1

 5:50

To był następny deszczowy poranek. Dziesięć minut przed otwarciem lokalu w kuchni wciąż panował chaos z przygotowaniem wszystkich ciast. Angela krzyczała na Hanka, że sypie za dużo cukru pudru na kremowy tort, a Cece męczyła się z ekspresem, na którym pojawił się błąd systemu. Próbowałem wszystko ogarnąć latając zestresowany w tę i we w tę. 

Oficjalnie zacząłem się zastanawiać jakim cudem znoszę to każdego dnia.

8:48

"Trzeba złożyć zamówienie na kawę, cukier i herbaty z torebki o smaku truskawkowym i hibiskusowym." dyktuje z kartki Angela. Moje oczy opadają z nudy, ale staram się przynajmniej siedzieć w pionie. "Myślałam też nad zmianą szyldu. Trochę zardzewiał."

"To dodaje mu uroku." mówię, wyglądając zza zaplecza na kasę. Trę ze zmęczenia twarz, poprawiając zaraz po tym swoje pierścionki. 

"Ostatnio więcej tutaj siedzisz niż faktycznie coś robisz." komentuje bez żadnych zahamowań. "Weź się w garść, zacznij trochę żyć, co, Harry?"

Potakuję, słuchając piąte przez dziesiąte.

"Ten tydzień jest trudny." mówię. "Dużo się dzieje i.... pogoda jest taka przygnębiająca."

Angela odkłada notatnik i robi surową minę.

"Weź się w garść." powtarza, wstając z krzesła. "I złóż dzisiaj zamówienie, jeśli chcesz, żeby ten biznes się kręcił."

"Okay." wzdycham. "Zaraz to zrobię.''

10:04

"Razem będzie 5 funtów." uśmiecham się do rudowłosej klientki przede mną i podaje jej na tacce filiżankę herbaty i dwa kawałki sernika. Dziewczyna płaci płaci kartą i dziękuje. "Smacznego."

Zagapiam się w pewien punkcik za oknem, gdzie ludzie mijają kawiarenkę pod parasolami, auta pędzą ulicami, a dzieci podskakują nad kałużami i śmieją się do dorosłych. Do cholery, co mi jest? Czy to faktycznie sama pogoda tak na mnie działa....

Drzwi otwierają się i na ten jeden moment wstrzymuję oddech. 

To ten chłopak. Ten którego miałem nadzieję już nigdy nie zobaczyć. Ten który zachował się gorzej niż małe dziecko. Spinam się cały na ciele, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują. Szatyn patrzy wyzywająco i nie urywa wzroku nawet, kiedy zajmuje stałe miejsce przy oknie. Jego twarz pozostaje bez grama emocji. Ma na sobie przyduży, czarny pelerynko-płaszcz, a z jego grzywki skapuje woda. Wygląda....niech to szlag. Smutno. Źle. W jego oczach nie ma błysku i mają w sobie coś co przypomina.... błaganie.

"Angela?" dziewczyna spogląda na mnie z uniesioną brwią. "Zastąpisz mnie na kasie?"

"Jasne." podaje mi notatnik i długopis. "Trzymaj."

Czuję, że muszę do niego iść i nie myślę trzeźwo, gdy faktycznie podążam w jego kierunku. Mężczyzna wydaje się śledzić każdy mój krok, czekając. Cierpliwie, bez kąśliwego uśmiechu.

"Dzień dobry." odzywam się, na co szatyn nie reaguje. "Nie sądziłem, że jeszcze cię zobaczę."

"Poproszę szklankę wody." mówi, otulając się ciaśniej okryciem. 

"Nie chciałbyś czegoś innego na rozgrzanie?"

Szatyn parska śmiechem.

"Sugerujesz coś konkretnego?"

Nie wierzę.

"Um." przełykam ślinę przez ściśnięte gardło. "Mam na myśli...miałem na myśli herbatę." 

"To podziękuje." na jego ustach formuje się uśmieszek, który bardzo szybko znika. "Chcę wodę."

"Dobrze." 

Nauczyłem się po poprzednim razie, że z tym człowiekiem nie ma co się kłócić. 

"Zaraz przyniosę."

Gdy odchodzę czuję na sobie jego wzrok. Jak można być tak onieśmielającym? Mój boże

Kiedy wracam ze szklanką wody, chłopak drży z zimna, a jego usta przypominają kolorem lód. 

"Słuchaj, wiem, że źle zaczęliśmy i zastanawiam się czy-"

"Czemu ty tyle gadasz?" irytuje się, przysuwając do siebie picie. "Za każdym razem próbujesz być w dupę uprzejmy. Wyluzuj trochę."

