☙•❧

Kaminari Denki nie do końca wiedział jakim cudem wylądował w łóżku z totalnie nieznajomym typem, o śnieżnobiałej cerze i liliowych, miękkich kosmykach włosów.

Nie wiedział też do końca czy to całe zdarzenie było wynikiem przypadku, gdzie po prostu dwójka młodych osób bez powodu zaczyna najpierw tańczyć obok siebie, by stopniowo ocierać ciało o to drugiego i finalnie przelizać się na środku pomieszczenia w akompaniamencie głośnej muzyki z wielkich czarnych głośników poustawianych w rogach sali, czy może już od samego początku pojawienia się na imprezie przyciągnęli swoja wzajemną uwagę, ich wzrok nie odrywał się od drugiego, co skłoniło ich do jakieś wzajemnej interakcji (czy to zwyczajna rozmowa, wypicie paru shotów, czy spalenie jointa w ogródku przed domem).

Kaminari nie wiedział, bo nic nie pamiętał.

Ale jakkolwiek do tego doszło — nie żałował.

Drugi raz był świadomy połowicznie, przyjemniej przez tego drugiego chłopaka, który wpadł w połowie następnej imprezy do altany, gdzie złotowłosy już dosyć mocno spity prawie pokładał się na szerokim, drewnianym stole z puszką jakiegoś niepoprawnie słodkiego piwa (mango, cytryna i ananas, kurwa) i śliniąc się jak cholerny mops. Sam fioletowowłosy chłopak nie wiedział, czym dokładnie kierowało się jego ciało, żeby podejść do złotowłosego, pomóc mu wstać, oświadczyć jego znajomym, że zajmie się nim  i wprowadzić go do domu, by następnie poczuć przyjemny oddech na szyi, który spowodował, że jego kroki skierowały się na schody prowadzące na piętro, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzać.

I kurwa serio się nim zajął.

Po trzecim razie Denki Kaminari wreszcie poznał imię i nazwisko chłopaka, który zdążył go już minimum trzy razy wypieprzyć.

Nie czuł się z tym źle, ba, nawet nie poczuł większej różnicy, gdy już takową informację nabył.

Pierwszy raz, gdy było im dane rozmawiać na trzeźwo, był w małej kawalerce blondwłosego, do której dostali się około trzeciej nad ranem, uberem, liżąc się całą drogę i jęcząc sobie nawzajem w usta. Przez ułamek sekundy w głowie fioletowowłosego przeleciała myśl, czy aby na pewno kierowca nie doliczył sobie paru złotych do rachunku, za oglądanie na żywo tego prawie-porno.

Po zrobieniu dwóch mocnych kaw, postawieniu ich na małym stoliczku kawowym i zasiądzeniu na małej kanapie, oboje mogli wreszcie poznać swój dokładny wygląd. Złote oczy świdrowały sylwetkę od stóp do głów, zawieszając dłużej wzrok na rozpiętej, białej i całej pogniecionej koszuli, automatycznie przygryzając już dosyć mocno spuchniętą dolną wargę. Idąc w górę, natrafił na parę czerwonych śladów na obojczykach, szyi i barkach, które momentalnie spowodowały jakieś niewyobrażalne ciepło w drobnym ciele, by na koniec otaksować wzrokiem twarz chłopaka. Dobrze zarysowana linia szczęki, malinowe usta, worki pod oczami, które można by porównać do pieprzonych plam po herbacie na białym, aksamitnym obrusie. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, a Denki zauważył jak bardzo widać w nich pożądanie, gdy poczuł ciepło bijące od jego ciała, to wiedział, co zaraz się stanie.

A gdy poczuł dłonie błądzące po jego ciele, spierzchnięte usta, które jego właściciel po chwili oblizał, a następnie zaczął kreślić językiem niewidzialne ślaczki na jego skórze, zaczynając od policzków, wrażliwych uszu, poprzez szyje, obojczyki i kończąc na pieprzonych sutkach, które przez dreszcze stwardniały, wiedział, że przepadł.

Znowu.

Ale tym razem mógł chociaż wyjęczeć jego imię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top