trzeba tu posprzątać- dodał, jakby reakcja młodej kobiety była dla niego zupełnie obojętna.
- P-panie Sebastianie! C-co to znaczy?! - dukała w niedowierzaniu, nie odrywając wzroku od bruneta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top