Stoję w milczeniu, niepewny jaki powinien być mój następny ruch.

"Czemu wróciłeś?" 

Szatyn wywraca oczami.

"I znowu to samo... muszę mieć powód?"

"Każdy ma jakiś powód. Niektórzy śpieszą się do pracy, ale bez kawy nie potrafią funkcjonować, więc zahaczają w pośpiechu o to miejsce. Są też tacy, którzy przychodzą tutaj na spotkanie z przyjaciółmi, inni wpadają, ponieważ mają ochotę na tartę-"

"Czy nie mówiłem ci już ostatnim razem, że nie jestem jak inni?" upija porządny łyk wody. "Nie muszę mieć powodu."

"Jak tam chcesz." mruczę pod nosem. Zerkam za siebie, gdzie Angela wyraźnie przysłuchuje się naszej rozmowie. "Jak się nazywasz?"

Chłopak zatapia swoje małe dłonie w kieszeniach spodni. Nie patrzy mi w oczy, tak jak uprzednim razem, natomiast uważnie obserwuje auta, które rozchlapują wodę na pieszych.

"Louis." szepcze, robiąc następny łyk. "Ile za wodę?"

"Um, na koszt firmy." odpowiadam, na co szatyn odważa się spojrzeć mi prosto w oczy. Wzruszam ramionami. "To tylko woda."

"Aż woda." mówi i rzuca na stół 20 funtów. "Dzięki za gościnę."

Tuż po tym wstaje, wymija mnie i opuszcza kawiarnię.

22:15

Jeszcze żadna noc nie była dla mnie tak męcząca jak dzisiejsza. Przez cały czas moje myśli obracają się wokół tajemniczego Louisa, którego za cholerę nie potrafię pojąć. Szczerze? Od naszego pierwszego spotkania wracałem do niego częściej niż mam odwagę przyznać.

Ten chłopak ma w sobie coś co przyciąga ciekawską duszę. Masz ochotę poznać więcej i więcej i więcej i....to się nie kończy, bo Louis sprawia wrażenie osoby, która nigdy nie przestaje być interesująca.

Ciekawe czy jeszcze wróci?

Dlaczego za każdym razem zamawia tylko wodę? To jakaś chora tradycja?

Czy Louis każdego traktuje tak.... obcesowo?  

Dlaczego tak naprawdę wrócił? Mógł nalać sobie szklankę wody w domu....

Dlaczego zachowuje się tak dziwnie? Coś z nim nie tak?

Te wszystkie pytania nie dają mi spać. Chcę go poznać bliżej, tylko nie rozumiem dlaczego.

-

10:20

"Harry..." na wpół śpiący mruczę do telefonu 'co'. Valerie, jedna z kelnerek kawiarenki, ścisza głos. "Przyszedł jakiś chłopak i pyta o ciebie."

"Jaki znowu chłopak?" mamroczę, przecierając knykciami oczy. "W jakiej sprawie?"

"Klient, rozumiesz. Spytał w których godzinach i w jakich dniach pracujesz. Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam czy powinnam i... zezłościł się strasznie. Wyszedł z kawiarni trzaskając drzwiami."

Przez minutę milczę, przetwarzając wiadomości.

"Znasz go, Harry? Zrobiłam coś źle?" panikuje. "Po prostu nie wiedziałam jak się zachować-"

"Nie zrobiłaś nic źle, Val, oddychaj." dziewczyna stara się wyrównać oddech. Skupiam swój wzrok na śnieżnobiałym suficie. "To pewnie nikt ważny, nie ma się co nim przejmować."

"Nie opowiedziałam ci najważniejszego!" unosi szeptem głos. "Słuchaj, chciałam przyjąć od niego zamówienie, zaproponowałam mu ciasteczka owsiane z dzisiejszej oferty śniadaniowej, na co nakrzyczał na mnie, że już zażyczył sobie wodę, więc nie rozumie po co jeszcze się odzywam. Był taki dziwny."

Teraz to tylko zaciskam usta. Trochę mi ulżyło, że nie był taki tylko wobec mnie, a faktycznie dla wszystkich.

"Valerie wróć do pracy i w ogóle się tym nie przejmuj. Przyjadę jutro o piątej. Trzymaj się."

-

11:40

Mieliście kiedyś tak, że spotykacie kogoś i nagle ta osoba znajduje drogę do twojego życia na wiele różnych sposobów? Na przykład, woda nie jest już tylko wodą. A imię 'Louis' nie kojarzy ci się już tylko z Francją, ale i też z kawiarnią. Wszystko zsyła na ciebie myśli o tej osobie i znaki.

Właśnie tak się czuję, gdy mój przyjaciel stawia przede mną pustą szklankę.

"Co byś chciał?" pyta Niall, oferując sok, colę i piwo. Przez chwilę mrugam nieobecny, po czym przejmuję od niego alkohol. Brunet siada naprzeciwko mnie, obserwując uważnie. 

"Dobra, Styles, co się dzieje?" bierze łyk piwa, nie spuszczając ze mnie oczu. "Ostatnim razem, kiedy widziałem cię tak przygnębionego umarł ci kot, więc, przejdź do rzeczy."

"Nie wiem."

Nie jest to do końca prawda, ale nie umiem tego ująć w słowa. 

"Wiesz."

Kręcę głową.

"To... nie ma logiki." irytuję się, patrząc w bok. "Nic wielkiego się nie wydarzyło. Przyszedł jakiś chłopak do kawiarni- jest taki dziwny, że ciągle siedzi mi w głowie." wzruszam ramionami. "Valerie zadzwoniła jakiś czas temu, że mnie szukał i zdenerwował się, gdy odmówiła mu powiedzenia, kiedy będę mieć zmianę."

"Dziwny... w jakim sensie dziwny?" marszczy brwi. "Czy ty znowu skreślasz każdego chłopaka, który wykazał minimalne zainteresowanie tobą-"

"Nie! Mówię ci, Niall on nie jest mną zainteresowany, po prostu lubi przychodzić do kawiarni, by zamówić szklankę cholernej wody. Rzadko patrzy komuś w oczy i potrafi powiedzieć ci w twarz wszystko co o tobie pomyśli."

"Ale dupek." śmieje się. "Podryw na szklankę wody, tego jeszcze nie słyszałem."

"On mnie nie podrywa." syczę. "Ugh, nieważne. Do ciebie można gadać jak do ściany."

"Harry, Harry, Harry." mówi pobłażliwie. "Czy ty siebie słyszysz? Podobasz się mu to oczywiste. Nikt nie przychodzi do kawiarni po szklankę wody."

"On tak." neguję. "On jest wyjątkiem."

"Nie, nie jest wyjątkiem." Niall wstaje od stołu i automatycznie poprawia swoje włosy. "Mam nowe zlecenie dla Vogue'a." oznajmia nagle. "Tym razem w umowę wchodzi kolekcja Stelli."

"McCartney?" otwieram w szoku usta. Chłopak potakuje z uśmiechem. "Boże, Niall! To wspaniale! Uwielbiam jej ciuchy, kiedy sesja?"

"We wtorek." zakłada ręce. "Oczekuję, że wybierzesz się ze mną. Mógłbyś dostarczyć pączki! Na pewno znowu wszystkich oczarujesz."

"Nie ma wątpliwości." wyszczerzam zęby. "Chociaż nie wiem czy jestem gotowy na ponowne odganianie od siebie modelek, wiesz jak to jest, stary-"

"Bez obaw, tak się składa, że to kolekcja męska, więc jak już to otoczą cię same muskularne typki."

"Nie jest ci wstyd, że wykorzystujesz płeć męską żeby dostać darmowe pączki..."

Niall wzrusza ramionami, wpychając sobie do buzi rogalika z czekoladą.

"Any troche"

-

Wtorek, 10:13

Mój przyjaciel pracował już dla kilku znanych marek w tym dla Adidasa, Michaela Korsa i Valentino. Mieliśmy nieprzerwaną tradycję, że przy każdej pierwszej sesji dla takiej marki mam obowiązek mu towarzyszyć. Uwielbiałem przyglądać się jak skacze z aparatem i skupia na wybieraniu odpowiednich zdjęć dla magazynów, które obiegają cały świat. Było w tym coś ekscytującego.

"Gdzie są wszyscy?" 

Stawiam na malutkim stoliczku donuty i rozglądam się za modelami. Większość rzeczy była już przygotowana. Spóźniłem się też o pół godziny przez korek, więc....

"Wyszli na kawę." odpowiada Niall z ziewnięciem. Siedzi z rozwartymi nogami i pochyla się do kabli. "Mi też by się przydała, ale musiałem zaktualizować laptop."

"Mogę ci pójść po jedną." 

"Nie, nie, napisałem, um, jednemu z nich, żeby kupił też dla mnie. Zrobiliśmy już parę ujęć-" przerywa z ziewnięciem, po czym trze oczy. Jeez, wygląda na wykończonego."Mam ciężki dzień."

"To weź się w garść, nie możesz tego spieprzyć."

Kucam przed Niallem, który potakuje na zgodę. Wie o tym, jeden błąd i cofnie się do tyłu, zamiast posunąć do przodu. Taka szansa jak ta trafia się raz na pięć miesięcy, rzadko tak wielkie marki dają szansę wybijającym się dopiero fotografom. 

Przez studio przechodzi salwa śmiechu, co może symbolizować tylko powrót gwiazd. Podnoszę się do pionu i obserwuję jak chłopcy- o zróżnicowanej urodzie- zbierają się przy Niallu i stylistce. Brunet uśmiecha się do każdego, zagadując o rzeczy, które tylko oni potrafią zrozumieć. 

"Przesuńcie się, pieprzone wielkoludy!" rozlega się piskliwy krzyk i ktoś zaczyna się przedzierać przez modeli z pierwszego rzędu. W górze unosi kubek ze Starbucksa, żeby go nie wylać, ale i też żeby dać znać, że idzie z gorącym napojem. 

Mój żołądek robi obrót w momencie, gdy wyłania się z tłumu i wreszcie widzę go w pełnej okazałości.

"Trzymaj, Horan, stałem tam chyba z godzinę..." narzeka szatyn, wywracając oczami. 

"Dzięki, obiecuję, że zrobię tobie najlepsze ujęcia ze wszystkich."

"To się napracujesz." mamrocze pod nosem, ale Niall nie skupia już na nim uwagi. 

Chłopak otwiera swój własny kubek, w którym zauważam wodę i wyrzuca zawleczkę do kosza. Odwraca się do mnie tyłem i przygląda się jak reszta przebiera się w dobrane stroje. 

"Śledzisz mnie?" pyta w nicość, siorbiąc wodę. Zajmuje mi chwilę ogarnięcie, że zwraca się do mnie. Widzę jak kręci w pobłażaniu głową. "Niezła robota."

"Ja...ja, nie, Louis, nie śledzę ciebie." mówię zakłopotany. Zerka przez ramię z kpiącym uśmiechem. "Niall to mój przyjaciel, chodzę z nimi na niektóre sesje."

"Niektóre sesje." przedrzeźnia mnie. "Co ty nie powiesz, Styles."

"Nawet nie wiedziałem, że jesteś modelem." 

"Ah, no tak, bo wcale na takiego nie wyglądam, prawda?" odzywa się ze złością, a jego drobne palce ściskając mocniej kubek. 

"Co?"

Szok maluje się na mojej twarzy, nie rozumiem go, po prostu go nie rozumiem

"Nic takiego nie powiedziałem." dodaję pospiesznie, na co Louis przełyka ciężko ślinę. "Uważam, że jak najbardziej się nadajesz, jeśli patrzymy na aspekty związane z urodą czy sylwetką."

Oczy Louisa przeszywają mnie na wskroś i mają w sobie coś magicznego. Tym prostym gestem czujesz, że przejmuje kontrole i nie jesteś pewien czy to co mówisz ma najmniejszy sens.

"Uważasz, że jestem atrakcyjny?"

Każde jego następne pytanie zbija mnie bardziej z tropu. 

"Um, em...to znaczy..."

"Czy to w twoim języku oznacza 'nie, spierdalaj'? Dzięki. Wielkie" przerwa. "dzięki." 

"Nie to chciałem powiedzieć." wyznaję, starając się tym razem wypowiedzieć każde zamierzone słowo. 

"Cóż, nic nie powiedziałeś, więc-"

"Jesteś piękny." szepczę, a Louis parska do kubka. "Albo atrakcyjny, jak wolisz."

"To są dwie różne rzeczy i tylko jedna- w tej konwersacji- jest wyrażeniem poprawnym."

"Piękny." 

Szatyn zaciska wargi, po czym oblizuje je i odkłada kubeczek na stole. 

"Błędne."

"Jaka jest niby różnica?" dopytuję się, robiąc krok w jego stronę. Louis mruga powoli oczami, niby od niechcenia, gdy zaczyna udzielać mi odpowiedzi.

"Człowiek atrakcyjny jest pod każdym względem idealny dla osoby, która tak ją ocenia. To sformułowanie zawiera również takie słowa jak: przystojny i proporcjonalny, kiedy 'piękny' to wyrażenie nieidealne, piękny może być kwiatek, ale nie każdemu ten kwiatek się spodoba. Natomiast jeśli nazwiemy kwiatek atrakcyjnym każdy widzi w nim te nieskazitelne płatki i to jak perfekcyjnie na siebie nachodzą. Piękność to miara niemęska, a atrakcyjność to niezaprzeczalna seksowność."

Zamurowuje mnie.

"Muszę lecieć." mówi i faktycznie ma wyczucie czasu, bo stylistka woła jego imię. "Jeśli miałbyś wątpliwości, uważam, że jesteś atrakcyjny." odwraca się tyłem, chociaż nie przestaje jeszcze mówić. "I serwujesz najlepszą wodę w mieście."






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top